Dwa zaprzyjaźnione małżeństwa urządzają sobie seans spirytystyczny - niewielka ekstrawagancja znudzonych przyjaciół, która wymyka się im spod kontroli. Okazuje się, że niechcący otwierają wrota do piekła. Równocześnie Wielki Zderzacz Hadronów, mieszczący się w CERN w Szwajcarii, zaczyna się dziwnie zachowywać. Naukowcy obserwują niekontrolowane wymknięcie się energii. Bez wątpienia te dwa wydarzenia są ze sobą powiązane, a ich konsekwencje będą dla naszej planety katastrofalne.
Na szczęście wydarzenia w piwnicy wielbicieli spirytyzmu obserwuje rezolutny jedenastolatek Samuel i jego niemniej zadziorny jamnik. Chłopiec wprawdzie wpada w tarapaty ale dzięki swojej wiedzy ma szanse, by uratować Ziemię przed najazdem zła. We "Wrotach" roi się od potworów, demonów, trupów, oślizgłych macek i klekoczących kośćmi szkieletów. Owa forpoczta Jego Złowrogości atakuje niewielkie miasteczko rodzinne Samuela dokładnie w Halloween. Sugestywne, miejscami obrzydliwe opisy pięknie komponują się z atmosferą tego święta:)
Connolly nie szczędzi jednak także naukowych faktów - począwszy od historii powstania Wszechświata, poprzez istotę czarnych dziur, tuneli czasoprzestrzennych czy ciemnej materii - wszystkie te zjawiska opisuje przystępnie i dowcipnie.
Nawet osoby omijające fizykę wielkim łukiem są w stanie zrozumieć jego wywody i co więcej zainteresować się tą tematyką (sprawdziłam na własnej skórze).
Connolly pisze wartko, bogatym językiem - liczne dygresje, przypisy, skrzący się dowcip umilają lekturę. "Wrota" czyta się błyskawicznie, dla wytrawnego czytelnika to lektura na jeden zimowy wieczór.
Docenić koniecznie trzeba pracę tłumaczki - poradziła sobie naprawdę wyśmienicie, wszak autor naszpikował powieść wieloma neologizmami i humorem słownym.
Powieść Connollego ma jednak jedną, moim zdaniem sporą, wadę - zbyt przypomina styl Pratchetta i dlatego zabrakło mi w niej elementu zaskoczenia, nowatorskości. Powieść skierowana jest do młodzieży i myślę, że to dobry pomysł - są szanse, że trafi do czytelników, którzy nie poznali Świata Dysku i zachwycą się sposobem pisania Connollego. Ja niestety ciągle nie mogłam się wyzbyć wrażenia, że "Wrota" na płaszczyźnie stylistycznej są bladą kalką mistrza fantasy.
Moja ocena: 4/6
John Connolly, "Wrota", tł. Elżbieta Gałązka-Salamon, 302 str., Wydawnictwo Niebieska Studnia 2011.
Słyszałam już o tej książce i ciekawiła mnie,ale nie wiedziałam czy warto przeczytać. Myślę,że mi się spodoba i to,że jego styl przypomina autora,którego wymieniłaś,nie będzie mi przeszkadzał,ponieważ nie czytałam ani nie słyszałam o jego książkach;)
OdpowiedzUsuńPratchetta nie znam, więc co do podobieństwa, o jakim piszesz się nie wypowiem. Nie mogłam tego wyłapać.
OdpowiedzUsuńJa odebrałam powieść jako parodię konwencji fantastycznej (nie tylko fantastycznej). Ale może to nadinterpretacja...? :)
W każdym razie przy lekturze bawiłam się przednio! :)
Pozdrawiam!
Również nie znam zbyt dobrze Pratchetta, ale co nieco o nim słyszałam, więc skoro ,,Wrota'' są utrzymane w podobnym stylu, to ja raczej spasuje, ale wiem komu mogę polecić tę książkę.
OdpowiedzUsuńJak można nie znać Pratchetta:))) Oleńko zgadzam się, Connolly na pewno porusza się na granicy parodii - niemniej myślę, że młodszy czytelnik niekonieczenie musi tak odebrać tę powieść.
OdpowiedzUsuńAno po prostu nie znam - osobę oczywiście kojarzę, ale nie znam jego twórczości - wolę inne gatunki i tyle.
OdpowiedzUsuńOczywiście młody czytelnik odbierze ją inaczej, myślę jednak, że także będzie się przy niej bardzo dobrze bawił, a ewentualne podobieństwo do pisarstwa Pratchetta może wyjść na plus.
Oleńko ja myśle, że młody czytelnik będzie się przy niej dużo bardziej bawił, niż taki stary, jak ja:)
OdpowiedzUsuń