Jeśli macie ochotę na Dana Browna w bułgarskim wydaniu, to sięgajcie po Grabowską. Jeśli Dan Brown był dla was jednorazowym wysokiem, to możecie sobie odpuścić. No chyba, że jesteście w stanie znieść drętwą akcję na rzecz ciekawych informacji historycznych.
Grabowska prowadzi bowiem swoją narrację trójtorowo. Jest więc współczesność i Margarita, której nie sposób polubić. Margarita jest pół-Polką, pół-Bułgarką i mimo że spędziła dzieciństwo w Płowdiwie i mówi płynnie po bułgarsku, zachowuje się jakby jej jedyną ojczyzną była Polska. Podobnie ma się rzecz z jej otoczeniem. Obraz życia na styku dwóch kultur jest niedopracowany i nieprzekonujący - podobno Margarita ma jakieś dylematy i rozterki, ale zupełnie nie są one osadzone w akcji czy jej życiu. Autorka zaznacza je, wrzucając anegdotki o fałszywych przyjaciołach w obu językach czy innych ciekawostkach językowych. Ani to pasuje do akcji, ani pogłębia charakterystykę bohaterki. Najbardziej denerwującym zabiegiem jest jednak ciągłe cytowanie myśli Margarity - jej niby złoszczenie się na siebie, krytykowanie siebie, dialogi wewnętrzne z samą sobą. Domyślam się, że w ten sposób miał powstać portret psychologiczny Margarity, dla mnie jednak ten zabieg był męczący i często mylący. Podobnie nie wyszła historia miłości kobiety i jej problemy z matką, bazujące podobno na zaniedbywaniu córki, ale przekazane równie nieprzekonująco.
Sama akcja współczesna też porywająca nie jest - Margarita wyjeżdża do Bułgarii jako konsultantka, ponieważ w Płowdiwie w bestialski sposób zamordowano byłego posła na Sejm. Na ciele ofiary wypisano dziwne napisy w nieznanym alfabecie. Margarita, która studiowała przez rok archeologię i zna oba języki nagle zostaje konsultantką. Ot, taki zbieg okoliczności, naprawdę zaaranżowany przez Dimitrija, komisarza i byłego przyjaciela kobiety. Powiedzmy, że można w to uwierzyć, ale cała reszta śledztwa jest groteskowa i rozpływa się między wyżej wspomnianymi dialogami Margarity z samą sobą i problemami z nową rodziną matki, a nagle odkrytym uczuciem do Dimitrija. Dynamice akcji nie służy także zestawienie jej z dwoma wątkami z przeszłości, które są milion razy ciekawsze i milion razy lepiej napisane.
Jeden z wątków to historia Jana Chrzciciela i jego uczniów, która zahacza o śmierć Jezusa i bazuje na apokryfach. Tutaj autorka bardzo dynamicznie przedstawiła wędrówkę uczniów i Jana, spotkania z ludźmi, głód, ówczesne wydarzenia polityczne, rozterki jednego z uczniów, który spisywał wydarzenia. Podobnie ma się sprawa z wątkiem braci Bogomiłów, którzy wyruszyli do Konstantynopola, by przekonać cesarza o prawdziwości swojej wiary. Także ta historia zaskakuje detalami, charakterystyką postaci, kolorytem historycznym. Oba te wątki mają na celu naszkicować tło historyczne Płowdiwu i pomóc w wyjaśnieniu śledztwa, które prowadzi do rzekomych szczątków świętego Jana Chrziciela. Jedna kwestia jednak zakłóca te dwa wątki - są one bardzo podobne. W obu chodzi o wędrówkę, w obu nacisk leży na jednym z pielgrzymów, którzy są dość podobni i w obu wątek miłosny ma wpływ na wydarzenia.
Szkoda, że autorka nie stworzyła powieści stricte historycznej, rozbudowując jeden z wątków.
Kości proroka to przeciętne czytadło z ciekawym tłem historycznym, ale niestety nic więcej. Ja tej książki słuchałam i jako audiobook była doskonała, bo niewymagająca. W wersji papierowej zapewne bym nie doczytała.
Moja ocena: 3/6
Kości proroka, Ałbena Grabowska, 560 str., czyt. Magda Karel, Marginesy / Storyside 2018.
Po książki Dana Browna sięgałam ładnych parę lat temu, jednak już dawno przeszła mi faza na tego typu powieści. Dlatego też raczej sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńNo i słusznie.
UsuńPodobnie jak poprzedniczka miała lata temu około dziesięciu, może trochę mniej ciąg na książki Dana Browna, nawet pierwszymi jakie przeczytałam zachwyciłam się tak, że dziś nie mogę się temu nadziwić, ale w pewien sposób to one stały się moją inspiracją podróżniczą i dały impuls do zainteresowania się sztuką, trzecia już nie zachwyciła (zaczęła nużyć przewidywalność, powtarzalność i papierowość postaci), czwarta rozczarowała. Obiecałam sobie, że po żadną książkę Browna już nie sięgnę, aby nie zniszczyć sobie tamtych fajnych przeżyć związanych z pierwszymi lekturami. Zatem nie będę sięgać po bułgarskie naśladownictwo.
OdpowiedzUsuńJa wytrzymałam jedną, nie były dla mnie żadną insipiracją. Ta książka za to może być faktycznie inspiracją do odwiedzenia Bułgarii.
Usuń