Strony

niedziela, 8 listopada 2020

"Sprawa Niny Frank" Katarzyna Bonda




Nigdy nie ubolewałam nad tym, że nie poznałam słynnych książek rzekomej królowej polskiego kryminału i gdyby nie to, że tę książkę dostałam w postaci audiobooka, pewnie bym mojego braku ubolewania na konkretne czyny nie przekuła. Audiobooki wciągam jednak mimochodem i czasami sprawdza się tu zasada - im fabuła głupsza, tym łatwiej wchodzi. Sprawa Niny Frank idealnie się w takie audiobooki wpisała. Słuchałam, słuchałam, aż się skończyło, minęły jakieś dwa tygodnie, a ja z fabuły pamiętam strzępy. Książka z kategorii czysta rozrywka, która nic nowego do literatury nie wnosi. Owszem dość sprawnie napisana, z dbałością o charaktery (aczkolwiek raczej negatywne), ale jednak ten kryminał nigdzie nie haczy, nie skłania do refleksji, przepływa jak papka przez sfatygowany rzyganiem przełyk.

Bonda osadziła akcję w podlaskiej wsi, gdzieś przy wschodniej granicy, gdzie ciemnota, zacofanie i cerkiew. Lokalny matador to policjant, który znudzony ciepłą posadką szuka dreszczyku emocji w kryminałach podsuwanych przez bibliotekarkę, wielbicielkę bynajmniej nie książek, lecz seriali i gburowatego i średnio inteligentnego syna Borysa. Na tej zabitej dechami wsi ma swoją rezydencję słynna aktorka Nina Frank - na ekranach ociekająca słodyczą zakonnica, w rzeczywistości znudzona życiem skandalistka. Jak nie trudno się domyślić jej zabójstwo wstrząśnie najpierw napalonym listonoszem, a potem całą wsią. Podejrzani będą się zmieniać jak w kalejdoskopie i dopiero profiler Hubert Meyer nada bieg śledztwu. I to jest jedyna sprawa, której jest w stanie nadać bieg, bo swoje małżeństwo spierdolił koncertowo. Czytelnik przerzucany jest między wydarzeniami aktualnymi a pamiętnikiem niejakiej Agnieszki. Nastolatki o wybujałym ego i temperamencie, która oczywiście okaże się być słynną Niną Frank.

Wszystko to słucha się dobrze, może do momentu, gdy Bonda odjeżdża w ezoterykę. Konia z rzędem temu, kto te fragmenty wziął za dobrą monetę, a nie kicz. Kolejnym razem autorka odpłynęła, pisząc zakończenie, począwszy od zabójcy, którego wybrała chyba po rzucie kostką, a na zagmatwanym i idiotycznym wyjaśnieniu całej historii kończąc. Po lekturze pozostała mi w głowie plątanina tematów, które Bonda zdołała w tej książce upchnąć - polityka, nowotwór, spieprzone dzieciństwo, dewocja, kazirodztwo, ostry seks i bóg wie, co jeszcze.

Podsumowując, trzeba było jednak posłuchać czegoś innego. Pani Bondzie za literackie doznania jednak podziękuję.

Moja ocena: 2/6

Katarzyna Bonda, Sprawa Niny Frank, 416 str., czyt. Marek Bukowski, Muza.

2 komentarze:

  1. Ojojoj... A ja się do Bondy właśnie przymierzam, przymierzam i nie mogę się za nią zabrać. Widzę jednak, że wiele nie tracę. Kolejne przereklamowane nazwisko. Szkoda. I jeszcze piszesz, że taka plątanina tematów i ezoteryka... To i ja chyba podziękuję.

    OdpowiedzUsuń