Strony

sobota, 31 sierpnia 2024

"System" Amanda Svensson

 


W Lund przychodzą na świat trojaczki, które po krótkim spotkaniu tuż po porodzie, poznajemy w wieku dwudziestukilku lat. Sebastian pracuje w Londynie, w instytucie badającym mózg i niespotykane zachowania ludzkie. Clara szuka siebie na Wyspie Wielkanocnej. Matilda związała się w Berlinie z mężczyzną z dzieckiem, również Szwedem. Kontakt między rodzeństwem jest nikły, matka żyje sama, nikt nie wie, gdzie przebywa ojciec. W tym systemie nic nie działa. A wszystko rozpadło się po śmierci wieloletniej dziewczyny Sebastiana. 

Svensson opisuje trzy zagubione osoby, które mniej lub bardziej umiejętnie poszukują swojego miejsca w życiu. Clara odpływa w uduchowione pierdololo o wszechświecie, ekologii i zbawianiu siebie i ziemi, co czyni sadząc drzewa w kraterze na Wyspie Wielkanocnej, mieszkając w komunie i wystawiając się codziennie na ogromne wyzwania, bo ani nie lubi podróżować, ani nie przepada za intensywnymi doznaniami. 
Sebastian ma do czynienia z osobami o przeróżnych zaburzeniach, ale zupełnie nie wie, czemu ma służyć jego praca, jak działa instytut i czego od niego oczekuje dyrektor. Ponadto trafia w pracy na samych szalonych naukowców z badającą cykady Travis na czele. 
Matilda natomiast po dwuletnim pobycie w Bangladeszu i aborcji ląduje w Berlinie, gdzie przypadkiem poznaje Billy'ego i jego córkę Siri, a także jej matkę alkoholiczkę i Kathleen, która wprowadza ją w świat jogi, który wycisza cierpiącą na chorobę dwubiegunową kobietę. 
Ta zawikłana fabuła w zasadzie do niczego nie prowadzi, nie będzie tu spektakularnych zwrotów akcji, a bardziej powolne odkrywanie tego, co wydarzyło się w życiach trojaczków i doprowadziło do chaosu, jaki panuje w nich teraz.

Svensson posługuje się licznymi metaforami, szczególnie tymi opartymi na widzeniu i oglądaniu – jeden z bohaterów traci wzrok, mimo tego namiętnie robi zdjęcia, ogromną rolę w życiu wielu z nich odgrywają obrazy i fotografie, a także kolory i sztuka. Nie są to jednak jakieś konkretne odwołania, na próżno doszukiwałam się w nich paraleli naprowadzających na konkretne tropy. Głównym przesłaniem powieści wydaje się być jednak tytułowy system, który tworzy rodzina trojaczków, niezależenie od więzów krwi. To on wydaje się być ważniejszy niż kod genetyczny, ale to konstrukt niezwykle ulotny i łatwo go zaburzyć. Takie systemy otaczają zresztą bohaterów – czy to będzie labirynt instytutu Sebastiana czy przypominający komunę związek łączący znajomych Clary. Każde z rodzeństwa ma też możliwość utworzenia własnego, olśniewającego (jak w oryginalnym tytule) systemu, ale by być na to gotowym, musi rozwikłać własny, tak jak Matylda, która usuwa ciążę, nie mogąc przyjąć do swojego systemu ciężko chorego dziecka. Udać się to ma jej dopiero z Billym i jego córką.

Mimo że wiele wyciągnęłam z tej książki, to jednak nie przypadła mi ona do gustu. Tych ponad siedemset stron nie poruszyło we mnie żadnej emocjonalnej struny, a egzystencjalne wynurzenia wręcz odrzucały. Doceniam humorystyczny styl Svensson, ale znika on w tych wszystkich prawdach objawionych wygłaszanych przez bohaterów. Dobrze, że tę powieść lekko się czyta, bo nie wiem, czy inaczej przebrnęłabym przez tak opasłą książkę.

Moja ocena: 3/6

Amanda Svensson, System, tł. Karolina Ancerowicz, Justyna Czechowska, 736 str., Wydawnictwo Pauza 2024.

Stosikowe losowanie – wrzesień 2024

 


Anna wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 250 książek) - 31
McDulka wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 1248
ZwL wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie 40 książek) - 19
Katarzyna wybiera numer książki dla Guci (w stosie 30 książek) - 23
Gucia wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 9 książek) - 1
Agnes wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 11 książek) - 10
Maniaczytania wybiera numer książki dla Anny (w stosie 234 książki) - 24

piątek, 30 sierpnia 2024

"Pożoga" Zofia Kossak


Pierwsza powieść Zofii Kossak opowiada o jej przeżyciach w latach 1917-1919. Pisarka mieszkała wtedy na Wołyniu, skąd pochodziła wraz z mężem i dwójką malutkich synów. To właśnie tam była świadkinią wojny bolszewickiej. Kossak opisuje początkowe powstanie chłopów, którzy przeważnie pochodzenia ukraińskiego burzą się przeciwko polskim ziemianom. Następnie wejście bolszewików, petlurowców (zwolennicy niepodległego państwa ukraińskiego) oraz wreszcie czerwonoarmistów. 
Kossak rozpoczyna od idyllicznych opisów życia w dworku, piękna natury, bezkonfliktowego współżycia z innymi mieszkańcami. To wszystko przerywa brutalna napaść – chłopi rozgrabiają kolejne posiadłości, niszcząc wszystko, co  im wpadnie w ręce. Po nich przychodzą kolejne i kolejne masy powstańców, żołnierzy, rewolucjonistów, którzy czynią to samo.

Pisarka skupia się bardziej na relacjonowaniu tych wydarzeń niż na opisie własnego życia. Owszem dowiadujemy się o ucieczkach, strzelaninach, walkach, próbach ukrycia majątku, ale ta powieść nie jest autobiografią, a próbą analizy ówczesnych wydarzeń. Kossak opisuje poszczególne narodowości i ich modus operandi, nastawienie, pobudki, a przede wszystkim trwogę i rozpacz ziemiaństwa, które musi przyglądać się niszczeniu bezcennych pamiątek, symboli religijnych, a potem mordowaniu bliskich, które w swoim brutalizmie nie ustępuje najgorszym wojnom.

Postawa pisarki jest jednak bardzo subiektywna, mimo że stara się zachować pozory obiektywizmu. Widać to poczucie wyższości nad osobami bez edukacji, bez pochodzenia, całkowite niezrozumienie wobec zachowania chłopów, traktowanych przecież tak dobrze. Są opisy skrajnej biedy (ale krowa, która daje mleko dla dzieci jednak jest), która w porównaniu z poprzednim życiem skrajna jest, ale odbiega o lata świetlne od poziomu życia niższych warstw. Nie twierdzę, że ziemiaństwo polskie przeżyło koszmar – utrata dotychczasowego życia zawsze jest tragedią, patrzenie na brutalną śmierć, grabież, rabunek i niszczenie wszelakich pamiątek to traumatyczne przeżycia, ale nie widzę tu głębokiego zrozumienia mechanizmów, które doprowadziły do takiego stanu. 

Płonne oczekiwanie na pomoc wojsk polskich zapewne było dla pozbawionych majątków Polaków jedyną deską ratunku, opisała je zresztą Kossak bardzo plastycznie, ale wyraźnie pokazało brak zainteresowania młodego państwa tymi terenami. Utrata ojczyzny to ogromny cios dla wołyńskich rodzin i to bardzo mocno wybrzmiewa w tej powieści. Kossak nie uniknęła egzaltowanego języka, bardzo długich opisów, wielu osądów, co zdecydowanie utrudniało mi lekturę. 

Moja ocena: 3/6

Zofia Kossak, Pożoga, 305 str., Wydawnictwo Księgarnia św. Jacka 1990.

czwartek, 29 sierpnia 2024

"James" Percival Everett


Tak się złożyło, że tuż po Damonie Copperheadzie, dla którego inspiracją był David Copperfield, sięgnęłam po Jamesa będącego wariacją innego klasyka literatury – Huckleberry'ego Finna. O ile Damon mnie nie zauroczył, to James całkowicie zachwycił.
Everett opowiada słynną powieść z perspektywy Jima – niewolnika z otoczenia Hucka. Jim to mądry człowiek, który sam nauczył się czytać i wypracował wiele strategii na to, jak niewolnik najlepiej może uniknąć konfrontacji z białymi panami. Przede wszystkim nigdy nie pokazuje, że posługuje się poprawną angielszczyzną, nie patrzy w oczy, odgrywa głupka i zawsze przytakuje. W obecności białych używa języka niewolników – świetnie oddanego przez Everetta i przełożonego na niemiecki. Jim ucieka z plantacji, gdy dowiaduje się, że ma zostać sprzedany i pragnie znaleźć sposób na wykupienie żony i córki. Podczas swojej ucieczki spotyka Hucka, z którym przeżywa wiele przygód na rzece Mississippi. 

Everett z humorem i sarkazmem opisuje przygody tej dwójki, wzorując się na powieści Marka Twaina, ale inaczej rozkładając akcenty. To przede wszystkim spojrzenie z perspektywy osoby czarnoskórej, świadomej, inteligentnej, która umiejętnie odgrywa przypisaną jej rolę, by przeżyć. Everett porusza tu szczególnie kwestię języka, który może dawać poczucie wolności, ale i służyć jako maska. Podobnie jest z kwestią koloru skóry, jej odcień (nawet całkiem jasny) nie zmieni statusu człowieka – nawet kropla czarnej krwi decyduje o byciu osobą gorszej kategorii. To powieść o tym, jak nasz język i wygląd nas definiuje w oczach innych, wciąż i nadal. 
Autor unika jednak patosu, łopatologii, tragizm życia niewolników i powyższe wnioski są tu wplecione między wiersze, w pozornie lekką fabułę. Wiele tu fantastycznie rozpisanych scen, jak początkowa, gdy Jim uczy dzieci zachowania wobec białych. 
Everett ma zaufanie do czytelniczki, pozwala jej na własne wnioski, nie dopowiada, a zaledwie sugeruje, zachwycają swadą i piórem. 

Moja ocena: 5/6

Percival Everett, James, tł. Nikolaus Stingl, 336 str., Carl Hanser Verlag 2024. 

środa, 28 sierpnia 2024

"Zabić drozda" Harper Lee


 

Z pewną niechęcią sięgałam po tego klasyka literatury amerykańskiej, choć z pierwszej lektury nie pamiętałam zupełnie nic. Mój klub książkowy wybrał jednak tę powieść i nie żałuję, że po nią ponownie sięgnęłam. Maycomb w Alabamie w 1935 roku było typowym miasteczkiem amerykańskiego południa. Niespełna dziewięcioletnia narratorka powieści – Jean Louise zwana Scoutem – relacjonuje swoje dorastanie. Ona i jej starszy brat Jem wychowywani są przez ojca Atticusa – jak na te czasy postępowego prawnika, który traktuje dzieci jak dorosłych, poświęca czas na rozmowy z nimi, jest przez nich nazywany po imieniu i pozwala dzieciom na wiele swobody. Matka dzieci zmarła, gdy były małe, a wychowuje je czarnoskóra Calpurnia, która jest nie tylko sprzątaczką i kucharką, ale i edukatorką oraz drugą matką. 

Harper Lee opisuje zabawy dzieci, mieszkańców miasteczka, tajemniczego sąsiada, który nigdy nie opuszcza swojego domu, szalone sposoby na wywabienie mężczyzny, aż wreszcie dociera do clou opowieści, czyli procesu, w którym Atticus Finch jest obrońcą. Broni czarnoskórego Toma Robinsona, który został oskarżony o gwałt na białej kobiecie. Oskarżenie jest ewidentnie sfingowane, ale osoba o czarnym kolorze skóry nie ma żadnych szans na wygranie takiego procesu. Finch jednak skwapliwie przygotowuje się do rozprawy i daje Robinsonowi cień nadziei, a największym sukcesem jest to, że ława przysięgłych wyjątkowo długo się naradzała przed ogłoszeniem wyroku. 

Scout jest rezolutną narratorką, która pozwala na spojrzenie na społeczność Maycomb od wewnątrz. Dziewczynka bacznie obserwuje świat i nawet jeśli nie rozumie wszystkiego od razu, to czytelniczka ma szansę na poznanie opinii wielu osób dzięki zasłyszanym przez nią rozmowom. Lee napisała tę powieść na początku lat 60. XX wieku, gdy walka z rasizmem dopiero ruszała, umieściła jednak akcje w latach 30., gdy taka sytuacja procesowa praktycznie była niemożliwa, wskazując, jak najmniejszy kamyczek w dobrym kierunku może ruszyć proces – najpierw zaledwie w głowach, a następnie być może w czynach. Tej powieści można zarzucić stronniczość – czytelniczka pokazue tylko perspektywę białych mieszkańców, osoby czarnoskóre pokazują się marginalnie, a Calpurnia osadzona jest w stereotypowej roli, choć przełamuje pewne schematy. Wydaje mi się jednak, że jak na okres, w którym powstała jest ciekawym głosem, do tego kobiecym. Bardzo podobał mi się bunt Scouta przeciwko stereotypowej roli dziewczynki i choć ma ona świadomość, że małżeństwo jest jej przeznaczeniem, to na razie czerpie garściami ze swobody i bycia chłopczycą. 

Zabić drozda nie jest z pewnością arcydziełem i idealnym przykładem powieści o walce z rasizmem, ale warto po nią sięgnąć, nawet jeśli to będzie tylko uzupełnianiem znajomości klasyki.

Moja ocena: 5/6

Harper Lee, Zabić drozda, tł. Maciej Szymański, 444 str., Wydawnictwo Rebis 2008.

wtorek, 27 sierpnia 2024

"Błogie odwroty" Yanick Lahens


Haiti to obszar, który mnie literacko ciekawi, więc od dawna miałam tę książkę na liście. Autorka mieszka zresztą na wyspie, więc spodziewałam się spojrzenia "od wewnątrz". I w zasadzie je dostałam, ale książka wywołała we mnie, oględnie mówiąc, mieszane odczucia. Akcja zasadza się na śmierci sędziego, który naraził się komuś, działając przeciwko systemowi, a w zgodzie z własnym sumieniem. To brutalne morderstwo wstrząsnęło jego rodziną i przyjaciółmi. Poznamy ich, gdy próbują przepracować tę stratę oraz odnaleźć zabójcę. To barwna grupa – jest córka śpiewaczka, jest szwagier, jest student, który angażuje się w protesty, jest chłopak, który zaczyna pracować dla mafii, są osoby homoseksualne, jest dziennikarz z Francji, który pisze reportaż o Haiti i aspirujący prawnik oraz jego pracodawca. I jest życie nocne, muzyka, tańce, spotkania, wyjazdy na wieś i nad morze. Te postaci pojawiają się i znikają, nie pozwalając czytelniczce wniknąć w swoje historie. Pozostają osobami, które w chaosie Haiti szukają lepszej przyszłości – na miejscu lub zagranicą, w muzyce lub książce. 

Lahens nie opowiada historii, lecz atmosferę – miasta, które pulsuje niepewnością i grozą, które nie daje perspektyw, które kołysze nocą i przeraża w dzień. To szkic powieści, który mógłby się zamienić w pełnowymiarową prozę, a na razie haczy i ciekawi, ale pozostawia z ogromnym niedosytem. Tak samo jest z językiem autorki, czasem poetyckim, czasem graniczącym z grafomanią, z karkołomnymi rozwiązaniami (przeskok z trzeciej w pierwszą osobę), które nie wydają się służyć czemukolwiek. Te odwroty nie okazały się być dla mnie błogie, a raczej zagmatwane i niedopracowane. Po lekturze pozostaję z dużym niedosytem.

Moja ocena: 2/6

Yanick Lahens, Błogie odwroty, tł. Jacek Giszczak, 165 str., Wydawnictwo Karakter 2018.

poniedziałek, 26 sierpnia 2024

"Demon Copperhead" Barbara Kingsolver

 


Kingsolver opisując problemy mieszkańców hrabstwa Lee w Appalachach, wzorowała się, jak nie trudno się domyślić, na klasyku Charlesa Dickensa. Demon jako współczesny David rodzi się w warunkach urągających jakiejkolwiek higienie – jego osiemnastoletnia matka jest naćpana i wydaje dziecko na świat na brudnej podłodze przyczepy, w której mieszka. Życie małego Damona mimo że naznaczone opieką nad niewydolną matką ma jakieś znamiona radości, dzięki Peggotom mieszkającym po sąsiedzku. Ta wątpliwa sielanka kończy się, gdy matka związuje się z typem, który zabiera się za wychowanie jej i Demona. To wychowanie kończy się śmiercią matki i umieszczeniem chłopca w rodzinie zastępczej. I tak zaczyna się niekończąca się gehenna chłopca, który przekazywany jest z jednych rąk do drugich, wszystkich równie niechętnych do okazania mu miłości. Ale to nie niewydolność pieczy społecznej jest głównym tematem tej książki, a masowe uzależnienie od leków przeciwbólowych bazujących na opioidach. Obszar, w którym dorastał Damon został szczególnie dotknięty tym problemem i wydaje się, że trudno tam znaleźć kogokolwiek, kto nie miał styczności z jakimkolwiek narkotykiem.

Autorka na ponad sześciuset stronach opisuje cała gamę tematów – sieroctwo, niewydolność systemu opieki społecznej, przemoc, nałóg, homoseksualizm, opiekę nad terminalnie chorą osobą, wykorzystanie itd., itp. Uporczywe trzymanie się dickensowskiego pierwowzoru jednak jej nie służy. Postaci, które od niego odbiegają i są własną kreacją Kingsolver są lepiej naszkicowane i bardziej wyraziste. Tak, Damon Copperhead to zdecydowanie pageturner, ale nie bez wad. Sporo tu dłużyzn, a nawet nieścisłości fabularnych, zbyt duże nagromadzenie nieszczęść w jednej postaci, a co za tym idzie zobojętnienie czytelniczki. Brak tu bowiem napięcia, punktu kulminacyjnego (co przy tak długiej powieści byłoby jednak ważne), które zastąpione są relacją z kolejnych pogrążających Damona wydarzeń. 

Copperhead opisuje swoje życie z dużą autoironią, co naddaje tej narracji lekkości i dystansu, a zarazem zapewne miało uwypuklać grozę jego dzieciństwa (u mnie się nie sprawdziło), sam zabieg jednak mi się podobał. Tutaj ogromne brawa dla Kai Gucio za świetny przekład. Duży plus także za informacje o Melungeonach, o których wcześniej nie wiedziałam zupełnie nic. 

Czy czytać Demona? Tak, warto, ale bez oczekiwania fajerwerków i z gotowością na pewne dłużyzny, zwłaszcza pod koniec. Warto też traktować tę książkę jako bazę do dalszych lektur – zwłaszcza tych reportażowych. We mnie, wbrew oczekiwaniom, nie wzbudziła niestety głębszych emocji. 

Moja ocena: 4/6

Barbara Kingsolver, Damon Copperhead, tł. Kaja Gucio, 608 str., Wydawnictwo Filia 2023.

piątek, 16 sierpnia 2024

"Ostatnia podróż Winterberga" Jaroslav Rudiš

 



Winterberg ma blisko sto lat, właściwie jego kolejną podróżą miło być przejście w inny świat, w czym zawodowo pomaga Jan Kraus, ale ten ostatni pomógł mu tak dobrze, że Winterberg zapragnął odbyć tę ostatnią podróż koleją. Ten były maszynista i fascynat historii wyrusza ze swym opiekunem z Berlina do Czech, Austrii, Chorwacji, próbując dotrzeć do Sarajewa. W tej wyprawie towarzyszy mu przewodnik Bedekera z 1913 roku, z którego obficie cytuje, ciągle powtarzając te same informacje. W tym zalewie, przemycają oboje, i Winterberg i Kraus, strzępki wydarzeń ze swojego życia.
Kraus zbiegł z Czech, siedział w więzieniu, przeżył nieszczęśliwą miłość. Podobnie jak Winterberg, który kochał i nadal kocha Lenkę – Żydówkę. 

Ta nierówna para podróżuje więc pod dyktando Winterberga, który niezmordowanie czyta przewodnik i zasypuje Krausa i czytelniczkę informacjami o wojnach, bitwach (Königgrätz szczególnie), muzeach, armiach. Informacje o życiu obu mężczyzn trzeba mozolnie wyłuskiwać z tego potoku słów. Jeśli weźmie się na siebie to zadanie, to można wyłuskać wiele dobrego o wspólnej historii obu krajów, o czeskości Niemców i niemieckości Czechów, o chichocie historii, o umieraniu, o trupach, o miłości i jedzeniu. Rudiš potrafi uwieść językiem, pracując powtórzeniem i krótkim zdaniem w kontraście do powtórzeń i zawiłych zdań Bedekera. 

Moim problemem był ten kosmiczny ładunek z Bedekera, powtarzany i powtarzany, restauracja tu, hotel tam, widok znowuż tu, a muzeum takie i takie. O ile kocham przewodniki, to tylko, gdy sama zwiedzam dane miejsce i tylko, gdy są aktualne. Lubię podróże koleją, ale ta książka nie pozwoliła mi poczuć tej atmosfery, mimo że to właśnie jazda pociągiem jest clou całej podróży. I zrozumcie, ja nie mówię o trzystu stronach, a o niemal sześciuset, które tłuką ten sam temat i zmuszają mnie do wyszukiwania tego, co mnie rzeczywiście interesuje, czyli ludzi i ich losów. 

Moja ocena: 3,5/6

Jaroslav Rudiš, Ostatnia podróż Winterberga, tł. Małgorzata Gralińska, 584 str, Książkowe Klimaty 2021.

czwartek, 15 sierpnia 2024

"Człowiek, który kochał Syberię" Roy Jacobsen, Anneliese Pitz

 


Fritz Dörries był niemieckim podróżnikiem, fascynatem entomologii, który spędził około dwudziestu lat na Syberii, zbierając okazy dla europejskich muzeów. Początkowe zainteresowanie motylami przerodziło się w pasję do wszystkich zwierząt i rdzennych ludów Syberii. Dörries sam, a potem wraz z braćmi przemierzył wielokrotnie pieszo, konno, wozem, pociągiem i statkiem pół świata, by dotrzeć do najdalszych zakątków wschodniej Syberii, nie szczędził trudów, by odnaleźć najrzadsze, a także zupełnie nieznane gatunki ze świata fauny. 

Dzięki temu samozaparciu udało mu się odkryć wiele nowych, nieznanych dotąd owadów oraz spreparować tysiące zwierząt dla muzeów, zebrać setki przedmiotów codziennego użytku syberyjskich ludów i przesłać je do Europy. Dörries nauczył się rosyjskiego, zwarł wiele przyjaźni, poznał wielu zbiegów z łagrów, którzy żyli samotnie na bezdrożach, zdobył zaufanie wielu rdzennych ludów. 

Mówimy tu o postaci, która faktycznie istniała i która w połowie XIX wieku przeprowadziła te wszystkie wyprawy. Dörries pzostawił liczne pamiętniki i zapiski, które Jacobsenowi i Pitz udostępniła jego prawnuczka, a para autorów stworzyła na ich podstawie powieść przygodową, pełną opisów przyrody, zwierząt, ówczesnego stylu życia na Syberii i w Japonii. Przyznam, że zauroczyły mnie te krajobrazy, pustkowia, surowy klimat i poczułam nostalgię za tym światem. Jest jednak jedno ale. Ta powieść opowiada o sposobie zbierania i kolekcjonowania okazów z XIX wieku, który polegał na zabijaniu zwierząt (nie jestem pewna, czy nie jest tak nadal?). Przy całej miłości Dörriesa do zwierząt, zabija je i preparuje. Owszem wyraża swój podziw dla tych pięknych stworzeń, ale trzeba umieć znieść te opisy zabijania i następnych kroków. A to wszystko po to, żeby ktoś w Europie mógł zobaczyć takie wypchane zwierzę w muzeum. Z perspektywy czasu jest to trudne do przełknięcia, choć w jakiś tam sposób zrozumiałe. Mnie jednak utrudniało to lekturę. 

Niemniej cieszę się, że poznałam tę fascynującą postać i miałam okazję odwiedzić dziewiętnastowieczną Syberię.

Moja ocena: 4/6

Roy Jacobsen, Anneliese Pitz, Człowiek, który kochał Syberię, tł. Iwona Zimnicka, 314 str., Wydawnictwo Poznańskie 2022.

sobota, 3 sierpnia 2024

"Kieślowski. Zbliżenie" Katarzyna Surmiak-Domańska

 


Okres liceum to była fascynacją Kieślowskim. Od lat chcę powtórzyć sobie jego filmy, nawet już je zgromadziłam, ale jakoś odwlekam i odwlekam. Po tej biografii już nic nie będę odwlekać. Surmiak-Domańska wykonała tytaniczną pracę, żeby przybliżyć postać słynnego reżysera. To chronologiczna opowieść o życiu Kieślowskiego, o którym, przyznam, nie wiedziałam nic. Autorka relacjonuje więc jego niełatwe dzieciństwo, dość przypadkową drogę edukacji, która w końcu zaprowadziła go, nie bez przeszkód, na łódzką filmówkę. Później oczywiście są pierwsze filmy dokumentalne, i więcej filmów dokumentalnych i wreszcie fabuła, w Polsce i wreszcie we Francji. Oczywiście mamy tu szerokie tło społeczne i polityczne, bo gdy Kieślowski zaczynał karierę polityka odgrywała ogromną rolę – cenzura i lawirowanie dookoła niej, potrzeba zajęcia konkretnej pozycji, trudności w życiu prywatnym, stan wojenny. Łatwo jednak nie jest także, gdy Kieślowski zamieszkał we Francji, gdzie nigdy nie czuł się jak u siebie. 

Surmiak-Domańska portretuje reżysera dzięki licznym dokumentom, listom, nagraniom, ale przede wszystkim dzięki rozmówcom i tu sięga po przeróżne osoby, nawet takie, które w życiu Kieślowskiego odgrywały rolę epizodyczną. Z tych wszystkich źródeł wyłania się postać zupełnie inna niż sobie wyobrażałam – postać spójna mimo różnic w relacjach, postać tytana pracy, człowieka małomównego, refleksyjnego, który mimo statusu guru był zupełnie zwyczajny i nie ukrywał swoich wad.

Oprócz życia reżysera dostajemy też opis filmów – pracy nad nimi, od tworzenia scenariusza po montaż. To była absolutnie fascynująca lektura, która nie tyle dostarczyła wiele informacji o samych filmach, co właśnie o Kieślowskim człowieku. 

Wysłuchałam tej autobiografii z zapartym tchem, bardzo doceniam ogrom pracy autorki, dbałość o szczegóły i jej neutralną pozycję, która pozwoliła mi wyrobić sobie moje zdanie na temat Kieślowskiego człowieka. Polecam bardzo.

Moja ocena: 5/6

Katarzyna Surmiak-Domańska, Kieślowski. Zbliżenie, 616 str., Wydawnictwo Agora 2018.

piątek, 2 sierpnia 2024

"Zaproszona" Emma Cline


 

Dwudziestodwuletnia, młoda kobieta mieszka w luksusowej willi nad oceanem. Znalazła się tam jako partnerka dużo starszego mężczyzny. Stopniowo jednak okazuje się, że to partnerstwo polega raczej na utrzymaniu, a Alex musi spełniać szereg wymagań Simona. Wcześniej wielokrotnie była dziewczyną za pieniądze i ma spore doświadczenie w tej materii. Na pewnym przyjęciu popełnia jednak głupi błąd i musi opuścić dom Simona. Problem w tym, że Alex nie ma się gdzie podziać, więc tworzy plan. Za sześć dni Simon organizuje przyjęcie, na którym chce się pojawić i ponownie przekonać go do siebie. Do tego czasu musi te dni jakoś zagospodarować.
Alex to zdolna aktorka – dobrze wie, jak się wkręcić na zupełnie obcą imprezę, jak na poczekaniu stworzyć opowieść o swoim życiu, jak przekonać ludzi do siebie. Skrzętnie korzysta z tej metody, wkręcając się w różne domy. Problem tym, że nigdy nie potrafi odegrać danej roli do końca.

To powieść o ogromnej samotności. Tutaj nikt nikim się tak naprawdę nie interesuje. Alex wmyka się w różne sytuacje, bo nikt nie jest zainteresowany jej życiem, ale i ona nie wykazuje głębszego zainteresowania osobami, które poznaje i u których pomieszkuje, choć z pewnością widzi, że mają one problemy. Zresztą ona sama je ma – nałogowo bierze tabletki, dużo pije, żyje beztrosko bez żadnego długodystansowego planu na życie, kradnie, działa pod wpływem impulsu. Cline nie opisuje przeszłości Alex, wrzuca czytelniczkę w aktualną sytuację i tylko utka między słowami tropy na temat poprzedniego życia swojej bohaterki, co jest dobrym zabiegiem, pozwalającym skupić się na działaniach kobiety, ale i snuć własne domysły. Portret psychologiczny, który szkicuje jest bardzo spójny i przekonujący. 

Niestety zakończenie już mniej. Jego otwartość mi nie przeszkadza, ale sposób w jaki zostało skonstruowane narzuca pytanie – i co z tego wynika? Zabrakło mi tu choć delikatnej konkluzji, jakiejś wskazówki, podsumowania. 

Moja ocena: 4/6

Emma Cline, Zaproszona, tł. Agnieszka Walulik, 320 str., Wydawnictwo Pauza 2024.

czwartek, 1 sierpnia 2024

Stosikowe losowanie – sierpień 2024

 



McDulka wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie44 książki) - 18
Katarzyna wybiera numer książki dla Anny (w stosie 237 książek) - 233
Anna wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 17 książek) - 1
Maniaczytania wybiera numer książki dla Guci (w stosie 44 książki) - 
Gucia wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 521
ZwL wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 300 książek) - 149