Strony

wtorek, 22 marca 2011

Jeszcze raz o klasyce

Nadrabiając czytanie zaległych wydań Dużego Formatu, trafiłam na felieton Krzysztofa Vargi, w którym cytuje on Andermanna:

"W naszych czasach pisarz ciągnie swą twórczość do grobu. Wznowienia zdarzają się niezwykle rzadko, bo martwy autor nie może mieć już wpływu na sprzedawalność książki. (...) Nie ma pisarza, nie ma jego książek, szlus, fertig".

Varga natomiast po lekturze "Good night Dżerzi" Głowackiego konstatuje:

"Powieść Głowackiego o Kosińskim przeczytałem (...)i natychmiast zapragnąłem przeczytać także wszystkie książki Kosińskiego. (...) I zdziwiłem się, że mamy tu sukces wielki książki Głowackiego o Kosińskim, a Kosińskim nie sypnęło z tej okazji masowo po księgarniach, cóż za brak zmysłu handlowego, pomyślałem, czemu ten, kto ma prawda do Dżerziego, jego wznowień nie wstawia do księgar ń i nie eksponuje?"

Muszę przyznać, że spostrzeżenia Vargi i Andermanna rzuciły trochę inne światło na kwestię nie wydawania/nie wznawiania klasyki w Polsce. Zgadzacie się z tymi wypowiedziami?

15 komentarzy:

  1. Oj zgadzamy, niestety. Taki jest urok rynku wydawniczego w Polsce, jednych autorów nie drukuje się wogóle, drugich się nie wznawia przez dziesiątki lat, trzecim spośród np. kilkunastu napisanych dobrych książek wydaje się jedną i na tym koniec a czwartym wydaje się każdy rodzaj wypocin jaki przyjdzie im do głowy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Taa, w pierwszym komentarzu to tylko jeszcze brakuje życzliwego zwrócenia uwagi, że to przecież żywym kolegom się pomaga, żeby mieli jak utrzymać rodziny z pracy piórem.

    Przestałam doszukiwać się logiki w planach wydawców, niektórzy kierują się jeszcze pewną filozofią i własnym przesłaniem, ale większość stwarza wrażenie uczestników biegu na największą wygraną.
    Pamiętam jak po premierze "Angielskiego pacjenta " zachwyciłam się Ondaatje i chciałam kupić książkę w Polsce - pan mnie w księgarnii zrugał, że oni to mieli dwa lata temu i nikt kupować nie chciał, a teraz jak po filmie wszyscy chcą, to on mi nie pomoże, że nie kupiłam wcześniej. No to kupiłam w Nieczech, mając do wyboru z okładką filmową lub bez. To było ile lat temu, 15?
    Najwyrażniej ta branża wciąż się jeszcze uczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam na mysli komentarz w poście! Pisałyśmy najwyrażniej z Paulą jednocześnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Paulo ja nadal próbuję doszukać się jakiejś logiki, planu, nie wiem czego? Pomysłu?

    Pemberley niezła hsitoria, nie chcę gloryfikować Niemiec, bo tutejszego rynku wydawniczego też nie znam. Wiem tylko, że jako zwykły śmiertelnik co chcę to kupuję, rzadko zdarza się, żeby książka już w ogóle nie była dostępna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tez nie gloryfikuje, no i w Niemczech nie jest tak jak w Anglii, gdzie klasykow dostaje sie za symbolicznego jednego funta. :).
    Ty masz pewnie tak samo jak ja te szczegolna sytuacje, ze przyjezdzajac na kilka dni do Polski chcialabys miec wszystkie wymarzone ksiazki dostepne na jednym miejscu, bez koniecznosci organizowania to przez wysylkowa, to przez allegro, a to moze przeczytam szybko na miejscu z biblioteki.

    Co do "Angielskiego pacjenta" to kilka czy kilkanascie miesiecy pozniej byl znow dostepny w polskich ksiegarniach, wiec moze akurat Kosinskiego ktos jeszcze do nastepnych swiat wznowi :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kosińskiego kilka książek w PL ostatnio wznowili, być może właśnie na fali powieści Głowackiego.

    Ostatnio z "wiekowych" pisarzy polskich wznowiono Myśliwskiego, wznawia się Białoszewskiego, Filipowicza, chyba też Iwaszkiewicza. Ale ogólnie jest kiepsko i wydaje mi się, że rządzą tu twarde prawa rynku. Jeśli pojawia się ekranizacja, biografia, dzienniki, wtedy jest większa szansa na wznowienie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja po prostu już nawet nie sprawdzam, czy jakaś książka jest dostępna w Polsce czy nie, gdy chcę coś kupić, kupuję wydanie angielskie. Gucio niedawno zapragnął przeczytać Andreia Kurkova "Death and the Penguin" (po polsku "Kryptonim Pingwin"). Pomyśleliśmy, że z rosyjskiego polskie tłumaczenie może być lepsze. I co z tego, skoro polskie wydanie to "towar niedostępny"? Lepiej wejść do którejkolwiek księgarni londyńskiej i kupić ot tak, natychmiast. No bo w Polsce wydano powieść w 2004 roku, no to wiadomo, że się "spóźniliśmy" :) Trzeba kupować w Polsce jak tylko się książki ukazują, kto pierwszy ten lepszy, inaczej nie zostanie nic. A coś takiego jak dodruk na żadanie w ogóle nie istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, słusznie pisze Pemberley, że klasyków w najtańszym wydaniu Penguina można dostać za grosze (nie mówiąc o tym, że sklepy charytatywne są nimi zawalone). Prawo autorskie wygasa po 70 latach od śmierci autora, więc zarobić można tylko na jakimś szczególnym wydaniu dzieł, ale jak kogoś interesuje sama treść, to może ją dostać bardzo tanio. Na Kindle'u też czasem wszystkie dzieła jednego pisarza można kupić za kilkadziesiąt pensów.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pem ja już przezornie wcześniej zamawiam książki i na mnie czekają, gdy przyjeżdżam. Wydaje mi się, że niemieckich klasyków też można stosunkowo tanio przez Projekt GUtenberg albo żółte Reclamy poznać.

    Anka, sprawdziłam z ciekawości i faktycznie można dostać "Wystarczy być", "Malowanego ptaka", "Pasję" i "Randkę w ciemno". Nie wiem z autopsji jak to wygląda w Polsce w księgarniach ale w Niemczech przy takich okazjach w najbardziej wyeksponowanych miejscach od razu prezentowane są wszystkie pokrewne książki chodliwego tematu. Mnie to akurat ze strony czytelnika męczy, jak mam być szczera.
    Skłaniam się także do Twojego zdania, ale łudziłam się, ze może są jeszcze jakieś inne powody.

    Chihiro już chyba wcześniej pisałyśmy o tym, zdecydowanie tak, książki należy brać od razu i nie zwlekać...

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety Kosiński nie stał na półce koło Głowackiego, to są raczej dwa różne wydawnictwa;( Prawdę mówiąc książki JK widziałam wtedy tylko na jednej wystawie w stolicy. Ciekawe, czy za taki pozycjonowanie też się płaci? Bo w empiku podobno tak.

    Skutkiem takiej sytuacji są czasem zbójeckie ceny na allegro za niektóre książki. I to nie te sprzed 20, 30 lat, ale np. sprzed 10. Ostatnio zdziwiłam się cenami niektórych powieści P. Rotha - ok. 100 zł za egzemplarz. To już lepiej angielskiego się nauczyć i sprowadzić choćby używany egz. z zagranicy;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mam pojęcia czy pozycjonowanie wiąże się z finansami? A te zbójeckie ceny widziałam! W takich momentach cieszę się bardzo, że moge czytać w innych językach:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Coś w tym jest, ale akurat rynek wydawniczy w Polsce jest tak zadziwiająco skonstruowany, że lepiej się w to nie zagłębiać. Zwariować by można... ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Niestety pozycjonowanie jest faktem, książka stała się towarem jak (prawie) każdy inny;( Stąd wielu tytułów w empiku nie ma, stawia się raczej na książki modne, albo w miarę łatwe.

    OdpowiedzUsuń
  14. Futbolowa nie mogę nic na to poradzić, że taka ciekawska jestem:)

    Anka domyślam się ale jednak przykre to:(

    OdpowiedzUsuń
  15. Pozycjonowanie wiąże się z finansami, sieciówki książkowe działają tak samo jak hipermarkety.

    OdpowiedzUsuń