Ludzkie ślady - różne, głębokie i całkiem płytkie, przeplatające się i znikające. Współczesne i te dawne. Takie, które pozostają na lata i takie, które ulatują od razu. Takie ślady opisuje w dziewiętnastu rozdziałach Małecki, które stopniowo zaczynają się splatać w jedno. Autor snuje powiązania między poszczególnymi bohaterami, czasem na przestrzeni czasu, a czasem niezależnie od miejsca zamieszkania.
Wśród tych historii wyłaniają się postaci ciekawsze, których historie mnie poruszyły, zainteresowały, ale są też rozdziały, które spowalniają narrację, nie wnoszą wiele, powiedziałabym, utrudniają przekaz. Małecki przerzuca czytelniczkę z jednej historii w inną - skrupulatnie je wprowadzając, poświęcając dużo czasu na opis zastanej sytuacji, co utrudnia orientację. Za każdym razem, gdy już zaczęłam czuć nowego bohatera, uchwyciłam jego historię, autor przerzucał mnie w inne miejsce.
Jak nie trudno się domyślić, zupełnie nie pasował mi taki styl narracji - nawet nie gubiłam się w ogromie postaci, ale takie rwane przedstawienie ich losów wybijało mnie z rytmu, nie pozwalało na zrozumienie kolejnych postaci, pozbawiało możliwości nawiązania więzi. Nawet jeśli rozumiem zamysł autora i celowość takiej konstrukcji, to ja jej nie kupuję.
Jeśli zaś chodzi o same historie - niestety kilka dni po lekturze w mojej głowie jest już tylko chaos, z którego wyłaniają się co ciekawsze historie, jak wioskowego szaleńca czy słynnej projektantki. Wszystkie te opowieści kręcą się wokół śmierci, najczęściej nagłej, zaskakującej, niespodziewanej. Tej śmierci, która czyha i dopada znienacka. Ten motyw jest ciekawy, ale nie mam poczucia, że został rozpracowany w sposób mnie zadowalający.
Z trzech dotychczas przeczytanych książek Małeckiego trafiła do mnie jedna. Ta, po którą sięgnęłam jako pierwszą, każda kolejna utwierdza mnie, że proza tego autora nie współgra z moją wrażliwością.
Moja ocena: 3/6
Jakub Małecki, Ślady, czyt. Andrzej Ferenc, 297 str., Wydawnictwo SQN 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz