Po tę książkę sięgnęłam tylko i wyłącznie ze względu na Nobla dla autora. Piszę to na początku, bo niestety Kroniki niemożebnie mnie rozczarowały. Tak, nie jestem fanką Dylana, tak, nie słucham jego muzyki, ale chętnie poznałabym jego przemyślenia i życiorys, staram się nie ograniczać do jednej bańki przecież. Niestety opowieść Dylana jest tak potwornie nudna, że z ulgą ją odłożyłam po skończeniu.
Dylan wprawdzie opowiada o sobie, pozwala zajrzeć w jego życie prywatne, ale czyni to tak bezpłciowo i monotonnie, że trudno wskrzesić w sobie choć krztę entuzjazmu. Przede wszystkim opowieść nie jest uporządkowana chronologicznie, to raczej zbiór esejów, w których Dylan wraca do tych samych wydarzeń lub powtarza sytuacje. Po drugie autor kreuje siebie na artystę przypadkowego, który wcale nie chciał zrobić kariery, a już na pewno nie kariery barda. Sława mu ciąży, popularność przeszkadza i to widać wyraźnie w jego rozważaniach. Po trzecie książka pełna jest nazwisk, postaci, nazw lokali, ulic, dzielnic - z trudem przedzierałam się przez szczegółowe informacje o osobach, które mnie nie interesują, o których nigdy nie słyszałam i pewnie nigdy tej niewiedzy nie zmienię. Te opisy są przeraźliwie monotonne, a przecież mogłyby stanowić ciekawy kolaż, ilustrację życia w Nowym Jorku w ubiegłym wieku - no właśnie nawet dokładnie nie wiadomo, co kiedy się dzieje, bo Dylan nie dba o swojego czytelnika, a raczej zmusza go do własnych poszukiwań. Dla fanów barda to może łatwizna lub wiedza oczywista, dla mnie kolejne utrudnienie podczas lektury.
Nie ukrywam, że Nobel dla Dylana był dla mnie dużym zaskoczeniem i do dziś jest decyzją niezrozumiałą. Odbieram muzyka jako postać bardzo głęboko osadzoną w kulturze amerykańskiej, która tematyzuje tamtejsze problemy czy bolączki, a zdecydowanie wolę, gdy honorowane są mniej znane kultury.
Moja ocena: 2/6
Bob Dylan, Chronicles Volume One, tł. Kathrin Passig, Gerhard Henschel, 304 str., Hoffmann und Campe 2004.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz