Strony

czwartek, 14 stycznia 2021

"Zimowla" Dominika Słowik



Korzystając z akcji Czytaj.PL, w tym roku sięgnęłam po ten audiobook, skuszona Paszportem Polityki dla tej książki. Cieszę się, że nie zdecydowałam się na tradycyjną lekturę, bo nie sądzę, bym dotrwała do końca. Ta dość opasła powieść Słowik zupełnie mnie nie porwała, żeby nie powiedzieć, potwornie znudziła. 

Autorka zawarła w tej powieści wszystko - mnogość gatunków i tematów. Zacznę od tego najmniej oczywistego dla mnie, czyli kryminału. Wątki kryminalne nie były dla mnie jako takie rozpoznawalne, ale zakończenie powieści nie pozostawia wątpliwości. 
Akcja rozgrywa się w Cukrówce - małym galicyjskim miasteczku. Tamtejsze kombinacje i konszachty nie są całkiem koszerne - dziwny pszczelarz, który coś ukrywa, dyrektor lokalnego muzeum, który w bardzo podeszłym wieku rzekomo się powiesił, Kablarz i jego niejasne interesy, opuszczona fabryka, trup w jeziorze i poszukiwania skarbu. Na tej płaszczyźnie sporo się dzieje, ale by móc tu mówić o kryminale, trzeba by zredukować niezwykle rozrośniętą płaszczyznę obyczajową. W niej dzieje się jeszcze więcej. Zacznijmy od rodziny głównej bohaterki - wiecznie zajęta matka poświęca się pracy w muzeum, tworząc przeciwwagę dla ekscentrycznego ojca. Ów ojciec jest w zasadzie najważniejszą postacią powieści - uwikłany pod pantoflem dwóch silnych kobiet (żony i teściowej) lawiruje na granicy normalności, zapełniając notatniki dziwnymi wydarzeniami, zwiastującymi koniec świata. Gdy wreszcie w swojej fascynacji apokalipsą odnajduje swoją niszę w ezoteryce, rozkwita. Zresztą wydarzenia paranormalnie i niewytłumaczalne są chlebem powszednim w Cukrówce - Dygnarówna, szkolna koleżanka narratorki, lunatykuje nago, wyśpiewując z dachów cukrowskich domów przedziwne pieśni, figura Matki Boskiej roni łzy, a w muzeum dzieją się dziwne rzeczy. A to wszystko wydaje się dziwić tylko nieco naiwną narratorkę. Pozostali mieszkańcy Cukrówki nie dostrzegają cudaczności świata, jaki ich otacza. Słowik wprowadza w swoją powieść mnogość postaci, poświęcając każdej z nich wiele uwagi. Najciekawsza wydaje się być babka narratorki - była działaczka komunistyczna, która trzyma dom i zięcia twardą ręką. To jedyna pełnokrwista i ciekawa postać, która niestety znika, emigrując do USA.

Zimowla to powieść o tworzeniu historii - małe miasteczko potrzebuje swoich tradycji, wspomnień i muzeum, by zaistnieć, by stać się częścią historii ogólnoświatowej. Nawet jeśli miejskie muzeum jest zbiorem nikomu niepotrzebnych klamotów, a historia miasteczka nudna jak flaki z olejem, to należy stworzyć jego hagiografię. Na razie Cukrówka jest dla narratorki całym światem - mikrokosmosem zawieszonym gdzieś w Polsce, w którym dzieje się wszystko. Niedopowiedzenia, tajemnice, ściśle obsadzone role tworzą ten zamknięty w sobie światek, który próbuje dekonstruować bohaterka. Szkoda, że ten wątek dojrzewania emocjonalnego nieco ginie w zalewie szczegółów i szczególików. 

Po lekturze widzę, że ta powieść nie miała szans mi się podobać. Od zawsze preferuję minimalizm, a Słowik wydaje się być zwolenniczką idei zgoła przeciwnej. Po lekturze odetchnęłam z ulgą. 

Moja ocena: 2/6

Dominika Słowik, Zimowla, 624 str., czyt. Marta Markowicz, Wydawnictwo Znak 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz