Ostatnia noc była niezwykle krótka - ale zrozumiecie mnie, gdy wam powiem, że musiałam skończyć trzecią część kwartetu olandzkiego Theorina. Te niecałe sto stron, które mi zostały do końca, kusiły tak bardzo, że nie mogłam się oprzeć.
Theorin uwodzi czytelnika sprawdzoną formułą - krótkie rozdziały, krótkie zdania, szybka akcja, spora doza tajemniczości.
Na Olandii rozpoczyna się wiosna - Gerlof opuszcza dom starców, by zamieszkać w swoim domku w Stenvik. Nie mogą go opuścić przeczucia, że jego życie dobiega końca, więc ostatnie chwile chce spędzić pośród budzącej się do życia przyrody. Równocześnie do Stenvik sprowadzają się nowi mieszkańcy. W okolicy kamieniołomu powstają dwie nowe luksuswe wille. W jednej z nich mieszkają Venedla i Max. Vendela urodziła się i spędziła niezbyt szczęśliwe dzieciństwo na wyspie.
Natomiast w małym domku niedawno zmarłego przyjaciela Gerlofa - Ernsta - zamieszkał jego dalszy krewny Per.
Per jest rozwodnikiem, okresowo zajmuje się swoimi dziećmi - nastoletnimi bliźniakami. Jego córka jest ciężko chora, większość czasu spędza w szpitalu. Per jednak nie może poświęcić się całkowicie opiece nad nią, nagle kontaktuje się z nim ojciec. Jerry jest schorowany, po wylewie nie potrafi dobrze mówić, ale pragnie koniecznie przekazać synowi pewną wiadomość. Mimo że Per nigdy nie miał z ojcem dobrego kontaktu, postanawia mu pomóc. Cudem ratuje go z pożaru, który wybuchł w jego studio filmowym, Wraz z Jerrym rusza tropem jego brudnej przeszłości - ojciec Pera był znanym w kraju producentem filmów porno i wydawcą czasopism
pornograficznych. Chcąc nie chcąc Per zagłębia się w podejrzane interesy ojca i odkrywa coraz bardziej zdumiewające powiązania.
Theorin ponownie bardzo mocno umiejscawia swoją akcję na Olandii - Vendela wierzy w mieszkające w Alvarecie elfy - wszystko wskazuje na to, że te stworzenia wielokrotnie miały wpływ na jej życie.
Theorin zręcznie kreśli charaktery swoich bohaterów, szczególnie Pera i Vendelii. Oboje są nieszczęśliwi, samotni i zagubieni. Zdziwiło mnie jednak tak wielkie zaangażowanie Pera w rozwikłanie problemów niekochanego ojca, a tak niewielkie wsparcie dla ciężko chorej córki. Theorin sugeruje, że zajmowanie się Jerrym jest terapią i zajęciem myśli dla zrozpaczonego ojca - ale nie przekonał mnie do tej teorii.
"Blutstein" wydał mi się być słabszy od drugiego, moim zdaniem najlepszego, tomu kwartetu olandzkiego. To na pewno dobra, szybka lektura na kilka wieczorów, ale dla mnie bez fajerwerków.
Moja ocena: 4/6
Johan Theorin, Blutstein, tł. Kerstin Schöps, 446 str., Piper Verlag 2011
Nie czytałam tomu pierwszego, więc jak już to zacznę najpierw od pierwszej części a dopiero jak mi się spodoba, to chętnie sięgnę po kolejny tom.
OdpowiedzUsuń