Strony

czwartek, 31 marca 2011

"Maleńkie królestwo królewny Aurelki" Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Jona Jung


Jak wiecie obie z Pięciolatką jesteśmy fankami prac duetu Roksana Jędrzejewska-Wróbel i Jona Jung. Nie mogło więc u nas zabraknąć "Maleńkiego królestwa królewny Aurelki".

Aurelka jest całkiem zwykłą dziewczynką, która pewnego dnia dostaje nadzwyczajną paczkę. Paczuszka zawiera maleńkie, jej własne królestwo.


Aurelka nie posiada się z radości i z ochotą zamienia się w królewnę. Okazuje się jednak, że bycie królewną wcale nie jest takie proste: korona uwiera, najpiękniejsza sukienka świata ciśnie pod pachami, wydawanie zarządzeń jest bardzo skomplikowane, a ochmistrz ciągle pilnuje, by Aurelka zachowywała się jak na królewnę przystało. Tymczasem Aurelka nadal chce skakać, brykać i robić to, na co ma ochotę.


Dzięki pani Roksanie moja Pięciolatka przekonała się, że królewna nie musi być różową bezą, że smoki mogą być sympatyczne i z pasją zajadać krówki (a nie małe dziewczynki), a czarownice mogą mieć wygląd uroczej babuni. Mnie szczególnie zachwyciła czarownica Jaga i jej kot Baba:)


Także królewicz Emeryk nie odgrywa swojej roli tak, jakby się można spodziewać - jest bojaźliwy i niepewny, a bycia królewiczem uczy się z poradnika. Dostało się również bajce o Czerwonym Kapturku - wilk Arnold uwielbia pomagać małym dziewczynkom, a złą historię o pożarciu wymyślił sam Kapturek, by na wilku się zemścić.

Szalenie podoba mi się takie przełamanie stereotypów i ukazanie dziewczynkom (bo pewnie chłopców ta książka aż tak nie zainteresuje), że ich marzenia mogą być troszkę inne. Cudowne ilustracje Jony Jung świetnie komponują się z tak ą wizją Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel. Aurelka ma pomarańczowe włosy, a smok Ryszard jest pomarańczowy:)
Rewelacyjnym pomysłem jest umieszczenie na końcu książki przypominajek, o takich:


Książka jest pięknie wydana i zawiera bardzo przydatną zakładkę (oczywiście różową), bo dodać muszę, że zdecydowanie nie jest to lektura na jeden wieczór - tekstu tu sporo, dużo więcej niż ilustracji ale Pięciolatka bardzo uważnie słuchała, i zawsze wyprosiła jeszcze kolejny rozdział, a potem jeszcze jeden i jeszcze jeden.....
Bardzo polecamy!

Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Jona Jung, Małe królestwo królewny Aurelki, 87 str., Wydawnictwo Bajka.

Statystyka marzec 2011

Przeczytane książki: 6
Ilość stron: 1447

Książki w ramach wyzwania projekt nobliści: 0
Książki w ramach wyzwania reporterskiego: 1
Książki w ramach wyzwania japońskiego: 1
Książki w ramach wyzwania od zmierzchu do świtu: 0
Książki w ramach wyzwania nagrody literackie: 0
Książki w ramach wyzwania peryferyjnego: 0
Książki w ramach wyzwania Haruki Murakami: 0
Książki w ramach wyzwania Bracie, siostro, rodzino: 2
Książki w ramach wyzwania koło barw: 0

Najlepsza książka: "Oczyszczenie" Sofi Oksanen

Ilość książek w stosie: 116

Ilość strona bardzo podobna jak w poprzednich miesiącach. Udało mi się przeczytać kilka książek ze stosu, wprawdzie dość świeżych, ale zawsze. Może w stosikowym losowaniu trafi się coś starszego:) Pod koniec miesiąca przeczytałam dwie bardzo cienkie książki, byłam trochę zmęczona długimi lekturami, a te dwie pozycje już od dawna stały na półce, a i ilość książek w stosie szybciutko się zmniejszyła:)

Opublikowałam nieco więcej recenzji książek dla dzieci - mam nadzieję, że taki stosunek recenzji literatury dla dorosłych i dla dzieci nie zakłóca przejrzystości blogu.

"Jedno drzewo, jedno pożegnanie" Marina Mayoral


Laura powraca do rodzinnej wsi, do domu ojca, który niedawno umarł, ponieważ pragnie tam posadzić drzewo. Sadzenie magnolii ma dopełnić trio jej życiowych dokonań, do których należą także napisanie książki i urodzenie dziecka. Sadzeniu drzewka towarzyszą wspomnienia Laury, która, jako młoda dziewczyna, odrzuciła miłość sąsiada i przyjaciela - Paco, by wyjść za mąż za artystę i zamieszkać w Madrycie. Miłość Paco nie wygasła przez lata, i teraz, po śmierci żony, znów spotyka Laurę.
Ta krótka książka (zaledwie 85 stron) to monolog Laury - jej rozrachunek z własnym życiem i zapis jej kwestii z rozmów z Naną - piastunką oraz Paco i jego wnukiem.
Powieść Mayoral podszyta jest smutkiem - Laura sprawia wrażenie kobiety starej, stojącej u progu śmierci (podczas gdy ma pięćdziesiąt lat). Mimo wielu wątpliwości Laura wie, że jej decyzja z lat młodzieńczych była słuszna.

Podobał mi się klimat oraz konstrukcja powieści Mayoral ale odłożyłam ją ze sporym niedosytem. Jej niewielki rozmiar pozostawia czytelnika z apetytem na więcej. Znalazłam informację, że napisana w 2004 roku powieść "W cieniu magnolii" przedstawia przemyślenia Paco. Chętnie ją przeczytam.

Moja ocena: 4/6

Marina Mayoral, Jedno drzewo, jedno pożegnanie, tł. Elżbieta Komarnicka, 85 str., Wydawnictwo Muza.

środa, 30 marca 2011

"Z pokorą i uniżeniem" Amélie Nothomb


"Z pokorą i uniżeniem" to krótka powiastka, w której autorka przedstawia rok pracy w japońskiej firmie Yumimoto. Młoda Amélie-san, najwyraźniej alter ego autorki, rozpoczyna pracę jako tłumaczka, potem zostaje przeniesiona do księgowości i stopniowo co raz bardziej degradowana. Nothomb komentuje z dużą dozą ironii pracę w japońskim przedsiębiorstwie - szefów-tyranów, służalczość pracowników, tępienie indywidualności i absolutną zależność od przełożonych. Równocześnie nuda i brak konkretnego zajęcia skłania Amélie do refleksji na temat roli społecznej japońskiej kobiety czy też nad wyższością rasy japońskiej nad europejską.
Amélie przyjmuje wszelkie szykany z humorem i postanawia wytrwać wśród Japończyków, mimo ewidentnego poniżania jej przez piękną panią Mori - jej bezpośrednią szefową.

Z przerażeniem czytałam o sposobie działania japońskiej firmy, o absolutnym posłuszeństwie i służalczości. Wierzyć mi się nie chce, że tak jest w każdej japońskiej społeczności pracowników. Naturalnie zdaję sobie sprawę, że w Japonii obowiązują inne, według europejskiego pojęcia ostrzejsze, normy, ale że wyglądają one tak, jak opisuje Nothomb, nie sądziłam i, muszę przyznać, nie do końca jej dowierzam.

"Z pokorą i uniżeniem" to moje trzecie podejście do tej pisarki, zdecydowanie najlepsze ale nadal nie jestem w stanie wyrobić sobie zdania na jej temat.

Moja ocena: 4/6

Amélie Nothomb, Z pokorą i uniżeniem, tł. Barbara Grzegorzewska, 84 str., Muza.

wtorek, 29 marca 2011

"Dziewczyna z zapałkami" Anna Janko


Kolejna książka, do której zachęciły mnie liczne rekomendacje na zaprzyjaźnionych blogach. Ja jednak do zachwytów nie dołączę.

"Dziewczyna z zapałkami" ma formę dziennika, pisanego przez Hannę, poetkę, uwikłaną w nieudane małżeństwo, zaplątaną w domowy kierat i tracącą własne ja. Na wielu blogach Hanna utożsamiana jest z autorką powieści - w trakcie czytania taki wniosek mi się nie narzucał, zazwyczaj bardzo ostrożna jestem w takich sądach i automatycznie traktuję głównego bohatera jako osobę nie związaną z autorem.

Dziennik Hanny, mimo że pisany prozą, ociera się o poezję. Mnóstwo tu przemyśleń, cytatów, krótkich form poetyckich, szybko zanotowanych myśli. Pośród nich Ha. (jak siebie nazywa) relacjonuje swoje losy - życie steranej pracą matki, która ciągle w ciąży, z siatami, w kolejkach, przy garach, na kolanach ze ścierą, obok chorego dziecka, a męża nigdy nie ma, a jak jest to nie rozumie, wrzeszczy, terroryzuje i narzeka. Cały ten niezbyt apetyczny sosik okraszony jest sfrustrowaną i zakochaną w synie teściową, która jawnie ignoruje synową oraz gburowatym teściem. Hanna jednak nie wzbudziła we mnie współczucia. Odbieram ją jako osobę bez inicjatywy, poddającą się swojemu losowi, która nie wykazuje żadnej chęci działania. I zdaję sobie sprawę, że sterana codzienną harówką, może na te zmiany nie mieć sił, ale mimo wszystko nie rozumiem do końca czemu taki los tolerowała, a przede wszystkim czemu dała się w ten związek uwikłać. Równocześnie wiem, że dziennik nie zawiera pełnego obrazu sytuacji, że na pewno życie rodzinne miało wiele pozytywnych stron, a Hanna opisywała tylko chwile frustracji i depresji. Nie zachwyciły mnie także jej spostrzeżenia i wynurzenia - wiele z nich nie wydało mi się być szczególnie odkrywczymi, a niektóre zwyczajnie mnie nużyły.

Podobała mi się za to forma powieści, wyszczególnienie większą czcionką poszczególnych akapitów oraz próba połączenia prozy z poezją - dla mnie tym bardziej ciekawa, ponieważ wierszy nie czytuję. Lektura "Dziewczyny z zapałkami" nie była jednak czasem straconym, czytałam książkę mimo wymienionych "wad" z zaciekawieniem.

Moja ocena: 4/6

Anna Janko, Dziewczyna z zapałkami, 264 str., Wydawnictwo Nowy Świat

poniedziałek, 28 marca 2011

Cudeńka:)

Zobaczcie jakie cudeńka dostałam w sobotę. Tak uszczęśliwiła mnie Dorota, autorka tego bloga, której serdecznie dziękuję!

Siateczka na książkę:


I oprawka na książkę:


A tak wygląda w środku (czy mówiłam wam, że uwielbiam pomarańczowy):

piątek, 25 marca 2011

"Piaskowa góra" Joanna Bator


Bardzo chciałam przeczytać tę książkę, kusiły niezwykle pochlebne opinie na blogach i tematyka - przepadam za powieściami, których akcja rozgrywa się w czasach PRL. Dlatego niesamowicie ucieszyłam się, gdy Pemberley pożyczyła mi "Piaskową górę", za co jej bardzo dziękuję:)

Powieść Bator faktycznie podobała mi się ale nie wprawiła w zachwyt. Zanim opowiem o treści, napiszę o języku - największym atucie książki. Styl Bator mnie absolutnie zachwycił - długie zdania o własnej melodii, potoczne wstawki (świadczące o wielkiej spostrzegawczości), dopasowanie języka do każdej postaci - rewelacja! Niemal pękałam w duchu ze śmiechu gdy czytałam wypowiedzi księdza proboszcza, a "homoniewiadomo" i "fiksum-dyrdum" rzuciły mnie na kolana. Brakuje mi słów, by opisać styl Bator. Zresztą jak go opisać? To trzeba przeczytać:)

Autorka opowiada historię trzech kobiet: babki, matki i córki. Zofia, Jadzia i Dominika oraz ich wzajemne relacje stanowią główną oś powieści, wokół której oplatają się wydarzenia historyczne i peerelowskie realia. Jadzia i Dominika mieszkają w bloku z wielkiej płyty, który powstał w odzyskanym Wałbrzychu i zamieszkany został przeważnie przez przybyszów ze wsi. Oprócz więzów rodzinnych niewiele łączy główne bohaterki - mają odmienne charaktery, odmienne upodobania oraz odmienne uwarunkowania rodzinne. Nawet wygląd zewnętrzny nie wskazuje na ich pokrewieństwo. Inność Dominiki jest pretekstem do jej poszukiwań rodzinnych i w końcu do wyjaśnienia skrzętnie ukrywanych tajemnic. Bator, opowiadając perypetie trzech kobiet, daje świetny obraz życia w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Z przysłowiową łezką w oku wspominałam własne dzieciństwo i ówczesne problemy i fascynacje: kryształy, Izaury, paczki z RFN, wyjazdy na handel na Węgry i do Turcji, wyposażenie mieszkania itd. Uwielbiam te klimaty:)

Bator niezwykle ciekawie konstruuje swoją powieść - cofa się aż do czasów wojennych, wplata wspomnienia poszczególnych kobiet, a czyni to tak umiejętnie, że chronologia nie zostaje zachwiana, a czytelnik przenosi się między przeszłością, a teraźniejszoścą niemal niepostrzeżenie.
Warto wspomnieć o postaciach męskich, które, w przeciwieństwie do silnych kobiet, są nieudacznikami, ofiarami losu, mięczakami. Gloryfikacji kobiet nie odczuwałam jako nachalnej, bo jednak każda z nich ma swoje słabe strony, grzeszki i chwile zwątpienia. Ale to one biorą los w swoje ręce i są motorem zmian.

Ciekawym wydaje mi się, że wszyscy bohaterowie "Piaskowej góry" mają odrzeczownikowe nazwiska - Chmura, Maślak, Pasiak, Demon, Kos, Gorgól, Śledź, Rozpuch. Jedynie postacie zupełnie poboczne noszą inne nazwiska - Wawrzyniak czy Czerwiński. Przekonana jestem, że to zabieg zamierzony ale właściwie poza sarkazmem nie widzę innego celu.

Na początku napisałam, że "Piaskowa góra" w zachwyt mnie nie wprawiła. Spieszę wyjaśnić czemu. Po pierwsze trochę za dużo tu prześmiewczości - Bator opisuje głównie prostych ludzi o kiczowatym guście i miernej inteligencji. Zbyt często miałam wrażenie, że mruga pobłażliwie do czytelnika podśmiechując się z Jadzi czy Grażynki. Same dzieje głównych bohaterek początkowo bardzo mnie zaciekawiły, ale, o ile losy wojenne faktycznie wydają się prawdopodobne (mimo nieprawdopodobieństwa), to współczesne losy (zwłaszcza Dominiki) wydały mi się być nieco naciągane.
Na pewno będę jednak chciała sięgnąć po "Chmurdalię".

Moja ocena: 5/6

Joanna Bator, Piaskowa góra, 443 str., Wydawnictwo WAB

Stosikowe losowanie runda 4/2011

Zapraszam do zgłaszania się do rundy 4. Pary rozlosuję 1 kwietnia.

Dla przypomnienia zasady:

1. Celem zabawy jest zmniejszenie liczby książek w stosie.
2. Uczestnicy dobierani są losowo w pary i wybierają numer książki dla partnera.
3. Wylosowaną książkę należe przeczytać do końca miesiąca.
4. Mile widziana recenzja, do której link należy zamieścić na moim blogu.
5. Podsumowanie do wszystkich link wraz z linkami znajduje się w zakładkach u góry strony.
6. Jeśli wylosowana książka jest kolejną częścią cyklu, można zacząć czytanie od pierwszego tomu.

Serdecznie zapraszam do zabawy i czekam na zgłoszenia wraz z podaną liczbą książek w stosie.

wtorek, 22 marca 2011

Jeszcze raz o klasyce

Nadrabiając czytanie zaległych wydań Dużego Formatu, trafiłam na felieton Krzysztofa Vargi, w którym cytuje on Andermanna:

"W naszych czasach pisarz ciągnie swą twórczość do grobu. Wznowienia zdarzają się niezwykle rzadko, bo martwy autor nie może mieć już wpływu na sprzedawalność książki. (...) Nie ma pisarza, nie ma jego książek, szlus, fertig".

Varga natomiast po lekturze "Good night Dżerzi" Głowackiego konstatuje:

"Powieść Głowackiego o Kosińskim przeczytałem (...)i natychmiast zapragnąłem przeczytać także wszystkie książki Kosińskiego. (...) I zdziwiłem się, że mamy tu sukces wielki książki Głowackiego o Kosińskim, a Kosińskim nie sypnęło z tej okazji masowo po księgarniach, cóż za brak zmysłu handlowego, pomyślałem, czemu ten, kto ma prawda do Dżerziego, jego wznowień nie wstawia do księgar ń i nie eksponuje?"

Muszę przyznać, że spostrzeżenia Vargi i Andermanna rzuciły trochę inne światło na kwestię nie wydawania/nie wznawiania klasyki w Polsce. Zgadzacie się z tymi wypowiedziami?

niedziela, 20 marca 2011

Książki na wymianę

Drodzy czytelnicy, dodałam u góry nową zakładkę z moimi książkami na wymianę - może ktoś z was będzie zainteresowany?

sobota, 19 marca 2011

"Co jedzą ludzie?" Paulina Wierzba, Agnieszka Popek-Banach, Kamil Banach


Gdy pokazałam tę książkę Pięciolatce od razu pełna entuzjazmu wykrzyknęła: "Taka jak D.O.M.E.K i D.E.S.I.G.N!". Obie pozycje uwielbia więc przekonana byłam, że i "Co jedzą ludzie" jej się spodoba. Nie pomyliłam się.

Gwarantuję wam, że nie spodziewacie jakie niespotykane, a czasem wręcz odstręczające potrawy ludzie jedzą. Zanim jednak poznamy najdziwniejsze przysmaki świata, Paulina Wierzba opisuje zasady savoir vivre, obowiązujące przy stole w różnych krajach świata. Następnie poznajemy pana Michela Lotito, który ze względu na pewną anomalię w budowie żołądka był zdolny jeść wszytko, nawet śruby i szkło.
Opisy różnorodnych delikatesów przyporządkowane są poszczególnym kontynentom. Możemy poznać takie potrawy jak sernik z aligatora, zupa z jaskółczych gniazd, psie wymiociny, krew kobry, czernina czy ser z robalami.


Książka adresowana jest do nieco starszych dzieci niż moja Pięciolatka, której najpierw musiałam tłumaczyć, że nie każdy obywatel danego kraju jada opisywaną potrawę - ona nawet nigdy nie słyszała o czerninie:) Myślę, że warto to podkreślać, wszak pędraki, mrówki czy taratule na pewno nie są masowo jadane w Afryce - a takie wrażenie można podczas lektury odnieść.


Spotkałam się w Internecie z negatywnymi opiniami, dotyczącymi niektórych z opisywanych potraw - np. jadania mózgu żywej małpy. Nie uważam za niesmaczne opisywania nawet tak makabrycznych potraw. Informacje w książce podane są bardzo przystępnie, bez szukania niezdrowej sensacji, autorka wyraźnie wskazuje na okrucieństwo tego procederu, co podkreślone jest odpowiednimi ilustracjami.

Pozostając przy ilustracjach - te bardzo się nam podobają. Przypominają wprawdzie bardzo "domkowe", ale w przypadku mojej córki to największa rekomendacja. Jeśli coś się jej podoba, może to oglądać czy czytać setki razy. W "Co jedzą ludzie" długo obserwowała obrazki, wyszukiwała kolejne szczegóły i prosiła o przeczytanie każdego słowa oraz zadawała wiele pytań. Do zdjęć wybrała strony ilustrujące mydło z ryby oraz gulasz z wiewiórek:



"Co jedzą ludzie" to książka uwrażliwiająca czytelnika na różnorodność kultur i zwyczajów. Świetnym pomysłem jest dodanie do każdego przepisu tłumaczenia słów "smacznego" czy "na zdrowie" na język kraju, z którego pochodzi opisywana potrawa.
Na końcu książki autorka zamieściła skalę smaku, na której młody czytelnik zaznaczyć może pięć potraw, których chciałby spróbować oraz pięć, których nigdy by nie tknął. I wreszcie ostatnie dwie strony zachęcają do narysowania i opisania swojego ulubionego i najmniej smacznego dania.
Paulina Wierzba stworzyła ciekawy, można powiedzieć, leksykon potraw, do którego na pewno często będziemy wracać. Pięciolatka już książkę wzięła do szkoły, by pokazać ją na zajęciach poświęconych jedzeniu - akurat tak się świetnie składa, że zajmują się tym tematem.
Polecamy!

Paulina Wierzba, Agnieszka Popek-Banach, Kamil Banach, Co jedzą ludzie, Wydawnictwo Albus

czwartek, 17 marca 2011

"Der entfesselte Globus" Ilija Trojanow


Ilija Trojanow urodził się w Bułgarii, jako chłopiec wyemigrował z rodzicami do Niemiec, dorastał w Kenii, mieszkał w Indiach, Azji, Afryce, aktualnie osiadł we Wiedniu. "Der entfesselte Globus" to zbiór reportaży, które powstały w latach 1981-2007 w Afryce, Azji i Bułgarii.

W rozważaniach i spostrzeżeniach Trojanowa zawsze na pierwszym miejscu stoi człowiek. Autor nie spogląda jednak na niego z oddalenia, z pozycji obcego, lecz z punktu widzenia tubylca. Lata spędzone w Azji i Indiach bezsprzecznie mu w tym pomagają. Autor porusza przeróżne problemy - sytuację pisarzy i wydawnictw w Afryce i Indiach, kurczenie się zasobw afrykańskiej fauny, rolę piłki nożnej w Afryce, powstawanie i rozwój slumsów w Bombayu, opisuje życie w Bahrajnie, przebieg lustracji w Bułgarii, a także zawiera w książce swoje rozważania o podróżowaniu i języku. I właśnie te teksty najbardziej zapadły mi w pamięć. W trakcie rejsu statkiem z Singapuru do Dubaju, Trojanow obserwuje pasażerów - niezainteresowanych kulturą odwiedzanych krajów, wygłaszających płytkie, krzywdzące opinie i narzekających na jakość usług na pokładzie.
Trojanow uczęszczał w Kenii do szkoły niemieckiej i właśnie ten język traktuje jako swój ojczysty - obserwuje jego rozwój, nawał anglicyzmów i jest zwolennikiem propagowania tego języka na świecie.
Podczas lektury wynotowałam sobie także nazwisko pisarza z Tanzanii (Adam Shafi), którego mam zamiar poznać i z zaciekawieniem przeczytałam hymn pochwalny o pisarstwie Kapuścińskiego.
Zbiór Trojanowa jednak nie sprostał moim oczekiwaniom - teksty są nierówne, widać, że ukazały się w różnych publikacjach i miały różnych adresatów.

Szalenie podoba mi się okładka książki, niestety nie podano, gdzie zostało wykonane zdjęcie. Mnie ono niezmiennie przypomina tę fotografię:


Została ona zrobiona w 2004 roku w jednym z moich ulubionych miast - Manilii.

Moja ocena: 3,5/6

Ilija Trojanow, Der entfesselte Globus, 195 str., Hanser.

wtorek, 15 marca 2011

"Jaskółki" Agnieszka Jurek


Jaskółki Agnieszki Jurek to, jak można się domyślić, nie ptaki lecz niewielkie książeczki, które mają wspomóc naukę języka obcego. Jako że moja Pięciolatka włada zarówno niemieckim, jak i angielskim - książki Jurek stanowiły tylko miłą lekturę. I zapewniam w tej roli także się świetnie sprawdzają.

Pięciolatka szalenie polubiła "Break at my school". Główna bohaterka Jaskółek - Cora - opisuje swoją szkołę, kolegów i koleżanki oraz ich zajęcia w czasie przerwy. Tutaj jej ulubione strony:


W kolejnej "angielskiej" książce Jurek opisuje wyprawę do babci na Boże Narodzenie oraz przygotowania do świąt:


W książeczce "Cora would like to have a dog" znajoma weterynarz wyjeżdża na wakacje i zostawia swoje dwa psy pd opieką dziewczynki:


Ostatnia z książek, napisana po niemiecku, "Was muss man tun, um ein perfektes Ei zu kochen?" to mini-instrukcja gotowania jajek. Nam najbardziej podoba się poniższa strona z jedną z propozycji czynności, którą można wykonać podczas pięciominutowego oczekiwania na ugotowanie jajka:

Ta propozycja jest bardziej konwencjonalna:


Najmocniejszą stroną Jaskółek są ilustracje - obie szalenie je polubiłyśmy - kolorowe, ale nie krzykliwe. Integralną ich częścią jest tekst - angielski w postaci dużych drukowanych liter, niemiecki przypominający pismo ze szkolnego zeszytu - to bardzo zafascynowało moją córkę, która niezmiennie podziwia litery "łączone".
Jaskółkowych tekstów można także wysłuchać tutaj - naprawdę świetny pomysł autorki! Zachęcam do odwiedznia jej strony internetowej.

Format książek bardzo przypomina nam niezmiernie w Niemczech popularne książeczki Pixi, które ostatnio widziałam także już w Polsce. Są one bardzo praktyczne - można je wrzucić do torebki, łatwo zmieszczą się w dziecięcej ręce, są idealne, by wziąć je do samochodu czy samolotu. Mam nadzieję, że seria Jaskółek będzie się powiększać. Polecamy!

Agnieszka Jurek, Cora would like to have a dog, Was muss man tun, um ein perfektes Ei zu kochen, Break at my school, Christmas, Wydawnictwo Mila

środa, 9 marca 2011

"Oczyszczenie" Sofi Oksanen


Patrzę w ekran komputera i nie wiem, co napisać. A przede wszystkim jak napisać, żeby nie przegadać. "Oczyszczenie" spełniło wszystkie oczekiwania jakie stawiam powieści - poruszyło mnie do głębi, zachwyciło językiem i wypełniło myśli.

Sofi Oksanen zaskoczyła mnie dojrzałością sądów, myśli, konstrukcją powieści, a przede wszystkim metaforami. Potrafi przedstawić fakty przerażające, ująć w słowa brutalność i grozę, przemienić najgorszy ludzki czyn w metaforę, która nie opuści myśli jeszcze przez wiele godzin. Język Oksanen zachwycił mnie do tego stopnia, że do wielu fragmentów wracałam kilka razy. Przyglądałam się z podziwem i osłupieniem niecodziennym metaforom i zdolności ujęcia w słowa niewypowiadalnego. Autorka w niezwykle subtelny sposób przerywa narrację w momentach nieludzkich, by uciec w sugestywną metaforę.

Ale język to nie jedyna zaleta "Oczyszczenia". Konstrukcja i treść powieści czynią z niej dzieło niemal doskonałe. Oksanen opowiada losy dwóch Estonek - ściśle powiązane z historią tego bałtyckiego kraju. Celowo nie napiszę nic więcej, by nie zniweczyć, ważnego moim zdaniem, efektu zaskoczenia. Pisać zresztą należy o tym, jak Oksanen wplata w historię kilku kobiet całą gamę tematów - jest tu miłość ślepa, destrukcyjna, jest zdrada i są trudne relacje rodzinne. To powieść o kobietach, które mimo, że żyją w różnych państwach i w innych czasach, dzielą poniekąd swój los. To powieść o mężczyznach, którzy niszcząc kobiety zawsze uciekają się do brukania ich seksualności. I wreszcie to powieść o ojczyźnie, o walce o nią, o jej kulturze i o kultywacji zwyczajów i rodzinnych gawęd. "Oczyszczenie" mimo swojej wielowymiarowości nie sprawia wrażenia powieści przeładowanej. Oksanen potrafi spiąć i powiązać wszystkie wątki. Mucha jest motywem przewijającym się przez całą książkę - z napięciem śledziłam jego pojawianie się i ujęcie. Zwróćcie uwagę na niemiecką okładkę!

Mam wrażenie, że mimo tylu słów nie napisałam nic, tak więc proszę was, przeczytajcie tę książkę.

Moja ocena: 6/6

Sofi Oksanen, Fegefeuer, tł. Angela Plöger, 396 str., Kiepenheuer & Witsch.

wtorek, 8 marca 2011

Klasyka, a wydawnictwa

Zupełnie nie znam się na polityce wydawnictw, ale bardzo ciekawa jestem pracy wydawnictwa od podszewki. Interesuje mnie przede wszystkim kwestia, co decyduje o wydaniu, a przede wszystkim wznowieniu danej książki. Jest tak wielu autorów, których książki nie są wznawiane, co więcej, ostatnie wydania są z lat pięćdziesiątych lub wcześniejsze. Zdaję sobie sprawę, że takie książki na pewno nie zostaną kupione przez masowego czytelnika, ale czy to jedyna przyczyna? By nie być gołosłowną, podam kilka przykładów. Jakieś piętnaście lat temu próbowałam skompletować cały cykl Rougon-Macqartów Emila Zoli - nie było szans. Dopiero w Niemczech zaopatrzyłam się w enerdowskie wydania. W Polsce nadal można dostać tylko "Nanę" i "Germinal". Podobnie rzecz ma się z książkami Magdy Szabó czy niektórych noblistów, np. Halldora Laxnessa, Ivo Andrica i wielu innych. Trudno szukać w Polsce książek Hansa Fallady, podczas gdy jedna z jego powieść świętuje sukcesy w krajach anglojęzycznych. Nie chcę demonizować, że zalewa nas często poślednia literatura pisarzy współczesnych, podczas gdy klasyka odchodzi do lamusa, ale czasem mam takie wrażenie.

Jakie są wasze spostrzeżenia? Też widzicie tu problem, czy wyolbrzymiam?

piątek, 4 marca 2011

"Florka z pamiętnika ryjówki", "Florka listy do Józefiny" Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Jona Jung


Znacie Florkę? Ta sympatyczna ryjówka od dawna regularnie gości podczas naszych wieczornych rytuałów czytelniczych.
Moja Pięciolatka ma wiele powodów, by Florkę lubić. Jednego z nich, bardzo prywatnego, nie zdradzę ale nie gniewajcie się, bo książeczki Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel mają tyle zalet, że na pewno wystarczy ich na bardzo długi post.

Florka, a właściwie Florentyna, to bardzo mądra i ciekawska dziewczynka, ehem, ryjówka. We wrześniu, po przeprowadzce do nowego mieszkania, rozpoczyna pisanie pamiętnika. Młody czytelnik towarzyszy Florce przez cały rok i poznaje jej perypetie. W nowym miejscu Florce trudno znaleźć przyjaciół - nudzi się jak mops i zaprzyjaźnia z jeziorkiem, które niepostrzeżenie znika. Na szczęście niebawem trzy koszatniczki zachęcają Florkę do wspólnej zabawy.


Albertyna, Celestyna i Michalina okazują się być świetnymi towarzyszkami zabaw.
Flora nie tylko spędza czas na zabawie, przede wszystkim próbuje zrozumieć fenomeny świata dorosłych - na przykład czas, który każe rodzicom ciągle się spieszyć albo stawanie się dorosłym: tak trudno wyobrazić sobie, że własna babcia też kiedyś używała pieluszek! Florka walczy także z koszmarami nocnymi, wirusami, pomaga w remoncie domu i ujarzmia bałagan. Niemal wszystkie poruszane w książce problemy bliskie są mojej Pięciolatce, z zapartym tchem słucha jak sobie z nimi poradziła Florka. Miłym efektem ubocznym jest nauka nazw miesięcy i dni tygodnia - każdy miesiąc, to inna przygoda, która rozgrywa się w ciągu jednego tygodnia.

Przed narodzinami prawie Półtoraroczniaka bardzo często sięgałyśmy po kolejną część perypetii Florki: "Listy do Józefiny". Józefina jest wakacyjną przyjaciółką Florki. Dziewczynki tak bardzo się polubiły, że postanowiły prowadzić korespondencję. Florka opisuje w listach domowe nowiny. Najważniejsza z nich to, że ryjówka zostanie starszą siostrą. Florka przeżywa typowe lęki i radości związane z ciążą mamy, a potem z pojawieniem się braci. Właśnie te fragmenty szalenie interesowały moją Pięciolatkę. Zobaczcie jak nerwowo rodzice postanawiają uciszyć Wyjca i Wrzaskuna czyli braci Florki:


Nie mogę nie wspomnieć o ilustracjach Jony Jung - obie je bardzo lubimy za prostotę i intensywne barwy. Spójrzcie sami, Pięciolatka sama wybrała ulubione strony:


A to moja ulubiona strona, zobaczcie jakie ciekawe pozycje mieszczą się w ryjówkowej biblioteczce:


Niedawno ukazała się trzecia książeczka z Florką w roli głównej, którą właśnie pierwszy raz przeczytałyśmy, niebawem poświęcę jej osobną recenzję.

Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Florka z pamiętnika ryjówki, 52 str., Wydawnictwo Literatura
Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Florka listy do Józefiny, 53 str., Wydawnictwo Literatura

wtorek, 1 marca 2011

Stosikowe losowanie 3/2011 - pary

PatrycjaAntonina wybiera numer książki dla Paidei (w stosie 46 książek) - 40
Paideia wybiera numer książki dla Książkowa (w stosie 55 książek) - 35
Książkowo wybiera numer książki dla Barbary (w stosie 50 książek) - 18
Barbara wybiera numer książki dla Karto_flanej (w stosie 150 książek) - 66
Karto_flana wybiera numer książki dla Bujaczka (w stosie 20 książek) - 2
Bujaczek wybiera numer książki dla Izy (w stosie 165 książek) - 125
Iza wybiera numer książki dla Anny (w stosie 108 książek) - 39
Anna wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 87 książek) - 4
Maniaczytania wybiera numer książki dla PatrycjiAntoniny (w stosie 50 książek) - 5


Proszę o podawanie w komentarzu wybranego numeru oraz tytułu wylosowanej książki a po przeczytaniu linka do recenzji. Efekty stosikowego czytania można znaleźć w zakładce u góry strony.

UWAGA: na przeczytanie wylosowanej książki mamy czas do 31 marca.