Zawiadamiam, iż wyjeżdżam - biorę ze sobą kilka książek, ale mogę nie mieć zbyt dużo czasu na czytanie:)
piątek, 31 października 2008
"Straż nocna" Terry Pratchett
Pratchetta czytam namiętnie od wielu lat. Za co go cenię? Nie będę oryginalna: za pomysły, za dwocip językowy, za liczne odniesienia do literatury czy współczesności, za parafrazy i za to, że ma tak świetnego tłumacza:) "Straż nocna" jednak nie zachwyciła mnie. Odbieram tę pozycję jako jedną ze słabyszch w cyklu Świata Dysku. Sam Vimes goniąc groźnego przestępcę w okolicach Uniwersytetu Magicznego wpada w inny czas. Ląduję kilkadziesiąt lat wstecz w Ankh-Morpork, w którym zawodu policjanta uczy się młody Sam i w którym nastały rewolucyjne czasy. Przestępca ląduje tam wraz z nim. Spotykamy kilku znanych nam bohaterów, którzy jednak są sporo młodsi. Ta książka to oczywiście ilustracja działania duchów rewolucyjnych i przewrotów państwowych - jak to u Pratchetta bywa, bardzo prześmiewcza. Mnie jednak lektura nie wciągnęła tak, jak zawyczaj. Nie szkodzi, kolejne dwa tomy już czekają na półce:)
Terry Pratchett, Straż nocna, tł. Piotr W. Cholewa, 336 str., Prószyński i S-ka 2008
wtorek, 28 października 2008
Podsumowanie wyzwania
Kilka dni temu skończyłam czytać ostatnią wyzwaniową książkę. Czas na podsumowanie.
Zaplanowałam następujące lektury:
BERLIN Christopher Isherwood "Pan Norris się przesiada"
Zaplanowałam następujące lektury:
BERLIN Christopher Isherwood "Pan Norris się przesiada"
BOMBAJ Salman Rushdie "Ostatnie westchnienie Maura"
KABUL Khaled Hosseini "Chłopiec z latawcem"
LIZBONA: Antonio Molina Munoz "Zima w Lizbonie"
BERLIN Erica Fischer "Aimee i Jaguar"
MOSKWA Michaił Bułhakow "Mistrz i Małgorzata"
OSLO Per Petterson "In the wake"
Wszystkie powyższe przeczytałam, dodatkowo sięgając po 3 kolejne książki:
KABUL Khaled Hosseini "Thousand splendid suns"
WIEDEŃ Radek Knapp "Lekcje pana Kuki"
BERLIN Sven Regener "Pan Lehmann".
Mój bilans nie jest jednoznacznie pozytywny, gdyż sporo książek mnie rozczarowało. Przede wszystkim Rushdie, czego dotąd nie mogę przeboleć. Nie wykluczam, że kiedyś sięgnę po inną pozycję tego autora. Nie zachwycił mnie również Per Petterson ani Sven Regener. Nie porwała mnie także proza Moliny Munoza. Najbardziej podobała mi się chyba druga książka Hosseiniego oraz lekka powieść Knappa. Mimo to nie żałuję, że wzięłam udział w wyzwaniu - poznałam kilku nowych pisarzy, wiele nowych autorów, głównie dzięki recenzjom innych uczestników. Myślę, że wyzwanie będzie dla mnie stanowić inspirację czytelniczą jeszcze przed długi czas. Chciałabym odwiedzić jeszcze wiele, nieznanych mi miast. Dzięki wyzwaniu zaprzyjaźniłam się również z biblioteką:) Jest tylko jeden minus, opuściłam się w czytaniu książek z mojego stosu.
Padmo, dziękuję za organizację, współuczestniczkom dziękuję za recenzje i komentarze. Mam nadzieję, że na kolejne wyzwanie zostanie wybrana moja propozycja:)
Wszystkie powyższe przeczytałam, dodatkowo sięgając po 3 kolejne książki:
KABUL Khaled Hosseini "Thousand splendid suns"
WIEDEŃ Radek Knapp "Lekcje pana Kuki"
BERLIN Sven Regener "Pan Lehmann".
Mój bilans nie jest jednoznacznie pozytywny, gdyż sporo książek mnie rozczarowało. Przede wszystkim Rushdie, czego dotąd nie mogę przeboleć. Nie wykluczam, że kiedyś sięgnę po inną pozycję tego autora. Nie zachwycił mnie również Per Petterson ani Sven Regener. Nie porwała mnie także proza Moliny Munoza. Najbardziej podobała mi się chyba druga książka Hosseiniego oraz lekka powieść Knappa. Mimo to nie żałuję, że wzięłam udział w wyzwaniu - poznałam kilku nowych pisarzy, wiele nowych autorów, głównie dzięki recenzjom innych uczestników. Myślę, że wyzwanie będzie dla mnie stanowić inspirację czytelniczą jeszcze przed długi czas. Chciałabym odwiedzić jeszcze wiele, nieznanych mi miast. Dzięki wyzwaniu zaprzyjaźniłam się również z biblioteką:) Jest tylko jeden minus, opuściłam się w czytaniu książek z mojego stosu.
Padmo, dziękuję za organizację, współuczestniczkom dziękuję za recenzje i komentarze. Mam nadzieję, że na kolejne wyzwanie zostanie wybrana moja propozycja:)
sobota, 25 października 2008
"Poisson d'or" J.M.G. Le Clézio
Gdy zobaczyłam w księgarni przecenioną ksążkę Le Clézio, od razu ja kupiłam - koniecznie chciałam poznać tego zupełnie mi nieznanego Noblistę. Zaczęłam czytać wczoraj późnym wieczorem i nie mogłam się oderwać. Powieść kompletnie mnie wciągnęła.
Autor opowiada historię afrykańskiej dziewczynki, która w wieku około sześciu lat zostaje ukradziona. Wrzucona do worka i wywieziona z rodzinnych stron. Dziewczynka nie pamięta domu, rodziców ani własnego imienia. Gdy zostaje kupiona przez Lallę Asamę, starszą panią, otrzymuje imię Laila. Jej opiekunka staje się dla niej babcią, Laila kocha ją i nie opuszcza jej ani na krok. Pewnego dnia jednak Lalla Asama umiera i dziewczynka wpada w ręce nieprzyjaźnie do niej nastawionej synowej. Laila ucieka z domu synowej i tuła się od jednego miejsca do drugiego: nie znając świata ani norm w nim panujących naiwnie ufa życzliwym jej osobom. Wiele miesięcy spędza wśród prostytutek, które traktują ją jak maskotkę, później mieszka z dwoma z nich w małej chatce na drugim brzeu rzeki, aż w końcu nielegalnie wyjeżdża do Francji. W Paryżu poznaje wielu nielegalnych imigrantów z różnych zakątków świata. Laila nie potrafi sama sterować swoim życiem, przechodzi z rąk do rąk, zaczepia się tam, gdzie spotka życzliwą jej osobę. Często jest wykorzystywana psychicznie, a także seksualnie. Sama czuje się uwięziona w sieci, jak ryba. Pragnie się z niej uwolnić, ale wciąż zależna jest od innych osób - legalnie przebywających we Francji, dających jej pracę, jedzenie, umożliwiających jej naukę. Brak korzeni, brak znajomości rodziców, miejsca, gdzie się urodziła wciąż daje jej poczucie zawieszenia, braku przynależności, samotności, dezorientacji. Ukojenie znajduje tylko w muzyce, która pozwala jej zapomnieć o otaczającym ją świecie i umożliwia spojrzenie wgłąb siebie, zatopienie się we własnym jestestwie.
Autor opisuje również emigrantów z Antyli, Cyganów, którzy przybli z Rumunii, indiańskich i meksykańskich emigrantów w USA. Potrafi wskazać różnice między nimi, podkreślając jednak podobieństwo ich losów.
Tematyka poruszana przez Le Clézio bardzo mnie interesuje i skłania do przemyśleń nad tożsamością, losami emigrantów, sposobem ich integracji w nowej ojczyźnie. Czytając tę powieść dopiero uświadomiłam sobie jak istotna jest świadomość własnych korzeni. Zachwycona jestem stylem autora. Na pozór niezbyt spektakularne zdania wciągają, poruszają, pozwalają bardzo plastycznie wyobrazić sobie ulice Rabatu czy Paryża. Le Clézio nie skąpi opisów, nie pozostawiając równocześnie u czytelnika poczucia dłużyzn. Z ogromną fascynacją pochłaniałam kolejną linijkę książki, pędząc ku końcowi tej w sumie dość krótkiej powieści. Jestem zachwycona tą książką i w poniedziałek popędzę do księgarni sprawdzić czy druga przeceniona pozycja tego autora jeszcze tam jest:)
Jean-Marie Gustave Le Clézio, Fisch aus Gold, tł. Uli Wittmann, 254 str., Kiepenheuer & Witsch Köln 2003
Autor opisuje również emigrantów z Antyli, Cyganów, którzy przybli z Rumunii, indiańskich i meksykańskich emigrantów w USA. Potrafi wskazać różnice między nimi, podkreślając jednak podobieństwo ich losów.
Tematyka poruszana przez Le Clézio bardzo mnie interesuje i skłania do przemyśleń nad tożsamością, losami emigrantów, sposobem ich integracji w nowej ojczyźnie. Czytając tę powieść dopiero uświadomiłam sobie jak istotna jest świadomość własnych korzeni. Zachwycona jestem stylem autora. Na pozór niezbyt spektakularne zdania wciągają, poruszają, pozwalają bardzo plastycznie wyobrazić sobie ulice Rabatu czy Paryża. Le Clézio nie skąpi opisów, nie pozostawiając równocześnie u czytelnika poczucia dłużyzn. Z ogromną fascynacją pochłaniałam kolejną linijkę książki, pędząc ku końcowi tej w sumie dość krótkiej powieści. Jestem zachwycona tą książką i w poniedziałek popędzę do księgarni sprawdzić czy druga przeceniona pozycja tego autora jeszcze tam jest:)
Jean-Marie Gustave Le Clézio, Fisch aus Gold, tł. Uli Wittmann, 254 str., Kiepenheuer & Witsch Köln 2003
piątek, 24 października 2008
"Englar alheimsins" Einar Már Guðmundsson
Wróciłam do literatury islandzkiej i sięgnęłam po powieść Einara Mára. To moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Muszę przyznać, iż bardzo poetyckie. To powieść z wątkami autobiograficznymi, poświęcona bratowi pisarza, który był psychicznie chory. Główny bohater książki, Páll opowiada historię swojego życia. Dzieciństwo spędza w jednej z dzielnic Reykjavíku, gdzie jego rodzina miszka w suterenie. W zabawach Pálla i jego kolegów sporą rolę odgrywa zakład dla osób psychicznie chorych Kleppur. Chłopiec nie podejrzewa, że kiedyś się w nim znajdzie. Jego ścieżka do choroby rozpoczyna się w liceum wraz z uporczymi bólami głowy. Páll rozpoczyna studia w akademii sztuk pięknych i nieuchronnie zbliża się do Kleppur, identyfikując się z Gauguinem i Van Goghiem. Chory opowiada o swoich uczuciach, opisuje innych pacjentów oraz próby podjęcia nowego życia, wśród zdrowych osób. Guðmundsson przelata fragmenty bardzo poetyckie z krótkimi zdaniami, opisującymi życie bohatera. Autor stawia wiele pytań, szuka granicy między normalnością i szaleństwem, próbuje pokazać czytelnikowi jak jest cienka. Równocześnie opisuje stolicę Islandii, jej ulice i dzielnice oraz ich mieszkańców. To ciekawa lektura skłaniająca czytelnika do dalszych rozważań.
Einar Már Guðmundsson, Engel des Universums, tł. Angelika Gundlach, 222 str., btb Berlin 2000
Einar Már Guðmundsson, Engel des Universums, tł. Angelika Gundlach, 222 str., btb Berlin 2000
czwartek, 23 października 2008
"Upiory spacerują nad Wartą" Ryszard Ćwirlej
Pochorowałam się - leżę w łóżku i na zmianę śpię i czytam. Dziś połknęłam powyższą pozycję.
To polski kryminał, którego akcja dzieje się w Poznaniu w połowie lat osiemdziesiątych. Poznański pener przypadkiem odnajduje nad Wartą ciało kobiety z odrąbaną głową. Równocześnie szyper jednej z barek znajduje w wodzie głowę kobiety, która jednak nie pasuje do wcześniej znalezionego ciała. Dochodzenie prowadzą milicjanci z komendy wojewódzkiej.
Ale to nie tylko kryminał. To ilustracja polskiego świata lat osiemdziesiątych z kartkami, cinkciarzami, z etykietami zastępczymi na oranżadzie, pustymi sklepami, peweksami i załatwianiem wszystkiego na lewo. Ćwirlej bardzo wiernie opisuje ówczesne realia, nie skąpiąc detali, często wyjaśniając niektóre fakty czytelnikowi. Ten zabieg odbierałam jak zamierzony ukłon w kierunku młodych czytelników, nie pamiętających tamtych czasów, mnie raczej irytujący, bo przebrzmiewający tonem jak z podręcznika historii.
"Milicjant podał mu zapalniczkę, reklamówkę Marlboro, zachodnią jednorazówkę z dorobionym zaworkiem do ponownego napełniania. Takie zapalniczki w NRF-ie rozdawano za darmo. U nas były dobrem szczególnie pożądanym. Na bazarach kupowało się je za kilkadziesiąt złotych, w zależności od atrtakcyjności nadruku."
Użycie czasu przeszłego i zaimka "nas" najbardziej mnie w tych fragmentach denerwowało. Odnosiłam wrażenie jakby autor dystansował się od swojej książki. Chętnie jednak przymknęłam na to oko wspominając audycje radiowe, muzykę, wygląd mieszkań i stroje tamtych czasów. Ćwirlej zadbał o każdy szczegół, co wprowadziło mnie w niemal melancholijny nastrój i przypomniało mi niebieskie zeszyty z kryminałami oraz książki Joe Alexa. Czy ktoś je jeszcze pamięta? Przypomniały mi się młynki do kawy, syfony, prohibicja do 13:00.... A propos prohibicji, bohaterowie powieści ciągle piją - piwo, wino, a przede wszystkim wódkę. Przera żające ilości alkoholu płyną na stronach powieści. Zastanawiam się czy tak naprawdę było? Ja tego nie pamiętam, ale też nie miałam kontaktów ze środowiskami milicyjnymi.
A samo śledztwo? Też ciekawe, czasem bardziej przewidywalne, ale mnie akurat trzymało w napięciu. Gdy w końcu dowiedziałam się, kto jest mordercą, zauważyłam wiele zabiegów Ćwirleja, które wcześniej nie rzuciły mi się w oczy. Moge sobie wyobrazić, że wytrawni czytelnicy kryminałów wcześniej niż ja odkryją zabójcę.
Warto jeszcze wspomnieć Poznań - Ćwirlej szczegółowo opisuje budynki i ulice używając poznańskiej gwary. Myślę, że dla osób znających Poznań to dodatkowy atut książki.
Ciekawa jestem jak rozwine się pisarstwo Ćwirleja.
Ryszard Ćwirlej, Upiory spacerują nad Wartą, 281 str., Replika, Zakrzewo 2007
Ale to nie tylko kryminał. To ilustracja polskiego świata lat osiemdziesiątych z kartkami, cinkciarzami, z etykietami zastępczymi na oranżadzie, pustymi sklepami, peweksami i załatwianiem wszystkiego na lewo. Ćwirlej bardzo wiernie opisuje ówczesne realia, nie skąpiąc detali, często wyjaśniając niektóre fakty czytelnikowi. Ten zabieg odbierałam jak zamierzony ukłon w kierunku młodych czytelników, nie pamiętających tamtych czasów, mnie raczej irytujący, bo przebrzmiewający tonem jak z podręcznika historii.
"Milicjant podał mu zapalniczkę, reklamówkę Marlboro, zachodnią jednorazówkę z dorobionym zaworkiem do ponownego napełniania. Takie zapalniczki w NRF-ie rozdawano za darmo. U nas były dobrem szczególnie pożądanym. Na bazarach kupowało się je za kilkadziesiąt złotych, w zależności od atrtakcyjności nadruku."
Użycie czasu przeszłego i zaimka "nas" najbardziej mnie w tych fragmentach denerwowało. Odnosiłam wrażenie jakby autor dystansował się od swojej książki. Chętnie jednak przymknęłam na to oko wspominając audycje radiowe, muzykę, wygląd mieszkań i stroje tamtych czasów. Ćwirlej zadbał o każdy szczegół, co wprowadziło mnie w niemal melancholijny nastrój i przypomniało mi niebieskie zeszyty z kryminałami oraz książki Joe Alexa. Czy ktoś je jeszcze pamięta? Przypomniały mi się młynki do kawy, syfony, prohibicja do 13:00.... A propos prohibicji, bohaterowie powieści ciągle piją - piwo, wino, a przede wszystkim wódkę. Przera żające ilości alkoholu płyną na stronach powieści. Zastanawiam się czy tak naprawdę było? Ja tego nie pamiętam, ale też nie miałam kontaktów ze środowiskami milicyjnymi.
A samo śledztwo? Też ciekawe, czasem bardziej przewidywalne, ale mnie akurat trzymało w napięciu. Gdy w końcu dowiedziałam się, kto jest mordercą, zauważyłam wiele zabiegów Ćwirleja, które wcześniej nie rzuciły mi się w oczy. Moge sobie wyobrazić, że wytrawni czytelnicy kryminałów wcześniej niż ja odkryją zabójcę.
Warto jeszcze wspomnieć Poznań - Ćwirlej szczegółowo opisuje budynki i ulice używając poznańskiej gwary. Myślę, że dla osób znających Poznań to dodatkowy atut książki.
Ciekawa jestem jak rozwine się pisarstwo Ćwirleja.
Ryszard Ćwirlej, Upiory spacerują nad Wartą, 281 str., Replika, Zakrzewo 2007
"Mistrz i Małgorzata" Michaił Bułhakow
To moja ostatnia wyznaniowa lektura. Tę książkę czytałam już w liceum, wiele lat temu i postanowiłam odświeżyć lekturę. Poza mglistym wspomnieniem szatana i kota nie pamiętałam z lektury nic. Zupełnie nic. Sądziłam, że podczas czytania nadejdzie olśnienie, ale nie. Nadal pustka. Wiedziałam tylko, iż wtedy powieść bardzo mi się podobała.
Bułhakow splata w swojej książce kilka wątków. Do Moskwy lat trzydziestych ubiegłego wieku zawitał szatan wraz ze swoją świtą. Jako Voland, mistrz czarnej magii, sieje zamęt w całym mieście, a głównie w jego literackim i kulturalnym światku. Kulminacją jego działań jest występ w moskiewskim Variete. Równocześnie wplata Bułhakow swoją wersję ostatniego dnia Jezusa, napisaną z perspektywy Piłata. Powieść taką napisał tytułowy Mistrz, ukochany Małgorzaty. Szatan zawitał w Moskwie by wydać tradycyjny bal, odbywający się zawsze w noc pełni, 14 nisan. Królową balu zostaje zawsze kobieta o imieniu Małgorzata, która w zamian może prosić szatana o spełnienie jej życzenia. Małgorzata prosi o odnalezienie jej ukochanego Mistrza.
Bardzo dobrze czytało mi się tą powieść - piękny język, błyskotliwe opisy, bogactwo charakterów i nietypowa tematyka z pewnością wciągają. Jednak znów mam pewien niedosyt. Zabrakło mi zachwytu absolutnego, słabo przemawia do mnie symbolika powieści, z pewnością bogata. Nie brak tu satyry ówczesnego społeczeństwa sowieckiego, nie brak mistyki, wielu odniesień literackich a nawet wątku kryminalnego - to praktycznie kopalnia znaczeń, symboli i smaczków. Ja jakoś nie odczuwałam ochoty na odkyrwanie ich wszystkich, ale z miłą chęcią przeczytałabym dobrą interpretację powieści Bułhakowa. Przekonana jestem, że nie odkryłam nawet połowy z nich. Mimo to zadowolona jestem, że jeszcze raz (co mi się rzadko zdarza) sięgnęłam po tę książkę.
P.S. Trafiłam na ciekawą stronkę o tej powieści.
Michail Bulgakow, Der Meister und Margarita, tł. Thomas Reschke, 503 str., Deutscher Taschenbuch Verlag 2001.
Bardzo dobrze czytało mi się tą powieść - piękny język, błyskotliwe opisy, bogactwo charakterów i nietypowa tematyka z pewnością wciągają. Jednak znów mam pewien niedosyt. Zabrakło mi zachwytu absolutnego, słabo przemawia do mnie symbolika powieści, z pewnością bogata. Nie brak tu satyry ówczesnego społeczeństwa sowieckiego, nie brak mistyki, wielu odniesień literackich a nawet wątku kryminalnego - to praktycznie kopalnia znaczeń, symboli i smaczków. Ja jakoś nie odczuwałam ochoty na odkyrwanie ich wszystkich, ale z miłą chęcią przeczytałabym dobrą interpretację powieści Bułhakowa. Przekonana jestem, że nie odkryłam nawet połowy z nich. Mimo to zadowolona jestem, że jeszcze raz (co mi się rzadko zdarza) sięgnęłam po tę książkę.
P.S. Trafiłam na ciekawą stronkę o tej powieści.
Michail Bulgakow, Der Meister und Margarita, tł. Thomas Reschke, 503 str., Deutscher Taschenbuch Verlag 2001.
"Die Juden" Gotthold Ephraim Lessing
Bardzo lubię dramaty Lessinga, jednak nie czytałam jeszcze wszystkich. "Die Juden" wybrałam, jak to zazwyczaj u mnie z dramtami bywa, ze względu na planowane wyjście do teatru. To króciutki dramat opisujący napaść zbójecką na barona. Baron zostaje uratowany z rąk zbójców przez przypadkowo przejeżdżającego podróżnego. Ocalony baron jest tak wdzięczny swemu wybawcy, że zaprasza go do spędzenia kilku dni w jego domu. Podróżny spotyka tam wójta, który będąc jednym ze zbójów, wypytuje gościa o okoliczności uratowania barona, sugerując, iż sprawcami napadu byli Żydzi. Wszyscy bohaterowie dramatu są pełni uprzedzeń i wręcz nienawiści wobec Żydów właśnie. Nie trudno się domyśleć, że nieznany podróżny właśnie jest Żydem. Lessing pozwala podróżnemu rozwiązać zagadkę napadu i zdemaskować wójta i jego kompana, a w końcu ujawnić swoje pochodzenie, ku zdumieniu i zawstydzeniu pozostałych. Ta krótka sztuka nie dosięga kunsztu innych, późniejszych dramatów i komedii Lessinga, ale jej tematyka wciąż jest bardzo aktualna. Zdumiewającym wręcz jest, że przez tyle wieków nie zmieniły się poglądy wielu ludzi. Dziś zobaczyłam inscenizację tej sztuki w Berliner Ensamble, którą niebawem opiszę tu.
Gotthold Ephraim Lessing, Dramen, tu: Die Juden, 38 str., insel taschenbuch 1984.
Gotthold Ephraim Lessing, Dramen, tu: Die Juden, 38 str., insel taschenbuch 1984.
sobota, 18 października 2008
Zwyczaje czytelnicze - podaję pałeczkę
Myślę, że fajnie byłoby przenieść na polskie blogi miły zwyczaj, który panuje na niemieckich blogach literackich. Pierwsza osoba zadaje kilka pytań lub wymyśla zadanie, odpowiada na nie i przekazuje pałeczkę wybranym blogowiczom.
1. O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Czytam praktycznie ciągle i zawsze. Zaczynam od razu przy śniadaniu kilkoma stronniczkami. W ciągu dnia czasu nie mam, ale czasem uda się mi przeczytać choć kilka stron. Niestety odkąd pracuję czas na czytanie przesunął się na wieczór. Niestety nie korzystam z komunikacji miejskiej, która dla mnie jest idelanym miejscem do czytania. Czasem uda mi się trochę poczytać, gdy bawię się z córką. Książka strategicznie ułożona obok, otwarta na odpowiedniej stronie:) Gdyby nie istniały komputery, czytałabym pewnie całe wieczory, a tak zostaje mi tylko chwila przed zaśnięciem. Zdecydowanie najbardziej owocne są wizyty u lekarza - wtedy mogę czytać bez wyrzutów sumienia:)
2. Gdzie czytasz?
Najczęściej w łóżku, czasem w wannie, na podłodze - praktycznie mogę czytać wszędzie.
3. Jeśli czytasz (na leżąco) w łóżku, to czytasz najchętniej na plecach czy na brzuchu?
Najczęsciej czytam na półleżąco, podparta poduchami, ale też bywa na brzuchu. Zdarzało mi się już czytać leżąc na brzuchu, gdy książka leżała na podłodze.
4. Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Beletrystykę, klasykę, sprawozdania z podróży, kryminały, fantasy, powieści historyczne - niemal wszystko.
5. Jaką książkę ostatni kupiłaś/-eś?
Kupiłam dwie - "Pana Lehmann" Svena Regenera oraz "Das Buch der Toten" Jonathana Kellermana.
6. Co czytałaś/-eś ostatnio?
"Tausend strahlende Sonnen" Khaleda Hosseini
7. Co czytasz aktualnie?
"Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa.
8. Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi? Jeśli używasz zakładek, to jakie one są?
Zakładek, li tylko. Ostatnio sporo dostałam, używam też zakładek dodawanych do książek.
9. Co sądzisz o książkach do słuchania?
Niewiele. Nigdy z nich nie korzystałam ale mocno podejrzewam, że by mnie nie zachwyciły. Na pewno byłyby ciekawą alternatywą do samochodu, bo mam już alergię na reklamy w radio.
10. Co sądzisz o ebookach?
Również niewiele. Nie wyobraźam sobie porzucenia książek na ich rzecz. Warto by przemyśleć tę opcję w ramach wyjazdu, gdy nie ma miejsca na zabranie wielu książek. Nie sądzę jednak, że sprawiałoby mi przyjemność czytanie książek na ekranie.
Pałeczkę przekazuję Zosikowi oraz prowincjonalnej nauczycielce, przejmiecie?:)
1. O jakiej porze dnia czytasz najchętniej?
Czytam praktycznie ciągle i zawsze. Zaczynam od razu przy śniadaniu kilkoma stronniczkami. W ciągu dnia czasu nie mam, ale czasem uda się mi przeczytać choć kilka stron. Niestety odkąd pracuję czas na czytanie przesunął się na wieczór. Niestety nie korzystam z komunikacji miejskiej, która dla mnie jest idelanym miejscem do czytania. Czasem uda mi się trochę poczytać, gdy bawię się z córką. Książka strategicznie ułożona obok, otwarta na odpowiedniej stronie:) Gdyby nie istniały komputery, czytałabym pewnie całe wieczory, a tak zostaje mi tylko chwila przed zaśnięciem. Zdecydowanie najbardziej owocne są wizyty u lekarza - wtedy mogę czytać bez wyrzutów sumienia:)
2. Gdzie czytasz?
Najczęściej w łóżku, czasem w wannie, na podłodze - praktycznie mogę czytać wszędzie.
3. Jeśli czytasz (na leżąco) w łóżku, to czytasz najchętniej na plecach czy na brzuchu?
Najczęsciej czytam na półleżąco, podparta poduchami, ale też bywa na brzuchu. Zdarzało mi się już czytać leżąc na brzuchu, gdy książka leżała na podłodze.
4. Jaki rodzaj książek czytasz najchętniej?
Beletrystykę, klasykę, sprawozdania z podróży, kryminały, fantasy, powieści historyczne - niemal wszystko.
5. Jaką książkę ostatni kupiłaś/-eś?
Kupiłam dwie - "Pana Lehmann" Svena Regenera oraz "Das Buch der Toten" Jonathana Kellermana.
6. Co czytałaś/-eś ostatnio?
"Tausend strahlende Sonnen" Khaleda Hosseini
7. Co czytasz aktualnie?
"Mistrza i Małgorzatę" Bułhakowa.
8. Używasz zakładek czy zaginasz ośle rogi? Jeśli używasz zakładek, to jakie one są?
Zakładek, li tylko. Ostatnio sporo dostałam, używam też zakładek dodawanych do książek.
9. Co sądzisz o książkach do słuchania?
Niewiele. Nigdy z nich nie korzystałam ale mocno podejrzewam, że by mnie nie zachwyciły. Na pewno byłyby ciekawą alternatywą do samochodu, bo mam już alergię na reklamy w radio.
10. Co sądzisz o ebookach?
Również niewiele. Nie wyobraźam sobie porzucenia książek na ich rzecz. Warto by przemyśleć tę opcję w ramach wyjazdu, gdy nie ma miejsca na zabranie wielu książek. Nie sądzę jednak, że sprawiałoby mi przyjemność czytanie książek na ekranie.
Pałeczkę przekazuję Zosikowi oraz prowincjonalnej nauczycielce, przejmiecie?:)
poniedziałek, 13 października 2008
Uwe Tellkamp otrzymał Deutscher Buchpreis
Niemiecką nagrodę Deutscher Buchpreis otrzymał Uwe Tellkamp za swoją powieść "Der Turm", opowiadającą o mieszkańcach Drezna i ich mniejszym lub większym dopasowaniu do systemu późnego NRD. Informacje o finalistach po angielsku można znaleźć tu.
czwartek, 9 października 2008
"Tysiąc wspaniałych słońc" Khaled Hosseini
Khaled Hosseini dostał u mnie, po rozczarowaniu "Chłopcem z latawcem" kolejną szansę. Głównie z tego powodu, iż akurat koleżanka miała tę książkę i mi ją pożyczyła. I za to jestem jej wdzięczna, bo ta pozycja podobała mi się znacznie bardziej. To właściwie lekka, mimo poważnej tematyki, lektura - książkę przeczytałam we dwa wieczory, głównie usypiając córkę. Tym razem chyba powinnam być jej wdzięczna, bo mogłam bez wyrzutów sumienia czytać i czytać.
Hosseini znów zabiera nas do Afganistanu, opowiadając życie dwóch kobiet. Pierwsza z nich, Mariam, jest dzieckiem z nieprawego łoża, co praktycznie piętnuje ją na całe życie. Jej matka jest pełna goryczy, której jednak nie udaje się jej przelać na córkę, kochającą bezwarunkowo swojego ojca. Nie chcę jednak zdradzić zbyt wiele z fabuły powieści. Gdy Mariam jest już mężatką od lat mieszkającą w Kabulu, "poznaje" w bardzo nietypowych okolicznościach Lailę, z którą ostrożnie się zaprzyjaźnia.
Hosseini bardzo barwnie, wartko i z dbałością o szczegół opisuje losy kobiet, ich codzienne życie, przemyślenia i obserwacje. Nie są to łatwe losy, pełno w nich przemocy, sponiewierania i pokory. Wiele miejsca autor poświęca szkicowaniu sytuacji politycznej w Afganistanie. Począwszy od monarchii, poprzez wkroczenie Rosjan, a skończywszy na wojnie domowej i panowaniu Talibów. Hosseini skrupulatnie opisuje poszczególne narody, żyjące w Afganistanie, przemiany polityczne oraz stosunek Afgańczyków do aktualnego rządu. Dla mnie to jeden z ciekawszych aspektów powieści, gdyż mimo ciągłej bytności tego kraju w mediach, brak mi podstaw afgańskiej historii. Sporo tej w powieści opisów Kabulu - miasta pełnego zapachów i ludzi, miasta pulsującego życiem, które powoli zamieniane jest w ruinę.
Trudno mi nazwać tę książkę literaturą wysokich losów - Hosseini jest dobrym rzemieślnikiem, wie jak napisać chwytliwą książkę, ale nie oceniam tego faktu negatywnie. Przeczytałam lub próbowałam ostatnio przeczytać książki z innej półki i wcale nie sprawiło mi to przyjemności, a Salman Rushdie wręcz mnie sfrustrował. Miałam ogromną ochotę na książkę, którą lekko się czyta i taką dostałam. W pierwszej powieści Hosseiniego nie podobały mi się "hollywoodzkie" triki oraz nagromadzenie nieszczęśliwych wydarzeń. Tutaj fabuła skontruowana jest tak, że przypadki, mające wpływ na losy bohaterów, nie rażą, są bardziej wiarygodne. Kilka razy natknęłam się znów na zdania w stylu: Złożyła podpis. Kolejny miała złożyć za 27 lat. Bardzo nie lubię takiego sugerowania czytelnikowi losów - odbieram je jako sztuczne budowanie napięcia. To właśnie raziło mnie w "Chłopcu z latawcem". Tutaj tych sformułowań było wyraźnie mniej. Zastanawiałam się czy Hosseini dojrzał pisarsko, czy może tematyka powieści jest dla mnie ciekawsza, czy może zadecydowały mniejsze oczekiwania z mojej strony? Tak, czy inaczej, książkę polecam, choćby tylko ze względów poznawczych.
Khaled Hosseini, Tausend strahlende Sonnen, tł. Michael Windgassen, 382 str., Bloomsbury Berlin 2007, ISBN 978-3-8270-0671-4
Hosseini bardzo barwnie, wartko i z dbałością o szczegół opisuje losy kobiet, ich codzienne życie, przemyślenia i obserwacje. Nie są to łatwe losy, pełno w nich przemocy, sponiewierania i pokory. Wiele miejsca autor poświęca szkicowaniu sytuacji politycznej w Afganistanie. Począwszy od monarchii, poprzez wkroczenie Rosjan, a skończywszy na wojnie domowej i panowaniu Talibów. Hosseini skrupulatnie opisuje poszczególne narody, żyjące w Afganistanie, przemiany polityczne oraz stosunek Afgańczyków do aktualnego rządu. Dla mnie to jeden z ciekawszych aspektów powieści, gdyż mimo ciągłej bytności tego kraju w mediach, brak mi podstaw afgańskiej historii. Sporo tej w powieści opisów Kabulu - miasta pełnego zapachów i ludzi, miasta pulsującego życiem, które powoli zamieniane jest w ruinę.
Trudno mi nazwać tę książkę literaturą wysokich losów - Hosseini jest dobrym rzemieślnikiem, wie jak napisać chwytliwą książkę, ale nie oceniam tego faktu negatywnie. Przeczytałam lub próbowałam ostatnio przeczytać książki z innej półki i wcale nie sprawiło mi to przyjemności, a Salman Rushdie wręcz mnie sfrustrował. Miałam ogromną ochotę na książkę, którą lekko się czyta i taką dostałam. W pierwszej powieści Hosseiniego nie podobały mi się "hollywoodzkie" triki oraz nagromadzenie nieszczęśliwych wydarzeń. Tutaj fabuła skontruowana jest tak, że przypadki, mające wpływ na losy bohaterów, nie rażą, są bardziej wiarygodne. Kilka razy natknęłam się znów na zdania w stylu: Złożyła podpis. Kolejny miała złożyć za 27 lat. Bardzo nie lubię takiego sugerowania czytelnikowi losów - odbieram je jako sztuczne budowanie napięcia. To właśnie raziło mnie w "Chłopcu z latawcem". Tutaj tych sformułowań było wyraźnie mniej. Zastanawiałam się czy Hosseini dojrzał pisarsko, czy może tematyka powieści jest dla mnie ciekawsza, czy może zadecydowały mniejsze oczekiwania z mojej strony? Tak, czy inaczej, książkę polecam, choćby tylko ze względów poznawczych.
Khaled Hosseini, Tausend strahlende Sonnen, tł. Michael Windgassen, 382 str., Bloomsbury Berlin 2007, ISBN 978-3-8270-0671-4
Jean-Marie Gustave Le Clézio otrzymał literacką Nagrodę Nobla
Muszę przyznać po raz pierwszy słyszę to nazwisko. Również ze zdumieniem przeczytałam, że to dopiero trzeci literacki Nobel dla Francji. Poprzednie otrzymali Gao Xingjian w 2000 r. oraz Claude Simon w 1985 roku. Na język polski zostały dotychczas przetłumaczone trzy książki świeżego Noblisty: "Protokół", "Pustynia" oraz "Onitsza". Postaram się w najbliższym czasie zapoznać z twórczościa Le Clézio.
Dziękuję Anonimowi za słuszną uwagę, iż noblistów francuskich było więcej - oczywiście! Niepotrzebnie dałam się zwieść angielskiej Wikipedii. Uzupełniam więc jeszcze o te nazwiska: Frédéric Mistral (1904), Romain Rolland (1915), Anatole France (1921), Henri Bergson (1927), Roger Martin du Gard (1927), André Gide (1947), Fran
Dziękuję Anonimowi za słuszną uwagę, iż noblistów francuskich było więcej - oczywiście! Niepotrzebnie dałam się zwieść angielskiej Wikipedii. Uzupełniam więc jeszcze o te nazwiska: Frédéric Mistral (1904), Romain Rolland (1915), Anatole France (1921), Henri Bergson (1927), Roger Martin du Gard (1927), André Gide (1947), Fran
niedziela, 5 października 2008
"Zima w Lizbonie" Antonio Munoz Molina
Narrator powieści spotyka w Mardycie w jednej z knajpek dawnego znajomego - Santiago Biralbo - pianistę jazzowego. Boralbo gra w podrzędnym lokalu poz zmienionym nazwiskiem. W ciągu wielu, zakraianych bourbonem nocy, Biralbo opowiada swoją historię. Te morczne zwierzenia obracają sie wokół jego miłości do Lucrecii. Miłości praktycznie bez wyjścia, gdyż Lucrecia była mężatką. Jej mąż to podejrzany typ interesujący się sztuką i chorobliwie zazdrosny. Podczas wielu nocy narrator dowiaduje się dlaczego Biralbo zmienił nazwisko, czemu się ukrywa, czemu stale ma przy sobie broń i podejrzliwie spogląda przez okno. Opowieść pianisty przesiąknięta jest mroczną atmosferą, czytelnik wręcz słyszy muzykę. Oczywiście jest to jazz, a zwłascza kawałki napisane przez Biralbo "Lisboa" i "Burma". Wiele stron zajmują opisy atmosfery, nastrojów, muzyki, uczuć - akcja wtedy toczy się niespiesznie, ustępując miejsca melancholii. Skąd jednak w tytule Lizobna, skoro akcja toczy się głównie w San Sebastian i Madrycie? Lizoba to miasto marzeń Lucercii, to miejsce, które wręcz symbolizuje miłość jej i Biralbo. Do samej Lizobny dotrzemy jednak dopiero na 166 stronie książki. To zimowe, melancholijne miasto. Fizycznie nie odgrywa wielkiej roli, ważniejszy jest wyżej wspomniany utwór Biralbo właśnie tak zatytułowany. Narrator słucha go wiele, wiele razy. Książkę przeczytałam dość szybko, ale nie mogę powiedzieć, żeby mnie zachwyciła. To z pewnością wyśmienita powieść, bardzo poetycka, z własnym, niepowtarzalnym klimatem. Mnie jedak do końca nie ujęła.
Antonio Munoz Molina, Der Winter in Lissabon, tł. Heidrun Adler, rowohlt, 280 str., ISBN 3-498-04330-7
Antonio Munoz Molina, Der Winter in Lissabon, tł. Heidrun Adler, rowohlt, 280 str., ISBN 3-498-04330-7
Subskrybuj:
Posty (Atom)