Strony

czwartek, 21 listopada 2024

"Ludzie, którzy sieją w śniegu" Tina Harnesk

 


Młoda para lekarzy przenosi się na północ Szwecji, gdzie podejmuje pracę w lokalnej przychodni i zabiera się za urządzanie domu. W tej samej miejscowości mieszka para staruszków – on z demencją, ona z rakiem. To Saamowie bardzo przywiązani do swojego życia, którzy odrzucają jakąkolwiek pomoc. Ich życie naznaczone jest tęsknotą za synem siostry mężczyzny, którego wychowywali do czwartego roku życia. Po tym okresie matka zabrała dziecko i zniknęła. Przybrani rodzice nigdy nie pogodzili się z utratą wychowanka, zwłaszcza że sami nigdy potomstwa się nie doczekali. 

Harnesk prowadzi narrację dwutorowo, opowiadając naprzemiennie historię tych bohaterów, choć w rzeczywistości niewiele się dzieje. Akcja zasadza się raczej na retrospekcjach, dzięki którym poznajemy bolesną przeszłość staruszków. Autorka gdzieniegdzie wplata informacje o wypędzeniach Saamów, nawiązuje delikatnie do saamskich legend czy zwyczajów, ale są to bardzo skromne fragmenty. Punkt ciężkości leży raczej na współczesności. To opis procesu starzenia się, problemów niektórych postaci z niewielkiej społeczności, jak sąsiada staruszków czy chłopaka z nowego sąsiedztwa lekarzy. Każda z tych postaci niesie swoją historię. Harnesk nie stroni od humoru, wiele tu dowcipnych scen, szczególnie tych, gdy stara kobieta nawiązuje przyjaźń z Siri z nowego iPhone'a. 

Ta powieść obiecuje wiele – sięgając po nią, oczekiwałam bogatego tła historyczno-kulturowego dotyczącego Saamów, niestety jest ono jedynie zaznaczone. Dla szwedzkiej czytelniczki być może będzie wystarczające, ja miałam chęć na coś więcej. Najbardziej jednak przeszkadzał mi w tej powieści język. Odbierałam go często jako toporny, przeładowany metaforami na siłę lub zbyt szybko przeskakujący z poetyckości w potoczność. Harnesk postawiła na krótkie rozdziały, ale z powodu tego języka czytałam je bardzo długo, często wracałam, bo jakaś nietypowa milionowa metafora wybiła mnie z rytmu. Niestety dla mnie ta powieść to rozczarowanie.


Moja ocena: 3/6

Tina Harnesk, Ludzie, którzy sieją w śniegu, tł. Agata Teperek, 352 str., Marginesy 2024.

wtorek, 19 listopada 2024

Stosikowe losowanie – grudzień 2024


 

Zacofany w lekturze wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 7 książek) - 3
Agnes wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 17 książek) - 15
Maniaczytania wybiera numer książki dla Anny (w stosie 226 książek) - 216
Anna wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 33 książki) - 13
Gucia wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie 47 książek) - 37
Katarzyna wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 250 książek) - 233
McDulka wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 1233

niedziela, 17 listopada 2024

"Lot" Lynn Steger Strong


Henry, Martin i Kate są rodzeństwem i od zawsze razem spędzają Boże Narodzenie. Zawsze u matki, zawsze na Florydzie. Z czasem dołączyli do tej tradycji ich partnerzy i dzieci. Gdy jednak Helen zmarła, wszystko się zmieniło. Święta mają spędzić u Henry'ego i Alice na północ od Nowego Jorku i zdecydować, co zrobić z domem po matce. Na razie jest wynajęty, ale planują go sprzedać i podzielić zysk. Jednak Kate ma inny pomysł – jej rodzinie nie wiedzie się zbyt dobrze finansowo i chciałaby poprosić braci i ich żony o możliwość zamieszkania na Florydzie, gdzie ma nadzieję na lepszą przyszłość dla jej rodziny. Dużą rolę odgrywają tu także względy sentymentalne – Kate jako najmłodsza z rodzeństwa bardzo tęskni za matką, która dla wszystkich była ważną figurą. Miała charyzmę, była nietuzinkowa i potrafiła wszystkich połączyć w całość, unikając konfliktów. Bez problemów akceptowała zięcia i synowe. 

Steger Strong opowiada historię każdej z szóstki postaci, ale z perspektywy kobiet. Poznajemy bliżej Tess, Alice i Kate, ale także podopieczną Alice, która pracuje w opiece społecznej. Pomaga tam bardzo zdolnej dziewczynce Maddie, której dwudziestotrzyletnia matka miała przejściowe kłopoty i na pewien okres straciła dziecko. Autorka szkicuje przede wszystkich rozterki matek – nadopiekuńczej Tess, która sprawia jednak wrażenie zimnej i nieprzystępnej robiącej karierę kobiety, bardzo ciepłej Kate, która całkowicie poświęciła się rodzicielstwu oraz Alice, której nie udało się urodzić dziecka. W przeciwwadze mamy Quinn, która została matką w wieku szesnastu lat i także boryka się z obowiązkami i trudnościami, jakie dotykają wszystkie kobiety. 

Amerykanka dobrze opisuje napięcia panujące w rodzinie, równocześnie zwracając uwagę, jak bardzo wspólnota łączy i daje siłę. Cztery kobiety są na tyle różne, że pozwalają nam poznać odmienne perspektywy i odczuwanie rodzicielstwa, świata, własnych problemów, ale i dostrzec, jak wiele je łączy. Autorka wprowadza tu wiele wątków. Zwraca uwagę na nierówności społeczne, na to, jak pochodzenie determinuje postrzeganie nas przez otoczenie, jak status finansowy decyduje o naszym być lub nie być. 
Najbardziej zaskakującym i zarazem trywialnym jest jednak wątek wspólnoty rodzicielskich przeżyć, napięć na linii matka-ojciec, problemów z dziećmi, ciągłego gotowania, podawania, przebierania, zabawiania i zamartwiania się. 

Steger Strong wprowadza tu także wątek poszukiwań, który nadaje powieści dynamiki, choć jego zakończenie, podobnie jak zamknięcie pozostałych wątków jest zaskakująco niebłyskotliwe i nudne. Narracja Amerykanki wielokrotnie przypominała mi skandynawskie powieści rodzinne – podobne rozmowy, rodziny, problemy, ale w przeciwieństwie do nich ona za bardzo chce domknąć wątki i dać czytelniczce rozwiązanie. Myślę, że jakaś nuta niedopowiedzenia dała by tej powieści głębszego wymiaru.
Lot czyta się wartko, dobrze wchodzi się w głowy bohaterów, z łatwością można odszukać punkty wspólne z własnymi doświadczeniami, a że akcja dzieje się 22 grudnia, warto sięgnąć po nią w święta. 

Moja ocena: 4,5/6

Lynn Steger Strong, Lot, tł. Dobromiła Jankowska, 256 str., Wydawnictwo Pauza 2024.

sobota, 16 listopada 2024

"Na czworakach" Miranda July


 

Główna bohaterka powieści ma czterdzieści pięć lat i planuje podróż z Los Angeles do Nowego Jorku. Niespodziewany zastrzyk pieniędzy chce spożytkować na tygodniowy pobyt w Wielkim Jabłku, a podróż planuje odbyć samochodem. To oznacza dłuższe rozstanie z mężem i dzieckiem. Po długim planowaniu wreszcie wyrusza, ale dociera zaledwie do przedmieść Los Angeles. Przewidywane niemal trzy tygodnie urlopu spędza w Monrovii – niewielkim miasteczku rzut beretem od jej domu, gdzie zaczyna odkrywać własne pragnienia, szczególnie te seksualne. 

Ta wyprawa odmieni życie kobiety, zwłaszcza to intymne oraz relację z mężem. Będzie ona poszukiwać sensu swojej egzystencji, ale i definiować swoje potrzeby i relację z własnym ja. Jako że to wiek dość przełomowy w życiu kobiety, July pisze sporo o menopauzie, zmianach w ciele i duszy, seksualności – jednym słowem to powieść o kryzysie wieku średniego w żeńskim wydaniu. I taka rzecz miała duże szanse trafić w mój gust, szczególnie że pisarstwo July znam i cenię. Jednak tu pasuję. Mimo że w głównej bohaterce zachodzą zmiany wewnętrzne, to wydają się być sprowadzone do seksualności właśnie. July wplotła w narrację ogromną ilość opisów seksu wszelkiego rodzaju. bez wyraźnej potrzeby. Żeby były one jeszcze w jakiś sposób podniecające, ciekawe, zachęcające, ale są całkowicie beznamiętne i wydają się służyć tylko sztuce dla sztuki. Dużo ciekawszy wydaje się być wątek traumatycznych przeżyć kobiety związanych z narodzinami dziecka. Rzadka i nagła patologia (krwotok płodowo-matczyny) zazwyczaj stanowi śmierć noworodka, co odbiło się na zdrowiu psychicznym matki. Męczona flashbackami bohaterka musi sobie radzić z tą sytuacją, a wspólnota przeżyć jest tu jednym z ważnych czynników. Wolałabym, żeby July bardziej rozpracowała ten temat. Podobnie ma się rzecz z dzieckiem, które wychowywane jest neutralnie płciowo, niestety nie dostajemy żadnego wyjaśnienia tego stanu rzeczy.

Podsumowując, niestety ta powieść do mnie nie trafiła. Nie kupuję jej przesłania, o ile w ogóle jakieś ma, razi mnie przerost formy nad treścią, ale nie przeszkadza jej rzekoma "dziwaczność" – akurat ona pasuje i do bohaterki, i do środowiska, w którym się obraca.

Moja ocena: 3/6

Miranda July, Na czworakach, tł. Kaja Gucio, 448 str., Wydawnictwo Pauza 2024.

środa, 13 listopada 2024

"Gąsienica" Rampo Edogawa


Rampo Edogawa tworzył w okresie lat 20. i 30. XX wieku, jego opowiadania wzorowały się na powieściach kryminalnych Agathy Christie czy Arthura Conan Doyle'a. Z czasem jego fascynacja przeniosła się na twórczość Edgara Allana Poe, od którego imienia i nazwiska powstał pseudonim Japończyka. 
Ten zbiór zawiera najbardziej reprezentacyjne teksty dla każdego okresu twórczości Edogawy, więc opowiadania różnią się stylistycznie. Pierwsze z nich to klasyczne opowieści kryminalne, które pokazują rozumowanie mordercy, szczegółowo oddają proces koncypowania zbrodni idealnej, a następnie przedstawiają detektywa, który dzięki wybitnej sztuce dedukcji odkrywa zamysł zbrodniarza. Kolejne teksty zawierają coraz więcej grozy, niepokoju, a nawet magii. Edogawa tworzy światy, które przerażają, równocześnie ukazując naturę człowieka. Jego bohaterowie to często znudzeni, bogaci mężczyźni, których zaczyna fascynować zbrodnia. Widziana jest ona jako źródło rozrywki, oderwanie od beznadziei dnia codziennego, sposób na wpływanie na losy innych. 

Pomysły Japończyka są zaskakujące, podobnie jak zakończenie niektórych z tekstów. Stolarz, który zamieszkuje w fotelu czy nieszczęśliwie zakochany mężczyzna, który przenosi się do niemal żywego obrazu pozostaną w mojej pamięci na zawsze. Podobnie ma się rzecz z jedynym tekstem, którego bohaterką jest kobieta. Tytułowa gąsienica to wprawdzie mężczyzna, ale to opiekująca się nim żona budzi grozę i zaskakuje swoim zachowaniem oraz reakcją na kalectwo męża. 

Edogawa posiadł zdolność zapuszczania się w najmroczniejsze zakątki ludzkiej duszy. Pisze o skrywanej chęci mordu, manipulowania, czucia władzy nad innym człowiekiem. Dobrze to widać w opowiadaniu o młodym człowieku, który obserwuje ludzi z poddasza. Ta wyższość, możliwość podglądania daje niebezpieczne poczucie władzy, które skłania do coraz drastyczniejszych kroków. Co ciekawe, mimo że te teksty mają około sto lat czytają się zaskakująco uniwersalnie i świeżo. 

Moja ocena: 5/6

Rampo Edogawa, Gąsienica, tł. Dariusz Latoś, 192 str., Wydawnictwo Tajfuny 2019.

wtorek, 12 listopada 2024

"Ja, która nie poznałam mężczyzn" Jacqueline Harpman


 

Dziewczynka spędziła całe dotychczasowe życie w klatce, nie ma przeszłości, nie ma wspomnień. Wraz z trzydziestoma dziewięcioma kobietami tkwi w klatce, pilnowana przez milczących strażników, bez możliwości kontaktu fizycznego. Kobiety są dorosłe, ale nie mają wiele wspomnień z tego, jak znalazły się w więzieniu. Mogą tylko podejrzewać, co się stało. Jako że ich klatka umieszczona jest w podziemiach, nie znają miary czasu, ani świata, w którym żyją. Ich rytm dobowy jest sztucznie regulowany. Pewnego dnia podczas wydawania jedzenia rozbrzmiewa sygnał alarmowy, strażnicy uciekają, a kobiety zostają pozostawione same sobie. Opuszczają klatkę i zaczynają odkrywanie świata, który zastały.

Nie zdradzając zbyt wiele z treści, dodam, że akcja ogranicza się do eksplorowania i poznawania zastanego otoczenia. Opowieść snuta jest z perspektywy Dziewczynki, która nie znała świata starszych kobiet i paradoksalnie lepiej radzi sobie w tym nowym otoczeniu. Jednak to nie akcja jest tu najważniejsza, a wiele innych tematów. Po pierwsze to życie w grupie oraz kontakt fizyczny. Co dzieje się z człowiekiem, który do takiego kontaktu nie ma dostępu? A co z takim, który się go nigdy nie nauczył?  Jak zrozumieć świat, którego się nigdy nie doświadczyło? Smaki, urządzenia, uczucia, przedmioty – to wszystko jest dla Dziewczynki obce. Jaki cel będzie miało życie w takim świecie? Jak sobie poradzić z samotnością? Jaką rolę odgrywa język, cyfry, pomiary, czas? I wreszcie jaki sens ma życie w ogóle?

To książka, która stawia ogrom pytań i daje wiele do myślenia. Jedna z lepszych dystopii, jakie czytałam. Pozostanie ze mną na długo.

Moja ocena: 5/6

Jacqueline Harpman, Ja, która nie pozałam mężczyzn, tł. Katarzyna Marczewska, 180 str., ArtRage 2024.

poniedziałek, 11 listopada 2024

"Izmir. Miasto giaurów" Marcelina Szumer-Brysz


Izmir – miasto w Turcji wyjątkowe, wyemancypowane, pełne sprzeczności, pulsujące życiem i historią. Izmir to także Turcja w pigułce. Szumer-Brysz pisząc o Izmirze, pisze o Turcji, sprowadzając ją do mikrokosmosu tego miasta. Trzeba od razu jednak napisać, że ta książka nie jest jednym reportażem, a raczej zbiorem tekstów, których punktem wspólnym jest to miasto. Rozmowy z różnymi osobami prowadzą jednak autorkę w niespodziewane strony i pozwalają spojrzeć na Izmir przez różne soczewki.
Jest więc ta historyczna, która pozwala dojrzeć różne narodowości, a raczej potomków tych emigrantów, którzy nadal noszą obce nazwiska, wyznają chrześcijanizm i pamiętają o swoim dziedzictwie. Jest też soczewka polityczna, która skupia się na życiu ojca narodu Mustafy Kemala Atatürka, ale i na współczesnych partiach i przekonaniach. Jest też soczewka feministyczna, dzięki której wiemy, że kobietom w Izmirze żyje się dobrze i że mają szansę na samostanowienie. I tradycyjna, pokazująca derwiszy i wróżenie z fusów. 

Autorka nie szuka oczywistości, a raczej osób nietypowych, nieznanych wydarzeń, tego, co ukryte za rogiem. Zabiera do wioski matematyków, ale i do ogrodu Homera, wędruje po tragach i promenadach, siada w kafejkach i spędza długie godziny nad turecką herbatą. 

Podobały mi się spostrzeżenia autorki, a zwłaszcza kontekst prywatny, który pozwala autorce spojrzeć na miasto i jej mieszkańców oraz mieszkanki z innej perspektywy. Jej doświadczenia nadają tym tekstom inny filtr, bardziej osobisty, który znowuż powoduje, że kupuję jej perspektywę. 

Mam jednak także pewne zarzuty wobec tego zbioru – wolałabym, gdyby ten reportaż był jedną całością, a nie właśnie osobnymi tekstami. W przypadku takich pojedynczych tekstów mam tendencję do zapominania, umykają mi poszczególne spostrzeżenia czy informacje. 

Moja ocena: 4/6

Marcelina Szumer-Brysz, Izmir. Miasto giaurów, 192 str., Wydawnictwo Czarne 2021.

piątek, 8 listopada 2024

"Psalm dla zbudowanych w dziczy" Becky Chambers


 

Chambers stworzyła świat w przyszłości, po erze robotów, gdy ludzkość stawia na dobroć i spokój, żyje w harmonii z naturą, ekologicznie i w poszanowaniu zdrowia psychicznego. Dex są mnichem herbacianym, które wędrując od wioski do wioski, serwują najlepsze napoje. Pewnego dnia jednak wyruszają w góry, w tereny niezamieszkałe, odległe i nieznane. Ich celem jest odnalezienie głębszego sensu w życiu, zrozumienie istoty egzystencji. Po drodze, niespodziewanie, spotykają robota, który jest pozostałością ery robotów i pragnie zrozumieć ludzi. Od tego momentu powieść wypełniają rozmowy – w większości urocze i w pewien sposób krzepiące. Robot dzięki swojej niewiedzy skłania Dex do przemyśleń i autorefleksji. Te dialogi są w pewien sposób filozoficzne, skłaniające do myślenia i przewartościowania swoich poglądów. 

Ta dystopia jest krzepiąca, daje nadzieję na przyszłość, pokazując, że godne życie będzie możliwe. To jednak książka z wyraźnym morałem, w pewnym sensie pouczająca. Jako że Chambers poświęca dość mało miejsca budowaniu świata, a więcej moralizatorstwu, odbieram tę książkę bardziej jako powiastkę filozoficzną. To powieść dla osób szukających spokoju, wrzucenia na luz, odpuszczenia, czyli dla mnie, ale przyznam, że sama narracja mnie nie zauroczyła. Owszem doceniam pomysł i konstrukcję postaci, ale brakuje mi szerszego opisu świata. Nie wykluczam jednak, że sięgnę po kolejny tom, bo mam wrażenie, ze warto dać tej autorce szansę. 

Moja ocena: 4/6

Becky Chambers, Psalm dla zbudowanych w dziczy, tł. Robert Kędzierski, Anna Krochmal, 184 str., Wydawnictwo Insignis 2024. 

czwartek, 7 listopada 2024

"Łakome" Małgorzata Lebda


Lebda stworzyła powieść o odchodzeniu, o towarzyszeniu w drodze ku śmierci. Narratorka wraz z swoją partnerką opiekuje się terminalnie chorą babcią, wchodząc w rytm wiejskiego domu i życia w nim. To opowieść bez pędzącej akcji, zasadzająca się na relacji z drugim człowiekiem i zwierzętami. Obie kobiety towarzyszą w odchodzeniu, bez presji, narzucania działań, zabiegów leczniczych, a z uwagą, czułością i wsłuchiwaniem się w to, czego chora sobie życzy. Równocześnie to opis życia na wsi i współistnienia ze zwierzętami. Dom dziadków stoi nad oborą, zapach krów przeniknął całe domostwo. Tuż obok jest natomiast rzeźnia, śmierć zwierząt jest więc codziennością. Wszystko kręci się wokół umierania, mięsa, znikania, pozostałości po zwierzęciu i człowieku.

Największą siłą tej książki jest język. Lebda, jako poetka, potrafi malować słowami, opisywać delikatnie i dosadnie, zwracać uwagę na najmniejsze szczegóły, odmalowywać rzeczywistość. Ja nie przepadam za prozą pisaną przez poetki czy poetów i miałam trudności z wejściem w tę książkę. Po jakimś czasie jednak przepadłam i rozsmakowałam się w języku i wrażliwości autorki. Wciąż nie twierdzę, że tę ostatnią podzielam, ale potrafię ją docenić. To też jest przyczyną, dlaczego ta książka nie przekonała mnie do końca. Mimo całego uroku zapewne nie pozostanie we mnie na długo. Niemniej doceniam temat i realizację, cieszę się, że nie jest to kolejny opis walki z chorobą, a raczej wyraz pogodzenia się z nieuniknionym, towarzyszenia i akceptacji. 

Moja ocena: 4/6

Małgorzata Lebda, Łakome, 304 str., Społeczny Instytut Wydawniczy Znak 2023.

środa, 6 listopada 2024

"Juno" Anna Dziewit-Meller


Aleksandra i Marianna – dwie siostry, bardzo różne kobiety. Pierwsza mieszka w Warszawie, matkuje trójce synów, pracuje i próbuje pisać powieść. Druga mieszka w rodzinnej wiosce na Mazurach, pracuje jako manicurzystka i usilnie stara się zajść w ciążę. Łączy je terminalnie chory ojciec. I poczucie winy. Jest ono zresztą tematem przewodnim tej powieści, a autorka bada go z wielu perspektyw. Mamy tu więc kredyty i długi, ale nie tylko te finansowe, ale pożyczki emocjonalne i rodzinne. I dużo śmierci. Dziewit-Meller twierdzi, że pisze o zwykłym życiu zwykłych ludzi, nie szukając spektakularnej fabuły ani katharsis. I taka ta powieść faktycznie jest – to wycinek z życia tych bohaterek, zlepek wydarzeń, niefortunnych zbiegów okoliczności, przypadków, marzeń i celów. 

Aleksandra jest mi bliższą bohaterką – zaganianą, rozerwaną między dziećmi i sobą, wyrywającą z codzienności kawałki czasu dla siebie, marzącą o napisaniu książki. Ta powieść ma opisać postać siedemnastowiecznej astronomki Marii Kunitz – kobiety światłej i wybiegającej ponad swoje czasy. Przydługi fragment o jej życiu nie wnosi jednak nic do fabuły, służy zapewne tylko przybliżeniu tego, co zajmuje myśli Aleksandry. 

Dziewit-Meller jak zwykle przekonała mnie swoim stylem – lekkim, ale nie banalnym, pełnym humoru, ale nie prześmiewczym, spostrzegawczym. Bardzo dobrze rozumie kobiety i ich problemy, a przede wszystkim potrafi o nich pisać. Juno jako całość jednak mnie rozczarowało. Po pierwsze formalnie. O ile bardzo lubię, gdy narrator mruga okiem do czytelniczki i komentuje fabułę, to tutaj było tego zbyt wiele. Ten zabieg dystansował mnie na tyle od powieści, że stałam się obserwatorką, a nie uczestniczką wydarzeń, nie kibicowałam żadnej z bohaterek, bo czułam się odsunięta na pozycję greckiego chóru. Mam także zastrzeżenia do samej fabuły, która wprawdzie spełnia swoje zadanie ukazania fragmentu życia przypadkowych osób, lecz mnie zupełnie nie pochłonęła. Winię za to te częste zwroty narratora do czytelniczki, które szatkują wątki i wybijają z rytmu. 

Juno po poprzednich, świetnych powieściach Dziewit-Meller to jednak dla mnie rozczarowanie. 

Moja ocena: 3/6

Anna Dziewit-Meller, Juno, 304 str., Wydawnictwo Literackie 2024.

poniedziałek, 4 listopada 2024

"Ten, którego szukam" Bae Suah


 

Ta niewielka nowela zawiera w sobie wiele treści, ale przede wszystkim uwodzi atmosferą. Bae Suah wykreowała nostalgiczny, duszny klimat oraz bohaterkę, która zaskakuje swoimi zmianami nastroju. To dwudziestokilkuletnia kobieta, która dorywczymi pracami utrzymuje cała rodzinę. Młodszą siostrę, która wciąż chodzi do szkoły, matkę alkoholiczkę oraz brata, który zbiera pieniądze na wyjazd do pracy do Japonii. Owa bohaterka ima się różnych prac, bo jej wykształcenie nie jest dość dobre, by zrobić karierę. To również osoba, która nie jest asertywna, chce wszystkim dogodzić i zgadza się na rzeczy dla niej niekomfortowe. Tak się ma sytuacja z jej niby chłopakiem, który odbywa służbę wojskową. Bohaterce trudno mu odmówić, gdy spotyka się z nim podczas przepustki, ale także nie potrafi wymsknąć się z rąk natarczywej matki. 

Kobieta puszcza i chwyta szanse, nie mając narzędzi, by z nimi to przysłowiowe coś zrobić. Poddaje się zmianom nastroju, chwilowym impulsom, ale nie może przeskoczyć przypisanej jej społecznie roli. Jej pole manewru jest ograniczone płcią, wykształceniem, miejscem zamieszkania i statusem rodziny. Równocześnie autorka kusi się na rozważania na temat przemijania, ulotności i roli człowieka w świecie.

Bae Suah utkała w swojej narracji wiele zaskakujących motywów, poetyckich wręcz wstawek, niezrozumiałych na pierwszy rzut oka nawiązań, zwodząc czytelniczkę na manowce. Ta lektura wymaga skupienia, otwarcia na nietypowe i zapewne ponownego podejścia. Przyznam jednak, że mnie te zabiegi nie kupiły. Podobnie jak nie chwycił nastrój tej prozy. Doceniam piękny styl i udane tłumaczenie, ale treściowo nieco się z nią rozminęłam. 

Moja ocena: 3,5/6

Bae Suah, Ten, którego szukam, tł. Joanna Pienio-Danielak, 72 str., Tajfuny 2023.

sobota, 2 listopada 2024

"Niewidzialni" Pajtim Statovci


Arsim mieszka w Prisztinie, jest młodym studentem, marzy o pisaniu książek, ma żonę i jest Albańczykiem. Pewnego dnia w kawiarni przypadkiem poznaje Miloša – studenta medycyny i Serba. Taka kombinacja narodowości z końcem lat 90. nie wróży niczego dobrego, a jeszcze gorzej wróży, że obaj się w sobie zakochują. Rozpoczyna się karkołomny związek, zwłaszcza, że żona Arsima zachodzi w ciążę, a wojna jest na wyciągnięcie ręki. Rodzina Arsima decyduje się na ucieczkę, Miloš zostaje.

Statovci opowiada tę historię z perspektywy Arsima, Miloša poznajemy dzięki zapiskom z jego dziennika. To wszystko przeplatane jest regionalną legendą o Bolli – wężokształtnym stworze, diable, która stanowi swoistą metaforę związku obojga. Obaj mężczyźni wplątani są w niejednoznaczne sytuacje, obaj walczą z traumami. Arsima nie sposób polubić, jego wybory są egoistyczne, nieprzemyślane, zarazem to postać bardzo autentyczna, ludzka. Ktoś, kto się myli, popełnia błędy, miota się w życiu, żyje mrzonkami. Pozornie ten bardziej pozytywny Miloš jest ofiarą wojny, straumatyzowany nie ma szans na dalsze, normalne życie, a z jego zapisków wynika bardzo niejednoznaczny obraz. Równie ciekawa jest postać Ajsze – żony Arsima. To fantastycznie skonstruowany charakter, kobieta, która się rozwija, rośnie wraz ze swoimi zadaniami. 

Niewidzialni to językowy majstersztyk, Statovci nie boi się przeskoków w czasie, dwutorowej narracji, wplatania legend i peozji, doskonale panując nad swoją powieścią. Równocześnie historia obu mężczyzn jest poruszająca i skłania do przemyśleń na temat uwikłania w historii, naszych wyborów, odpowiedzialności za drugą osobę, słabości.... Dobra proza, polecam.

Moja ocena: 5/6

Pajtim Statovci, Niewidzialni, tł. Adam Sandach, 240 str., Wydawnictwo Pauza 2024.