Piętnastolatek poznaje przypadkiem kobietę dwadzieścia lat straszą od niego. Początkowa fascynacja seksualna zamienia się w uczucie. Chłopak spędza z nią wolne chwile, kochając się i czytając jej książki. Do dnia, gdy kochanka nagle, bez zapowiedzi, znika.
Kilka lat później spotyka ją jako student prawa na sali sądowej. Hanna siedzi na ławie oskarżonych jako była strażniczka obozu koncentracyjnego. Jej obrona i zachowanie w sądzie są zupełnie nieprzewidywalne, wręcz nieudolne.
Powieść tę można rozważać na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze mamy miłość. Miłość uzależniającą, zmuszającą do poniżania się, destrukcyjną. Ale przede wszystkiem miłość, która wiąże na całe życie. Czasem główny płomień przygasa, ale zawsze się czai i niewinne wspomnienie pozwala wybuchnąć mu na nowo.
Z drugiej strony historia Hanny pozwala Schlinkowi, a właściwie jego bohaterowi, snuć rozważania na temat winy, odpowiedzialności, rozrachunku z rodzicami, współwiny - bo pokochał Hannę. Temat do dziś w Niemczech aktualny choć z pewnością nie tak, jak w latach siedemdziesiątych. Warto jednka zauważyć, że w niemieckich szkołach to lektura obowiązkowa.
A jak mi się podobało? Jakoś niebardzo. Pierwszą część książki odbierałam wręcz jako nużącą, autor wydaje się nabierać rozpędu od momentu relacji z sali sądowej. Za najlepszą uważam część trzecią - zaskakujące wypadki, dojrzalsze rozważania bohatera i postawa Hanny. Dopiero te sytuacje dają czytelnikowi do myślenia. Przede wszystkim na temat postawy Hanny - bo do końca nie poznajemy jej odczuć, jej myśli, jej spostrzeżeń.
Nie przemawia do mnie styl Schlinka, niezwykle krótkie rozdziały odbierałam jak rwanie rozpoczętych myśli. Gdyby nie ostatnia część odłożyłabym książkę rozczarowana.
Musze przyznać, że bardzo ciekawa jestem filmu - rzadko mi się to zdarza, bo literaturę przedkładam nad film, bez wyjątku. Tu jednak mam wrażenie, że to niezwykle dobry materiał filmowy.
Bernhard Schlink, Der Vorleser, 207 str., Diogenes.
Kilka lat później spotyka ją jako student prawa na sali sądowej. Hanna siedzi na ławie oskarżonych jako była strażniczka obozu koncentracyjnego. Jej obrona i zachowanie w sądzie są zupełnie nieprzewidywalne, wręcz nieudolne.
Powieść tę można rozważać na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze mamy miłość. Miłość uzależniającą, zmuszającą do poniżania się, destrukcyjną. Ale przede wszystkiem miłość, która wiąże na całe życie. Czasem główny płomień przygasa, ale zawsze się czai i niewinne wspomnienie pozwala wybuchnąć mu na nowo.
Z drugiej strony historia Hanny pozwala Schlinkowi, a właściwie jego bohaterowi, snuć rozważania na temat winy, odpowiedzialności, rozrachunku z rodzicami, współwiny - bo pokochał Hannę. Temat do dziś w Niemczech aktualny choć z pewnością nie tak, jak w latach siedemdziesiątych. Warto jednka zauważyć, że w niemieckich szkołach to lektura obowiązkowa.
A jak mi się podobało? Jakoś niebardzo. Pierwszą część książki odbierałam wręcz jako nużącą, autor wydaje się nabierać rozpędu od momentu relacji z sali sądowej. Za najlepszą uważam część trzecią - zaskakujące wypadki, dojrzalsze rozważania bohatera i postawa Hanny. Dopiero te sytuacje dają czytelnikowi do myślenia. Przede wszystkim na temat postawy Hanny - bo do końca nie poznajemy jej odczuć, jej myśli, jej spostrzeżeń.
Nie przemawia do mnie styl Schlinka, niezwykle krótkie rozdziały odbierałam jak rwanie rozpoczętych myśli. Gdyby nie ostatnia część odłożyłabym książkę rozczarowana.
Musze przyznać, że bardzo ciekawa jestem filmu - rzadko mi się to zdarza, bo literaturę przedkładam nad film, bez wyjątku. Tu jednak mam wrażenie, że to niezwykle dobry materiał filmowy.
Widziałam film, moim zdaniem warty obejrzenia.
OdpowiedzUsuńJa znam ekranizację i polecam. Z książką zapoznam się chyba w wakacje.
OdpowiedzUsuń