W 1976 dokonano nieudanego zamachu na Boba Marleya i to wydarzenie stało się przyczynkiem do napisania tej powieści-giganta. Ponad siedemset stron i mnogość postaci wymagają niezwykłego talentu pisarskiego i niezwykłej uwagi od czytelniczki. Co więcej, James nadał każdej z postaci swój własny język. Jako że znam ten kraj, dokładnie słyszałam dźwięk patois i widziałam postawę poszczególnych bohaterów, mimo że czytałam tę powieść po polsku. Jestem pełna podziwu dla tych kreacji, dla języka, jak szeroko zakrojona jest ta narracja (obejmuje 30 lat i dwa państwa), jak obszerne jest tło wydarzeń. I bardzo, bardzo chciałam, żeby to była moja powieść, powieść, która mnie porwie i nie odpuści.
Tymczasem. Tymczasem ją wymęczyłam i nie rzuciłam tylko dlatego, że patrz wyżej.
Ta wielogłosowa opowieść naświetla sytuację polityczno-społeczną Jamajki w latach 70. W kraju mają niebawem odbyć się wybory, a o wpływy walczy parta związana z kubańskimi komunistami. To się nie podoba Amerykanom, którzy głęboko zaangażowani są w uchronienie kraju przed tymi wpływami. James nakreśla tę sytuację, oddając głos osobom z przeróżnych grup społecznych: to będzie pracownik CIA, amerykański dziennikarz muzyczny, szefowie gangów i podrzędni członkowie owych gangów, kobiety, zwykłe mieszkanki Kingston itd. Na początku książki mamy obszernych spis postaci z podziałem na miejsca i czas, do którego często wracałam, bo zapamiętanie każdej z nich nie jest proste. Początkowo też bardzo uważnie śledziłam każdy głos, próbowałam poskładać tę poszatkowaną narracje, ale w pewnym momencie zrozumiałam, że ona właściwie do niczego nie zmierza. James pokazuje po prostu, jak wyglądało życie na wyspie, co może dla niektórych czytelniczek być zaskakujące, bo odbiega ono od pocztówkowych wyobrażeń. Dla mnie tego elementu nie było, bo jakieś tam rozeznanie w historii i życiu na Jamajce mam.
Męskie głosy stały się dla mnie z czasem nużące, za ten kobiece dużo ciekawsze i zarazem łatwiejsze do zrozumienia, bardziej życiowe. Częściowo na zasadzie: podczas gdy faceci się tłuką o politykę, narkotyki i kasę, my załatwiamy sobie lepsze życie. James zadbał także o ukazanie amerykańskich stereotypów na temat Jamajki – co było ciekawym wątkiem, bo pewna jestem, że one nadal istnieją i mają się dobrze.
Podsumowując, nie polecam, chyba że macie dużo samozaparcia i polecam, jeśli kochacie językowe mistrzostwo. Tu wielkie brawa dla tłumacza, który miał niezły orzech do zgryzienia i nawet jeśli nie wszystkie rozwiązania były idealne, to konsekwencja w przekładzie poszczególnych głosów jest majstersztykiem.
Moja ocena: 3/6
Marlon James, Krótka historia siedmiu zabójstw, tł. Robert Sudół, 752 str., Wydawnictwo Literackie 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz