Strony

niedziela, 1 maja 2022

"Kajś" Zbigniew Rokita


 

Książki o Śląsku czytam od dawna, właściwie odkąd zaczęłam odkrywać dla mnie samej znaczenie mojego hajmatu. Kajś leżał w orbicie moich zainteresowań praktycznie od ukazania się książki, ale odsuwałam w czasie tę lekturę, czekając na jakiś hipotetyczny dogodny moment. Kajsia w końcu wysłuchałam, w niekoniecznie idealnej interpretacji Wojciecha Chorążego. Nieidealnej, bo bardzo przeszkadzała mi jego nieznajomość niemieckiego i śląskiego.

Nie wiedziałam, czego się po Kajsiu spodziewać - nie wiedziałam, że otrzymam historię tak osobistą. Rokita zasadza swój reportaż bowiem na Gliwicach, a właściwie Ostropie, skąd pochodzi jego rodzina, a konkretnie śląska część jego rodziny. Tak jak bada swoje pochodzenie, bada istotę i pochodzenie Śląska. Krainy niedocenianej i przecenianej równocześnie. Autor próbuje zbliżyć się więc do Śląska, zagłębiając jego historię poprzez losy zbiorowe i indywidualne, poprzez język (a może gwarę?), poprzez zwyczaje (choć o nich tu niewiele) i wreszcie poprzez rozmowy. Rokita rozmawia z członkami swojej rodziny, ale też z osobami ze Śląskiem związanymi - pasjonat(k)ami, kryty(cz)kami, działacz(k)ami, profesor(k)ami, historykami i historyczkami, badacz(k)ami. Wiele z nazwisk jest mi oczywiście znanych i bardzo ciekawie było się na nie natknąć w tej książce.

Jest w reportażu Rokity śląskość dumna i wstydliwa, ta wszechobecna i ta skrywana przez wiele lata, jest śląskość bliska niemieckości i czeszczyźnie, ale także polskości, jest mała ojczyzna i wielki hajmat. Rokita stara się pochwytać i obrócić we wszystkie strony różne elementy tego regionu. Znajdzie się tu więc słynny dziadek z Wehrmachtu, ukryta frakcja niemiecka, niechęć do Sosnowca i robol z gruby, znajdą się powstania, godka, familoki, zanieczyszczenie powietrza i gleby. 

Największą siłą tej książki jest to, że Rokita osnuwa ją wokół historii swojej rodziny i swojej własnej dopiero odkrywanej śląskości. Tak jak zbliża się stopniowo do swoich własnych korzeni, tak stopniowo obiera z wierzchnich warstw istotę Śląska. Widać, że autor dopiero tej śląskości w sobie szuka i to nadaje reportażowi ciekawą perspektywę - ta postawa poszukiwacza i zbieracza, a także osoby z zewnątrz nadaje mu dystansu i zarazem bliskości. Ten balans wewnątrz nakreślonych historycznie granic ciągle się waha i przechyla: raz na stronę Niemców, raz na stronę Polaków, by nabrać równowagi po stronie Ślązaków. Rokita nie daje zresztą żadnych odpowiedzi - jego rozmówcy mają często sprzeczne poglądy, a czytelnik może wysnuć z nich swoją śląskość.

Ciekawa dla mnie książka, do której chciałabym wrócić na papierze, przynajmniej do niektórych fragmentów, szczególnie rozmów. Nie jest to na pewno reportaż, który dopełniałby moje przemyślenia, bo wydaje mi się, że w wielu kwestiach jestem przynajmniej o krok dalej, ale zawsze ciekawi mnie perspektywa innych Ślązaczek i Ślązaków.


Moja ocena: 5/6

Zbigniew Rokita, Kajś, czyt. Wojciech Chorąży, 320 str., Wydawnictwo Czarne 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz