Nigdy nie byłam fanką Kubusia Puchatka, a dzięki dzieciom dowiedziałam się, że Miś Paddington także nie znalazł miejsca w moim sercu. Chyba mam ogólnie problem z misiami, a może tylko z brytyjskimi misiami? Nie wiem. Najważniejsze jednak, że synowi książki się podobały i namawiał mnie stale na kontynuację lektury. Co ciekawe, córce Paddington też nieszczególnie przypadł do gustu.
Paddington to dziwak jakich mało. Przybywa do Wielkiej Brytanii z mrocznych zakątków Peru, całkiem sam. Na szczęście misia przygarnia rodzina Brownów, która traktuje go jak pełnoprawnego członka familii, po części jako dziecko, a po części jak kogoś w rodzaju dalekiego, nieco dziwacznego kuzyna. Zresztą jak na Paddingtona reagują inni także jest ciekawe - mówiący i żyjący jak człowiek niedźwiedź nikogo nie zaskakuje. Zadziwiają innych za to jego wyczyny. Ma on bowiem tę niezwykłą przypadłość wplątywania się w najgorsze tarapaty. Wszystko to dzieje się mimochodem i niechcący, a efekt zawsze jest fenomenalny. Sam Paddington nie wie, jakim cudem udaje mu się ze wszystkich tarapatów wyjść obronną ręką.
Ten przepadający za marmoladą miś pomaga wygrać wystawę malarską, a nawet jeden z etapów wyścigu Tour de France, staje się przyczynkiem ogromnego zbiegowiska w centrum handlowym i nieplanowanych kłopotów na lotnisku. Nikt jednak nie jest w stanie się złościć na nieporadnego niedźwiedzia.
Cieszę się, że poznałam bliżej Paddingtona, mimo że nie potrafię zrozumieć jego fenomenu. Najważniejsze jednak były wspólne chwile z synem, gdy razem śledziliśmy przygody misia, przyglądaliśmy się świetnym czarno-białym ilustracjom Peggy Fortnum i po prostu obcowaliśmy z literaturą.
Moja ocena: 3/6
Michael Bond, Miś zwany Paddington, tł. Kazimierz Piotrowski, 157 str., Wydawnictwo Znak 2008.
Michael Bond, Paddington za granicą, tł. Anna Pajek, 136 str., Wydawnictwo Znak 2009.
Paddington to dziwak jakich mało. Przybywa do Wielkiej Brytanii z mrocznych zakątków Peru, całkiem sam. Na szczęście misia przygarnia rodzina Brownów, która traktuje go jak pełnoprawnego członka familii, po części jako dziecko, a po części jak kogoś w rodzaju dalekiego, nieco dziwacznego kuzyna. Zresztą jak na Paddingtona reagują inni także jest ciekawe - mówiący i żyjący jak człowiek niedźwiedź nikogo nie zaskakuje. Zadziwiają innych za to jego wyczyny. Ma on bowiem tę niezwykłą przypadłość wplątywania się w najgorsze tarapaty. Wszystko to dzieje się mimochodem i niechcący, a efekt zawsze jest fenomenalny. Sam Paddington nie wie, jakim cudem udaje mu się ze wszystkich tarapatów wyjść obronną ręką.
Ten przepadający za marmoladą miś pomaga wygrać wystawę malarską, a nawet jeden z etapów wyścigu Tour de France, staje się przyczynkiem ogromnego zbiegowiska w centrum handlowym i nieplanowanych kłopotów na lotnisku. Nikt jednak nie jest w stanie się złościć na nieporadnego niedźwiedzia.
Cieszę się, że poznałam bliżej Paddingtona, mimo że nie potrafię zrozumieć jego fenomenu. Najważniejsze jednak były wspólne chwile z synem, gdy razem śledziliśmy przygody misia, przyglądaliśmy się świetnym czarno-białym ilustracjom Peggy Fortnum i po prostu obcowaliśmy z literaturą.
Moja ocena: 3/6
Michael Bond, Miś zwany Paddington, tł. Kazimierz Piotrowski, 157 str., Wydawnictwo Znak 2008.
Michael Bond, Paddington za granicą, tł. Anna Pajek, 136 str., Wydawnictwo Znak 2009.
U nas też Paddington nie spotkał się z ciepłym przyjęciem, mimo że czyniłem kilka prób :) Jest to o tyle dziwne, że chłopaki darzą niedźwiedzie wielką atencją. No, ale jak mawia Starszy: "Niedźwiedź to nie miś!". :D
OdpowiedzUsuńSyn bardziej zaakceptował niż ja, ale mam wrażenie, że prosił o czytanie dla samego faktu czytania, a nie z miłości do Paddingtona.
UsuńA wiesz, że ja czasem też mam takie wrażenie czytając Młodszemu, że nie ważne co, ważne żeby było czytane :)
UsuńU nas zdecydowanie tak jest :)
Usuń