Lektura Kwiatu kalafiora przeniosła mnie w czasy, gdy zachwycałam się Jeżycjadą i nareszcie doczekałam się takiej Musierowicz, jaką wtedy uwielbiałam. Nie jestem w stanie całkiem bezkrytycznie czytać jej książek ale Kwiat kalafiora to jak dotychczas najlepszy tom. Myślę, że to jednak rodzina Borejków stanowi ducha tego cyklu. Świetnie było wrócić do dzieciństwa i lat młodzieńczych czterech sióstr i przypomnieć sobie ich charakterki.
Otóż Gaba, Ida, Natalia i Pulpa wcale nie są takie idealne - lenią się, kłócą, docinają sobie i ani im w głowie pomóc mamie czy przejąć część domowych obowiązków. Gaba i Ida zajęte są do tego urokami wieku młodzieńczego takimi jak pierwsze zauroczenia, spotkania ze znajomymi i dyskusje o świecie i życiu. Gdy mama ląduje w szpitalu, obowiązek prowadzenia domu spada na Gabrysię, a życie sióstr diametralnie się zmienia.
W tej książce wyalienowanie taty, brak jakiejkolwiek gospodarności, a nawet wątpliwe metody wychowawcze bardziej rozczulają niż denerwują. Gdy Gaba daje klapsa, przeprasza, a tata Ignacy jest tak oderwany od wszelakiej rzeczywistości, że z duża dozą dobrej woli, jestem mu to w stanie wybaczyć.
Jak to u Musierowicz bywa, każdy tom to inna historia miłosna. Tutaj gra toczy się o przyszłość Gabrysi, która początkowo odpiera niezbyt udolne zaloty Janusza Pyziaka. Zupełnie inaczej czyta się tę opowieść, znając dalsze losy tego związku. Najfajniejszy jednak w Kwiecie kalafiora jest humor - dowcipne odzywki dzieciarni, liściki do mamy, nieporozumienia wywoływały uśmiech na twarzy nawet tak zblazowanego czytelnika jak ja :P
Oczywiście nie można zapomnieć o aspekcie sentymentalnym - opisy życia w PRL-u zrozumie chyba tylko ten, kto go zaznał. To bardziej smutna melancholia, bo nie były to przyjazne czasy, ale jednak to moje dzieciństwo, więc jednak symboliczna łezka w oku nieraz się u mnie zakręciła.
Bardzo jestem ciekawa jak odbiorę dalsze tomy Jeżycjady, mam zamiar przeczytać jeszcze raz wszystkie (no może te całkiem najnowsze, które czytałam niedawno, odpuszczę).
Moja ocena: 5/6
Małgorzata Musierowicz, Kwiat kalafiora, 178 str., Nasza Księgarnia 1988.
Jak to u Musierowicz bywa, każdy tom to inna historia miłosna. Tutaj gra toczy się o przyszłość Gabrysi, która początkowo odpiera niezbyt udolne zaloty Janusza Pyziaka. Zupełnie inaczej czyta się tę opowieść, znając dalsze losy tego związku. Najfajniejszy jednak w Kwiecie kalafiora jest humor - dowcipne odzywki dzieciarni, liściki do mamy, nieporozumienia wywoływały uśmiech na twarzy nawet tak zblazowanego czytelnika jak ja :P
Oczywiście nie można zapomnieć o aspekcie sentymentalnym - opisy życia w PRL-u zrozumie chyba tylko ten, kto go zaznał. To bardziej smutna melancholia, bo nie były to przyjazne czasy, ale jednak to moje dzieciństwo, więc jednak symboliczna łezka w oku nieraz się u mnie zakręciła.
Bardzo jestem ciekawa jak odbiorę dalsze tomy Jeżycjady, mam zamiar przeczytać jeszcze raz wszystkie (no może te całkiem najnowsze, które czytałam niedawno, odpuszczę).
Moja ocena: 5/6
Małgorzata Musierowicz, Kwiat kalafiora, 178 str., Nasza Księgarnia 1988.
Zauważam ogromne podobieństwo mojego syna z Natalią! Cały czas chce siedzieć w wannie!!!
OdpowiedzUsuńSuper, ale wystających zębów i rudych loczków nie ma? :)
UsuńAż się łezka w oku zakręciła... Jeżycjada była kiedyś jedną z moich ulubionych serii. Może dobrze byłoby sięgnąć jeszcze raz po początkowe tomy... A na pewno po moją ulubioną "Szóstą klepkę";)
OdpowiedzUsuńJa właśnie sięgam po kolei po stare tomy. Taki powrót do młodości :)
Usuń