piątek, 11 lipca 2025

"Lichtspiel" Daniel Kehlmann

 


G.W. Pabst – wielki reżyser okresu Republiki Weimarskiej, sława, pełne kina, wielki talent. U szczytu kariery próbuje przebić się w Hollywood, kręci we Francji, aż w końcu dogania go widmo II wojny światowej. Rodzina wraca do Austrii, gdzie mieszka starzejąca się i chorująca na demencję matka reżysera, dynamiczne zmiany na najwyższym szczeblu, zatrzymują ich w kraju. Wyjazd staje się niemożliwy, bo brunatna siła poczyna sobie coraz śmielej. Pabst jest w pułapce, która się zacieśnia, gdy zostaje zaproszony do ministerstwa. Praktycznie nie ma wyjścia, nawet jeśliby nie chciał kręcić filmów, to już takiego wyboru nie ma. Stopniowo Pabst wikła się w reżim, jego syn staje się wiernym członkiem Hitlerjugend, a żona pogrąża się w depresji.

Ta powieść to wspaniały portret artysty zmagającego się z szeregiem problemów. Uwikłanie w reżim to zaledwie jeden z nich, bo to także stały lęk przed porażką, poszukiwanie pomysłów, troska o rodzinę, niepewność, kruchość małżeństwa. Mimo że Pabst jest głównym bohaterem, to czasem punkt ciężkości przenosi się na inne osoby – rozdziały są poświęcone synowi, żonie, współpracownikom, co pozwala na nakreślenie szerokiego obrazu ówczesnej sytuacji. Słyszmy głosy pochlebne, krytyczne, współczujące, głosy ze świata filmu, ale i głosy nazistów. To niesamowity kalejdoskop, do tego wspaniale napisany.

Bardzo ciekawa jest także klamrowa konstrukcja powieści. Kehlmann rozpoczyna współcześnie – spotykamy mieszającego w domu opieki asystenta Pabsta, który gubi się we wspomnieniach i słowach. Ten obraz demencji jest świetnie nakreślony – autor prowadzi tu strumień świadomości, wskakując w głowę bohatera. Punktem wyjścia całej historii jest jednak film, który zaginął w wojennej zawierusze, legendarne dzieło Pabsta, którego strata naznaczyła reżysera na zawsze.

Ta powieść skłania do wielu przemyśleń i pytań – tu nie ma jednoznacznych odpowiedzi, szczególnie w kwestii współpracy z nazistami i decyzjami artystycznymi. Kehlmann nawet formalnie nawiązuje do filmu, tworząc z poszczególnych rozdziałów kadry. Jego pisarstwo to oko kamery, które ukazuje poszczególne sceny, a niektóre z nich są przerażające. Największe wrażenie chyba robi moment nagrywania koncertu w Pradze, w którym statystami są więźniowie obozu koncentracyjnego. 
Niemiec wspaniale pokazuje mechanizm zagarniania wszystkich aspektów życia przez nazistów – począwszy od domu rodzinnego Pabsta. Wszystko dzieje się powoli, podskórnie, niepostrzeżenie – nie mogłam się oprzeć paralelom ze współczesnością. Bardzo dobra powieść. 

Moja ocena: 5/6

Daniel Kehlmann, Lichtspiel, 464 str., Rowohlt 2023.

czwartek, 10 lipca 2025

"Rytuały" Álvaro Ortiz


Dwóch kolegów wynajmuje mieszkanie w Barcelonie – wielkie szczęście, bo nie dość, że jest fajne, to jeszcze w dzielnicy gotyckiej. Lorenzo studiuje na akademii sztuk pięknych i do swojego projektu postanawia bliżej zainteresować się mieszkaniem piętro niżej. To rzekomo magazyn antykwariusza – ale, o dziwo, nikt tam nie wchodzi. Lorenzo postanawia więc się dostać tam przez okno i zobaczyć, o co chodzi z tym mieszkaniem. Ta wiodąca historia przeplatana jest szeregiem innych, pozornie nie mających ze sobą związku. Ortiz zabiera czytelniczkę w różne miejsca i epoki. Jest więc facet, który się roztapia, kebabownia w Szwecji, guwernantka w wiktoriańskiej Anglii, Caravaggio, seksworkerka, misjonarz i willa Mussoliniego. Ta powieść to szalony rajd przez epoki i wydarzenia ze sztuką w tle, a wszystkie te kadry łączy figurka z wydatnym przyrodzeniem. 

Nie mam zupełnie doświadczenia w powieściach graficznych – rzadko po nie sięgam, bez wyraźnej przyczyny, bo przecież lubię. Ta była cudnym prezentem, którego lektura sprawiła mi dużo przyjemności, nawet jeśli zamiar autora nie jest dla mnie do końca jasny. Te liczne wątki niekoniecznie dobrze się na końcu spięły fabularnie, bardziej doceniam tu pojedyncze historie, zwłaszcza te ze sztuką w tle. Trafiła też do mnie kreska Ortiza, natomiast mniej język, a może raczej wybory językowe tłumacza – nie podważam ich spójności z postaciami, niektóre wyrażenia były dla mnie dziwne. 

"Rytuały" to dla mnie zdecydowanie rzecz do ponownego czytania i wyszukiwania smaczków. Czuję się zachęcona do sięgania po więcej powieści graficznych.

Moja ocena: 4/6

Álvaro Ortiz, Rytuały, tł. Jakub Jankowski, 126 str., Timof i cisi wspólnicy 2023. 

środa, 9 lipca 2025

"To nie rzeka" Selva Almada

 


Na wyspie gdzieś w środku rzeki dzieje się wiele. Dziewczyny szykują się na imprezę, matka drży o piękne córki, mając w pamięci męską przemoc, a trzech przybyszów podczas wycieczki na ryby łowi gigantyczną płaszczkę. Historia owych trzech mężczyzn jest punktem wyjściowym tej powieści. Dla nich to ponowna wyprawa w to miejsce: dwóch z nich właśnie tam straciło przyjaciela, którego syn jest teraz z nimi. To właśnie oni łapią rybę, która od lat mieszka w tych wodach, zawieszają ją na drzewie i pozwalają jej zgnić. Dla mieszkańców wyspy to obraza, zbezczeszczenie natury i przyczynek do bójki. Dla przybyszów natomiast to wyprawa w przeszłość, by wspomnieć kolegę. Dla dziewczyn przybysze to możliwość odskoczni, poznania czegoś nowego. Dla matki źródło lęku. 

Almada prowadzi narrację nielinearnie, przeskakuje między planami czasowymi i postaciami, konfundując czytelniczkę. Ja akurat zdecydowałam się na słuchowisko, które wprawdzie jest świetnie zrealizowane, ale pozostawiło mnie z wieloma znakami zapytania, szczególnie w kwestii końca. Przesłuchałam więc je drugi raz, a następnie udałam się spotkanie Klubu Literatury Latynoamerykańskiej, które rzuciło mi na tę powieść jeszcze inne światło. 

Argentyna zasadza narrację na żywiołach – wodzie i ogniu, które definiują ową mikrospołeczność i decydują o życiu. Oba są karmicielami, ale i mają ogromną siłę destrukcyjną. Zarazem autorka porusza się na granicy między rzeczywistym a wyobrażonym, tak że pozostawia szeroki margines do dociekań i interpretacji.

Dla mnie to powieść o życiu w bliskości z naturą i jej poszanowaniu, o lęku i chęci odmiany losu, o kulturze machismo. To zarazem powieść krótka, która pozostawia niedosyt i w której to właśnie forma ściśle współpracuje z treścią. Ciekawy głos, choć nie porusza bardzo odkrywczych tematów.

Moja ocena: 4/6

Selva Almada, Kein Fluss, tł. Christian Hansen, 112 str., Berenberg Verlag 2021.

poniedziałek, 7 lipca 2025

"Rückkehr durch die Hintertür" Epeli Hau'ofa




Ten zbiór opowiadań to przeważnie pierwszy wybór dla osób szukających literatury z Tonga. Epeli Hau'ofa urodził się w tym kraju, studiował w Kanadzie i Australii, ale powrócił do Oceanii i wiele lat był prywatnym sekretarzem króla Tonga. W tych dwunastu tekstach autor opisuje życie na fikcyjnej wyspie Tiko – mimo że są to oddzielne opowiadania, niektóre postaci się powtarzają jak starzec i mędrzec Manu. 
Hau'ofa bierze na tapet przeróżne problemy i kwestie dotykające mieszkańców Tonga. To lud wesoły, zawsze uśmiechnięty i nastawiony na korzystanie z życia. Tongijczycy zawsze znajdą sposób, jak sobie poradzić z przeciwnościami losu lub pracownikami organizacji pomocowych, których pomysły na industrializację i wzbogacenie Tonga są zaprawdę kuriozalne. Hau'ofa opisuje zmagania z pożyczkami, grantami, zwierzętami z Nowej Zelandii, motorówkami i sieciami itp. Są też urzędnicy z innych krajów, którzy nie rozumieją pacyficznego życia i pozostają w swojej bańce. Są projekty pomocowe, które trafiają jak kulą w płot i zamiast pomóc w konkretny sposób, polegają na wyrzucaniu pieniędzy przez okno. Są kościoły przeróżnych dominacji, które przyciągają wiernych, by się wzbogacić. I w końcu jest pacyficzny uśmiech, lenistwo, korzystanie z życia i praca tylko wtedy, gdy jest konieczna. Jest dużo dzieci i czynności koniecznych do ich tworzenia. 

Autor w swoich niezbyt długich opowiadaniach posługuje się ironią i sarkazmem – to prześmiewcze przedstawienie życia, które skłania do uśmiechu, ale i refleksji. Dla mnie jednak te teksty, mimo ich lekkości, nie były przyjemną lekturą. Miałam poczucie, że doceniłabym je dużo bardziej, gdybym znała Oceanię. Język autora nie jest może zbyt skomplikowany, ale jednak mało porywający i dość monotonny. Mimo całej ironii odebrałam te opowiadania jako smutne – obnażają bowiem niedociągnięcia, a nawet całkowity bezsens całej pomocy humanitarnej i rozwojowej. Wniosek nie nowy i wciąż tak samo smutny. 

Moja ocena: 3/6

Epeli Hau'ofa, Rückkejr durch die Hintertür, tł. Ina Boesch, Renate von Gizycki, Irene Knauf i Johano Strasser, 141 str., Unionsverlag 1998.

sobota, 5 lipca 2025

"Magiczne lata" Robert McCammon

 


1964 rok, Zephyr, Alabama – małe miasteczko, gdzie wszyscy się znają, a życie toczy się swoim niespiesznym rytmem. Dwunastoletni Cory to bystry dzieciak, który uwielbia historie o potworach i ma wielką fantazję. To także narrator powieści. Punktem wyjścia tej historii jest nietuzinkowe wydarzenie, jakiego świadkami są Cory i jego pracujący jako mleczarz ojciec. Wczesnym rankiem obserwują, jak do jeziora wpada samochód. Ojciec, niewiele się zastanawiając, wskakuje do wody, by uratować kierowcę. Okazuje się jednak, że w aucie siedzi zmasakrowany trup. To wydarzenie naznaczy oboje. Tata chłopca będzie mierzył się z koszmarami, a syn na własną rękę spróbuje odkryć, co kryje się za śmiercią człowieka. Szeryf miasteczka jest bowiem bezradny, nikt nie zna trupa, nikt nikogo nie szuka, nikt nie widział, by ktoś zepchnął auto do jeziora. 

Ta powieść jednak tylko pozornie zasadza się na tym wydarzeniu, bo McCammon snuje raczej gawędę o dorastaniu w Alabamie w latach 60. Każdy rozdział to inna przygoda Cory'ego – powódź, problemy w szkole, konkurs pisarski, mobbing między nastolatkami, wypadek kolegi, nocna wyprawa do lasu, przyjazd cyrku itd. Obserwujemy te przeżycia oczami chłopca, który wiele z tych wydarzeń tłumaczy zjawiskami nadprzyrodzonymi, magią, którą dzieci wciąż dostrzegają w życiu. To w zasadzie beztroskie dzieciństwo, mimo wielu przykrych wydarzeń, jak śmierć psa i kolegi czy wyżej wspomniany mobbing. Cory wydaje się szybko przechodzić do porządku dziennego – jego dni to jazda na rowerze, spotkania z kolegami, wyjścia do kina, zabawa. W tle pobrzmiewa muzyka z epoki, przewijają się problemy rasowe, bezrobocie czy lęk przed atakiem ze strony Związku Radzieckiego, ale dla dziecka nie są to kwestie, które spędzają mu sen z powiek. Początkowe wydarzenie przewija się w tle, ale, jak pisałam, nie należy się nastawiać na to, że będzie to wiodący wątek, a jego rozwiązanie jest kuriozalne. Ta powieść to raczej gawęda o minionym świecie pełnym magii, przypominająca amerykańskie seriale o szczęśliwym dzieciństwie na prowincji. 

Ogrom pozytywnych opinii o tej książce bardzo mnie zaskoczył – ja odebrałam ją jako nudną i rozwlekłą. Multum pobocznych wątków, których zadaniem jest zapewne budowanie atmosfery i pokazanie życia Cory'ego mnie zmęczyło, a szeroko pojęta amerykańskość do mnie już nie trafia. Nie lubię książek, w których odczuwam świadome konstruowanie fabuły tak, by zadziałać na emocje czytelniczki, wtykanie wielu postaci i wątków, by pociągnąć tezę o magii i beztrosce życia. Zdziwiło mnie nagromadzenie tragicznych wydarzeń w jednym roku, które główny bohater dość bezproblemowo łyka. Nie lubię narracji z perspektywy dziecka, gdy okazuje się, że owo dziecko ma spostrzeżenia dorosłego. Nie przeczę, że McCammon to sprawny pisarz, który ma lekki i potoczysty styl, ale ta powieść nie porusza, nie haczy, ani nie pozostawia po sobie śladu. To typowe czytadło na wakacje, a nie tego szukam w literaturze.

Moja ocena: 3/6

Robert McCammon, Boy's Life. Die Suche nach einem Mörder, tł. Nicole Lischewski, 600 str., Luzifer Verlag 2020.

czwartek, 3 lipca 2025

"Miasto i psy" Mario Vargas Llosa


Debiut Maria Vargasa Llosy długo czekał na swoją kolej, ale wreszcie dzięki wyzwaniu 25 książek na 2025 po niego sięgnęłam. To było moje drugie podejście, bo za pierwszym razem nie mogłam wejść w narrację, co mnie po zakończonej lekturze nie dziwi. Peruwiańczyk nie ułatwia podążania za postaciami do samego końca, moim zdaniem niepotrzebne komplikując konstrukcję powieści. 

Akcja rozgrywa się w Colegio Militar Leoncio Prado – szkole wojskowej dla nastoletnich chłopców, a my towarzyszymy bliżej kilku młodzieńcom. Chłopcy są już na trzecim roku, gdy oficerowie odkrywają, że wykradziono tematy egzaminu z chemii. Po jakimś czasie jeden z kadetów zdradza kolegę, co pociąga za sobą całą lawinę wydarzeń, między innymi śmierć jednego z uczniów podczas manewrów. O tę śmierć oskarżony zostaje jeden z kolegów z roku, który rzekomo miał zabić za donosicielstwo. Vargas Llosa opisuje życie w szkole – kradzieże, picie, palenie, bijatyki, kompletną niesubordynację, o której oficerowie nic nie wiedzę. Rzekoma dyscyplina i mores są tylko powierzchowne, pod ich płaszczykiem wyrastają nie karni żołnierze, a skrzywieni macho, których kręgosłup moralny jest wątpliwy. Zdaje się, że jedyne czego się uczą, to kombinowanie i lawirowanie, a nie tego, czego oczekiwali wysyłający do szkoły problematyczne dzieci rodzice. Peruwiańczyk obnaża podwójną moralność i tuszowanie skandali w imię zachowania dobrego imienia szkoły. 

To bardzo dobrze przemyślana powieść, która porusza wiele tematów, zapewne nie wszystkie są dla mnie jako dla nie-Peruwianki dostrzegalne. Niestety nie jestem w stanie docenić tej książki z innego powodu – nie przekonuje mnie jej konstrukcja. Llosa opowiadając aktualne wydarzenia ze szkoły, wplata szereg retrospekcji z życia poszczególnych chłopców sprzed niej. Niestety czyni to na tyle niechronologicznie i zagmatwanie, że do końca książki myliły mi się postaci, a naprawdę mam bardzo dobrą pamięć do imion. Mamy tu jednak jeszcze ksywki i nawet różne środowiska pochodzenia niczego nie ułatwiły. Jestem pewna, że ta wyrafinowana konstrukcja jest zamierzona, że oddaje różnorodność szkoły, mnogość losów, chaos i zagmatwanie żyć i warunków, ale mnie niestety przerosła i nie pozwoliła do końca docenić pięknego języka i samej treści. 

Moja ocena: 4/6

Mario Vargas Llosa, Miasto i psy, tł. Kazimierz Piekarec, 429 str., Wydawnictwo Muza 2001.