Strony
wtorek, 29 listopada 2022
"Zima w Sokcho" Elisa Shua Dusapin
niedziela, 27 listopada 2022
"Anne z Avonlea" Lucy Maud Montgomery
Po lekturze pierwszego tomu w nowym tłumaczeniu, poszłam za ciosem i sięgnęłam od razu po kolejny. Okazało się, że Anne z Avonlea pamiętałam dużo słabiej, więc lektura była dla mnie tym przyjemniejsza. I ten tom utwierdził mnie w przekonaniu, że nowe tłumaczenie jest genialne. Nie mam tu na myśli tylko dokładności, ale i wierność nazwom własnym, skrupulatność w kwestii cytatów i nazw roślin.
Anne rezygnuje ze studiów i zostaje w Avonlea z Marillą, której grozi utrata wzroku. Szesnastolatka przyjmuje posadę nauczycielki i zatapia się we wioskowe życie. Wraz z przyjaciółmi tworzy grono entuzjastów, którzy pragną upiększyć osadę, angażuje się w działania charytatywne, zaprzyjaźnia z nowym sąsiadem, poznaje nowe osoby i mierzy się z zawodem nauczycielki. To powieść o małomiasteczkowym, a właściwie wioskowym życiu: o plotkach, zmartwieniach, problemach, sąsiedzkiej przyjaźni i pomocy. Montgomery świetnie opisała ten klimat i atmosferę. To także powieść o dorastaniu Anne - dziewczyna zamienia się w kobietę, dojrzewa, z nostalgią wspomina swoje wybryki, dorośleje, a praca nauczycielki pomaga jej w tym procesie. Marilla i Anne przyjmują pod swój dach kilkuletnie bliźniaki zmarłej krewnej tej pierwszej, a opieka nad nimi to częściowo szkoła życia, zwłaszcza że Davey to niezwykle figlarne dziecko. Opisy jego figli są niezwykle komiczne i przypominają częściowo Anne z dzieciństwa. Montgomery niestety szkicuje charaktery rodzeństwa bazując na kontraście - ułożona i pokorna Dora nie wzbudza takich uczuć w opiekunkach jak łobuzowaty i przymilny Davey. Ta kreacja z całym dowcipem budzi mój sprzeciw - zresztą w zasadzie nie dowiadujemy się niczego o dziewczynce, która zaszufladkowana została jako nudna.
Kolejnym tematem, który chętnie porusza Kanadyjka jest miłość - oczywiście romantyczna i oczywiście z happy endem, choć nie bez uprzednich kłopotów. Taką historię opisuje na przykładzie nowej przyjaciółki Anne - panny Lavender. Anne zresztą faworyzuje w szkole jedno z dzieci (co też wzbudza mój sprzeciw), które okazuje się być synem byłego ukochanego nowej znajomej. Od początku wiadomo, że ta historia musi się skończyć dobrze i trzeba umieć przełknąć tę porcję lukru i słodyczy, choć przyznam, że piórze Montgomery nie brakuje uroku w opisie tego wątku. Jest on także tłem do budzącej się delikatnie relacji między Gilbertem a Anne. Chłopak próbuje już dawać jej sygnały swojego uczucia, które Anne oczywiście bezdyskusyjnie odrzuca. Widać jednak, że sama czuje, że i w jej sercu coś się dzieje. Zresztą zaręczyny przyjaciółki czynią ten temat bardzo aktualnym.
Mimo tych wszystkich wad, które oczywiście w większości wynikają z epoki, w której Montgomery pisała swoją powieść, to urocza i krzepiąca lektura. Coś jak comfort food dla duszy.
Moja ocena: 5/6
Lucy Maud Montgomery, Anne z Avonlea, tł. Anna Bańkowska, 320 str., Marginesy 2022.
sobota, 26 listopada 2022
"Usterka na skraju galaktyki" Etgar Keret
piątek, 25 listopada 2022
"Ministerstwo moralnej paniki" Amanda Lee Koe
środa, 23 listopada 2022
"Kim Jiyoung. Urodzona w 1982" Cho Nam-Joo
Kim Jiyoung. Urodzona w 1982 to opowieść o życiu tytułowej Jiyoung - zwykłej, przeciętnej Koreanki, która ma na celu ukazanie sytuacji kobiet w Korei Południowej. Sytuacji bez dwóch zdań tragicznej. Jiyoung jeszcze zanim się urodzi będzie niechciana. Nikt nie chce córki. Córka jest gorsza, niepotrzebna i nie podniesie statusu matki. Córka od momentu narodzin ma zaplanowane życie - będzie sprzątać, prać, pomagać braciom, w szkole nigdy nie dorówna chłopcom, choć będzie mieć lepsze oceny, na studiach podobnie, choć jej koledzy będą się mniej uczyć. Z trudnością znajdzie pracę, ale tylko jeśli będzie mieć szczęście, bo każdy, ale to każdy pracodawca będzie wolał zatrudnić mężczyznę. Jeśli zdecyduje się na małżeństwo i dziecko, to znajdzie się w pułapce. Albo urodzi i odda dziecko komuś na wychowanie albo zrezygnuje z pracy dla dobra rodziny. Ta decyzja jednak także nie będzie dobra, bo zabraknie jej pensji, nawet jeśli była sporo niższa od mężowskiej. Jeśli zostanie w pracy, na pewno zostanie skonfrontowana z molestowaniem seksualnym, napaściami i wykorzystaniem. Nigdy nie awansuje, nigdy nie dostanie godnej wypłaty.
Takie było życie Jiyoung, która miała to szczęście, że w rodzinie urodził się chłopiec, więc jej matka nie została potępiona przez teściową. Miała też to szczęście, że mogła się uczyć. To wszystko dzięki zaradnej matce, która potrafiła dokładać się do budżetu rodzinnego, będąc dużo bardziej obrotną niż jej mąż. Jiyoung udało się znaleźć pracę, choć zajęło jej to wiele miesięcy, w których odbyła setki bezowocnych i poniżających rozmów kwalifikacyjnych, udało się jej także wyjść za mąż za miłego człowieka. Urodziła też dziecko, niestety córkę. I zachorowała na depresję poporodową.
To powieść ważna, która bezpośrednio i bez ozdobników ukazuje sytuację kobiet, która w Korei w pewnych aspektach może być gorsza niż w wielu krajach, ale równocześnie jest bardzo podobna do losów kobiet w ogóle. Nawet jeśli Jiyoung doświadcza ekstremalnej wręcz dyskryminacji, to gorsza zapłata za tę samą pracę, dylematy związane z macierzyństwem, faworyzowanie chłopców są uniwersalne i powszechne. Cho Nam-Joo nie opisuje w swojej książki wydarzeń odległych - główna bohaterka urodziła się przecież w 1982 roku, a jej praca i poród przypadają na drugie dziesięciolecie XXI wieku.
Mam jednak tej książce sporo do zarzucenia w kwestii warstwy językowej. Trudno mi nawet tę książkę nazwać powieścią - w moich oczach to raczej relacja. Autorka opisuje poszczególne etapy życia Jiyoung, okraszając je informacjami jak z Wikipedii czy rocznika statystycznego. Nie ma tu żadnego portretu psychologicznego czy choćby odczuć bohaterów - to tylko opis kolejnych wydarzeń i działań czy decyzji dziewczyny. Jeśli traktować tę książkę jako relację, a główną bohaterkę jak przysłowiową Kowalską, to jestem w stanie zrozumieć tę koncepcję, ale nie czyni to tej publikacji bardziej, powiedzmy, wciągającej. Taka forma pośrednia między powieścią, a reportażem była dla mnie męcząca i nie odebrałam jej jako nowatorskiej, ciekawej, a raczej jako brak pomysłu autorki na swoją powieść.
Moja ocena: 4/6
Cho Nam-Joo, Kim Jiyoung. Urodzona w 1982, tł. Joanna Sobesto, czyt. Katarzyna Ornatkiewicz, 173 str., Wydawnictwo Mando 2021.
wtorek, 22 listopada 2022
"Godziny" Michael Cunningham
Godziny to kolejny tak zwany bestseller, po który sięgnęłam dopiero teraz. Gdy wpadłam na audiobook, pomyślałam, że warto poznać tak słynna książkę, zwłaszcza, że nie znam filmu. Wysłuchałam i mam trudność napisać o tej książce coś więcej niż to, że zupełnie u mnie nie chwyciła. Mimo że znam Panią Dalloway i historię Virginii Woolf nie potrafiłam odnaleźć w tej powieści czegokolwiek, co by mnie zachwyciło.
Cunningham przedstawia paralelnie historie jednego dnia z życia trzech kobiet - Virginii Woolf, Clarissy Vaughan zwanej panią Dalloway i Laury Brown. Clarissa organizuje przyjęcie na cześć chorego na AIDS przyjaciela, który dostał nagrodę literacką. To właśnie on zaczął ją nazywać panią Dalloway. Laura Brown prowadzi pozornie szczęśliwe życie jako żona i matka. U schyłku lat 40. nie może zresztą oczekiwać niczego innego, troskliwy mąż, uroczy syn i kolejna ciąża powinny być szczytem jej marzeń. W dzień urodzin jej męża Laura jednak opuszcza dom na kilka godzin, by wynająć pokój w hotelu i czytać. Virgina Wolf natomiast próbuje rozpocząć pisanie nowej powieści, przepełniona jest jednak tęsknotą za Londynem i pragnie powrócić do gwaru wielkiego miasta, choć wie, że życie na wsi lepiej służy jej zdrowiu psychicznemu.
Cunningham w wycyzelowanych zdaniach opisuje życie wewnętrzne tych kobiet, ale niestety ja nie mogłam pozbyć się uczucia sztuczności. Nie uwierzyłam Cunninghamowi, że faktycznie jest w stanie odgadnąć i oddać myśli bohaterek.
Moja ocena: 3/6
Michael Cunningham, Godziny, tł. Maja Charkiewicz, Beata Gontar, 240 str., Rebis 2003.
niedziela, 20 listopada 2022
"Pomniejsi wędrowcy" Eimear McBride
środa, 16 listopada 2022
"Anne z Zielonych Szczytów" Lucy Maud Montgomery
wtorek, 15 listopada 2022
"Grobowa cisza, żałobny zgiełk" Yōko Ogawa
środa, 9 listopada 2022
"Olive powraca" Elizabeth Strout
poniedziałek, 7 listopada 2022
"W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie" Ango Sagakuchi
Moje pierwsze spotkanie z tajfunową serią mini było udane na wielu płaszczyznach. To edytorskie cacko zachwyci bowiem każdą książkową estetkę - pięknie pachnący papier, ciekawe szycie na grzbiecie, intensywnie różowa wewnętrzna strona okładki i tytuł, czcionka. Tu nic nie jest pozostawione przypadkowi.
Literacka uczta natomiast rozpoczyna się od przedmowy tłumaczki, Karoliny Bednarz. Dobrze ją przeczytać, ponieważ nakreśla postać autora i w pewien sposób nastraja na lekturę i pomaga lepiej zrozumieć tekst obu opowiadań. Te alegoryczne i metaforyczne nowele na pewno nie są tak dobrze zrozumiałe dla polskiej czytelniczki jak będą dla japońskiej odbiorczyni, więc warto poświęć tych kilka chwil na zapoznanie się ze wstępem.
Ango Sakaguchi to pisarz, który kochał życie i żył poza konwencjami. W tych tekstach jednak Sakaguchiego nie widać, a raczej jego zainteresowanie kobietą jako demonem. W obu opowiadaniach to piękna i groźna kobieta panuje nad sercem i duszą mężczyzny, który spełnia jej zachcianki. W pierwszym tekście niezwykle piękna branka leśnego rozbójnika całkowicie zapanuje nad tym silnym i zdecydowanym człowiekiem. Będzie jej przynosił kolejne ciała, by mogła bawić się ich głowami. Magiczną moc roztaczają tu jednak także wiśnie w pełnym rozkwicie, które niczym maki w Czarnoksiężniku z Oz potrafią zapanować nad umysłem osoby, która pod ukwieconymi drzewami przejdzie.
Drugi tekst to opowieść o niemniej silnym mężczyźnie, który nie boi się wężów ani samotności oraz jest utalentowanym rzeźbiarzem. Bierze udział w konkursie na wyrzeźbienie posążka Buddy dla księżniczki. Konkurs ten wygrywa i dopiero wtedy rozpoznaje zło, które tkwi w kobiecie. Jej szczęściem i najlepszym zajęciem jest obserwowanie śmierci, która zabiera kolejnych ludzi.
Ta fascynacja śmiercią, przemocą, złem dominuje w obu tekstach, podejrzewam jednak, że wiele tu kontekstualnych nawiązań do kultury japońskiej, których ja, mimo przepisów, nie jestem w stanie do końca odczytać. Oba teksty dają jednak poczucie zanurzenia się w świecie o zupełnie innym anturażu niż ten nam znany, posmakować innego krajobrazu i języka. Mimo tego mam poczucie pewnego tkwiącego w nich uniwersalizmu - motyw kobiety modliszki, motyw zaczarowanych roślin, motyw węży dających siłę itd.
Ciekawe teksty w świetnym przekładzie Karoliny Bednarz, warto sięgnąć.
Moja ocena: 5/6
Ango Sagakuchi, W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie, tł. Karolina Bednarz, 96 str., Wydawnictwo Tajfuny 2021.
sobota, 5 listopada 2022
"Agáta" Denisa Fulmeková
W siedemnastowiecznej Słowacji mieszka Agáta - dziewczyna wychowana przez babcię. Po tym jak jej matka odeszła od rodziny z innym mężczyzną, ojciec przestał się interesować córką, więc przygarnęła ją babka - zielarka i "lekarka" okolicznej ludności. Agáta podłapała co nieco z kunsztu babci i teraz, gdy mieszka sama od czasu do czasu pomaga chorym sąsiadom. Dziwnym zbiegiem okoliczności staje się żona człowieka bogatego i dziwacznego. Prosta dziewczyna nie domyśla się, że to małżeństwo było dla Gabriela wytrychem, by ukryć swój homoseksualizm. Jej łatwowierność i szczerość stanie jej zresztą nie raz na drodze. W XVII wieku granica między zielarką a czarownicą jest bardzo cienka, a nawet płynna. Bardzo łatwo jest zostać wepchniętą w tę drugą kategorię. Wystarczy że nielubiany sąsiad posądzi o rzucenie uroku na krowę, która zachorowała albo inna sąsiadka poprosi o pomoc w delikatnej, kobiecej sprawie.
Najłatwiejszym sposobem jednak na usunięcie nielubianej sąsiadki i zagarnięcie jej mienia jest umiejętne wplątanie jej w rzekome czary. Jeśli wioska podlega żerującemu na czyimś nieszczęściu biskupowi, skazanie na stos gotowe.
Agáta to powieść oparta na prawdziwej historii, opowiadająca losy kobiety jakich było wiele. To jednak przede wszystkim książka o ludzkiej nienawiści, czerpaniu własnej korzyści, egoizmie i wreszcie o wierze w zabobony. Ta ostatnie u niewykształconego społeczeństwa była popularna i mnie ani zaskakuje, ani dziwi. Bardziej zasmuca wniosek, że ludzkość była, jest i będzie zawistna i pazerna na pieniądze.
Powieść Słowaczki czyta się lekko - rozdziały są krótkie, a język bardzo prosty. Mnie ta prostota języka przeszkadzała, miejscami wydał się być wręcz infantylny. Domyślam się, że autorka w ten sposób chciała podkreślić prostotę i brak wykształcenia bohaterów, ale użycie tego samego rejestru poza dialogami mnie uwierało. Sama intryga jest oczywiście równie prosta, ale widzę ją tak z perspektywy osoby współczesnej. W XVII wieku wystarczył zapewne tak prosty mechanizm, by rzucić podejrzenia na niewinną osobę.
Warto sięgnąć, by zobaczyć, jak wyglądało polowanie na czarownice na Słowacji.
Agáta, Denisa Fulmeková, tł. Olga Stawińska, 168 str., Wydawnictwo Książkowe Klimaty 2022.
piątek, 4 listopada 2022
"Oneiron" Laura Lindstedt
Co się dzieje w tym krótkim momencie między śmiercią, a opuszczeniem ciała przez duszę? Nad tym zastanawia się Lindstedt, tworząc wizję miejsca, w którym spotkało się siedem kobiet. Amerykanka, Rosjanka, Senegalka, Brazylijka, Francuzka, Holenderka i Austriaczka nagle znajdują się w miejscu bez przestrzeni i granic - same zdezorientowane próbują sobie przypomnieć własny moment śmierci.
Lindstedt balansuje między relacją sytuacji w niebycie, a opisem doczesnego życia poszczególnych kobiet, czego nie czyni chronologicznie. Stawia raczej na fragmenty, wspomnienia, urywki. Niektórym bohaterkom poświęca więcej miejsca, jak na przykład Amerykance, innym mniej (Rosjanka). Te siedem kobiet nie mogłoby się bardziej różnić. Amerykanka była znaną performerką, artystką cierpiącą na anoreksję, Polina księgową i alkoholiczką, Senegalka piękną młodą kobietą niefortunnie wplątaną w przemyt, Francuzka nosiła bliźniaczą ciążę i tkwiła w niezbyt szczęśliwym małżeństwie z bardzo bogatym mężczyzną, Holenderka wegetowała ciężko chora na raka, odrzucona i uprzednio maltretowana przez syna, a Austriaczka dopiero co wchodziła w życie.
Oneiron to eksperyment literacki - Lindstedt bada opcje tego, co może się stać po śmierci. Robi to na płaszczyźnie treści, ale i formy. Są tu różne teksty - listy, ogłoszenia, fragmenty artykułów, rozmowy, odczyty, rozważania, są różne języki i różne sposoby narracji. Powieść zaczyna się zwrotem w drugiej osobie liczby pojedynczej, co już samo w sobie nie jest często spotykanym zabiegiem, a potem będzie jeszcze bardziej ciekawie. Przyznam, że potrzebowałam trochę czasu, zanim się zorientowałam, o co chodzi w treści i do czego (mniej więcej) autorka zmierza.
Oneiron to nierówna powieść. Są tu fragmenty fantastyczne, ale i dłużyzny. To odczucie będzie jednak pewnie zależeć od zainteresowań konkretnej osoby. Niektóre życiorysy uznałam po prostu za ciekawsze od innych. Punkt ciężkości leży na losach Amerykanki i właśnie tu sporo było dłużyzn - autorka cytuje w całości jej list czy wykład, które same w sobie są ciekawe, ale w pewien sposób wybijają z rytmu. Zresztą stawianie na różne formy jest zaletą i wadą - urozmaica powieść, ale też zbacza z tropu. Nie do końca też doszukałam się sensu wprowadzania aż tylu dygresji - czasem miałam wrażenie, że autorka chce w jakiś sposób się popisać własną elokwencją.
Nie żałuję jednak lektury, powieści o kobietach zawsze mnie interesują, a eksperymenty formalne ciekawią. Lindstedt zachwyciła mnie jednak najbardziej zakończeniem - ostatni rozdział jest świetny i treściowo i formalnie, dobrze podsumowuje całą powieść i spina wszystkie opowieści klamrą. Oneiron nie będzie jednak książką dla każdego - to raczej powieść dla osób gotowych na eksperyment literacki i odrobinę fantazji.
Moja ocena: 4/6
Laura Lindstedt, Oneiron. Fantazja o kilku sekundach po śmierci, tł. Sebastian Musielak, 480 str., Wydawnictwo Poznańskie 2021.
Statystyka październik 2022
Przeczytane książki: 16
środa, 2 listopada 2022
"Nigdy, nigdy, nigdy" Linn Strømsborg
Powieść o macierzyństwie i jego roli w naszym życiu? Bardzo chętnie, wszak to temat, który mnie interesuje i jako matki dotyczy. Główna bohaterka Nigdy, nigdy, nigdy ma 35 lat i dzieci absolutnie nie chce mieć. Nigdy nie chciała i jest pewna, że chcieć nie będzie. Czuje się dobrze ze swoim życiem, z tym, jak spędza czas i nie potrafi sobie wyobrazić zmiany, jaką nieuchronnie wprowadziłoby w nie macierzyństwo. Zgadza się z nią Philip, z którym jest od ośmiu lat. Po tych latach następuje jednak ten moment, w którym Philip swoją pewność traci i zaczyna się wahać. Sytuacji nie ułatwia fakt, że zaprzyjaźniona para spodziewa się dziecka. Główna bohaterka ma więc okazję z bliska obserwować ciążę, poród, a następnie opiekę nad niemowlęciem oraz wpływ tego na życie przyjaciół.
Swoje nastawienie do posiadania dzieci bada jednak także na przykładzie własnej rodziny - wujek i ciotek oraz ich wnuków, dziadków z obu stron oraz rodziny Philipa. Prowadzi rozmowy z owdowiałą matką, która pragnie mieć wnuki, obserwuje rodzinne spotkania, ale nie ma to wpływu na jej opinię.
Powieść Strømsborg pokazuje, jak aktualny jest nadal problem społecznego oczekiwania, że każda kobieta pragnie mieć dzieci, a jeśli tego pragnienia nie czuje, to na pewno kiedyś je odczuje, najpewniej, gdy będzie za późno. Ten stereotyp i ten schemat nadal istnieje, nawet w tak wyemancypowanym społeczeństwie jak norweskie. Autorka zwraca także uwagę na to, że instynkt tacierzyński odczuwają także ojcowie, co jest godne pochwały, ale to jednak nie oni noszą w sobie dziecko, rodzą i je karmią piersią. Gdy wytwarzają na partnerce presję albo choćby delikatny nacisk także wpisują się w powyższy schemat. Norweżka stara się pokazać partnerski związek, w którym oboje rodziców troszczy się o dziecko, ale mimo największego zaangażowania ojca, korzystania z butelki (ciekawe, że w książce dziecko jest karmione raz piersią, raz butelką przez długi okres, co raczej jest mało realne), to matka ponosi największy ciężar, przechodzi zapalenie piersi i niemal załamanie.
Główna bohaterka słusznie wskazuje na fakt, że w wielu kobietach instynkt macierzyński nie pozwala odpuszczać i powoduje, że czują się niezastąpione. Z własnego doświadczenia wiem, że niestety tak to działa, bo dziecko na początku preferuję matkę, a książkowa Ella to dziecko niemal idealne i w większości przypadków tak łatwo nie będzie (choć w książce wcale nie ma sugestii, że to rodzicielstwo jest łatwe).
To powieść skupiona na jednym temacie, w której autorka stara się omówić wszystkie jego aspekty i pokazać różne postawy. Czyni to w sposób przystępny, ale i ciekawy - czyta się dobrze i lekko.
Moja ocena: 4,5/6
Linn Strømsborg, Nigdy, nigdy, nigdy, tł. Karolina Drozdowska, czyt. Anna Ryźlak, 280 str., Wydawnictwo ArtRage 2022.
wtorek, 1 listopada 2022
Stosikowe losowanie listopad 2022