Strony

środa, 2 czerwca 2021

"Sie kam aus Mariupol" Natascha Wodin

 


Natascha Wodin urodziła się w 1945 roku w Bawarii jako córka rosyjskich pracowników przymusowych. Jej rodzice nie wrócili po wojnie do Rosji, gdzie robotnicy przymusowi traktowani byli jako nazistowscy kolaboranci. W Niemczech natomiast tułali się po obozach dla tak zwanych displaced persons. Jedenaście lat po wojnie matka Nataschy popełnia samobójstwo. Natascha i jej siostra dorastają w sierocińcu. 

W tej powieści, a właściwie swoistym reportażu, Natascha, już jako dorosła osoba, rozprawia się ze swoją przeszłością. Dodać trzeba, że przeszłością kompletnie jej nieznaną. Matka nigdy nie opowiadała o swoim pochodzeniu ani o wojennych przeżyciach. Natascha znała tylko imiona i nazwiska rodziców oraz wiedziała, że pochodzili z Mariupola. W tej książce zabiera czytelnika w jej osobistą podróż w przeszłość. Wodin rozpoczyna poszukiwania genealogiczne, korzystając z internetu i pomocy pewnego Ukraińca. Stopniowo odkrywa swoje własne szlacheckie pochodzenie, nietypowość jej rodziny, dowiaduje się, że ma przodków niemieckich i włoskich, wujka - słynnego śpiewaka i wreszcie żyjących krewnych. Powoli nawiązuje z nimi kontakt - nie zawsze jest to doświadczenie ubogacające. To odkrywanie tragicznej przeszłości rodziców uwikłanych między reżimami jest niezwykle emocjonalne i po raz kolejny pokazuje, jak szybko człowiek mógł stać się zabawką dyktatorów oraz jak niepewne było życie pod reżimem stalinowskim. 

W drugiej części książki autorka opowiada o swoich własnych przeżyciach jako dziecko - o tym, jak wyglądało jej życie ze straumatyzowaną, głęboko depresyjną matką i nic nie rozumiejącym ojcem. O tym, jak źle widziana była wśród niemieckich dzieci, o wyzwiskach i złym traktowaniu w szkole. Nie są to jednak opowieści pełne żalu, wyrzutów czy rozczarowania - Wodin pisze o swoim dzieciństwie tak, jakby było najnormalniejsze w świecie. Doszukuje się najbardziej skrytych wspomnień, przypomina sobie sceny, otoczenie, strychy, szopy, obozy, w których dorastała i stara się wiernie oddać swoje ówczesne myśli. I właśnie dlatego tak poruszające są to wspomnienia. Słowa dziecka, które dorasta w potwornych warunkach, w nieprzyjaznym otoczeniu, bez wsparcia rodziców zawsze będą poruszające. 

To nie jest powieść, ani reportaż, ani pamiętnik - bardzo trudno skategoryzować tę książkę, zresztą być może wcale nie ma takiej potrzeby. Wodin wspaniale opisała swoją drogę do odszukania własnej tożsamości oraz to, jak odkrywanie pochodzenia zmienia jej własny stosunek do życia. Zresztą fakty, które odkryła zachwiały wszystkim, w co dotąd wierzyła i co o sobie wiedziała. Autorka szczerze opisuje swoją drogę do własnego ja, nie pomija najboleśniejszych faktów, których dowiedziała się o rodzinie, nie upiększa, a raczej koncentruje się na tym, jaki te odkrycia miały wpływ na jej własne pojmowanie tożsamości. 

Moja ocena: 5/6

Natascha Wodin, Sie kam aus Mariupol, czyt. Dagmar Manzel, 363 str., Argon Verlag 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz