Strony

piątek, 16 września 2016

"Rzeki Hadesu" Marek Krajewski


Rzutem na taśmę, po Liczbach Charona sięgnęłam po Rzeki Hadesu i dokupiłam kolejne brakujące mi tomy lwowskiego cyklu.

Akcja powieści rozpoczyna się w powojennym Wrocławiu - zaskoczyło mnie to, spodziewałam się przecież Lwowa. Okazało się jednak, że Krajewski główne śledztwo spina we wrocławskie klamry. Po wojnie nie tylko lwowska śmietanka została przesiedlona do Wrocławia, z miasta uciekł także cały półświatek. Porwanie dziewczynki, córki wysoko postawionego pracownika UB, bardzo przypomina podobne porwanie, które wydarzyło się w 1933 roku we Lwowie. Popielski nie może sam zająć się śledztwem, jest jednak bardzo zainteresowany rozwiązaniem zagadki. Liczy, że dzięki odnalezieniu dziewczynki, wyciągnie z więzienia torturowaną kuzynkę Lodzię. Żyjący incognito policjant spotyka się więc ze starym kumplem Mockiem i prosi go o pomoc, uprzednio opowiadając historię lwowskiego śledztwa.

Porwana została niepełnosprawna umysłowo dziewczynka. Dziecko wróciło do rodziców ale ojciec pała żądzą zemsty. Popielski niedawno ponownie został przyjęty do pracy w policji, co stawia go przed dylematem moralnym. Do odszukania porywacza dziewczynki chce go zatrudnić bogaty ojciec  - przemytnik i bandzior. Po odnalezieniu pedofila sam chce wymierzyć mu sprawiedliwość. Popielski waha się, nie chce stracić pracy w policji, ulega jednak szantażowi, gdy ów ojciec porywa Ritę - jego córkę. Clou śledztwa jest identyfikacja pewnych białych użytych przez pedofila kwiatów.

Bardzo podobało mi się połączenie Wrocławia i Lwowa oraz Eberharda Mocka i Edwarda Popielskiego, jak i powtórzenie ram porwania. Krajewski stara się bardzo wiernie oddać realia życia w powojennym Wrocławiu oraz koloryt przedwojennego Lwowa. Autor zachwyca jak zwykle językowo - przede wszystkich w scenach tortur we wrocławskim więzieniu jak i molestowania seksualnego dziecka. U Krajewskiego to nie śledztwo jest najważniejsze - trudno tu szukać wartkiej akcji i jej niespotykanych zwrotów. Autor uwodzi raczej zamysłem, szukaniem istoty zbrodni i językiem. Liczne łacińskie wtręty, gwara i dosadność czynią z tej książki lingwistyczną ucztę. Nie jest to jednak uczta dla osób o delikatnym podniebieniu. Takiego czytelnika może ogarnąć obrzydzenie i wstręt. Krajewski zawarł w powieści to, co najgorsze w naturze ludzkiej - brutalność, agresję i pedofilię.

Już cieszę się na kolejne książki Krajewskiego - ponownie przekonałam się, że bardzo mi leży jego stylistyka.

Moja ocena: 5/6

Marek Krajewski, Rzeki Hadesu, 275 str., Wydawnictwo Znak 2012.

2 komentarze:

  1. Krajewski jest erudytą, mało osób pisze w Polsce w ten sposób. Spośród jego serii wolę tę z Popielskim od tej z Mockiem. Ostatnio mocno zaczęło mnie razić epatowanie drastycznymi detalami. "Arena szczurów" była pod tym względem naprawdę ciężko strawna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zdecydowanie, ja bardzo lubię taki wyszukany język. To jestem ciekawa, bo epatowanie lubię, ale może też mam granice?

      Usuń