Książka, która wzbudziła we mnie całą gamę różnorodnych emocji (wszystkie z resztą na "z") - od zdenerwowania, przez znudzenie, zaciekawienie i wreszcie zachwyt. Przebrnięcie przez pierwszych dwieście stron było dla mnie prawdziwym wyzwaniem - proza Gilbert zupełnie mnie nie porwała (do końca z resztą jej się to nie udało), a niesprzyjające warunki do lektury zupełnie mi nie pomagały. Czasem trafiam na powieści, które mogę czytać w tak zwanym międzyczasie - Botanika duszy zdecydowanie do nich nie należy. Przez wyżej wspomniane dwieście stron miałam ciągle wrażenie, że akcja się rozwija, wciąż czekałam na jakieś zawiązanie, zaciekawienie, zwrot, kulminację, tymczasem Gilbert w ekspresowym tempie opisywała życie Henry'ego Whittakera - zrobił, spotkał, odwiedził, przepłynął, wrócił. Jak sucha kronika życia. Obawiałam się, że tak będzie przez całą książkę i w wielu fragmentach faktycznie tak jest. Gilbert relacjonuje w kilku zdaniach wydarzenia całej podróży czy nawet lat. Zdaję sobie sprawę, że trudno opisywać wszystko krok po kroku, ale gdy główna bohaterka opływa świat - jako kobieta, w XIX wieku, na statku, to jakoś miałam wrażenie, że warto by napisać więcej o jej samopoczuciu.
Ale może się czepiam? Bo w zasadzie nie to jest w tej powieści istotne. Gilbert opisuje bowiem życie wyjątkowej kobiety - Almy Whittaker. Ponad przeciętnie inteligentna i żądna wiedzy Alma odnajduje swoje powołanie w botanice, koncentrując się na mchach. Na podstawie wieloletnich obserwacji wysnuwa swoją wersję teorii ewolucji. Zainteresowania i badania botaniczne Almy są jednak tylko niewielką częścią epickiej warstwy powieści. Gilbert przede wszystkim odmalowała niemal monumentalny portret kobiety - niezbyt pięknej, postawnej, niezwykle samotnej, onieśmielającej swoją inteligencją, seksualnie niezaspokojonej, pełnej fantazji i fantastycznie dociekliwej. Alma to omnibus, erudytka, wspaniały kompan rozmów, osoba ciekawa wszystkiego. Chciałabym mieć taką przyjaciółkę.
Botnika duszy to jednak nie tyko Alma. To jej ojciec - zadziorny, pewny siebie, bezkompromisowy, bezczelny, żądny pieniądza, nieokrzesany człowiek, który zbił fantastyczną fortunę, na botanice oczywiście. I jej matka - niezwykle inteligentna, surowa, opanowana kobieta. I adoptowana siostra - na pozór oschła, głupiutka, chowająca swoje uczucia za milczącą, bezuczuciową twarzą dziewczyna. Pośród ogromnej gamy bohaterów wyróżnia się Ambrose - świetny rysownik, badacz orchidei, erudyta i marzyciel. Człowiek, który poszukuje połączenia z siłą wyższą, pełen duchowości i mistycyzmu. Niezwykle przystojny mężczyzna, który naznaczy życie i losy Almy. To z nim będzie prowadzić rozmowy o duchowości, istnieniu wyższej siły, sensie bytu człowieczego - moim zdaniem najnudniejsze w całej powieści. Ta płaszczyzna jest według mnie niepotrzebna i nawet jej rozwinięcia na Tahiti mnie nie przekonuje, choć oczywiście sama postać tahitańskiego herosa wprowadza do opowieści zaskakujący wątek.
Botanika duszy to także powieść o epoce zmian - odkryciu kości dinozaurów, krystalizowaniu się idei ewolucjonizmu, a także o walce z niewolnictwem czy o odkryciach geograficznych i działalności misjonraskiej. Tło społeczne jest tu bardzo ważne, główna bohaterka interesuje się wszak wszystkim, a aktualnymi wydarzeniami w pierwszej linii. Gilbert wspomina o wielu faktach i postaciach historycznych: od Jamesa Cooka poczynając, na Charlesie Darwinie kończąc.
Muszę przyznać, że ta powieść ma zadatki na dzieło monumentalne, do tego o wydźwięku feministycznym, przedstawiające życie wyjątkowej kobiety - składniki, które bardzo cenię w prozie - gdyby nie nudny początek, byłaby to fantastyczna lektura. Wiem już, że należy Gilbert dać czas i poświęcić jej sporo uwagi. Moim błędem było to, że podeszłam do tej powieści jak do literatury lekkiej i przyjemnej. To moja pierwsza powieść tej autorki, ale błędnie wyszłam z założenia, że skoro napisała bestseller, to jej proza nie jest literaturą, której szukam. Na szczęście się omyliłam. Mimo ochoty porzucenia lektury, poczucia znudzenia i zniecierpliwienia, nie żałuję, że przeczytałam tę powieść. Na koniec jeszcze chciałam wyrazić słowa uznania dla tłumaczki - nie wyobrażam sobie nawet ogromu jej pracy!
Moja ocena: 4/6
Elisabeth Gilbert, Botanika duszy, tł. Ewa Ledóchowicz, 573 str., Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014.
Muszę przyznać, że ta powieść ma zadatki na dzieło monumentalne, do tego o wydźwięku feministycznym, przedstawiające życie wyjątkowej kobiety - składniki, które bardzo cenię w prozie - gdyby nie nudny początek, byłaby to fantastyczna lektura. Wiem już, że należy Gilbert dać czas i poświęcić jej sporo uwagi. Moim błędem było to, że podeszłam do tej powieści jak do literatury lekkiej i przyjemnej. To moja pierwsza powieść tej autorki, ale błędnie wyszłam z założenia, że skoro napisała bestseller, to jej proza nie jest literaturą, której szukam. Na szczęście się omyliłam. Mimo ochoty porzucenia lektury, poczucia znudzenia i zniecierpliwienia, nie żałuję, że przeczytałam tę powieść. Na koniec jeszcze chciałam wyrazić słowa uznania dla tłumaczki - nie wyobrażam sobie nawet ogromu jej pracy!
Moja ocena: 4/6
Elisabeth Gilbert, Botanika duszy, tł. Ewa Ledóchowicz, 573 str., Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2014.
Wielki szacun dla Ciebie za tak wartościową recenzję i wielki szacun dla tłumacza, który podjął się przetłumaczenia tego dzieła. http://ukatji.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję!
Usuń