Cóż to za nudna książka! Nie odnalazłam w niej nic, co by mnie poruszyło. Ani styl, ani główny bohater, ani jego przygody nie przypadły mi do gustu. W całej powieści nie doszukałam się także idealizmu, współczucia i umiłowania prawdy, za które Romain Rolland uhonorowany został Nagrodą Nobla.
Tytułowy Colas Breugnon to utalentowany rzeźbiarz, który jednak woli się lenić, gadać, błaznować, kombinować, spacerować i mile spędzać życie. Ot, taki Dyl Sowizdrzał, który ciągle musi znosić utyskiwania żony, bo zamiast poświęcać czas pracy, trwoni go na bzdury. I zawsze ma dobry humor. Zakładam, że takie jest głównie przesłanie tej powieści. Colas niczym Hiob dotykany jest przez wszelakie nieszczęścia - epidemię, śmierć żony, spalenie domu, utratę dobytku, ale zawsze zachowuje optymizm. Zdolność odnajdywania pozytywnej strony w życiu łączy go z jedyną córką, która ma podobne rysy charakteru, w przeciwieństwie do braci.
Dla mnie jednak powieść Rollanda była mało strawna - archaiczny język nie jest dla mnie problemem, ale tutaj mnie zupełnie nie ujął, a raczej nudził dłużyznami, opisami i sformułowaniami. Wiecznie zadowolony z życia Breugnon mnie po prostu wkurzał, a już najbardziej fakt, że to właśnie on zawsze wychodzi z wszystkiego obronną ręką. Nie pracowita żona, ale próżniak i wesołek. Gdyby życie było takie proste....
Romaina Rollanda odhaczam więc, jako kolejnego "zaliczonego" noblistę, który niestety zupełnie nie przypadł mi do gustu.
Moja ocena: 2/6
Romain Rolland, Colas Breugnon, tł. Franciszek Mirandola, 206 str., Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1983.
Kiedyś próbowałam czytać tę książkę, ale nie dałam rady, poddałam się po kilkunastu stronach. "Jan Krzysztof" tego autora jest o wiele ciekawszy. :)
OdpowiedzUsuńNo niestety miałam akurat tę i z dużą dozą samozaparcia wytrwałam do końca.
Usuń