Strony

czwartek, 12 listopada 2020

"Zalotnica niebieska" Magdalena Samozwaniec


 

Gdy byłam dziewczęciem uwielbiałam książki Magdaleny Samozwaniec i choć tego nie pamiętam, myślę, że czytałam i tę. W październiku lekturę powtórzyłam i tym razem wielkiego zachwytu zabrakło. Owszem Samozwaniec pisze rzutko, ze swadą, dosadnie, ale i empatycznie. Z siostrzaną miłością opisała życie genialnej siostry, mnie jednak za serce nie chwyciła. 

Samozwaniec bardzo lirycznie, różowo wręcz opisuje siostrę, nie tracąc jednak ciętego humoru i udawadniając po raz kolejny, że dysponuje świetnym zmysłem obserwacji. Pochodzące z tak artystycznego domu i wychowane w artystycznej atmosferze siostry są nietuzinkowe, ekscentryczne, w pewien sposób genialne, a ich życie warte uwagi, nie tylko ze względu na rodzinę Kossaków, ale z powodu licznych kontaktów z bohemą artystyczną. Autorka przemyca niezliczoną ilość szczegółów i anegdotek z życia jej współczesnych artystów, przyjaciół rodziny i krewnych. 

Samozwaniec zasadziła biografię siostry na motywie miłości i poezji, które były dla Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej nierozłączne. Mamy więc okazję dowiedzieć się więcej o każdym z małżeństw poetki, o jej uczuciach, dążeniach, marzeniach, a przede wszystkich przeczytać jej wiersze w tym kontekście. Magdalena Samozwaniec cytuje ich wiele, nie tylko je interpretując, ale właśnie podając okoliczności powstania, przeżycia, które w danym momencie miała poetka. Dodać trzeba, że ta książka jest peanem na cześć Marii - siostra bez cienia zazdrości podkreśla różnorakie przymioty słynnej poetki, od urody poczynając, na talentach artystycznych kończąc. Opowieść Samozwaniec zachwyca uroczą staroświeckością, ale także rodzinną atmosferą miłości, wzajemnego zrozumienia i akceptacji. Czytając tę książkę, nie miałam wrażenia, że autorka chce coś ukryć, wybielić czy upiększyć. Nie odczułam w tej biografii fałszu, choć nie brak jej naturalnie subiektywności. 

Na pewno warto przeczytać tę książkę, nie sugerujcie się tym, że mnie nie zachwyciła. Myślę, że mój czas fascynacji tym tematem minął, choć ostatnio sporo o Kossakach czytałam.

Moja ocena: 4/6

Magdalena Samozwaniec, Zalotnica niebieska, 307 str., Wydawnictwo Glob, Szczecin 1988.

4 komentarze:

  1. Ja wolałem Marię i Magdalenę, w Zalotnicy za dużo poezji :) Ale Samozwaniec pudrowała siostrę, ile się dało, chociaż narzekała, że ją wydawnictwo pilnuje, żeby nie zmyślała i nie przesadzała. Właściwie jej się nie dziwię, w końcu miała prawo uważać, że znała Lilkę najlepiej, z drugiej zrobiła z niej jednak pomnik i ideał, które się sypią np. przy lekturze innych wspomnień czy rodzinnych listów. Za to jednemu się nie dziwię, że przemknęła nad ostatnimi chwilami życia siostry i nie cytowała jej dziennika z czasów szpitalnych, to już musiało ją przerastać emocjonalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, pamietam, że Maria i Magdalena bardzo mi się podobało. Nie jestem sama w stanie zweryfikować na ile pudruje, a na ile nie, ale podzielam twoje odczucia.

      Usuń
  2. Ja do samych Kossaków nigdy szczególną miłością i zainteresowaniem nie pałałam, ale do epoki, tamtych czasów, klimatu, owszem. "Zalotnicę..." mam w planach już od lat i ciągle w planach. Zobaczymy, czy kiedyś w końcu dorwę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam więc, bo klimatu tutaj nad wyraz dużo!

      Usuń