Strony

środa, 16 listopada 2022

"Anne z Zielonych Szczytów" Lucy Maud Montgomery


Nie przypominam sobie, bym od czasów dzieciństwa wracała do tego cyklu Montgomery. Moje stare wydanie stoi na półce i od dawna planowałam ponowną lekturę, ale skłoniło mnie do niej wreszcie nowe tłumaczenie Anny Bańkowskiej. Oczywiście i tu nie byłam czytelniczką pierwszej chwili, bo sięgnęłam po audiobook dopiero teraz. Ale cóż to była za przyjemność! Vanessa Aleksander przeczytała tekst rewelacyjnie, a tłumaczenie Bańkowskiej jest potoczyste, ujmujące i po prostu wciągające. Zupełnie, ale to zupełnie nie przeszkadzał mi brak Ani, Małgorzaty, Maryli czy Mateusza. Weszłam w tę wersję bez żadnego kłopotu, nie odczułam żadnych zgrzytów ani stylistycznych nierówności. Nie tęskniłam za facjatką i wzgórzem. Bardzo się cieszę, że miałam malutki udział w powstaniu tego tłumaczenia - napiszę o tym, bo dlaczego się nie pochwalić? - bo to właśnie ja skontaktowałam Anię Bańkowską z Bernadetą Milewski, specjalistką od Lucy Maud Montgomery.  

A sama treść? Wiadomo, że nie napiszę niczego odkrywczego, bo o tym cyklu napisano już wszystko. Podczas lektury czułam jednak mnóstwo nostalgii i zaskoczona byłam, jak dobrze pamiętałam treść. Losy Anne wzruszyły i zainteresowały mnie tak samo jak wtedy, gdy byłam dzieckiem. Trudno ukryć, że jest tu sporo wątków zaskakujących współczesną czytelniczkę - dotyczących wychowania, religijności, moralności. Metody wychowawcze czy Rachel Linde, czy matki Diany czy Marilli są często dziwne, poniżające, uwłaczające godności dziecka, ale kobietami zawsze kieruje miłość i głębokie poczucie, że ich działania wyjdą dziewczynce na dobre. 

Autorka natomiast świetnie oddała poszczególne charaktery. Sama Anne i jej impulsywność, rozmarzenie i zapalczywość to niezwykle udany portret, choć zaskakuje, jak dobrze dziewczynka sobie radzi psychicznie ze swoją przeszłością. Być może ogromna wyobraźnia ratuje ją przed traumatycznymi skutkami zaniedbania, wykorzystania i braku miłości. Montgomery szkicuje kolejne postaci z ogromną dozą humoru i sympatii - zwłaszcza widocznych w przypadku na pozór kostycznej Marilli. Zresztą humor to jedna z głównych cech stylu Kanadyjki - wszystkie przygody i nieszczęścia Anne są opisane z taką serdecznością i w tak dowcipnym stylu, że nie sposób się nie uśmiechnąć.  

Postaci męskie nie odgrywają tak dużej roli jak kobiece. Mamy do czynienia jedynie z Matthew i kolegami Anne, z których najwięcej miejsca przypada Gilbertowi. Oczywiście rola Matthew jest niezaprzeczalnie ogromna, ale na dobrą sprawę to dość kuriozalna postać - ten niewytłumaczalny lęk przed kobietami, samotnictwo i milcząca natura skłaniają do myślenia o jakichś traumatycznych przeżyciach lub zaburzeniu. 
Avonlea to jednak miejsce silnych i zdecydowanych kobiet. Oprócz nich ogromną rolę odgrywa tu natura - to chyba największa i najważniejsza bohaterka tej powieści. Życie toczy się w zgodzie z rytmem pór roku, a zmieniająca się przyroda nieustannie zachwyca Anne. Autorka wplata opisy otaczającego świata na każdym kroku, ale nie czyni z nich przydługich wywodów, lecz przepiękne tło dla wydarzeń. 

Bardzo jestem ciekawa kolejnych tomów w nowym tłumaczeniu, na pewno wreszcie przeczytam cały cykl!

Moja ocena: 5/6

Lucy Maud Montgomery, Anne z Zielonych Szczytów, tł. Anna Bańkowska, czyt. Vanessa Aleksander, Marginesy 2021.

1 komentarz:

  1. Uwielbiam Anię i zawsze będę. Co jakiś czas wracam do filmów i książek o niej i z przyjemnością przeczytam i tę.

    OdpowiedzUsuń