Dwóch przyjaciół z senegalskiej wioski na froncie I wojny światowej. Pojechali po nową przygodę, po nowe perspektywy, skuszeni francuską propagandą. Mademba Diop ginie, a Alfa Ndiaye nie ma w sobie dość siły, by dobić konającego przyjaciela, brata właściwie. To doświadczenie piętnuje Alfę, wypełnia jego duszę wstydem i wyrzutami sumienia i czyni z niego oprawcę. Mężczyzna wyślizguje się z okopów, by zabijać pojedynczych żołnierzy przeciwnika w taki sposób, jak zginął jego przyjaciel. Pozostawia ich z wnętrznościami na wierzchu, umierających, odrąbując ich dłonie. I tak Alfa z chłopaka staje się kolekcjonerem dłoni. Początkowo podziwiany zamienia się w postrach innych.
To kolejna książka o wojnie, która pokazuje jeszcze inne jej oblicze, to ściśle powiązane z kolonializmem. Tutaj zaplątani w potyczki wojenne wielkich państw zaplątani zostają Senegalczycy. I oni z ofiar stają się sprawcami, ze sprawców ofiarami, ale ich cierpienie i niezrozumienie uwikłane jest w wierzenia i tradycje, jakie przynieśli ze swojej ojczyzny. Diop przedstawia bardzo sugestywną przemianę żołnierza, jego popadanie w obłęd i stopniowe uleganie traumatycznym przeżyciom. Między wierszami poznajemy przeszłość Alfy, jego dotychczasowe doświadczenia, a przede wszystkim mamy wgląd w wierzenia i kulturę, które naznaczyły jego wrażliwość.
Siła tej krótkiej powieści zasadza się na języku. Rytmiczne, poetyckie zdania, powtórzenia, balansowanie między monologiem, relacją a strumieniem świadomości wciągają czytelniczkę i czytelnika bez reszty, ale mają także niezwykłą siłę rażenia. To kolejna próba ukazania grozy wojny, próba udana i próba, którą trudno zapomnieć.
Moja ocena: 5/6
David Diop, Bratnia dusza, tł. Jacek Giszczak, 144 str., Wydawnictwo Cyranka 2021.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz