Strony

środa, 5 sierpnia 2020

"Klucz do ogrodu" Jenny Erpenbeck



Tak jak mozaika na kunsztownych drzwiach przeplatają się losy mieszkańców domu nad jeziorem, gdzieś w Brandenburgii. Przeorany przez lodowiec krajobraz z prastarymi morenami, rynnami i jeziorami upstrzony jest domami i ogrodami. Wydaje się, że dom jest wieczny, niezniszczalny, niezależnie od jego mieszkańców, niezależnie od wydarzeń historycznych.
Ów dom służy Erpenbeck, by ukazać losy jego mieszkańców, tak bardzo zależne od tego, co dzieje się w Niemczech, przy czym autorka koncentruje się przede wszystkim na kluczowych momentach historycznych. Poznajemy więc Żydów, którym udało się ten dom opuścić lub nie, ale który na zawsze pozostanie w ich wspomnieniach, nazistowskiego architekta, który wije w nim gniazdko dla siebie i ukochanej, Rosjan, którzy niszczą wszystko, co spotkają na swojej drodze oraz mieszkańców powojennych, zależnych od losów nowego niemieckiego, demokratycznego państwa.

Erpenbeck pozwala nam ujrzeć tylko fragmenty losów, migawki, sceny - przeraźliwie smutne sceny. Tylko ona potrafi tak dosadnie i poetycko pisać o sprawach brutalnych, przyziemnych. Liczne powtórzenia słów i całych scen potęgują nastrój melancholii i smutku. Natomiast postać ogrodnika, który co kilka rozdziałów powraca, wykonując te same prace, niezależnie od właścicieli domu, od sytuacji politycznej to swoisty refren, niczym chór z greckiej tragedii, która jednak nie prowadzi do katharsis. 

W krótkich rozdziałach, które koncentrują się wokół domu i krajobrazu, Erpenbeck umieszcza tak wiele treści, losów, wydarzeń, aż ich gęstość zaczyna dusić czytelnika. Co ciekawe większość postaci nie otrzymuje imienia, określana jest tylko ich pochodzeniem lub zawodem, wyjątek stanowi żydowska rodzina, której historia przedstawia Holokaust z innej perspektywy. 

Heimsuchung to powieść o przemocy - wobec ludzi, wobec natury i wobec domu. Nie sposób przerwać ten krąg zła. To także powieść o domu, który na zawsze pozostaje w ludziach. Cudownie wieloznaczny po  niemiecku tytuł na pierwszy rzut oka przywodzi na myśl szukanie domu, ale Heimsuchung to także plaga,  odwiedziny i biblijne nawiedzenie. Polskie tłumaczenie jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe w kontekście całej powieści, ale zdaję sobie sprawę, że ten tytuł faktycznie jest nieprzetłumaczalny.

Erpenbeck to zdecydowanie jedna z najciekawszych współczesnych niemieckich autorek. Nawet jeśli ta powieść nie całkiem przypadła mi do gustu (czego w znacznej mierze przyczyną jest to, że jej słuchałam), to zachwyca konstrukcją i językiem. 

Moja ocena: 4/6

Jenny Erpenbeck, Heimsuchung, 191 str., czyt. autorka, der Hörverlag 2016.

2 komentarze:

  1. Czasami w tłumaczeniu wiele się traci niestety, ale tak jak napisałaś, niektóre rzeczy są nieprzetłumaczalne. Mam jednak wrażenie (wyłącznie na podstawie tego co tutaj napisałaś o książce), że mimo wszystko w polskim tłumaczeniu można było się wysilić na bardziej metaforyczny czy wieloznaczny tytuł. Bo sama powieść wydaje się otwierać przed czytelnikiem szerokie pole interpretacyjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem daleka od krytykowania tłumaczenia, bo nie widziałam go, nie wiem, co kierowało decyzjami tłumaczki, a poza tym, z doświadczenia wiem, że o tłumacz często nie decyduje o tytule. Tutaj zresztą nawet nie wiem, do czego się ten tytuł odnosi?

      Usuń