Niewinnych czytałam na studiach, nie była to moja lektura obowiązkowa, pamiętam, że odnalazłam tę książkę na wyprzedaży i byłam nią zachwycona. Gdy padło na nią w stosikowym losowaniu bardzo się ucieszyłam, bo od dawna planowałam powtórną lekturę. Po niemal tygodniu zmagań i wymęczeniu 220 stron odkładam ją i mam serdecznie dość. Drobiazgowe i zarazem nudne opisy, nieciekawa treść skutecznie mnie zniechęciły do Brocha. Za nic nie mogę sobie przypomnieć, co mnie wtedy w tej książce urzekło.
Trudno nawet opisać mi o czym Niewinni są. Broch zebrał tutaj wiele opowiadań, nie wszystkie z nich mają punkty wspólne. Jest tu przypowieść o rabbim i jego uczniach, są poematy, jest historia młodego człowieka, który wynajmuje pokój u pewnej baronowej, gdzie skwapliwa służąca zdradza mu wstydliwe tajniki łoża swojej pani, jak i swojego. Przy kolejnym tekście, gdzie główna postać przypadkowo wchodzi do kamienicy i spotyka młodą praczkę, zasnęłam.
Bardzo chciałam skończyć lekturę, by przekonać się, co tak mnie w tej książce zafascynowało ale niestety, nie tym razem.
Bez oceny.
Herrman Broch, Niewinni, tł. Wanda Jedlicka, 458 str., Czytelnik 1961.
Ja to jestem pełen podziwu, że w ogóle do niego podchodziłaś - próbowałem kilka razy i "Śmierci ... " i "Powrotu Wergilego" ale za każdym razem szybko dawałem za wygraną.
OdpowiedzUsuńhttp://filetyzizydora.blogspot.com/2013/10/buddenbrookowie-tomasz-mann.html ostatnia lektura stosikowa
UsuńO to duży respekt za powtórne podejścia, ja już nie będę, dziękuję.
Usuń