Strony

środa, 19 kwietnia 2017

"13 pięter" Filip Springer


Od czasu przeczytania Miedzianki bardzo cenię książki Springera, do tego stopnia, że kupuję je w ślepo. Na urlopie zupełnie przypadkiem zdecydowałam się na lekturę 13 pięter, która jednak stricte urlopowa nie jest.

Na początku czytanie szło mi opornie. Długa pierwsza część poświęcona jest stanowi mieszkalnictwa w międzywojennej Warszawie, który był gorzej niż katastrofalny. Springer dokładnie analizuje ówczesne materiały, opisuje działania jednostek, związków i organizacji oraz przede wszystkim przedstawia niewyobrażalną nędzę i rozpacz ludzi pozbawionych przestrzeni do życia. Ludzi tak zrozpaczonych, że masowo popełniają samobójstwa, pociągając za sobą rodziny. Ten momentami przydługi dyskurs historyczny nie znalazł się w książce bez powodu. Już ówcześnie zabrakło systemowego rozwiązania, odgórnego, kompleksowego pomysłu na rozwiązanie problemu mieszkaniowego. Sytuacja, wbrew oczekiwaniom, nie rozwiązała się samoistnie po wojnie. Kolejne pokolenia radzą sobie z nią inwencją i prowizorką, gnieżdżąc się w zbyt małych mieszkaniach.

Springer przeskakuje do współczesności i książka staje się jeszcze bardziej smutna i pesymistyczna. Wkurzająca powiedziałabym. Nadal nikt nie ma pomysłu na polskie mieszkalnictwo. Wolna amerykanka na rynku, deweloperzy, kredyty, eksmisje, fraki szwajcarskie rozrastają się i opanowują polskie społeczeństwo jak wrzód. Krokiem w dorosłość nie stają się ukończone studia, praca czy rodzina lecz kredyt na x lat. Sytuacja paranoidalna i nieporównywalna z żadnym mi znanym krajem. Takie realia zupełnie mnie ominęły, ale mam doświadczenie wynajmowania lokum na studiach, które nie miało nic wspólnego z cywilizowanymi warunkami lokalowymi i administracyjnymi. Z rosnącymi przerażeniem i smutkiem czytałam egzemplaryczne historie Polaków uwikłanych w kredyty, eksmisje i problemy lokalowe, stwierdzając, że od czasu mojej wyprowadzki z Polski w tej kwestii niewiele się zmieniło na lepsze.

Druga, współczesna część książki podobała mi się bardziej, jeśli tutaj w ogóle można mówić o podobaniu się, rozumiem jednak konieczność cofnięcia się w czasie. Co więcej cenię ten zabieg, który pozwolił dogłębnie zrozumieć genezę takiej sytuacji mieszkaniowej, jaka istnieje w Polsce. Springer po raz kolejny udowodnił, że potrafi przekuć nawet tak trudny temat w dobry reportaż.

Moja ocena: 4/6

Filip Springer, 13 pięter, 288 str., Wydawnictwo Czarne 2015.

2 komentarze:

  1. Mnie ta książka bardzo się podobała, ale wydawała mi się takim tylko liźnięciem problemu. Bo współczesne polskie mieszkalnictwo to nie tylko kredyty we frankach, ale też tysiące innych problemów. Mam też wrażenie, że autor całkowicie niesłusznie ominął mieszkalnictwo w PRLu (chociaż rozumiem, że stawia zawsze raczej na krótszą formę), bo to właśnie PRL przyzwyczaił ludzi do tego, że mają własne mieszkania przy praktycznie żadnym dramatycznym ich obciążeniu. I stąd też brak w Polsce kultury wynajmu, który kojarzy się z niestabilnością i studenckimi czasami :)

    Myślę, że ta książka to doskonały przyczynek do dalszych dyskusji na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, można by jeszcze ten problem rozwinąć i mnie także brakowało okresu PRL-u, ale myślę, że Springer celowo pominął ten czas. Temat na pewno gorący i warty dyskusji. Dla mnie zupełnie kosmiczny, w Niemczech kwestia mieszkań jest zupełnie inaczej rozwiązana i pamiętam jak się męczyłam na początku, żeby wytłumaczyć rodzinie, że nie wynajmuję od kogoś, że to też nie spółdzielnia, że to inaczej działa. Jak z innej planety.

      Usuń