Powieść Ottessy Moshfegh, a mam tu na myśli Rok relaksu i odpoczynku, mnie nie zachwyciła, z różnych względów, o których pisałam w osobnym tekście. Po opowiadania zapewne bym nie sięgnęła, gdyby nie klub książkowy. My będziemy wprawdzie dyskutować o trzech tylko, ale ja przeczytałam całą książkę. Wiele z tych tekstów bardzo przypominało mi wyżej wspomniany Rok relaksu i odpoczynku - przede wszystkich w poszczególnych motywach, miejscach, cechach charakteru opisywanych postaci.
Widać, że Moshfegh fascynuje się życiem przegranym, beznadziejnym, uwikłanym w sytuacji bez wyjścia, często pozornie, bo bazującym na niemocy człowieka. Jej charaktery to nie są ludzie, z którymi byśmy chcieli się zaprzyjaźnić. Mają szereg nieprzyjemnych sekretów, spędzają dni na piciu lub braniu narkotyków, nie mają w sobie żadnej siły sprawczej wobec własnego losu. Ich otoczenie to brud, rdza, syf, nigdy nie sprzątane graty, wilgoć. Ich sposób spędzania czasu do żarcie i gapienie w ekran, na przykład. Albo branie podejrzanych narkotyków. Albo pozorna pomoc innym, ale taka po najmniejszej linii oporu. Albo seks, ale ten z serii obrzydliwych. Można te opowiadania odczytywać jako groteskę, ale nie jest ona, przynajmniej dla mnie ewidentna. Ja widzę tu przede wszystkim smutek, marazm i znowu smutek.
Nie mam problemu z czytaniem o marginesie społecznym, z obrzydliwymi opisami i naturalistyczną wizją świata, co więcej cenię taką literaturę i wolę ją od bardziej różowych wizji. Moja strefa komfortu nie została w żaden sposób zakłócona, dysponuje dużą tolerancją na obrzydliwości. Nie potrafię się jednak doszukać głębszego przesłania, sensu w tekstach Moshfegh. Jej opowiadania nie mają pointy, urywają się bez żadnej konkluzji i dochodzę do wniosku, że w tej kwestii jestem tradycjonalistką i jakiś rodzaj pointy bym jednak wolała. Co mi się jednak podobało to sposób, w jaki autorka przedstawia swoich bohaterów. Ten naturalizm bardzo dobrze jej wychodzi. Samotność poszczególnych, w zasadzie do siebie bardzo podobnych postaci jest tak oczywista, przerażająca i niemożliwa do pokonania, że nie sposób autorce nie uwierzyć. Być może ma na to wpływ, że darzy ich sympatią, zrozumieniem, nie krytykuje i nie ocenia. Moshfegh raczej woła - rozejrzyj się, samotność jest wszechobecna, destrukcyjna, robi z ludźmi straszne rzeczy.
Z szeregu dość podobnych do siebie tekstów wypada ostatni, inaczej skonstruowany, traktujący wprawdzie też o samotności, ale z zupełnie innej perspektywy. Autorka przedstawia symbiotyczne życie dwójki dzieci - bliźniąt, z których jedno, dziewczynka, poczuwa się do misji zniszczenia znanego wszystkim od lat pedofila. Tutaj Moshfegh sięga po inny sposób narracji, inne zabiegi, odbiega od naturalizmu, rozbudowując strefę marzeń i fantazji. Wspominam o tym opowiadaniu, bo jest ono tak różne od pozostałych, że wprowadziło mnie w konsternację. Miałam wrażenie, że ma innego autora i znalazało się w tym zbiorze przypadkowo.
Moja ocena: 4/6
Ottessa Moshfegh, Tęsknota za innym światem, tł. Łukasz Buchalski, 304 str., Wydawnictwo Pauza 2021.
Szkoda, że zabrakło tej pointy. Też potrafię się zdobyć na dużą dozę tolerancji wobec obrzydliwości wszelakich, pod warunkiem, że są one w jakiś sposób funkcjonalne i na końcu pojawia się jakaś pointa właśnie. W przeciwnym razie podziękuję.
OdpowiedzUsuńDla niektórych czytelników pewnie te opowiadania jakąś tam pointę mają, dla mnie jednak niebardzo.
Usuń