Strony

niedziela, 14 sierpnia 2011

"Matka odchodzi" Tadeusz Różewicz


"To, co w naszym domu było najdroższe i najpiękniejsze, to Mama."

Książka Różewicza zaskakuje różnorodnością. Nie spodziewałam się tylu form literackich w tak szczupłej przecież pozycji. Po prozatorskim wstępie poety, czytamy relacje pisane przez Stefanię Różewicz. Pierwsza z nich opisuje życie na wsi na początku dwudziestego wieku. To wyśmienity obraz przerażającej biedy, zacofania, braku higieny i wiary w zabobony. W drugiej relacji Stefania Różewicz wspomina narodziny i dzieciństwo małego Tadeusza.
Bezpośrednio po tych klarownych, prostych ale równocześnie bardzo sugestywnych opisach, Różewicz umieścił kilkanaście wierszy. Ta część jest dla mnie zdecydowanie najmniej ciekawa - czytelnicy mojego bloga wiedzą, że za poezja nie przepadam.
Zapiski Różewicza z 1957 roku - roku śmierci matki - uderzają z ogromną siłą w rozczytanego w wierszach czytelnika. Kontrast formy literackiej nie mógłby być większy. Głęboko intymne odczucia, jakie towarzyszą poecie, wspierającego umierającą matkę, boleśnie wdzierają się w świadomość. Przepełnione miłością do matki słowa poety wzruszają swoją prywatnością. Powolne odchodzenie matki, jej cierpienie, zawstydzenie fizjologią wdzierają się w świadomość czytelnika i długo jej nie opuszczą. Różewicz opisuje umieranie matki tak szczerze, dosłownie wręcz, że jego słowa ranią i koją zarazem.
Późniejsze wspomnienia poety, tekst starszego brata Janusza oraz opowiadanie Stanisława Różewicza wraz z czarno-białymi fotografiami dopełniają obrazu matki.

Wszystkie te relacje są bardzo różne. Świat matki jest poukładany, logiczny, rozsądny. Świat syna to chaos, zaplątanie, kluczenie, zabłąkane myśli. Te światy łączy jednak głęboka miłość. Miłość wzruszająca i szczera, miłość bolesna i trudna. Niełatwo ująć w słowa wszystkie aspekty tego uczucia, Różewiczowi to się udało.

Moja ocena: 5/6

Tadeusz Różewicz, Matka odchodzi, 134 str., Wydawnictwo Dolnośląskie

5 komentarzy:

  1. Myślę, że to lektura, na którą warto zwrócić uwagę - chociażby z uwagi na nazwisko autora... Recenzja bardzo mnie zachęciła, a okładka tej książki przyciąga w jakiś magiczny, mroczny sposób dawnych lat. Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wczoraj zapoznawałam się z laureatami Nagrody Nike i wpisałam ten tytuł na listę książek, które chcę przeczytać. Twoja recenzja utwierdziła mnie w tym przekonaniu :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Domi cieszę się, że cię zachęciłam.

    Maya miło mi!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś wypożyczyłam tę książkę z biblioteki oksfordzkiej i przeczytałam niemal jednym tchem. Zrobiła na mnie duże wrażenie, niestety nie pamiętam z niej zupełnie nic, poza klimatem. I pamiętam, że byłam pełna podziwu dla odwagi i szczerości, z jaką Różewicz pisał o matce. Piękna książka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chihiro i ja ją przeczytałam jednym tchem. Dokładnie to samo u Różewicza podziwiam. Mnie tez trochę przypomina "Lalę" Dehnela - inny sposób przekazu ale tematyka podobna nieco.

    OdpowiedzUsuń