Strony

niedziela, 20 grudnia 2015

"Smak śmierci" Michael Tsokos, Andreas Gößling



Od dawna czekałam na kolejną książkę Tsokosa. Liczyłam na następny tom opowieści o przypadkach, z jakimi zetknął się w swoim życiu zawodowym. Tymczasem otrzymałam coś zupełnie innego. Tsokos wraz z Andreasem Gößlingiem stworzył thriller/kryminał, korzystając ponownie z doświadczeń zawodowych i wplatając podobno autentyczne wątki.

W centrum akcji stoi Fred Abel, medyk sądowy, który pracuje dla Wydziału Kryminalnego berlińskiej policji. Ze względu na to miejsce pracy nie zajmuje się tylko sekcjami zwłok czy obdukcjami, ma często czynny udział w śledztwie. Czasami czyni to na własną rekę, tak jak w opisanym przypadku.
W Berlinie zostaje zamordowana starsza kobieta. Morderca zakradł się za nią, gdy wracała z zakupów do swojego pokoju w domu spokojnej starości. Uwagę śledzczych zwraca nietypowy napis wycięty na jej ciele. A uwagę Abla fakt, że podejrzany jest jego starym kumplem z wojska. Aresztowany Lars jest ciemnoskórym Niemcem, ojcem umierającej na raka dziewczynki, samotnikiem, chodzącym swoimi ścieżkami. Na jego niekorzyść przemawia też fakt, że na koncie ma już kary za pobicia. W oczach komisarza prowadzacego śledztwo wszystko się zgadza, Fred jednak ma inne przeczucia. Podczas wizyty w areszcie utwierdza się w przekonaniu o niewinności Larsa oraz obiecuje mu pomoc. Lars musi jak najprędzej opuścić więzienie, by spełnić ostatnie życzenie umierającej córki.

Gdy okazuje się, że kilka dni wcześniej w Londynie zostało popełnione podobne przestępstwo, Abel zaczyna powątpiewać w niewinność Larsa, który właśnie wtedy przebywał w angielskiej stolicy, gdzie rzekomo starał się o dobrze płatną pracę. Mimo to postanawia dowieść niewonności kumpla i umożliwić mu pożegnanie się z córką.

Starsza kobieta zamordowana w Londynie, podobnie jak berlińska ofiara, mieszkała w pobliżu lotniska, a jej ciało zostało ozdobione takim samym napisem. Akcja powieści rozwija się lawinowo. Abel kontaktuje się ze znajomymi medykami sądowymi w Europie, by dowiedzieć się, czy nie są im znane morderstwa o podobnym schemacie. Po krótkim pobycie w stolicy Wielkiej Brytanii, wyrusza do Bari - wszystko wskazuje, że to kolejna stacja poszukiwanego.

Jak na słynnego i znanego specjalistę przystało, Abel ma szerokie znajomości i kontakty, także w Bari w nieskomplikowany sposób otrzymuje potrzebne informacje, równocześniej korzystając ze wskazówek znajomego profilera z Berlina. Zdradzę wam, że pogoń za psychopatycznym mordercą nie zakończy się we Włoszech.

Równocześnie Tsokos i Gößling kreują Abla na bohatera cyklu. Poznajemy więc jego życie prywatne - związany z cenioną prawniczką, bezdzietny, właśnie stracił matkę, którą od wielu lat zajmowała się jego starsza siostra. Fred ma wobec niej dług wdzięczności, ponieważ to właśnie ona przejęła nad nim opiekę, gdy zachorowała matka. Jej śmierć poróżni rodzeństwo i to właśnie jest największą bolączką Abla. Ale to nie wszystko, do Abla wrócą inne wydarzenia z przeszłości, zarówno te negatywne, jak i te pozytywne.

Nie jestem całkiem przekonana do nowego projketu Tsokosa. Bardzo dobre są fragmenty, bazujące na jego doświadczeniu zawodowym - wiele tu szczegółów, dotyczących pracy patologa, procedur śledczych i sądowych. Ciekawe są opisy działania mordercy, jego portret psychologiczny oraz umotywowanie zachowania. Widać, że autor korzysta z wiedzy i dogłębnie zna tę tematykę. Sama akcja jest wartka ale czułam się przytłoczona informacjami, szczegółami oraz dokładnym opisem licznych postaci. Mam wrażenie, że autorzy mieli mnóstwo pomysłów i chcieli upchnąć wszystkie w jednej książce.
Mimo to książka mi się podobała, bardzo dobrze mi się jej słuchało. Wpływ na mój odbiór na pewno miał lektor, mój ulubiony, Simon Jäger, podejrzewam, że nawet najgorszy gniot w jego wykonaniu by mnie zachwycił!

Moja ocena: 4/6

Michael Tsokos, Andreas Gößling, Zerschunden, 432 str., czyt. Simon Jäger, Drömer-Knaur.

1 komentarz:

  1. Zobaczymy, jaka będzie kontynuacja. Właściwie to życzyłabym sobie, żeby było w tym więcej Tsokosa - czyli patologa właśnie, ale bez tych przesadzonych osobistych perypetii, których było tu po prostu zbyt dużo.

    OdpowiedzUsuń