tag:blogger.com,1999:blog-31773879.post5889299763187199354..comments2024-03-24T08:29:04.208+01:00Comments on Przeczytałam książkę: "Muismy porozmawiać o Kevinie" Lionel ShriverAnnahttp://www.blogger.com/profile/06077439546808561502noreply@blogger.comBlogger4125tag:blogger.com,1999:blog-31773879.post-33037788523919461802015-06-05T12:24:17.944+02:002015-06-05T12:24:17.944+02:00Bardzo jestem ciekawa, co byś powiedziała po lektu...Bardzo jestem ciekawa, co byś powiedziała po lekturze, bo wychodzi na to, że ksiązka jest jednak odmienna od filmu. Fakt, książka uczula na mniej przyjemne aspekty macierzyństwa i nie przeczę, że może ono się wiązać z depresją, odrzuceniem dziecka, trudnościami, ale tak jak pisałam Koczowniczce moim zdaniem Shriver się totalnie rozjechała. Bo przecież przedstawia rodziców jako bardzo troskliwych, zmartwionych, ale nie robią kompletnie nic w sprawie zachowań dzieci, które ewidentnie nie są normalne. Zakładam, że wiele osób ma podobne rozterki w pierwszej ciąży - mogłabym wiele napisać o sobie, ale to może raczej prywatnie:) Na pewno nie czułam po porodzie żadnej eksplozji miłości, fali uczuć i ciepła. Z moich, laickich naturalnie, obserwacji wynika, ze biologia ma jednak spory wpływ na osobowość i zachowanie dziecka ale nie wierzę, że może urodzić się ktoś z gruntu kompletnie zły. Nie wierzę, że noworodek jest złośliwy, nie wierzę, że zaledwie kilkulatek, który ma byc normalny, potrafi godzinami gapić się w dywan. Nie doszłam w końcu do tego, czy Shriver celowo przejaskrawiła swoją wizję, czy faktycznie uważa, że takie coś jest możliwe. I tak, zgadzam się, to raczej książka o matce, niż o synu. Super, że się rozgadałaś, mogłabym dyskutować godzinami!Annahttps://www.blogger.com/profile/06077439546808561502noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-31773879.post-66452395868384227592015-06-05T12:18:48.792+02:002015-06-05T12:18:48.792+02:00Mnie ona z zasady, tematycznie, też interesowała, ...Mnie ona z zasady, tematycznie, też interesowała, tylko wykonanie mojej zdaniem jest bardzo słabe. Taka rodzina jest konstruktem pani Shriver, po prostu nie wierzę jej.Annahttps://www.blogger.com/profile/06077439546808561502noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-31773879.post-74575284305864667122015-06-02T18:55:11.906+02:002015-06-02T18:55:11.906+02:00Z dużym zainteresowaniem przeczytałam Twoją recenz...Z dużym zainteresowaniem przeczytałam Twoją recenzję. Ja tej książki nie czytałam, głównie dlatego, że widziałam film na jej podstawie (choć nie wiedziałam wtedy, że to adaptacja), znakomity zresztą. Bardzo zapadł mi w pamięć, jest moim zdaniem świetnie nakręcony i zagrany (Tilda Swinton w wybitnej roli matki i bardzo demoniczny i przekonujący Ezra Miller jako nastoletni Kevin). Ale ta powieść była nieodłącznym elementem dyskusji w klubie książkowym, do którego należę. Prawie wszystkie uczestniczki ją przeczytały i dyskusje na jej temat toczyły czasem bardzo gwałtowne ;-) Większość uznała ją za rewelacyjną, choć przerażającą i przedstawiającą straszną wizję macierzyństwa. Tylko jedna koleżanka rzuciła nią o ścianę (serio) i stwierdziła, że to kompletne bzdury i nie da się tego czytać; wiele z jej obserwacji było bardzo zbliżonych do Twoich, choć dobrnęła chyba tylko do setnej strony ;-) Tak czy owak ja nie chciałam sobie psuć wizji tej historii, którą poznałam poprzez film, i nie zdecydowałam się na lekturę. Jeśli nie widziałaś ekranizacji, to polecam! Te absurdy i nierealistyczne zachowania bohaterów, które opisujesz, jakoś nie rzucały się aż tak w oczy. Wyszłam z kina oszołomiona, ale pytania, które sobie zadawałam, były bardziej ogólne na temat macierzyństwa: jak to jest, gdy nie do końca chce się mieć dziecko, które już w drodze, gdy nie jest się pewnym, czy się je w ogóle kocha? I czy takie uczucia wpływają na to, jakie to dziecko będzie? Czy można się urodzić z gruntu złym? To dylemat z cyklu nature vs. nurture - do jakiego stopnia wpływ na ludzką osobowość ma biologia w porównaniu z wychowaniem i środowiskiem, w jakim się dorasta? I tak dalej. Film jest przede wszystkim portretem psychologicznym matki, która do końca życia będzie płacić za to, co zrobił jej syn. Ojca tam faktycznie mało, ale może właśnie o to chodziło? Ogólnie presja ciążąca na matkach jest dużo większa, niż na ojcach. To one są nadal głównie odpowiedzialne za wychowanie, choćby nie wiem jak "zachodnie" było społeczeństwo. Gdy dzieciak schodzi na złą drogę, wini się zazwyczaj matkę właśnie... <br />Strasznie się rozgadałam, ale jak widać cztery lata po obejrzeniu tego filmu nadal mi te pytania chodzą po głowie! :-)Marianna in Africahttps://www.blogger.com/profile/08928521866892070564noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-31773879.post-31698622744807823822015-06-01T12:21:55.502+02:002015-06-01T12:21:55.502+02:00Tym razem nasze oceny książki się rozminęły :) Mni...Tym razem nasze oceny książki się rozminęły :) Mnie "Musimy porozmawiać..." ogromnie interesowała, mogę powiedzieć, że tej książki nie przeczytałam, a przeżyłam ją. Zachowania Franklina też nie rozumiałam. Franklin to zaślepiony głupiec i wbrew pozorom bardzo zły ojciec. Najbardziej było mi żal małej Celii. Agnieszka (koczowniczka)https://www.blogger.com/profile/12007125482129713740noreply@blogger.com