Kolejny kryminał Viktora Arnara - w mooim odczuciu to jednak bardziej niemal saga rodzinna i dobry kawałek historii dwudziestowiecznej Islandii niż kryminał. Swoją opowieść oplata autor wokół wątku morderstwa Jacoba Kielera juniora - potomka znanej i szanowanej rodziny mieszczańskiej. Ciało Jacoba odnajduje jego gospodyni i w tym momencie rozpoczyna się zadziwiające śledztwo. Akcja powieści toczy się na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Pełna podziwu śledziłam drobiazgowe opisy ówczesnych metod śledczych - sposobu analizy odcisków palców i innych obiektów znalezionych w miejscu zbrodni. Jestem pełna podziwu wobec wiedzy autora. Rozdziały, dotyczące śledztwa przelatane są fragmentami dziennika, jaki przez całe swoje życie prowadził ojciec ofiary. Był on wybitnym inżynierem, którego pasją i idee fixe było wybudowanie na Islandii kolei. Dzięki zapiskom z dziennika poznajemy jego życie, walkę o realizcję marzeń, warunki życia w Isladnii, aktualne wydarzenia polityczne i ich odbiór a także życie codzienne. Akcja nabiera rumieńców gdy dowiadujemy się, iż Jacob Kieler senior czyli ojciec ofiary zginał w niemal identyczny sposób. Viktor Arnar również szczegółowo opisuje policjantów biorących udział w śledztwie - każdy z nich ma zupełnie inną osobowość i mam wrażenie, że można było poświęcić więcej czasu na jeszcze bliższe ich naszkicowanie. Dla miłośników Islandii piękne zapewne będą również opisy przyrody islandzkiej. Bardzo podobała mi się ta powieść i podziwiam autora za wiedzę i z pewnością drobiazgowe badania, które poprzedziły pisanie.
Viktor Arnar Ingólfsson, Haus ohne Spuren, tł. Coletta Bürling, 366 str., Lübbe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz