Blutbuch to książka jedyna w swoim rodzaju, proza, z jaką jeszcze nigdy się nie spotkałam i majstersztyk językowy. Osoba autorska stworzyła dla mnie literackie novum, o którym długo nie zapomnę. Ta powieść sprytnie nazywana jest autofikcją, główny bohater to niezaprzeczalnie alter ego osoby autorskiej. Pisze ono powieść, składającą się między innymi z listów do babci, która zapada na demencję. Zanim jednak kontakt z nią stanie się niemożliwy, chce zrozumieć, dowiedzieć się, ale i wypowiedzieć. Kim to dziecko wychowane przez matkę i babcię, rola ojca była marginalna. To dziecko zdominowane przez te kobiety, przez babcię, która ciągle mówi, rusza się, coś robi, przekłada, zagarnia, dotyka, przestawia. To dziecko, zaszufladkowane jako chłopiec, które ciągle czeka, aż się dowie, która płeć jest dla niego właściwa. To także dziecko, które niesie ciężar - mama decydując się na donoszenie ciąży, musiała porzucić szkołę i możliwość wieczorowego nadrobienia matury.
To dziecko jest teraz dorosłe i zupełnie inne niż przeciętny Szwajcar czy Szwajcarka. Kim się wyróżnia, musi się liczyć z przemocą i niezrozumieniem. Kim jest uzależnione od seksu, spotyka się z przypadkowymi mężczyznami i ryzykuje seks bez zabezpieczeń. Podczas rozmów z mamą i babcią próbuje zrozumieć, dlaczego jest, jakie jest. Te rozmowy służą jednak także odkryciu rodzinnej historii, która zasadzona jest tylko na kolejnych przodkach płci męskiej. Rodzinny sztambuch sięga XIV wieku i opisuje tylko kolejnych mężczyzn. Matka Kim spisuje więc historię kobiet, by dojść do życiorysu swojej matki i do tego, o czym się nie mówi. Babka miała bowiem starszą siostrę, która przedwcześnie zmarła. Babka nosi to samo imię i urodziła się w dzień jej urodzin. Babka miała też młodszą siostrę, która została oddana do więzienia dla kobiet, gdy w wieku piętnastu lat zaszła w ciążę. W ogrodzie rodziny stały drzewa - jedno dla każdego dziecka, wśród nich ozdobny buk, którego listowie przybiera kolor krwi. Kim docieka, skąd pomysł pradziadka na zasadzenie drzewa popularnego wśród elit. Szuka, przerzuca setki akt, przegląda książki i próbuje zrozumieć.
Blutbuch to powieść, która zasadza się na językach. Jest szwajcarski dialekt, jest niemiecki, jest angielski. Są dziesiątki neologizmów, jest slang, są rozważania językowe. Osoba autorska wychodzi od jednego słowa, podąża za skojarzeniami i dochodzi do słowa zupełnie innego - fascynujące i nieprzetłumaczalne! Jest wreszcie język inkluzywny, podkreślający niebinarność. Osoba autorska korzysta z wielu form narracyjnych - są rozważania z niebotycznie długimi zdaniami, są dialogi, są listy, są dokumenty, spisy. Są całe pasaże w języku angielskim. To jest niesamowity kobierzec możliwości i fantastyczna podróż przez język. Ten język jest też czynnikiem identyfikacji, pozwala się zdystansować od rodziny (obie kobiety mówią głównie dialektem z okolicy Berna), ale i od swoich uczuć.
Ta książka pozostanie ze mną na długo. Nie zniesmaczyły mnie sceny seksu, które tak często są wytykane osobie autorskiej, nie zniechęciły długie wywody ani niełatwy język. Byłam i jestem zachwycona. Naprawdę warto.
Moja ocena: 6/6
Kim de L'Horizon, Blutbuch, 336 str., DuMont Buchverlag 2022.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz