Planowałam lekturę tej powieści po przypomnieniu sobie książki Zabić drozda, którą czytałam w liceum i z której nie pamiętam kompletnie nic. Wyszło jednak inaczej. Ponownie dzięki gościom ta książka trafiła w moje ręce wcześniej i zdecydowałam się na lekturę, która niestety mnie nie usatysfakcjonowała.
Jean Louise Finch mieszka w Nowym Jorku, daleko od Maycomb nie tylko mierząc dystans, ale i obyczaje i poglądy. Planowane w mieście rodzinnym wakacje unaocznią jej te różnice nader boleśnie.
Zarówno przyjaciel z młodości i kandydat na męża Henry jak i ukochany ojciec Atticus rozczarują ją całkowicie.
Lee rozpracowuje tutaj wszelkie aspekty tematu różnic rasowych. Postępowe i nowojorskie podejście Jean Louise zupełnie nie przystaje do poglądów, jakie panują w Maycomb. Mieszkańcy miasteczka natomiast nie rozumieją dziewczyny, która według nich nie jest w stanie pojąć tamtejszej sytuacji, zupełnie odmiennej od życia w wielkim mieście.
Jean Louise odkrywa, że ideały, w które święcie wierzyła, nie istnieją. Jej rozczarowanie jest tak ogromne, że nie potrafi go unieść. Gorycz odkrycia innej strony ojca i bliskich jej osób jest porażająca. Okazuje się, że świat widziany oczyma dziecka i nastolatki był biało-czarny, jako dorosła dziewczyna odkrywa w nim odcienie szarości i rysy. Przeraża ją nie tylko rasizm ale wyraźny podział między białymi - hołotą i wyższą warstwą. Te odkrycia szokują czytelnika tak samo, jak i główną bohaterkę.
Mimo to konflikt rasowy, nadanie Afroamerykanom praw obywatelskich są tylko tłem powieści. Ważnym wątkiem jest konflikt między Jean Louise, a ojcem. To bolesny proces odnajdywania miłości, bliskości, a przede wszystkim odszukiwania różnic i akceptowania ich. Przedstawienie tej drogi nie przekonało mnie jednak - wydaje mi się, że dziewczyna zbyt łatwo i szybko akceptuje trudną dla niej prawdę.
Z drugiej strony Lee wiele miejsca poświęca retrospekcjom - tak, jakby nie mogła się zdecydować na jedną formę swej powieści. Mnie wspomnienia Jean Louise jednak najbardziej się podobały - wydarzenia ze szkoły, ze spotkań z przyjaciółmi i wspólne przeżycia z nieżyjącym bratem nadają powieści nutkę nostalgii i swojskości.
Powieść Lee mnie nie przekonała. Nie odnalazłam się w mimo wszystko chaotycznej narracji. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że autorka chciała umieścić w tej niezbyt obszernej książce wszystko i przedobrzyła. Nie podobał mi się także język. Męcząca maniera wtrącania w dialogi niewypowiedzianych myśli Jean Louise zmuszała mnie do ciągłego wracania kilka wersów wstecz i sprawdzania, które słowa naprawdę zostały wypowiedziane.
Koniecznie muszę sobie przypomnieć Zabić drozda, by w pełni zrozumieć tę książkę. Brak wspomnieć z tamtej lektury, nie pozwala mi w pełni zrozumieć i zinterpretować Idź, postaw wartownika. Ta książka czytana oddzielnie wydaje się być niepełna, a przesłanie autorki zagmatwane.
Moja ocena: 3,5/6
Harper Lee, Gehe hin, stelle einen Wächter, tł. Klaus Timmermann i Ulrike Wasel, 315 str., Penguin Verlag 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz