Kolejny tom Jeżycjady, jak zwykle już, miał być przerywnikiem od cięższych lektur i w tej roli całkowicie się spełnił. Więcej z resztą od tej książki nie należy oczekiwać. Jak sam tytuł wskazuje, główną bohaterką będzie Natalia, która właśnie ukończyła pierwszy rok studiów i otrzymuje swoje pierwsze oświadczyny. Uległa, spokojna i małomówna dziewczyna, po raz pierwszy wybucha i zaskoczona swoim atakiem pogrąża się w rozpaczy. Obawia się, że źle potraktowała absztyfikanta i nie jest pewna, czy podjęła dobrą decyzję. Trzeba przyznać, że bardzo typowy dylemat dla dwudziestolatki.... No ale jesteśmy u Musierowicz, miłość musi być, małżeństwo także.
Natalia postanawia wyjechać nad morze, a chora Gabrysia ładuje jej na dokładkę swoje rezolutne córeczki. Wszystko jednak potoczy się całkiem inaczej niż zaplanowano. W pociągu Natalia staje się ofiarą napaści - otóż do przedziału dosiada się ponury i nerwowy osobnik, który przykuwa się do niej kajdankami. Osobnik ów to tytułowy Nerwus, brat Tunia, którego amory Natalia odrzuciła. W całej akcji swoje łapki maczała oczywiście żądna przygody Laura. Dziewczyny nad morze nie dojadą, tylko udadzą się w szaloną ucieczkę przez wielkopolskie bezdroża. Narwus będzie deptał im po piętach i przekona się, że odsądzana od czci i wiary Natalia, nie jest taka zła. A nawet całkiem fajna, wrażliwa i pięknie śpiewa. Czyli, jak zwykle, nowa historia miłosna. Na szczęście są Laura i Róża, które dodają powieści animuszu i dowcipu.
Co ciekawe, w czasie podróży Laura zapada na ospę wietrzną, która sama w sobie może śmiertelną chorobą nie jest, ale dziewczynka w przerwach między wymiotami i gorączką, opycha się lodami, kąpie w jeziorze i wygląda na całkiem zdrową. Interesująca koncepcja przechodzenia ospy. W ogóle już w poprzednim tomie zauważyłam, że Musierowicz ma dziwny stosunek do jedzenia - dziewczyny piją wyłącznie colę czy fantę, opychają się non-stop lodami, słodyczami i parówkami, a z drugiej strony autorka gloryfikuje wiejską kuchnię i mleko prosto od krowy. Rozumiem, że akcja powieści rozgrywa się w 1994 roku, gdy społeczeństwo zachłysnęło się napojami gazowymi, algidą i innymi cudami, ale żeby tak bez żadnego umiarkowania?
Z zaskoczeniem odkryłam w Nutrii i Nerwusie cytat, który jest niezwykle aktualny, dziś chyba jeszcze bardziej niż w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku:
"Drugi człowiek jest nam potrzebny! - właśnie dlatego, że jest inny. (...) A tymczasem ta inność własnie najbardziej dziś ludzi odpycha i straszy. Boją się jej tak, że wciąż na nowo się odgradzają, obudowują, opatrują etykietkami. Tworzą grupy, w których obowiązuje takie samo zdanie na każdy temat. Zapominają o tym, że to właśnie różnice zdań pozwalają dotrzeć do prawdy. Tylko czy ktoś jej dzisiaj potrzebuje?"
Nutria i Nerwus nie będzie moim ulubionym tomem - jest zbyt romantyczny, zbyt nierealny, ale jako przerywnik sprawdził się świetnie.
Moja ocena: 4/6
Małgorzata Musierowicz, Nutria i Nerwus, 160 str., Wydawnictwo Akapit Press 1995.
Dla mnie ksiażki Małgorzaty Musierowicz to powrót do dzieciństwa, odskocznia od problemów dnia codziennego. Dziękuję CI za przypomnienie.. Jeśli masz ochotę, serdecznie zapraszam w moje progi- jeśli się podoba, zostań na dłużej. Miłego dnia. http://ukatji.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDla mnie poniekąd też, ale jednak patrzę na nie teraz innymi oczami. Dziękuję.
Usuńnie czytałam ale musze po nią siegnąć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zparaszam do siebie.
Czytałam, ale że notki nie sporządziłam, pamiętam tylko tę ospę Laury. Czy one wtedy nie mieszkały w namiocie?
OdpowiedzUsuń