Strony

piątek, 18 grudnia 2020

"Słoń na Zemplinie. Opowieści ze Słowacji" Andrej Bán


Słowacja bardzo mnie ciekawi, jak Czechy zresztą. Zapewne nie bez przyczyny jest tu moje miejsce urodzenia i częste wypady na Słowację w latach 90. Mam ogromny sentyment do naszych południowych sąsiadów i chętnie sięgam po literaturę z obu krajów. Po reportażach Bána obiecywałam sobie wiele - miałam nadzieję na pełniejszy obraz Słowacji, na zrozumienie, jak Słowak myśli, na dowiedzenie się, co porusza to społeczeństwo. Niestety niekoniecznie moja wiedza się pogłębiła, po lekturze raczej miałam poczucie jeszcze większego mętliku.

Andrej Bán jest fotografem i reportażystą, który jednak chętniej pisał o krajach odległych. Zachęcony przez wydawcę stworzył ten zbiór, bazując na swoich wyprawach do odległych zakątków Słowacji. Autor odwiedził wioski i niewielkie mieściny na wschodzie Słowacji, przemieszczając się stopniowo na zachód, pozostając ciągle wiernym prowincji. Słowacja, która wyłania się z kart jego tekstów to kraj smutny, w którym rządzi anarchia, bezprawie i pieniądz. Autor przyjeżdżając do danej miejscowości, od razu wtapia się w zastaną sytuację i opisuje miejscowych baronów, konflikty z Romami, machlojki z dotacjami unijnymi, granicę dzielącą wieś między Ukrainę i Słowację, ale także dbanie o historię państwowości słowackiej oraz demaskuje legendę o Janosiku. By zrozumieć, niekoniecznie nawet dogłębnie, istotę konfliktów czy rozważań, dobrze się orientować w słowackiej historii i polityce, bo mnóstwo tu skrótów, odniesień, a co za tym idzie przypisów. Mnie często trudno było się w tym gąszczu zorientować. Kilka z opisanych miejsc znam z ówczesnych podróży, tak jak tytułową Zemplinę, ale mimo uważnej lektury tytułowego słonia się nie doszukałam.

Nie skorzystałam z tej lektury, tak jak zamierzałam. Nie przypadł mi do gustu styl autora, jego reportaże nie mają zaskakującej pointy, nie poruszają czytelnika - są raczej relacjami, a pióro Bána nie porywa. Wyżej wspomniana mnogość skrótów i informacji zrozumiałych zapewne tylko dla Słowaków utrudniały lekturę. Myślę, że dla czytelnika zorientowanego w wewnętrznych problemach tego kraju te reportaże będą o wiele ciekawsze, dla mnie były mimo bliskości naszych krajów dość egzotyczne i przygnębiające. 

Moja ocena: 3/6

Andrej Bán, Słoń na Zemplinie. Opowieści ze Słowacji, tł. Miłosz Waligórski, 304 str., Książkowe Klimaty 2018.

3 komentarze:

  1. Ja nie lubię reportaży, zwłaszcza tych które zostały napisane przez osoby zupełnie nie mające pojęcia o pisarstwie, a które a przykład są dobrymi fotografami.Reportaże najczęściej są właśnie dość przemijające,ale dlatego pewnie ,że są to realia nie obleczone w romantyczne historie,który osłodziłyby troche ta gorycz codziennego życia. Przykro mi,mam nadzieję, że kolejna lektura była już lepsza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bardzo reportaże lubię, też te stare. Tu nie trafił styl i zbyt mała wiedza ogólna.

      Usuń
  2. Ja nie lubię reportaży, zwłaszcza tych które zostały napisane przez osoby zupełnie nie mające pojęcia o pisarstwie, a które a przykład są dobrymi fotografami.Reportaże najczęściej są właśnie dość przemijające,ale dlatego pewnie ,że są to realia nie obleczone w romantyczne historie,który osłodziłyby troche ta gorycz codziennego życia. Przykro mi,mam nadzieję, że kolejna lektura była już lepsza:)

    OdpowiedzUsuń