Strony

poniedziałek, 26 kwietnia 2021

"Żeby nie było śladów" Cezary Łazarewicz

 


Reportaż uhonorowany nagrodą Nike. Nie często się zdarza, by ten gatunek literacki był doceniany przez kapitułę tej nagrody, ale nie ona była dla mnie rekomendacją. Reportaże po prostu czytam, by zaspokoić moją żądzę wiedzy. O sprawie Grzegorza Przemyka słyszałam, oczywiście, ale jej szczegółów zupełnie nie znałam. Łazarewicz wykonał tytaniczną i zapewne żmudną pracę, przeglądając kilogramy akt i dokumentów, rozmawiając z osobami powiązanymi z tą sprawą oraz bezskutecznie zabiegając o rozmowy.

Autor zaczyna od wydarzeń z maja 1983 roku, które doprowadziły do śmierci maturzysty. Przedstawia je z perspektywy świadków i tego, co udało się powiedzieć samemu Grzegorzowi. Następnie jednak przechodzi do najobszerniejszej części książki, czyli przedstawienia tła, życia matki chłopaka, a wreszcie samego śledztwa i procesu. Grzegorz jest w tej książce wielkim nieobecnym, przyświeca jej raczej jego duch, a główną bohaterką jest jego matka Barbara Sadowska. Poetka, artystka, postać zupełnie nieprzystosowana do jedynego akceptowanego sposobu życia w PRL. Łazarewicz spokojnie, z rozwagą obiera kolejne warstwy sprawy Przemyka, ukazując jak wielki, ogromny aparat został w nią zaangażowany. Dziesiątki, jeśli nie setki ludzi śledziły, inwigilowały, spotykały, rozmawiały, obserwowały i podsłuchiwały. A wszystko to w jednym celu - ukryć prawdziwych winowajców śmierci chłopaka. Sprawa ta prowadzona była na najwyższym szczeblu, osobiście zajmowali się nią Kiszczak, Urban, Rakowski. 

Najbardziej poruszający dla mnie jest fakt tego ogromnego aparatu, który tuszował i manipulował śmiercią Przemyka. Tyle wysiłku, pracy, godzin życia, by zaczerniać rzeczywistość. Jak musieli się czuć ci wszyscy zaangażowani w tę mistyfikację? Nie mówiąc już o bliskich, świadomych tego, że nigdy nie dojdą do prawdy i nie usłyszą sprawiedliwego wyroku. Jak można było z premedytacją niszczyć życie ludzi, którzy mieli nieszczęście znaleźć się blisko, tak jak kierowców karetki, których wybrano na kozły ofiarne. To jest bardzo poruszające i dołujące, co gorsza świadomość, że w Polsce znowu wracamy do podobnego systemu sprawiedliwości czyni tę lekturę jeszcze smutniejszą. 

To bardzo wnikliwy, rzetelny reportaż, bez pretensji do sensacji czy promowania autora, który jest tu przeźroczysty. Warto sięgnąć, poznać tę sprawę, która jak żadna inna jest reprezentatywna dla metod z PRL.

Moja ocena: 5/6

Cezary Łazarewicz, Żeby nie było śladów, 320 str., Wydawnictwo Czarne 2016.

4 komentarze:

  1. Przerażające! Może właśnie z tego powodu, ta książka powinna stać lekturą obowiązkową np dla maturzystów?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam kilka lat temu. Byłam wstrząśnięta...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, to jest wstrząsające, jak manipulowano ludźmi.

      Usuń