Nie wrócę już do tej książki, nie wytrzymam ponownej lektury. Tak, jak nie mogłam wytrzymać pierwszej. Czytałam jedno zdanie i czułam fizyczny ból. Potem czytałam łapczywie kilkanaście stron, żeby to już mieć za sobą. Żeby przeczytać, odłożyć, jak zbyt mocno rozgrzany garnek. Zapomnieć, nie wracać, nie widzieć, nie słyszeć. Ale nie da się zapomnieć. Ta przytłaczająca świadomość ogromu zła na świecie mnie zabija. Rzygać mi się chce od tego. Od tych wszystkich wojen, masakr, morderstw, tortur. Brzydzi mnie to. Nie rozumiem, nie chcę rozumieć, nie próbuję nawet zrozumieć. Ani tłumaczyć. Żadnej wojny, ani jednej. Rzygać mi się chce, jak widzę ten pęd do wojny. Niemowlaków i małe dzieci w ubrankach moro, pikniki, qrwa, wojskowe, parady z wojskiem w roli głównej. Strzelnice. Bóg, honor, ojczyzna wytatuowane na klacie. Po co? W imię czego?
Nigdy się to nie zmieni. Ludzie zabijali, zabijają i będą zabijać. Gnidy rozciskać obcasem. Odstrzelać pierdolonych arabów/żółtków/białasów/sąsiadów. Psy, krowy, świnie, kurczaki, szkodniki cholerne. Ubić to wszystko, wykończyć. Żeby potem z zadowoleniem i poczuciem dobrze spełnionego obowiązku sobie pożyć. A te wszystkie dzieci? Dzieci wrogów - też ubić, bo po co to ma rosnąć, nowych rodzić.
Mam tego wszystkiego dość. Świadomość, że obłąkana moc zabijania może narodzić się w każdym narodzie mnie pogrąża. Jadę do Kambodży i widzę ludzi zataczających się traumą. Widzę ją w oczach uchodźców. Widzę takich ludzi w Polsce. W Niemczech też. Co to jest drugie czy trzecie pokolenie po wojnie. Rodzimy się z nią, wszczepioną w geny, wyżartą z polską ziemią. Żywieni nią w szkole, od małego flaga, hymn, ofiary, wojna. Wycieczka do Auschwitz w ósmej klasie, żeby pokazać. A co, niech się dzieciaki uczą. Wycieczka, po której przez kilka lat bałam się prysznica. Opowiadania babci, które na zawsze wpisały się w moje DNA - o trupach przy drodze po marszu śmierci z Auschwitz, o przypadkowo wykopanym w ogrodzie żołnierzu. O kuzynkach, które zginęły w wyniku działań wojennych, jak to pięknie ujęto w księgach kościelnych, a przecież dostali kulkę w łeb od Rosjan, za bycie Ślązakami, za stanie w nieodpowiednim miejscu. Nie wywalę tego ze mnie, co gorsza sprzedałam to dziedzictwo moim polsko-niemieckim, o ironio, dzieciom. Musiałam słuchać jak moja pięcioletnia córka mnie pytała dlaczego to Niemcy akurat Polakom i co ona ma z tym zrobić. Słuchałam i patrzyłam, jak odkrywała w tym wieku nielogiczność nauk o rasie aryjskiej, bo tata ciemny, a mama jasna. I mama i brat by przeżyli, bo tacy aryjscy, a ona, pięć lat i tata by poszli do obozu, bo tacy ciemni.
Mam tego wszystkiego dość. Świadomość, że obłąkana moc zabijania może narodzić się w każdym narodzie mnie pogrąża. Jadę do Kambodży i widzę ludzi zataczających się traumą. Widzę ją w oczach uchodźców. Widzę takich ludzi w Polsce. W Niemczech też. Co to jest drugie czy trzecie pokolenie po wojnie. Rodzimy się z nią, wszczepioną w geny, wyżartą z polską ziemią. Żywieni nią w szkole, od małego flaga, hymn, ofiary, wojna. Wycieczka do Auschwitz w ósmej klasie, żeby pokazać. A co, niech się dzieciaki uczą. Wycieczka, po której przez kilka lat bałam się prysznica. Opowiadania babci, które na zawsze wpisały się w moje DNA - o trupach przy drodze po marszu śmierci z Auschwitz, o przypadkowo wykopanym w ogrodzie żołnierzu. O kuzynkach, które zginęły w wyniku działań wojennych, jak to pięknie ujęto w księgach kościelnych, a przecież dostali kulkę w łeb od Rosjan, za bycie Ślązakami, za stanie w nieodpowiednim miejscu. Nie wywalę tego ze mnie, co gorsza sprzedałam to dziedzictwo moim polsko-niemieckim, o ironio, dzieciom. Musiałam słuchać jak moja pięcioletnia córka mnie pytała dlaczego to Niemcy akurat Polakom i co ona ma z tym zrobić. Słuchałam i patrzyłam, jak odkrywała w tym wieku nielogiczność nauk o rasie aryjskiej, bo tata ciemny, a mama jasna. I mama i brat by przeżyli, bo tacy aryjscy, a ona, pięć lat i tata by poszli do obozu, bo tacy ciemni.
Anna Janko to wszystko znowu we mnie skotłowała, wzburzyła, wywaliła. Czytając jej książkę, czułam fizyczny ból. Odchoruję ją. Bo to, w jaki sposób napisała o tragedii wojennej matki jest tak inne od wszystkiego, co dotychczas czytałam i tak bliskie mojej percepcji, że nigdy tego nie zapomnę. Chorowałam już na zespół stresu pourazowego, a czytając o jego objawach u Reni, matki autorki, sama je znowu miałam. Jakieś flashbacki, zmiany nastrojów, koszmary, nerwowość, beznadzieja, bezsens życia. Niemoc.
Autorka szczerze, dosadnie, bezkompromisowo rozkłada na czynniki pierwsze genezę okrucieństwa, bestialstwa, przy okazji relacjonując pacyfikację Soch, wioski gdzie mieszkała jej matka. I tyle. Nie napiszę więcej. Jeśli czujecie się na siłach, czytajcie.
Moja ocena: 6/6
Anna Janko, Mała zagłada, 264 str., Wydawnictwo Literackie 2015.
Moja ocena: 6/6
Anna Janko, Mała zagłada, 264 str., Wydawnictwo Literackie 2015.
Gdyby Janko napisała tylko pierwsze pół tej książki, to bym się z Tobą zgodził. Niestety, poszła w mętne rozważania o naturze zbrodni i rozwodniłą efekt i jeszcze mnie zdenerwowała nieuprawnionymi porównaniami.
OdpowiedzUsuńO jakimi na przykład? Ja nie jestem w stanie zdefiniować nawet, gdzie było to pół. Dla mnie to był jeden ciąg okropności.
UsuńPół było wtedy, kiedy skończyła się historia rodzinna, a autorka napisała, że zbrodniarze wojenni w cywilu byli rzeźnikami, a potem na widok pracowników fermy norek stwierdziła, że ci to by bez wahania mordowali podczas wojny, bo się przyzwyczaili. Dawno czytałem i starałem się wyprzeć, więc ogólnie streszczam swoje wrażenie.
UsuńA rozumiem. Ja myślę, że ona tego aż tak jednokolorowo nie wyraziła. Odebrałam to jako rozważania, skłonności człowieka do okrucieństw. No i ona w dalszej części wraca do tej historii rodzinnej, ona zupełnie nie jest nadrzędna w tej powieści tylko istota zdolności do czynienia zła.
UsuńJa to właśnie odebrałem jako takie koszmarne spłycenie i autorka straciła w moich oczach prawie wszystko. To było takie walenie cepem na oślep. Naprawdę te rozważania nie były potrzebne, moim zdaniem, gdyby poprzestała na historii rodziny i własnej miałaby moje uwielbienie i znakomitą, poruszającą książkę.
UsuńTo ja jestem zupełnie odmiennego zdania i bardzo dobrze te rozważania rozumiem, bo to jest coś, co i mnie ciągle chodzi po głowie. Historii było setki, ale właśnie takich rozważań nie. Widać ewidentnie jej traumę i to jak z nią pracuje i jak szuka odpowiedzi, których nie ma.
UsuńTylko że takie rozważania były przeprowadzane, są znane i wystarczyłoby, żeby sobie autorka coś przyswoiła, zamiast snuć własne, tak, pardą, spłycające zagadnienie. Ja wtedy byłem na bieżąco po jakiejś książce o podobnej tematyce i miałem czerwono przed oczami. Natomiast nie odmawiam jej traumy: jej własne i rodzinne przeżycia są opisane bdb.
UsuńPewnie każdy z nas odbiera tę książkę inaczej, przez perspektywę swoich doświadczeń i lektur. Mnie ona po prostu rozłożyła na łopatki. Musiałabym przeczytać jeszcze raz bez emocji, żeby przeprowadzić dyskusję merytoryczną, ale nie jestem w stanie.
UsuńTo jest taki typ opowieści. Mnóstwo osób czytało tę książkę emocjami i trudno się dziwić. Mnie się jednak włączył zimny historyk i przepadło. I tak w recenzji byłem bardzo oględny.
UsuńMuszę poszukać twojej recenzji. Ja nie mogę tego czytać na zimno, nie potrafię, to są myśli, które i mnie się kłębią. Poza tym po własnych doświadczeniach, nie mam już możliwości wyłączenia emocji.
UsuńGościnnie pisałem: https://allegro.pl/artykul/mala-zaglada-anna-janko-recenzja-48043
UsuńI widzę, że bardzo się wstrzymywałem.
No chyba. Tak oględnie napisałeś :) Nie ma z czym podyskutować.
UsuńJuż mi wtedy czerwone plamy sprzed oczu zniknęły :)
Usuń