Powieść Helen Macdonald, wbrew ogromowi pozytywnych opinii, w ogóle mnie nie poruszyła, co więcej, głównie mnie odrzucała.
Główna bohaterka niedawno straciła ojca i niezbyt dobrze radzi sobie z żałobą. Jej sposobem na przepracowanie straty jest zakup jastrzębia i jego układanie, czyli trening. Macdonald szczegółowo opisuje proces ujarzmiania sokołów i jastrzębi, szeroko i bogato cytując wspomnienia i dzieła niejakiego T.H. White'a. I w zasadzie więcej o treści tej powieści powiedzieć nie można.
Szczegółowe opisy zachowań ptaków, a przede wszystkim ich oswajania są bezgranicznie nudne, a te drugie wręcz okrutne. Odstręcza mnie sama idea przetrzymywania w domu dzikiego ptaka, treningu, układania go, decydowania o nim. Jeszcze nudniejsze są opisy życia i układania ptaka przez White'a, który o tym pojęcia nie miał i biedne zwierzę w zasadzie maltretował. Ciekawsze są nieco opisy jego życia, ale na dobrą sprawę zupełnie mnie historia tego angielskiego pisarza nie interesuje.
Jedynymi ciekawymi fragmentami powieści były opisy radzenia sobie z żałobą, wzmianki o życiu narratorki, ale nie te związane z ptakiem. Niestety było ich za mało, żeby unieść całą książkę. Gdyby nie plastyczny, ciekawy język, nie doczytałabym do końca.
Moja ocena: 3/6
Helen Macdonald, J jak jastrząb, tł. Hanna Jankowska, 352 str., Wydawnictwo Czarne.
Nie słyszałam o tej książce i raczej nie sięgnę. Szkoda, że średnio wyszło, bo po zarysie fabuły wydaje mi się, że mogła z tego naprawdę dobra książka wyjść. Chociaż, jak ktoś fascynuje się ptakami... ;)
OdpowiedzUsuńDla wielu osób to jest dobra książka. Mnie to ujarzmianie zwierząt odrzuca.
Usuń