Strony

niedziela, 6 grudnia 2015

"Les Coquillages de M. Chabre" Émile Zola




Tę nowelę Zoli czytałam już dawno, w wersji papierowej. Jakiś czas temu zaopatrzyłam się w e-booka, by przypomnieć ją sobie w ramach wyzwania Czytamy Zolę. Zlitował się nad tą nowelką Zacofany w Lekturze i wybrał mi ją w stosikowym losowaniu. I bardzo się cieszę, bo mimo że dobrze pamiętałam jej treść, z przyjemnością przeczytałam ją ponownie. Zdążyłam już (niestety) zapomnieć jak wspaniałe jest pióro Zoli.

Monsieur Chabre mógłby wieść życie spełnionego czterdziestolatka - dorobił się niezłej fortunki, a niedawno poślubił młodziutką i prześliczną Stellę. Niestety nie może doczekać się potomka. Wszystkie sposoby zawodzą, a Stella wyraźnie daje do zroumienia, że wina musi leżeć po jego stronie. Ta tryskająca zdrowiem i urodą, nie stroniąca od sportu i aktywności młoda kobieta nie może być przecież bezpłodna. Lekarz pana Chabre radzi spożywanie owoców morza. Pacjent bierze sobie tę radę do serca i wyjeżdża z żoną nad morze, by żywić się mimo swojej odrazy różnorakimi muszlami, krewetkami i innymi morskimi żyjątkami. Stella rozkoszuje się morskim powietrzem, krajobrazami i kąpielami w morzu, pan Chabre natomiast tego wszystkiego nie znosi. W pełnym rynsztunku i z ponurą miną chadza jednak z żoną na plażę i obserwuje jej poczynania w wodzie. Para poznaje miejscowego rektora, Hectora Larivière, przystojnego młodego mężczyznę, który od razu zyskuje sobie sympatię pana Chabre. Także Stella z przyjemnością spędza z nim czas, jej sympatia jednak jest nieco innego rodzaju, a przede wszystkim zostaje odwzajemniona. Zola określa Hectora jako młodego, niedoświadczonego i wciąż niewinnego człowieka. Mimo to jest on zdolny do wyrafinowanej gry niedomówień, w którą wciąga Stellę i która zaprowadzi oboje do odciętej przypływem jaskini. Dobroduszny pan Chabre niczego nie zauważa, cieszy się wręcz, że jego skłonna do przygód żona ma towarzysza, a on sam nie musi brodzić w wodzie i deptać po tym ohdynym, mokrym piachu.
Kilkudniowy urlop nad morzem zostaje zwieńczony sukcesem, a pan Chabre nie posiada się z wdzięczności wobec swojego lekarza.

Soczysta proza, przepiękne opisy, delikatna ironia - niezmiernie ucieszyła mnie ta lektura!

Moja ocena: 5/6

Emile Zola, Herrn Chabres Kur, 39 str.

4 komentarze:

  1. I to jest sztuka. Tak napisać zwykłą historię o rogaczu, by zachwycić. Zola, muszę zapamiętać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że Zola powraca, bo i Ty o nim piszesz, i u Guciamal widziałam dziś recenzję książki Zoli :)
    Oj, jaki głuptasek z tego pana Chabre. Cieszyć się, że żona spędza czas z innym mężczyzną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stosikowe nas tak do Zoli troszkę przymusiło:) Ano zadufany w sobie głuptasek..

      Usuń