piątek, 11 lipca 2025
"Lichtspiel" Daniel Kehlmann
czwartek, 10 lipca 2025
"Rytuały" Álvaro Ortiz
środa, 9 lipca 2025
"To nie rzeka" Selva Almada
Na wyspie gdzieś w środku rzeki dzieje się wiele. Dziewczyny szykują się na imprezę, matka drży o piękne córki, mając w pamięci męską przemoc, a trzech przybyszów podczas wycieczki na ryby łowi gigantyczną płaszczkę. Historia owych trzech mężczyzn jest punktem wyjściowym tej powieści. Dla nich to ponowna wyprawa w to miejsce: dwóch z nich właśnie tam straciło przyjaciela, którego syn jest teraz z nimi. To właśnie oni łapią rybę, która od lat mieszka w tych wodach, zawieszają ją na drzewie i pozwalają jej zgnić. Dla mieszkańców wyspy to obraza, zbezczeszczenie natury i przyczynek do bójki. Dla przybyszów natomiast to wyprawa w przeszłość, by wspomnieć kolegę. Dla dziewczyn przybysze to możliwość odskoczni, poznania czegoś nowego. Dla matki źródło lęku.
Almada prowadzi narrację nielinearnie, przeskakuje między planami czasowymi i postaciami, konfundując czytelniczkę. Ja akurat zdecydowałam się na słuchowisko, które wprawdzie jest świetnie zrealizowane, ale pozostawiło mnie z wieloma znakami zapytania, szczególnie w kwestii końca. Przesłuchałam więc je drugi raz, a następnie udałam się spotkanie Klubu Literatury Latynoamerykańskiej, które rzuciło mi na tę powieść jeszcze inne światło.
Argentyna zasadza narrację na żywiołach – wodzie i ogniu, które definiują ową mikrospołeczność i decydują o życiu. Oba są karmicielami, ale i mają ogromną siłę destrukcyjną. Zarazem autorka porusza się na granicy między rzeczywistym a wyobrażonym, tak że pozostawia szeroki margines do dociekań i interpretacji.
Dla mnie to powieść o życiu w bliskości z naturą i jej poszanowaniu, o lęku i chęci odmiany losu, o kulturze machismo. To zarazem powieść krótka, która pozostawia niedosyt i w której to właśnie forma ściśle współpracuje z treścią. Ciekawy głos, choć nie porusza bardzo odkrywczych tematów.
Moja ocena: 4/6
Selva Almada, Kein Fluss, tł. Christian Hansen, 112 str., Berenberg Verlag 2021.
poniedziałek, 7 lipca 2025
"Rückkehr durch die Hintertür" Epeli Hau'ofa
sobota, 5 lipca 2025
"Magiczne lata" Robert McCammon
1964 rok, Zephyr, Alabama – małe miasteczko, gdzie wszyscy się znają, a życie toczy się swoim niespiesznym rytmem. Dwunastoletni Cory to bystry dzieciak, który uwielbia historie o potworach i ma wielką fantazję. To także narrator powieści. Punktem wyjścia tej historii jest nietuzinkowe wydarzenie, jakiego świadkami są Cory i jego pracujący jako mleczarz ojciec. Wczesnym rankiem obserwują, jak do jeziora wpada samochód. Ojciec, niewiele się zastanawiając, wskakuje do wody, by uratować kierowcę. Okazuje się jednak, że w aucie siedzi zmasakrowany trup. To wydarzenie naznaczy oboje. Tata chłopca będzie mierzył się z koszmarami, a syn na własną rękę spróbuje odkryć, co kryje się za śmiercią człowieka. Szeryf miasteczka jest bowiem bezradny, nikt nie zna trupa, nikt nikogo nie szuka, nikt nie widział, by ktoś zepchnął auto do jeziora.
Ta powieść jednak tylko pozornie zasadza się na tym wydarzeniu, bo McCammon snuje raczej gawędę o dorastaniu w Alabamie w latach 60. Każdy rozdział to inna przygoda Cory'ego – powódź, problemy w szkole, konkurs pisarski, mobbing między nastolatkami, wypadek kolegi, nocna wyprawa do lasu, przyjazd cyrku itd. Obserwujemy te przeżycia oczami chłopca, który wiele z tych wydarzeń tłumaczy zjawiskami nadprzyrodzonymi, magią, którą dzieci wciąż dostrzegają w życiu. To w zasadzie beztroskie dzieciństwo, mimo wielu przykrych wydarzeń, jak śmierć psa i kolegi czy wyżej wspomniany mobbing. Cory wydaje się szybko przechodzić do porządku dziennego – jego dni to jazda na rowerze, spotkania z kolegami, wyjścia do kina, zabawa. W tle pobrzmiewa muzyka z epoki, przewijają się problemy rasowe, bezrobocie czy lęk przed atakiem ze strony Związku Radzieckiego, ale dla dziecka nie są to kwestie, które spędzają mu sen z powiek. Początkowe wydarzenie przewija się w tle, ale, jak pisałam, nie należy się nastawiać na to, że będzie to wiodący wątek, a jego rozwiązanie jest kuriozalne. Ta powieść to raczej gawęda o minionym świecie pełnym magii, przypominająca amerykańskie seriale o szczęśliwym dzieciństwie na prowincji.
Ogrom pozytywnych opinii o tej książce bardzo mnie zaskoczył – ja odebrałam ją jako nudną i rozwlekłą. Multum pobocznych wątków, których zadaniem jest zapewne budowanie atmosfery i pokazanie życia Cory'ego mnie zmęczyło, a szeroko pojęta amerykańskość do mnie już nie trafia. Nie lubię książek, w których odczuwam świadome konstruowanie fabuły tak, by zadziałać na emocje czytelniczki, wtykanie wielu postaci i wątków, by pociągnąć tezę o magii i beztrosce życia. Zdziwiło mnie nagromadzenie tragicznych wydarzeń w jednym roku, które główny bohater dość bezproblemowo łyka. Nie lubię narracji z perspektywy dziecka, gdy okazuje się, że owo dziecko ma spostrzeżenia dorosłego. Nie przeczę, że McCammon to sprawny pisarz, który ma lekki i potoczysty styl, ale ta powieść nie porusza, nie haczy, ani nie pozostawia po sobie śladu. To typowe czytadło na wakacje, a nie tego szukam w literaturze.
Moja ocena: 3/6
Robert McCammon, Boy's Life. Die Suche nach einem Mörder, tł. Nicole Lischewski, 600 str., Luzifer Verlag 2020.