Strony

wtorek, 29 listopada 2022

"Zima w Sokcho" Elisa Shua Dusapin

 


Sokcho zimą nie zachęca, by spędzić tam czas. Latem to położony nad morzem kurort, z którego można wybierać się na wycieczki do pobliskiego parku narodowego, ale i na pas graniczny między Koreą Północną i Południową. Zimą Sokcho jest odstręczające - zimne, szare, brudne, nudne. To tu w pensjonacie pana Parka pracuje główna bohaterka, która właśnie skończyła studia w Seulu. Do rodzinnego Sokcho wróciła, by wspierać matkę, która pracuje na targu rybnym i mieszka w niewielkiej klitce w okolicy. Dziewczyna natomiast ma pokoik w pensjonacie, w którym odwiedza ją jej chłopak - ten jednak szybko wybiera Seul, gdzie obiecuje sobie karierę w branży modelingu. 
Główna bohaterka gotuje, sprząta, przyjmuje gości. Tak jest również z Francuzem, który zatrzymuje się w pensjonacie. To autor komiksów, który w Sokcho ma nadzieję znaleźć inspirację do kolejnego albumu. Mimo że dziewczyna studiowała literaturę francuską, rozmawia z nim po angielsku. Być może także na przekór swojemu pochodzeniu - jej ojciec był Francuzem, ale wychowała ją tylko matka. To pochodzenie jest jej piętnem, w Sokcho zawsze jest tą obcą, tą inną. 
Jeśli sądzicie, że ta znajomość rozwinie się w urlopowy romans, to się mylicie. Ta książka to o wiele więcej. To samotność rysownika i dziewczyny, to zmaganie się z życiem. Francuz walczy o to, by stworzyć coś na miarę poprzednich tomów, o wenę, o inspirację, a dziewczyna staje się jego muzą. Dzięki wspólnym wycieczkom, podczas których w zasadzie niewiele rozmawiają, autor obiecuje sobie stworzyć tło do swojej opowieści. 
Dziewczyna natomiast wydaje się być schwytana w pomiędzy. Jej związek nie wydaje się bazować na miłości, natomiast jej matka odlicza już tylko dni do ślubu. Jej praca to rozwiązanie tymczasowe. Jej życie wydaje się nie mieć celu, a każdy problem kanalizowany jest na poziomie jedzenia. Od kompulsywnego objadania się po problemy z żołądkiem - to wszystko wciąż jest obecne. Także między nią, a Francuzem, który ciągle odmawia skosztowania wszystkiego, co dziewczyna przygotuje dla gości pensjonatu.
Ta niewielka książka zahacza o jeszcze inne tematy - społeczne i polityczne. Bliskość granicy z Koreą Północną jest ciągle wyczuwalna i ma wpływ na poczucie stabilności mieszkańców.

Zima w Sokcho to krótka powieść, która jednak zachwyca swoją atmosferą. Elisa Shua Dusapin stworzyła z niej niemal poemat. Każde zdanie zachwyca lirycznością, słownictwem, a wszystkie razem tworzą atmosferę niepokoju, smutku, tymczasowości. To bardzo piękna proza, która kryje w sobie wiele warstw znaczeniowych i zachęca do refleksji.

Moja ocena: 5/6

Elisa Shua Dusapin, Zima w Sokcho, tł. Maria Schneider, 160 str., Kwiaty Orientu 2021.

niedziela, 27 listopada 2022

"Anne z Avonlea" Lucy Maud Montgomery

 


Po lekturze pierwszego tomu w nowym tłumaczeniu, poszłam za ciosem i sięgnęłam od razu po kolejny. Okazało się, że Anne z Avonlea pamiętałam dużo słabiej, więc lektura była dla mnie tym przyjemniejsza. I ten tom utwierdził mnie w przekonaniu, że nowe tłumaczenie jest genialne. Nie mam tu na myśli tylko dokładności, ale i wierność nazwom własnym, skrupulatność w kwestii cytatów i nazw roślin. 

Anne rezygnuje ze studiów i zostaje w Avonlea z Marillą, której grozi utrata wzroku. Szesnastolatka przyjmuje posadę nauczycielki i zatapia się we wioskowe życie. Wraz z przyjaciółmi tworzy grono entuzjastów, którzy pragną upiększyć osadę, angażuje się w działania charytatywne, zaprzyjaźnia z nowym sąsiadem, poznaje nowe osoby i mierzy się z zawodem nauczycielki. To powieść o małomiasteczkowym, a właściwie wioskowym życiu: o plotkach, zmartwieniach, problemach, sąsiedzkiej przyjaźni i pomocy. Montgomery świetnie opisała ten klimat i atmosferę. To także powieść o dorastaniu Anne - dziewczyna zamienia się w kobietę, dojrzewa, z nostalgią wspomina swoje wybryki, dorośleje, a praca nauczycielki pomaga jej w tym procesie. Marilla i Anne przyjmują pod swój dach kilkuletnie bliźniaki zmarłej krewnej tej pierwszej, a opieka nad nimi to częściowo szkoła życia, zwłaszcza że Davey to niezwykle figlarne dziecko. Opisy jego figli są niezwykle komiczne i przypominają częściowo Anne z dzieciństwa. Montgomery niestety szkicuje charaktery rodzeństwa bazując na kontraście - ułożona i pokorna Dora nie wzbudza takich uczuć w opiekunkach jak łobuzowaty i przymilny Davey. Ta kreacja z całym dowcipem budzi mój sprzeciw - zresztą w zasadzie nie dowiadujemy się niczego o dziewczynce, która zaszufladkowana została jako nudna. 

Kolejnym tematem, który chętnie porusza Kanadyjka jest miłość - oczywiście romantyczna i oczywiście z happy endem, choć nie bez uprzednich kłopotów. Taką historię opisuje na przykładzie nowej przyjaciółki Anne - panny Lavender. Anne zresztą faworyzuje w szkole jedno z dzieci (co też wzbudza mój sprzeciw), które okazuje się być synem byłego ukochanego nowej znajomej. Od początku wiadomo, że ta historia musi się skończyć dobrze i trzeba umieć przełknąć tę porcję lukru i słodyczy, choć przyznam, że piórze Montgomery nie brakuje uroku w opisie tego wątku. Jest on także tłem do budzącej się delikatnie relacji między Gilbertem a Anne. Chłopak próbuje już dawać jej sygnały swojego uczucia, które Anne oczywiście bezdyskusyjnie odrzuca. Widać jednak, że sama czuje, że i w jej sercu coś się dzieje. Zresztą zaręczyny przyjaciółki czynią ten temat bardzo aktualnym. 

Mimo tych wszystkich wad, które oczywiście w większości wynikają z epoki, w której Montgomery pisała swoją powieść, to urocza i krzepiąca lektura. Coś jak comfort food dla duszy.

Moja ocena: 5/6

Lucy Maud Montgomery, Anne z Avonlea, tł. Anna Bańkowska, 320 str., Marginesy 2022.

sobota, 26 listopada 2022

"Usterka na skraju galaktyki" Etgar Keret

 


Proza Kereta była na mojej liście do przeczytania od bardzo dawna. Byłam do tej lektury zachęcana przez wiele osób i obiecywałam sobie bardzo wiele. Keret faktycznie mnie nie rozczarował, jego opowiadania bardzo mi się podobały, ale, niestety, kilka dni po ich lekturze ledwo co pamiętam. Mam problem z takimi krótkimi tekstami, czytane hurtem zlewają się w jedno i bardzo szybko umykają z pamięci. 

Jestem jednak oczywiście w stanie napisać, co mnie w prozie Kereta ujęło. Dowcip, ironia, lekkość, ale i celność spostrzeżeń. Mimo że nie jestem fanką fantastycznych i nierealnych wstawek, to tutaj bardzo mi one leżały. Jak to przy zbiorach opowiadań bywa, nie każdy tekst zachwycił lub rozbawił mnie na równi, ale nie odebrałam tej książki jako nierównej.

Teksty Kereta to opowieści o mężczyznach w średnim wieku - trochę fajtłapach, trochę maminsynkach. Takich typach, którym się w życiu niezbyt udaje, niesamodzielnych, gapowatych, ale sympatycznych. Prozę Kereta można najlepiej określić niewiele mówiącym słowem dziwna. Ale nie na tyle dziwna, by nie sprawiała literackiej przyjemności. Podoba mi się to, że autor opowiada o smutku, wyalienowaniu, o trwaniu. Pod przykrywką dowcipu i humoru kryje się rezygnacja i smutek. 

Warto sięgnąć po te teksty, to na pewno dobra literatura, ale lepiej czytać ją w wersji papierowej, by móc wracać do ulubionych opowiadań.

Moja ocena: 4/6

Etgar Keret, Usterka na skraju galaktyki, tł. Agnieszka Maciejowska, 247 str., Wydawnictwo Literackie 2020.

piątek, 25 listopada 2022

"Ministerstwo moralnej paniki" Amanda Lee Koe


Ministerstwo moralnej paniki to bardzo ciekawy i różnorodny zbiór opowiadań. Z pozoru ich myślą przewodnią jest miłość w jej różnorakich aspektach, ale można w tych tekstach odnaleźć o wiele więcej. Amanda Lee Koe zahacza o wiele tematów, takich jak emigracja, nieprzystosowanie, konwencje i mimo że wiele z tekstów osadzonych jest głęboko w singapurskim kontekście, to są one bardzo uniwersalne.

Jak to z opowiadaniami bywa - nie każde zapamiętam tak samo, nie każde poruszyło mnie na tym samym poziomie, ale uważam, że to równy zbiór i że teksty są bardzo różnorodne, nie tylko tematycznie, ale i stylistycznie. Autorka bada różne formy literackie - są tu krótkie zdania, krótkie rozdziały, ale i teksty bardziej rozbudowane, skoncentrowane na stylu i słowie, są powtarzające się motywy, powracający bohaterowie (Na dwa sposoby to mój ulubiony tekst). Widać, że Singapurka lubi eksperymentować, co bardzo mi się podoba.

Singapur to ciekawy punkt wyjścia - tygiel kultur, mieszanka języków, narodowości i sposobów na życie. To widać w tych tekstach - autorka chętnie wstawia słowa w obcych językach, powołuje się na różnorakie pochodzenie swoich bohaterów, wspomina konkretne miejsca w Singapurze. Tak różnoraka baza będzie oczywiście gwarantować zróżnicowane podejście do miłości. Nie odnalazłam tu łamania tabu ani tematów czy podejścia, które by mnie zaskoczyło, a raczej ciekawą prozę i charaktery. Oraz smutek. To nie są, jak pewnie każdy się domyśla, słodkie, romantyczne i pozytywne historie. To ludzie, którzy kochają na przekór konwencjom. W domu starców, za pieniądze, swojego pracodawcę, obcokrajowca, osobę tej samej płci. To zawsze miłość nieoczywista, często nieodkryta, podświadoma, rozpaczliwa, ta miłość ma pomóc zdusić przerażające poczucie samotności. 

Mam problem z opowiadaniami, ponieważ szybko ulatuje mi ich treść. Gdy jednak przeglądam ten zbiór ponownie, przypominam sobie emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury i mam ochotę do tych tekstów wrócić. To nie są opowiadania, które są sztuka dla sztuki - wycyzelowana forma, zaskakująca pointa, dowcip, ironia. Te teksty są kanciaste, bolesne jak tematy, które poruszają. Naprawdę dobre. Zresztą sama chęć do ponownej lektury, jest najlepszą rekomendacją.

Moja ocena: 5/6

Amanda Lee Koe, Ministerstwo moralnej paniki, tł. Mikołaj Denderski, 214 str., Wydawnictwo Tajfuny 2020.

środa, 23 listopada 2022

"Kim Jiyoung. Urodzona w 1982" Cho Nam-Joo

 


Kim Jiyoung. Urodzona w 1982 to opowieść o życiu tytułowej Jiyoung - zwykłej, przeciętnej Koreanki, która ma na celu ukazanie sytuacji kobiet w Korei Południowej. Sytuacji bez dwóch zdań tragicznej. Jiyoung jeszcze zanim się urodzi będzie niechciana. Nikt nie chce córki. Córka jest gorsza, niepotrzebna i nie podniesie statusu matki. Córka od momentu narodzin ma zaplanowane życie - będzie sprzątać, prać, pomagać braciom, w szkole nigdy nie dorówna chłopcom, choć będzie mieć lepsze oceny, na studiach podobnie, choć jej koledzy będą się mniej uczyć. Z trudnością znajdzie pracę, ale tylko jeśli będzie mieć szczęście, bo każdy, ale to każdy pracodawca będzie wolał zatrudnić mężczyznę. Jeśli zdecyduje się na małżeństwo i dziecko, to znajdzie się w pułapce. Albo urodzi i odda dziecko komuś na wychowanie albo zrezygnuje z pracy dla dobra rodziny. Ta decyzja jednak także nie będzie dobra, bo zabraknie jej pensji, nawet jeśli była sporo niższa od mężowskiej. Jeśli zostanie w pracy, na pewno zostanie skonfrontowana z molestowaniem seksualnym, napaściami i wykorzystaniem. Nigdy nie awansuje, nigdy nie dostanie godnej wypłaty. 

Takie było życie Jiyoung, która miała to szczęście, że w rodzinie urodził się chłopiec, więc jej matka nie została potępiona przez teściową. Miała też to szczęście, że mogła się uczyć. To wszystko dzięki zaradnej matce, która potrafiła dokładać się do budżetu rodzinnego, będąc dużo bardziej obrotną niż jej mąż. Jiyoung udało się znaleźć pracę, choć zajęło jej to wiele miesięcy, w których odbyła setki bezowocnych i poniżających rozmów kwalifikacyjnych, udało się jej także wyjść za mąż za miłego człowieka. Urodziła też dziecko, niestety córkę. I zachorowała na depresję poporodową. 

To powieść ważna, która bezpośrednio i bez ozdobników ukazuje sytuację kobiet, która w Korei w pewnych aspektach może być gorsza niż w wielu krajach, ale równocześnie jest bardzo podobna do losów kobiet w ogóle. Nawet jeśli Jiyoung doświadcza ekstremalnej wręcz dyskryminacji, to gorsza zapłata za tę samą pracę, dylematy związane z macierzyństwem, faworyzowanie chłopców są uniwersalne i powszechne. Cho Nam-Joo nie opisuje w swojej książki wydarzeń odległych - główna bohaterka urodziła się przecież w 1982 roku, a jej praca i poród przypadają na drugie dziesięciolecie XXI wieku. 

Mam jednak tej książce sporo do zarzucenia w kwestii warstwy językowej. Trudno mi nawet tę książkę nazwać powieścią - w moich oczach to raczej relacja. Autorka opisuje poszczególne etapy życia Jiyoung, okraszając je informacjami jak z Wikipedii czy rocznika statystycznego. Nie ma tu żadnego portretu psychologicznego czy choćby odczuć bohaterów - to tylko opis kolejnych wydarzeń i działań czy decyzji dziewczyny. Jeśli traktować tę książkę jako relację, a główną bohaterkę jak przysłowiową Kowalską, to jestem w stanie zrozumieć tę koncepcję, ale nie czyni to tej publikacji bardziej, powiedzmy, wciągającej. Taka forma pośrednia między powieścią, a reportażem była dla mnie męcząca i nie odebrałam jej jako nowatorskiej, ciekawej, a raczej jako brak pomysłu autorki na swoją powieść.


Moja ocena: 4/6

Cho Nam-Joo, Kim Jiyoung. Urodzona w 1982, tł. Joanna Sobesto, czyt. Katarzyna Ornatkiewicz, 173 str., Wydawnictwo Mando 2021.

wtorek, 22 listopada 2022

"Godziny" Michael Cunningham

 


Godziny to kolejny tak zwany bestseller, po który sięgnęłam dopiero teraz. Gdy wpadłam na audiobook, pomyślałam, że warto poznać tak słynna książkę, zwłaszcza, że nie znam filmu. Wysłuchałam i mam trudność napisać o tej książce coś więcej niż to, że zupełnie u mnie nie chwyciła. Mimo że znam Panią Dalloway i historię Virginii Woolf nie potrafiłam odnaleźć w tej powieści czegokolwiek, co by mnie zachwyciło. 

Cunningham przedstawia paralelnie historie jednego dnia z życia trzech kobiet - Virginii Woolf, Clarissy Vaughan zwanej panią Dalloway i Laury Brown. Clarissa organizuje przyjęcie na cześć chorego na AIDS przyjaciela, który dostał nagrodę literacką. To właśnie on zaczął ją nazywać panią Dalloway. Laura Brown prowadzi pozornie szczęśliwe życie jako żona i matka. U schyłku lat 40. nie może zresztą oczekiwać niczego innego, troskliwy mąż, uroczy syn i kolejna ciąża powinny być szczytem jej marzeń. W dzień urodzin jej męża Laura jednak opuszcza dom na kilka godzin, by wynająć pokój w hotelu i czytać. Virgina Wolf natomiast próbuje rozpocząć pisanie nowej powieści, przepełniona jest jednak tęsknotą za Londynem i pragnie powrócić do gwaru wielkiego miasta, choć wie, że życie na wsi lepiej służy jej zdrowiu psychicznemu.

Cunningham w wycyzelowanych zdaniach opisuje życie wewnętrzne tych kobiet, ale niestety ja nie mogłam pozbyć się uczucia sztuczności. Nie uwierzyłam Cunninghamowi, że faktycznie jest w stanie odgadnąć i oddać myśli bohaterek. 

Moja ocena: 3/6

Michael Cunningham, Godziny, tł. Maja Charkiewicz, Beata Gontar, 240 str., Rebis 2003.

niedziela, 20 listopada 2022

"Pomniejsi wędrowcy" Eimear McBride

 


Osiemnastolatka przybywa do Londynu, by podjąć studia aktorskie. Dziewczyna pochodzi z Irlandii, z konserwatywnej rodziny i rzuca się w wir londyńskiego życia. Alkohol, narkotyki i seks są na porządku dziennym. Młodzi ludzie czerpią z życia i pierwszej dorosłej swobody pełnymi garściami. Eily jest nieco zagubiona, odstaje od innych studentek i studentów, jej życie zmienia się jednak, gdy poznaje o dwadzieścia lat starszego Stephena - aktora. Początkowo znajomość opiera się na seksie, ale potem przeradza się w coś więcej. Wiem, że to brzmi jak romans, ale, wierzcie mi, ta książka, mimo że jest o miłości, z romansem nic wspólnego nie ma. Wraz z tym, jak Eily i Stephen poznają się bliżej, odkrywają swoją przeszłość, która w obu przypadkach była traumatyczna. Co ciekawe, mimo że narratorką powieści jest Eily i ona wydaje się stać w centrum uwagi, z jej perspektywy widzimy świat, to o niej dowiadujemy się dużo mniej. Znamy myśli Eily i jej aktualne odczucia, ale one obracają się głównie wokół partnera. Nigdy też nie poznamy dokładnie przeszłości i pochodzenia dziewczyny. To historia Stephena zdominuje powieść.

McBride wyposażyła swojego bohatera w cały szereg traum. Stephen zmagał się z życiem, kanalizował swoje cierpienie na różne sposoby, a spotkanie z Eily wprowadziło w tę delikatną równowagę chaos. Irlandka zdradza te szczegóły stopniowo, zwłaszcza jeśli chodzi o Eily. Historię Stephana poznajemy na podstawie jego opowieści, ale także z punktu widzenia dziewczyny. Stylistycznie zresztą ta powieść to wyzwanie. Początkowo sądziłam, że nie przeczytam jej do końca - ani nie interesował mnie temat, który wydał się być infantylny, ani nie porwał styl. McBride stworzyła swoisty strumień świadomości - pełen urwanych myśli, szyku przestawnego, niedokończonych zdań. Dialogi nie są w ogóle wyróżnione, czasem wielka litera w środku zdania pozwala się domyślić, że mamy do czynienia z rozmową, potem trzeba się tylko domyślić, kto mówi. Ten styl brzmi jak horror, ale stopniowo się w niego można wtopić, a nawet w niego zatopić. To zdecydowanie najciekawsza językowo rzecz ostatnich miesięcy. 

Podoba mi się, jak McBride w na pozór banalnej historii utkała całe życie z jego głównie upadkami. Podoba mi się, jak uczyniła z Londynu bohatera powieści. Ulice i uliczki, domy, parki, mosty - wszystkie te miejsca są ważne, odgrywają rolę i są skrupulatnie wyliczane. Podoba mi się, jak Irlandka pokazuje, jak ogromny wpływ na nasze życie mają inni ludzie - nie tylko rodzice, ale i przyjaciele, kochankowie i znajomi. Jak jedna pochopna decyzja może zaważyć na czyimś życiu i przyszłości. Jak źle zrozumiana duma może zniszczyć kogoś innego. I jak jedna wyciągnięta ręka potrafi wyciągnąć z dna. To powieść o relacjach - które zawsze są trudne i nigdy zero-jedynkowe. Nawet jeśli są to relacje w efekcie dające radość i wsparcie. To zawsze kompromis i walka. 

Warto spróbować i dać się pociągnąć w tę powieść. 

Moja ocena: 5/6

Eimear McBride, Pomniejsi wędrowcy, tł. Maria Zawadzka-Strączek, 384 str., Wydawnictwo Pauza 2022.

środa, 16 listopada 2022

"Anne z Zielonych Szczytów" Lucy Maud Montgomery


Nie przypominam sobie, bym od czasów dzieciństwa wracała do tego cyklu Montgomery. Moje stare wydanie stoi na półce i od dawna planowałam ponowną lekturę, ale skłoniło mnie do niej wreszcie nowe tłumaczenie Anny Bańkowskiej. Oczywiście i tu nie byłam czytelniczką pierwszej chwili, bo sięgnęłam po audiobook dopiero teraz. Ale cóż to była za przyjemność! Vanessa Aleksander przeczytała tekst rewelacyjnie, a tłumaczenie Bańkowskiej jest potoczyste, ujmujące i po prostu wciągające. Zupełnie, ale to zupełnie nie przeszkadzał mi brak Ani, Małgorzaty, Maryli czy Mateusza. Weszłam w tę wersję bez żadnego kłopotu, nie odczułam żadnych zgrzytów ani stylistycznych nierówności. Nie tęskniłam za facjatką i wzgórzem. Bardzo się cieszę, że miałam malutki udział w powstaniu tego tłumaczenia - napiszę o tym, bo dlaczego się nie pochwalić? - bo to właśnie ja skontaktowałam Anię Bańkowską z Bernadetą Milewski, specjalistką od Lucy Maud Montgomery.  

A sama treść? Wiadomo, że nie napiszę niczego odkrywczego, bo o tym cyklu napisano już wszystko. Podczas lektury czułam jednak mnóstwo nostalgii i zaskoczona byłam, jak dobrze pamiętałam treść. Losy Anne wzruszyły i zainteresowały mnie tak samo jak wtedy, gdy byłam dzieckiem. Trudno ukryć, że jest tu sporo wątków zaskakujących współczesną czytelniczkę - dotyczących wychowania, religijności, moralności. Metody wychowawcze czy Rachel Linde, czy matki Diany czy Marilli są często dziwne, poniżające, uwłaczające godności dziecka, ale kobietami zawsze kieruje miłość i głębokie poczucie, że ich działania wyjdą dziewczynce na dobre. 

Autorka natomiast świetnie oddała poszczególne charaktery. Sama Anne i jej impulsywność, rozmarzenie i zapalczywość to niezwykle udany portret, choć zaskakuje, jak dobrze dziewczynka sobie radzi psychicznie ze swoją przeszłością. Być może ogromna wyobraźnia ratuje ją przed traumatycznymi skutkami zaniedbania, wykorzystania i braku miłości. Montgomery szkicuje kolejne postaci z ogromną dozą humoru i sympatii - zwłaszcza widocznych w przypadku na pozór kostycznej Marilli. Zresztą humor to jedna z głównych cech stylu Kanadyjki - wszystkie przygody i nieszczęścia Anne są opisane z taką serdecznością i w tak dowcipnym stylu, że nie sposób się nie uśmiechnąć.  

Postaci męskie nie odgrywają tak dużej roli jak kobiece. Mamy do czynienia jedynie z Matthew i kolegami Anne, z których najwięcej miejsca przypada Gilbertowi. Oczywiście rola Matthew jest niezaprzeczalnie ogromna, ale na dobrą sprawę to dość kuriozalna postać - ten niewytłumaczalny lęk przed kobietami, samotnictwo i milcząca natura skłaniają do myślenia o jakichś traumatycznych przeżyciach lub zaburzeniu. 
Avonlea to jednak miejsce silnych i zdecydowanych kobiet. Oprócz nich ogromną rolę odgrywa tu natura - to chyba największa i najważniejsza bohaterka tej powieści. Życie toczy się w zgodzie z rytmem pór roku, a zmieniająca się przyroda nieustannie zachwyca Anne. Autorka wplata opisy otaczającego świata na każdym kroku, ale nie czyni z nich przydługich wywodów, lecz przepiękne tło dla wydarzeń. 

Bardzo jestem ciekawa kolejnych tomów w nowym tłumaczeniu, na pewno wreszcie przeczytam cały cykl!

Moja ocena: 5/6

Lucy Maud Montgomery, Anne z Zielonych Szczytów, tł. Anna Bańkowska, czyt. Vanessa Aleksander, Marginesy 2021.

wtorek, 15 listopada 2022

"Grobowa cisza, żałobny zgiełk" Yōko Ogawa


To moje trzecie spotkanie z Yōko Ogawą, które potwierdziło, że bardzo lubię i cenię tę pisarkę. Grobowa cisza, żałobny zgiełk to zbiór opowiadań, które jednak idealnie komponują się w całość. Powtarzające się motywy, delikatne nawiązania, przemykające postaci z poprzednich tekstów skłaniają czytelniczkę do uwagi i poszukiwań. Bardzo lubię takie zagadki i domysły - autorka sprytnie zwodzi i skłania do własnych przemyśleń, dlatego warto czytać tę książkę bez większych przerw. Przyznam, że ja nie miałam tej możliwości i mam silne poczucie, że sięgnę do niej jeszcze raz, by doszukać się wszystkich tropów i ukrytych znaków.

Tematyka opowiadań kręci się wokół śmierci, tęsknoty, tortur!, poczucia nostalgii i smutku. Ogawa z każdym kolejnym opowiadaniem zagęszcza atmosferę, wprowadza coraz bardziej dziwaczne elementy, nie stroni od makabry, niepokoi, ale równocześnie ciekawi. Od czasu tej lektury już zawsze będę czuła delikatny dreszcz, gdy pomyślę o zepsutej lodówce, marchewce czy cieście z truskawkami. 
Trudno opisać w kilku słowach treść tych tekstów, są bowiem bardzo różnorodne mimo tych wspólnych elementów. 

Tych jedenaście tekstów, mimo całej swojej makabrycznej otoczki, jest bardzo subtelnych, oplatających, idealnie dopracowanych językowo. Obcowanie ze stylem Ogawy to dla mnie zawsze uczta - rozpoznaję go od razu i czuję, jak od pierwszych słów mnie pochłania. Podziwiam inwencję i fantazję autorki na równi ze stylem. Każda z jej książek zaprowadziła mnie w zupełnie inny świat i dostarczyła całkowicie odmiennych doznań.

Moja ocena: 5/6

Yōko Ogawa, Grobowa cisza, żałobny zgiełk, tł. Anna Karpiuk, 176 str., Wydawnictwo Tajfuny 2020.

środa, 9 listopada 2022

"Olive powraca" Elizabeth Strout

 


Z przyjemnością wróciłam do Crosby, jego małomiasteczkowej atmosfery, tajemnic, problemów i do samej Olive. Drugi tom, a może lepiej powiedzieć sequel powieści, Strout zasadziła na tym samym koncepcie. To ponownie luźno ze sobą powiązane opowiadania, których bohaterami są mieszkańcy Crosby i ich problemy i bolączki. Olive w niektórych z nich nie pojawia się wcale lub tylko miga w tle, w niektórych odgrywa sporą rolę, a wreszcie w wielu jest główną bohaterką. 

Tematem przewodnim tej książki jest przemijanie i śmierć. Olive się starzeje i to zmienia jej perspektywę, skłania do refleksji nad sobą samą i do zmiany spojrzenia na niektóre sprawy. Olive już nie jest tylko opryskliwa, harda i zadziorna. Ta Olive ma uczucia, smutki, zmartwienia. Zmaga się z postępującym wiekiem, zniedołężnieniem, obserwuje zmieniający się świat, który już do końca nie rozumie. To Olive, która choruje, która wspomina pierwszego męża i traci drugiego, która obserwuje śmierć innych i jest coraz bardziej świadoma własnego końca.

Strout ponownie mistrzowsko szkicuje portrety poszczególnych mieszkańców - niezależnie czy jest to młoda kobieta w ciąży, odnosząca sukcesy poetka czy starzejące się małżeństwo, każdy z tych portretów psychologicznych jest autentyczny i poruszający. Autorka nie stroni od szczerości - są tu wydzieliny i pieluchy, upadki, niedołężność i śmierć, a równocześnie wielka delikatność, zrozumienie i czułość wobec bohaterów. Na kartach Olive powraca nie dzieje się wiele, nie ma wielkich wydarzeń i zwrotów akcji, tu dzieje się po prostu szare, zwykłe życie. Warto sięgnąć, choć myślę, że dobrym posunięciem jest czytanie tych książek po kolei.

Moja ocena: 5/6

Elizabeth Strout, Olive powraca, tł. Ewa Horodyska, czyt. Iza Kuna, 352 str., Wielka Litera 2019.

poniedziałek, 7 listopada 2022

"W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie" Ango Sagakuchi



Moje pierwsze spotkanie z tajfunową serią mini było udane na wielu płaszczyznach. To edytorskie cacko zachwyci bowiem każdą książkową estetkę - pięknie pachnący papier, ciekawe szycie na grzbiecie, intensywnie różowa wewnętrzna strona okładki i tytuł, czcionka. Tu nic nie jest pozostawione przypadkowi.

Literacka uczta natomiast rozpoczyna się od przedmowy tłumaczki, Karoliny Bednarz. Dobrze ją przeczytać, ponieważ nakreśla postać autora i w pewien sposób nastraja na lekturę i pomaga lepiej zrozumieć tekst obu opowiadań. Te alegoryczne i metaforyczne nowele na pewno nie są tak dobrze zrozumiałe dla polskiej czytelniczki jak będą dla japońskiej odbiorczyni, więc warto poświęć tych kilka chwil na zapoznanie się ze wstępem.

Ango Sakaguchi to pisarz, który kochał życie i żył poza konwencjami. W tych tekstach jednak Sakaguchiego nie widać, a raczej jego zainteresowanie kobietą jako demonem. W obu opowiadaniach to piękna i groźna kobieta panuje nad sercem i duszą mężczyzny, który spełnia jej zachcianki. W pierwszym tekście niezwykle piękna branka leśnego rozbójnika całkowicie zapanuje nad tym silnym i zdecydowanym człowiekiem. Będzie jej przynosił kolejne ciała, by mogła bawić się ich głowami. Magiczną moc roztaczają tu jednak także wiśnie w pełnym rozkwicie, które niczym maki w Czarnoksiężniku z Oz potrafią zapanować nad umysłem osoby, która pod ukwieconymi drzewami przejdzie. 

Drugi tekst to opowieść o niemniej silnym mężczyźnie, który nie boi się wężów ani samotności oraz jest utalentowanym rzeźbiarzem. Bierze udział w konkursie na wyrzeźbienie posążka Buddy dla księżniczki. Konkurs ten wygrywa i dopiero wtedy rozpoznaje zło, które tkwi w kobiecie. Jej szczęściem i najlepszym zajęciem jest obserwowanie śmierci, która zabiera kolejnych ludzi. 

Ta fascynacja śmiercią, przemocą, złem dominuje w obu tekstach, podejrzewam jednak, że wiele tu kontekstualnych nawiązań do kultury japońskiej, których ja, mimo przepisów, nie jestem w stanie do końca odczytać. Oba teksty dają jednak poczucie zanurzenia się w świecie o zupełnie innym anturażu niż ten nam znany, posmakować innego krajobrazu i języka. Mimo tego mam poczucie pewnego tkwiącego w nich uniwersalizmu - motyw kobiety modliszki, motyw zaczarowanych roślin, motyw węży dających siłę itd. 

Ciekawe teksty w świetnym przekładzie Karoliny Bednarz, warto sięgnąć.

Moja ocena: 5/6

Ango Sagakuchi, W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie, tł. Karolina Bednarz, 96 str., Wydawnictwo Tajfuny 2021.

sobota, 5 listopada 2022

"Agáta" Denisa Fulmeková

 


W siedemnastowiecznej Słowacji mieszka Agáta - dziewczyna wychowana przez babcię. Po tym jak jej matka odeszła od rodziny z innym mężczyzną, ojciec przestał się interesować córką, więc przygarnęła ją babka - zielarka i "lekarka" okolicznej ludności. Agáta podłapała co nieco z kunsztu babci i teraz, gdy mieszka sama od czasu do czasu pomaga chorym sąsiadom. Dziwnym zbiegiem okoliczności staje się żona człowieka bogatego i dziwacznego. Prosta dziewczyna nie domyśla się, że to małżeństwo było dla Gabriela wytrychem, by ukryć swój homoseksualizm. Jej łatwowierność i szczerość stanie jej zresztą nie raz na drodze. W XVII wieku granica między zielarką a czarownicą jest bardzo cienka, a nawet płynna. Bardzo łatwo jest zostać wepchniętą w tę drugą kategorię. Wystarczy że nielubiany sąsiad posądzi o rzucenie uroku na krowę, która zachorowała albo inna sąsiadka poprosi o pomoc w delikatnej, kobiecej sprawie.

Najłatwiejszym sposobem jednak na usunięcie nielubianej sąsiadki i zagarnięcie jej mienia jest umiejętne wplątanie jej w rzekome czary. Jeśli wioska podlega żerującemu na czyimś nieszczęściu biskupowi, skazanie na stos gotowe. 

Agáta to powieść oparta na prawdziwej historii, opowiadająca losy kobiety jakich było wiele. To jednak przede wszystkim książka o ludzkiej nienawiści, czerpaniu własnej korzyści, egoizmie i wreszcie o wierze w zabobony. Ta ostatnie u niewykształconego społeczeństwa była popularna i mnie ani zaskakuje, ani dziwi. Bardziej zasmuca wniosek, że ludzkość była, jest i będzie zawistna i pazerna na pieniądze. 

Powieść Słowaczki czyta się lekko - rozdziały są krótkie, a język bardzo prosty. Mnie ta prostota języka przeszkadzała, miejscami wydał się być wręcz infantylny. Domyślam się, że autorka w ten sposób chciała podkreślić prostotę i brak wykształcenia bohaterów, ale użycie tego samego rejestru poza dialogami mnie uwierało. Sama intryga jest oczywiście równie prosta, ale widzę ją tak z perspektywy osoby współczesnej. W XVII wieku wystarczył zapewne tak prosty mechanizm, by rzucić podejrzenia na niewinną osobę. 

Warto sięgnąć, by zobaczyć, jak wyglądało polowanie na czarownice na Słowacji.

Agáta, Denisa Fulmeková, tł. Olga Stawińska, 168 str., Wydawnictwo Książkowe Klimaty 2022.

piątek, 4 listopada 2022

"Oneiron" Laura Lindstedt

 


Co się dzieje w tym krótkim momencie między śmiercią, a opuszczeniem ciała przez duszę? Nad tym zastanawia się Lindstedt, tworząc wizję miejsca, w którym spotkało się siedem kobiet. Amerykanka, Rosjanka, Senegalka, Brazylijka, Francuzka, Holenderka i Austriaczka nagle znajdują się w miejscu bez przestrzeni i granic - same zdezorientowane próbują sobie przypomnieć własny moment śmierci. 

Lindstedt balansuje między relacją sytuacji w niebycie, a opisem doczesnego życia poszczególnych kobiet, czego nie czyni chronologicznie. Stawia raczej na fragmenty, wspomnienia, urywki. Niektórym bohaterkom poświęca więcej miejsca, jak na przykład Amerykance, innym mniej (Rosjanka). Te siedem kobiet nie mogłoby się bardziej różnić. Amerykanka była znaną performerką, artystką cierpiącą na anoreksję, Polina księgową i alkoholiczką, Senegalka piękną młodą kobietą niefortunnie wplątaną w przemyt, Francuzka nosiła bliźniaczą ciążę i tkwiła w niezbyt szczęśliwym małżeństwie z bardzo bogatym mężczyzną, Holenderka wegetowała ciężko chora na raka, odrzucona i uprzednio maltretowana przez syna, a Austriaczka dopiero co wchodziła w życie. 

Oneiron to eksperyment literacki - Lindstedt bada opcje tego, co może się stać po śmierci. Robi to na płaszczyźnie treści, ale i formy. Są tu różne teksty - listy, ogłoszenia, fragmenty artykułów, rozmowy, odczyty, rozważania, są różne języki i różne sposoby narracji. Powieść zaczyna się zwrotem w drugiej osobie liczby pojedynczej, co już samo w sobie nie jest często spotykanym zabiegiem, a potem będzie jeszcze bardziej ciekawie. Przyznam, że potrzebowałam trochę czasu, zanim się zorientowałam, o co chodzi w treści i do czego (mniej więcej) autorka zmierza.

Oneiron to nierówna powieść. Są tu fragmenty fantastyczne, ale i dłużyzny. To odczucie będzie jednak pewnie zależeć od zainteresowań konkretnej osoby. Niektóre życiorysy uznałam po prostu za ciekawsze od innych. Punkt ciężkości leży na losach Amerykanki i właśnie tu sporo było dłużyzn - autorka cytuje w całości jej list czy wykład, które same w sobie są ciekawe, ale w pewien sposób wybijają z rytmu. Zresztą stawianie na różne formy jest zaletą i wadą - urozmaica powieść, ale też zbacza z tropu. Nie do końca też doszukałam się sensu wprowadzania aż tylu dygresji - czasem miałam wrażenie, że autorka chce w jakiś sposób się popisać własną elokwencją. 

Nie żałuję jednak lektury, powieści o kobietach zawsze mnie interesują, a eksperymenty formalne ciekawią. Lindstedt zachwyciła mnie jednak najbardziej zakończeniem - ostatni rozdział jest świetny i treściowo i formalnie, dobrze podsumowuje całą powieść i spina wszystkie opowieści klamrą. Oneiron nie będzie jednak książką dla każdego - to raczej powieść dla osób gotowych na eksperyment literacki i odrobinę fantazji.

Moja ocena: 4/6

Laura Lindstedt, Oneiron. Fantazja o kilku sekundach po śmierci, tł. Sebastian Musielak, 480 str., Wydawnictwo Poznańskie 2021.

środa, 2 listopada 2022

"Nigdy, nigdy, nigdy" Linn Strømsborg

 


Powieść o macierzyństwie i jego roli w naszym życiu? Bardzo chętnie, wszak to temat, który mnie  interesuje i jako matki dotyczy. Główna bohaterka Nigdy, nigdy, nigdy ma 35 lat i dzieci absolutnie nie chce mieć. Nigdy nie chciała i jest pewna, że chcieć nie będzie. Czuje się dobrze ze swoim życiem, z tym, jak spędza czas i nie potrafi sobie wyobrazić zmiany, jaką nieuchronnie wprowadziłoby w nie macierzyństwo. Zgadza się z nią Philip, z którym jest od ośmiu lat. Po tych latach następuje jednak ten moment, w którym Philip swoją pewność traci i zaczyna się wahać. Sytuacji nie ułatwia fakt, że zaprzyjaźniona para spodziewa się dziecka. Główna bohaterka ma więc okazję z bliska obserwować ciążę, poród, a następnie opiekę nad niemowlęciem oraz wpływ tego na życie przyjaciół. 

Swoje nastawienie do posiadania dzieci bada jednak także na przykładzie własnej rodziny - wujek i ciotek oraz ich wnuków, dziadków z obu stron oraz rodziny Philipa. Prowadzi rozmowy z owdowiałą matką, która pragnie mieć wnuki, obserwuje rodzinne spotkania, ale nie ma to wpływu na jej opinię. 

Powieść Strømsborg pokazuje, jak aktualny jest nadal problem społecznego oczekiwania, że każda kobieta pragnie mieć dzieci, a jeśli tego pragnienia nie czuje, to na pewno kiedyś je odczuje, najpewniej, gdy będzie za późno. Ten stereotyp i ten schemat nadal istnieje, nawet w tak wyemancypowanym społeczeństwie jak norweskie. Autorka zwraca także uwagę na to, że instynkt tacierzyński odczuwają także ojcowie, co jest godne pochwały, ale to jednak nie oni noszą w sobie dziecko, rodzą i je karmią piersią. Gdy wytwarzają na partnerce presję albo choćby delikatny nacisk także wpisują się w powyższy schemat. Norweżka stara się pokazać partnerski związek, w którym oboje rodziców troszczy się o dziecko, ale mimo największego zaangażowania ojca, korzystania z butelki (ciekawe, że w książce dziecko jest karmione raz piersią, raz butelką przez długi okres, co raczej jest mało realne), to matka ponosi największy ciężar, przechodzi zapalenie piersi i niemal załamanie. 

Główna bohaterka słusznie wskazuje na fakt, że w wielu kobietach instynkt macierzyński nie pozwala odpuszczać i powoduje, że czują się niezastąpione. Z własnego doświadczenia wiem, że niestety tak to działa, bo dziecko na początku preferuję matkę, a książkowa Ella to dziecko niemal idealne i w większości przypadków tak łatwo nie będzie (choć w książce wcale nie ma sugestii, że to rodzicielstwo jest łatwe).

To powieść skupiona na jednym temacie, w której autorka stara się omówić wszystkie jego aspekty i pokazać różne postawy. Czyni to w sposób przystępny, ale i ciekawy - czyta się dobrze i lekko.

Moja ocena: 4,5/6

Linn Strømsborg, Nigdy, nigdy, nigdy, tł. Karolina Drozdowska, czyt. Anna Ryźlak, 280 str., Wydawnictwo ArtRage 2022.


wtorek, 1 listopada 2022

Stosikowe losowanie listopad 2022

 


Agnes wybiera numer książki dla Anny (w stosie 307 książek) - 207
Anna wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 901
ZwL wybiera numer książki dla Hopeforbooks (w stosie 175 książek) - 81
Hopeforbooks wybiera numer książki dla Guci (w stosie 65 książek) - 65
Gucia wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 33 książki) - 11
Maniaczytania wybiera numer książki dla McDulka (w stosie 250 książek) - 25
McDulka wybiera numer książki dla Oli (w stosie 120 książek) - 111
Ola wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 6 książek) - 2