Ów główny bohater, Eric, ma około pięćdziesiąt lat, mieszka w Nowym Jorku, jest psychiatrą i rozwodnikiem. Za typowo, za standardowo dla mnie. I przede wszystkim - znowu narracja z perspektywy mężczyzny, choć w tej powieści jest wiele interesujących kobiet. Siostra Erica, wdowa po słynnym pisarzu i jej córka, matka oraz sąsiadka - młoda kobieta, artystka i jej córeczka, które prześladowane są przez byłego partnera, artystę-fotografika. Jak widać, w tej książce roi się od postaci związanych ze sztuką i literaturą, co tworzy świat dość nierealny, zawężający świat do nowojorskiej bohemy, co zresztą zauważa kobieta z Minnesoty, której ciotka może udzieli informacji o ojcu Erica. Ów ojciec, także pisarz, umiera, pozostawiając pamiętniki. Fragmenty owych stanowią sporą, dość nudną część powieści. Niektóre z wpisów są dość enigmatyczne i skłaniają Erica i jego siostrę do dalszych poszukiwań, w nadziei na odkrycie zaskakujących faktów o ojcu.
W tej powieści brak jest zaskakujących zwrotów akcji, to raczej rozmowy, rozważania o sobie, tożsamości (rodzina ma pochodzenie norweskie), ale też sporo dłużyzn. Wątek sąsiadki i jej eks-partnera jest najciekawszy, choć wydaje się służyć tylko erotycznym rozważaniom podstarzałego psychiatry. Nie wiadomo czemu służą za to wizyty jego pacjentek. Krótko naszkicowane historie umykają w narracji, nie mają ciągu dalszego ani nie są konkretnie zasadzone w konstrukcji powieści.
Być może ta powieść nie jest dla mnie z zasady. Bo unikam amerykańskiej literatury współczesnej, bo drażni mnie zamknięty nowojorski światek, nie wykluczam, że do innych Hustvedt trafi o wiele bardziej.
Moja ocena: 3/6
Siri Hustvedt, Die Leiden eines Amerikaners, tł. Uli Aumüller, Gertrude Krueger, czyt. Volker Risch, 402 str., Argon Verlag 2008.
Jak czytam Twoją recenzję, mam wrażenie, że to bardzo niespójna książka. Szkoda, że tyle w niej dłużyzn, a główny bohater irytuje. Mam wrażenie, że też bym się nie odnalazła w tej lekturze.
OdpowiedzUsuńJa jej raczej nie polecę.
Usuń