Strony

poniedziałek, 30 września 2024

Stosikowe losowanie – październik 2024


Katarzyna wybiera numer książki dla Guci (w stosie 37 książek) - 33
Gucia wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 1111
ZwL wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 252 książki) - 199
McDulka wybiera numer książki dla Anny (w stosie 239 książek) - 112
Anna wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 58 książek) - 47
Maniaczytania wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 8 książek) - 2
Agnes wybiera numer książki dla Katarzyny (w stosie 32 książki) - 31

niedziela, 15 września 2024

"Jestem fanką" Sheena Patel


 

Jestem fanką to opowieść o kobiecie, która mimo stabilnego związku zakochuje się w mężczyźnie, który traktuje ją jak zabawkę i maniakalnie śledzi w mediach społecznościowych jego inną kochankę. Patel postawiła na bardzo krótkie rozdziały, które pokazują działania i przemyślenia głównej bohaterki i w których ukryła wiele problemów społecznych. Żadnego z nich nie rozpracowuje, one pojawiają się mimochodem, przy okazji, ale pozwalają zdiagnozować brytyjskie społeczeństwo. To bowiem przede wszystkim rzecz o tym, co robią z nami media socjalne, jak nas przywiązują do kompulsywnego sprawdzania, jak czynią z nas stalkerki, jak wpływają na nasze zachowania. Tak, nic odkrywczego. Patel dodaje do tego jednak rasizm, bo jej bohaterka ma ciemny odcień skóry oraz oczekiwania społeczeństwa, a przede wszystkim rodziny wobec niej. I tu, nie dowiedziałam się niczego nowego.

Owszem można prawdy już znane ograć na inny, ciekawy sposób, naświetlić inny punkt widzenia lub kupić czytelniczkę formą. Tu niestety forma była dla mnie niestrawna. Za krótka, zbyt wyrywkowa i w zasadzie tak samo powtarzalna jak treść. 

Nie widzę w tej powieści odkrywczego i najlepszego debiutu, nie kupuję formy, nie kupuję treści. Kupuję za to audiobook – bardzo lubię głos Marty Markowicz.

Moja ocena: 3/6

Sheena Patel, Jestem fanką, tł. Anna Dobrzańska, 256 str., Wydawnictwo Albatros 2024.

piątek, 13 września 2024

"Tańczymy już tylko w Zaduszki" Maria Hawranek, Szymon Opryszek


Hawranek i Opryszek przekonali mnie lata temu swoją książką o Urugwaju. Satysfakcja z tej lektury skłoniła mnie do sięgnięcia po ich zbiór reportaży z Ameryki Łacińskiej. Autorzy zabierają czytelniczkę do Kolumbii (cztery razy), Peru (również cztery razy), Meksyku, Ekwadoru (dwa razy), Boliwii, Wenezueli, Brazylii i Paragwaju, wybierając tematy chwytliwe, kontrowersyjne, dla osoby nie znające tego regionu być może zaskakujące lub nieznane. 

Piszą więc o peruwiańskich nielegalnych kopalniach, młodocianych prostytutkach, o przesądach i wróżbach, o protestach na wenezuelskich ulicach, o mieście Gabriela Garcii Marqueza, o regionie dotkniętym demencją, o sekcie, która stawia na ayahuaskę, o odległych wioskach w górach, o zbieraczach lodu w Andach, o niemieckiej kolonii w Paragwaju itd., itp. Wiele tu ciekawostek i zaskakujących faktów – mimo że interesuję się tym regionem, nie o wszystkim wiedziałam. Autorzy potrafią pisać, ich reportaże są potoczyste, czyta się je błyskawicznie. Dbają o detale, wplatają mimochodem opisy ludzi czy otoczenia, żonglują między własnymi spostrzeżeniami, a wypowiedziami mieszkańców danego regionu czy miasta. W moim odczuciu ta książka spełniła swój cel, pokazała mi światy, których nie znam. Mam jednak pewne zastrzeżenia. Przede wszystkim językowe – nie podoba mi się częste używanie określeń Indianin i Indianka i to w kontekście, gdy nie są potrzebne, a wręcz oceniające. Wyłapałam też kilka błędów językowych. 

Można temu zbiorowi zarzucić niewielki kontekst, zawężone spojrzenie, tendencyjny wybór tematów, ja jednak nie do końca się z tym zgadzam. Koncepcja tej książki – wybór z wielu krajów –nie pozwala na pogłębienie tematów i naświetlenie wszystkich perspektyw. Ja ją widzę jako opis jednostkowego doświadczenia Marii Hawranek i Szymona Opryszka, którzy dane miejsce odwiedzili, porozmawiali z ludźmi, sami spróbowali swoich sił przy pracy czy innym eksperymencie. To perspektywa polska i subiektywna, która zapewne z założenia wyklucza pogłębione badania całkowitej sytuacji politycznej i społecznej danego kraju. Widzę tę książkę jako przyczynek do dalszych, własnych poszukiwań i badań, jako ciekawą lekturę, która może być wstępem do pasji, podróży, choćby książkowej.

Moja ocena: 5/6

Maria Hawranek, Szymon Opryszek, Tańczymy już tylko w Zaduszki, 287 str., Wydawnictwo Znak 2016.

czwartek, 12 września 2024

"Columbine. Masakra w amerykańskim liceum" Dave Cullen


Dave Cullen poświęcił dziesięć lat swojego życia na jak najgłębsze przeanalizowanie tragedii z liceum w Columbine. Dziennikarz starał się stworzyć jak najpełniejszą książkę o tym, co doprowadziło do tragedii, o jej przebiegu i jej skutkach na miasteczko jak i całe Stany Zjednoczone. Cullen drobiazgowo opisuje więc przebieg tego dnia, 20 kwietnia 1999, z wszystkich perspektyw, jakie udało mu się odnaleźć, czyli filmów, nagrań, wypowiedzi, relacji, zeznań, rozmów, ale to jest dla niego jedynie punkt wyjścia, by przeanalizować dlaczego i zastanowić się nad przyszłością. 
Ta reporterska podróż zaprowadzi więc go do życia dwóch zamachowców – Erica Harrsia i Dylana Klebolda. Cullen opisze ich życie, rodziny, przeanalizuje pamiętniki, nagrania, porozmawia z najbliższymi znajomymi i nauczycielami. Te liczne rozmowy i spotkania ukażą mu zarazem obraz tego małego miasta, położonego na przedmieściach Denver, przed, a przede wszystkim po tragedii. Autor poświęci mnóstwo miejsca na opisanie chaosu dnia masakry oraz sposobów, w jakie poszczególne grupy sobie z nią radziły. Jego opisy sięgają wielu lat po tragedii i kolejnych rocznic. 

Cullen punktuje wszystkie błędy, jakie popełnili policjanci, służby specjalne, ale także to, jak wiele grup korzystało z tej tragedii do własnych celów – tu szczególnie wspólnoty kościelne i dziennikarze, którzy swoim sposobem relacji nakręcali i nakręcają ego zamachowców. Autor jako dziennikarz wskazuje ten sposób narracji jako jeden z najważniejszych powodów powstawania naśladowców. Jego analizy rozciągają się jednak na więcej aspektów – jest to życie rodzin ofiar po tragedii, ale także osób postrzelonych, nie wykluczając często pomijanej żony zabitego nauczyciela. Cullen nie stroni także od rodzin morderców – relacjonuje ich zachowanie oraz nieliczne chwile, gdy zdecydowali się na spotkanie czy publiczne wystąpienie. Gama odczuć wszystkich osób, które ucierpiały w skutek zamachu dwóch nastolatków jest ogromna i Cullen faktycznie stara się nie zaniedbać żadnej z nich.

Clou tego reportażu jest oczywiście próba odnalezienia odpowiedzi na główne pytanie: dlaczego Eric i Dylan zdecydowali się na tak potworny czyn. Cullen twierdzi, że osobowość Erica była psychopatyczna, a Dylan cierpiał na depresję, co wraz z nieprzystosowaniem do grupy i drobnymi niepowodzeniami zakończyło się tragedią. Bardzo ciekawe są zawarte w książce informacje psychologiczne i psychiatryczne, aczkolwiek trzeba mieć na uwadze, że Cullen przedstawia je tak, by potwierdzić swoją teorię. Spotkałam się z krytyką tego stanowiska, choć dla mnie brzmi ono przekonująco. 

Nie przekonała mnie jednak struktura książki, którą odebrałam jako chaotyczną. Cullen nie trzyma się chronologii, wraca do tych samych wydarzeń, pisząc o przeszłości, nagle przeskakuje do rehabilitacji jednego z postrzelonych (ten wątek wydaje się wręcz dominować). Brakowało mi także uwagi dla wszystkich ofiar – nie doliczyłam się, by autor wymienił całą trzynastkę. 
Co ciekawe, autor nie unika pisania o sobie, dzieli się swoimi emocjami, trudnościami w radzeniu sobie z traumatycznymi przeżyciami i rozmowami, sięga do prywatnych rozmów, które były dla niego ważne. Choć wolę, gdy reporter jest niewidzialny, to jednak tutaj ten osobisty komponent był bardzo na miejscu.

Dzięki tej książce dowiedziałam się o Columbine bardzo dużo, zwłaszcza że wcześniej nie zgłębiałam tematu. 

Moja ocena: 4/6

Dave Cullen, Columbine. Masakra w amerykańskim liceum, tł. Adrian Stachowski, 636 str., Wydawnictwo Poznańskie 2022.

piątek, 6 września 2024

"Spis paru strat" Judith Schalansky

 


Przeczytawszy "Atlas wysp odległych" Judith Schalansky, zapragnęłam przeczytać wszystko, co wyszło spod jej pióra. Zachwycił mnie wtedy jej pomysł i pióro, a także sposób wydania książki. Tym razem sprawa ma się podobnie. Wydanie, które czytałam (wersja niemiecka) to przepiękna książka, każdy rozdział oddzielony jest czarną kartką z delikatnym szkicem nawiązującym do treści, cała publikacja jest przepięknie przygotowana i opracowana – od czcionki po papier.

Podobnie się ma z językiem Schlansky – jestem zachwycona jej erudycją, doborem słów, konstrukcją zdań. To bardzo trudna w przekładzie proza, kryjąca w sobie wiele znaczeń. Zresztą sam pomysł na książkę, to klejnot. Schalansky stworzyła dwanaście opowieści czy nawet esejów o rzeczach, które zniknęły. To przeróżne "rzeczy", bo autorka ma szeroki wachlarz zainteresowań. Jest wyspa, która zniknęła z powierzchni ziemi, a właściwie oceanu, tygrys kaspijski, poezje Safony, pałace i budynki, jednorożec czy nawet enerdowski Pałac Republiki. Każdy z rozdziałów to oddzielna opowieść, inna w stylu, treści i sposobie podejścia do tematu. Schalansky sięga czasem do swoich wspomnień i dzieciństwa, potrafi zasadzić historię na przeżyciach osoby związanej z danym artefaktem lub wymyślić całkiem nową opowieść. Niektóre z tych tekstów wciągnęły mnie od razu, były jednak wśród nich rozdziały nudne, przy których trudno mi było nie odbiegać myślami. 

Schalansky to pisarka wyjątkowa, która zaskakuje pomysłami, wykonaniem, ale i dbałością o aspekt graficzny (studiowała historię sztuki i zajmuje się typografią). Mimo że ta książka nie porwała mnie tak bardzo jak "Atlas", to sięgnę po jej kolejną, którą zresztą mam na półce.

Moja ocena: 4/6

Judith Schalansky, Verzeichnis einiger Verluste, 252 str., Suhrkamp Verlag 2018.

czwartek, 5 września 2024

"Welewetka. Jak znikają Kaszuby" Stasia Budzisz


Stasia Budzisz pochodzi z Kaszubów, ale swoją kaszubskość przez lata wypierała. Zindoktrynowana przez szkołę uwierzyła w swoją polskość i zaczęła się wstydzić pochodzenia, języka i zwyczajów. Gdy po latach zaczyna odkrywać ten komponent, Kaszuby wydają się być w zaniku, z wielu przyczyn. Budzisz rusza więc w reporterską podróż przez ten rejon, by odkryć jego historię, zwyczaje, język, a przede wszystkim mieszkańców i ich losy. Narrację zasadza na swojej rodzinie, a szczególnie dziadków, przechodząc z tej wąskiej osobistej soczewki w obiektyw dużo bardziej szeroki. Budzisz przeprowadziła wiele rozmów ze zwykłymi osobami, ale i kaszubskimi działaczami, osobami zaangażowanymi kulturowo, aktywistami, księżmi, rodziną. I to właśnie one są najciekawszym komponentem tego reportażu – to bliskie spojrzenie na ludzi i ich pojmowanie swojego pochodzenia jest arcyciekawe.

Budzisz stara się pokazać wszelkie aspekty tego regionu – te pozytywne i te negatywne. Podoba mi się, że powstrzymuje się od komentarza, choć potrafi wymownie milczeć, jak podczas wizyty w muzeum Kaszubów. Prywatne spostrzeżenia dotyczą raczej rodziny niż innych. 

Czytałam tę książkę z perspektywy Ślązaczki, szukając paralel w sytuacji tych dwóch regionów i języków. Nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z odmienności problemów kaszubskich i śląskich, dla mnie Welewetka to, mówiąc językiem stricte szkolnym, bardzo pouczająca książka, do tego napisana ze swadą, potoczyście, ciekawa.

Moja ocena: 5/6

Stasia Budzisz, Welewetka. Jak znikają Kaszuby, 304 str., Wydawnictwo Poznańskie 2023.

poniedziałek, 2 września 2024

"Zmierzch" Osamu Dazai


W powojennej Japonii panował chaos, społeczeństwo przechodziło wielkie zmiany, brakowało jedzenia, stabilizacji i spokoju. Dotychczasowa arystokracja z dnia na dzień utraciła swój status. Tak stało się z rodziną Kazuko. Kobieta odeszła od męża i mieszka z matką. Od śmierci ojca brakuje środków na życie, czekające na powrót syna i brata kobiety sprzedają więc dom w Tokio i przenoszą się na wieś. Tam spędzają dni na rozmowach, robótkach ręcznych i pracach ogrodowych. Naoji wraca szczęśliwie z wojny, ale jako człowiek uzależniony od narkotyków, a potem i od alkoholu. Biedniejące kobiety zmuszone są do finansowania nałogu mężczyzny, co czynią, wyprzedając dobytek. Równocześnie na zdrowiu podupada matka. Kazuko odbiera to jak kolejny ogromny cios i stopniowo zaczyna się jej wewnętrzna rewolta.
Wraz z upadkiem kraju i dotychczasowych zasad społecznych zmienia się jej nastawienie wewnętrzne i rodzi się chęć rebelii. Rebelii na miarę tamtych czasów i jej pozycji społecznej, ale kobieta decyduje się na samotny wyjazd i spełnienie własnych marzeń i potrzeb.

Osamu w melancholijny i wzruszający sposób opisuje zmierzch epoki, znikanie świata, który już nie wróci. Tu z tym nastrojem koresponduje wszystko – natura i lektury, pogoda i krajobraz. Narracja przeplatana jest listami i cytatami, co pozwala wejść w bohaterów, choć może być nużące. Ogromną wartością dodaną jest wstęp Karoliny Bednarz, w którym nakreśla ówczesną sytuację Japonii. Bez tej przedmowy na pewno nie zrozumiałabym przesłania książki. 

Zmierzch nie będzie moją ulubioną powieścią z Tajfunów, ale po raz kolejny dostałam wspaniale wydaną i przełożoną książkę, którą czyta się z przyjemnością.

Moja ocena: 4/6

Osamu Dazai, Zmierzch, tł. Mikołaj Melanowicz, 152 str., Tajfuny 2019.

niedziela, 1 września 2024

"Aborcja jest" Katarzyna Wężyk

 


Katarzyna Wężyk podjęła się tytanicznej pracy i stworzyła książkę niemal kompletną. To wnikliwy zarys historii aborcji, z naciskiem na Polskę i USA (i to mój jedyny punkt krytyczny, choć rozumiem, że bardzo trudno było by objąć w tej już przecież dość opasłej publikacji inne kraje). Autorka krok po kroku opisuje, jak kobiety radziły sobie z niechcianymi ciążami od zarania dziejów – poczynając od ziół, wywarów, nasiadówek, poprzez metody mechaniczne po coraz bardziej rozwijające się metody chemiczne. To "radzenie sobie" Wężyk opisuje na tle przemian politycznych i społecznych, pokazując, jak ogromny wpływ na ciało i decyzje kobiet miały działania osób postronnych, głównie mężczyzn. Autorka osadza problem aborcji w tym kontekście, bardzo dokładnie analizując, co miało wpływ na postrzeganie usuwania ciąży i towarzyszącą mu retorykę. Udawadnia tu, jak ważne były i są tu względy ekonomiczne, polityczne, a przede wszystkim niezaprzeczalny patriarchalizm. Są tu bardzo ciekawa rozważania o roli języka w dyskursie na ten temat, szczególnie w Polsce. Mimo że współczesna historia ustawy aborcyjnej w Polsce jest mi dobrze znana, to jednak Wężyk świetnie ją streszcza i podsumowuje. 

To jednak nie jest tylko książka historyczna, największą wartością dodaną są opowieści kobiet, które miały aborcję. To są przeróżne opowieści, przeróżne motywacje i najróżniejsze drogi do usunięcia ciąży. To najważniejsze głosy, które pokazują faktyczne życia, uczucia, rozterki, emocje, a przede wszystkim pokazują, jak te kobiety czuły się po. 

Aborcja jest nie jest książką, w której autorka stara się zachować obiektywizm, choć dopuszcza do głosu obie strony, ale pokazać faktycznie, jak taki zabieg wygląda, oddemonizować wiodącą w Polsce narrację, udowodnić, że niezależnie od zakazów ten proceder był, jest i będzie istniał. Równocześnie Ważyk pisze bardzo wyważonym językiem, bez egzaltacji, sensacyjnej retoryki, stawia na konkrety i fakty oraz relacje osób zaangażowanych.

Bardzo polecam tę książkę każdemu, pozwala usystematyzować wiedzę, otwiera oczy i daje głos osobom, które faktycznie aborcji doświadczyły. Ostrzegam jednak, że to bardzo smutna książka, zwłaszcza jeśli uświadomimy sobie, że została wydana w 2021 roku, a jak sytuacja aborcji wygląda w Polsce teraz, wszyscy wiemy.

Moja ocena: 6/6

Katarzyna Wężyk, Aborcja jest, 464 str., Wydawnictwo Agora 2021.