piątek, 29 maja 2009

"Engin spor" Viktor Arnar Ingólfsson


Kolejny kryminał Viktora Arnara - w mooim odczuciu to jednak bardziej niemal saga rodzinna i dobry kawałek historii dwudziestowiecznej Islandii niż kryminał. Swoją opowieść oplata autor wokół wątku morderstwa Jacoba Kielera juniora - potomka znanej i szanowanej rodziny mieszczańskiej. Ciało Jacoba odnajduje jego gospodyni i w tym momencie rozpoczyna się zadziwiające śledztwo. Akcja powieści toczy się na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Pełna podziwu śledziłam drobiazgowe opisy ówczesnych metod śledczych - sposobu analizy odcisków palców i innych obiektów znalezionych w miejscu zbrodni. Jestem pełna podziwu wobec wiedzy autora. Rozdziały, dotyczące śledztwa przelatane są fragmentami dziennika, jaki przez całe swoje życie prowadził ojciec ofiary. Był on wybitnym inżynierem, którego pasją i idee fixe było wybudowanie na Islandii kolei. Dzięki zapiskom z dziennika poznajemy jego życie, walkę o realizcję marzeń, warunki życia w Isladnii, aktualne wydarzenia polityczne i ich odbiór a także życie codzienne. Akcja nabiera rumieńców gdy dowiadujemy się, iż Jacob Kieler senior czyli ojciec ofiary zginał w niemal identyczny sposób. Viktor Arnar również szczegółowo opisuje policjantów biorących udział w śledztwie - każdy z nich ma zupełnie inną osobowość i mam wrażenie, że można było poświęcić więcej czasu na jeszcze bliższe ich naszkicowanie. Dla miłośników Islandii piękne zapewne będą również opisy przyrody islandzkiej. Bardzo podobała mi się ta powieść i podziwiam autora za wiedzę i z pewnością drobiazgowe badania, które poprzedziły pisanie.

Viktor Arnar Ingólfsson, Haus ohne Spuren, tł. Coletta Bürling, 366 str., Lübbe.

wtorek, 26 maja 2009

"Afturelding" Viktor Arnar Ingólfsson


Miałam ochotę na coś lekkiego i przyjemnego więc przyniosłam sobie kilka islandzkich kryminałów. Zaczęłam od Viktora Arnara, którego "Rätsel von Flatey" (Zagadka wyspy Flatey) szalenie mi się swego czasu podobała. "Bevor der Morgen graut" to drugi kryminał tego autora - niestety nie pamiętam imienia policjanta, prowadzącego śledztwo w pierwszej książce ale mam wrażenie, że nie ma tu postaci łączącej obie powieści.
Tutaj mamy do czynienia z moderstwami osób polujących na gęsi - morderca osacza je wczesnym rankiem i urządza polowanie na myśliwych. Śledztwo prowadzi dwóch policjantów - oboje są na swój sposób ciekawi. Jeden z nich pochodzi z Wietnamu, a drugi został wychowany przez samotną matkę Niemkę. Rózni ich niemal wszystko - wygląd, sylwetka, zwyczaje, sposób bycia - mimo to tworzą zgrany zespół i świetnie się uzupełniają.

Viktor Arnar dość ciekawie szkicuje tło morderstw, postaci w nie uwikłane - ich pochodzenie, uwikłanie środowiskowe, problemy. Wszystko mocno osadzone w Islandii - czuć klimat, naturę, problemy. To akurat dla mnie bardzo istotny aspekt. Dość szybko zaczęłam podejrzewac, kto jest mordercą myśliwych, ale autor potrafił tak zagmatwać zagadkę, źe po pewnym czasie nie byłam pewna. Samo zakończenie wydaje się być dość pospieszne i momentami wręcz niewiarygodne ale nie ujęło to w moim przypadku ani krzty przyjemności czytania. Powieść połknęłam dosłownie w niecałe dwa dni. Zabieram się czym prędzej za trzeci kryminał Viktora Arnara.


Viktor Arnar Ingólfsson, Bevor der Morgen graut, tł. Coletta Bürling, 335 str., Lübbe.

niedziela, 24 maja 2009

"Skugga-Baldur" Sjón


Sjón jest tajemniczy, pisze pod pseudonimem wiersze, teksty piosenek, scenariusze i powieści. Powieści bardzo poetyckie. "Skugga-Baldur" to powieść skąpa w słowa, bardzo poetycka ale nie nudna! Nie przepadam za poetyckimi powieściami i dlatego nie zachwyciła mnie Steinunn ale Sjón jest po prostu świetny! Zbyt szybko przeczytałam tę książkę - śledziłam akcję i zagadkę Abby nie koncentrując się należycie na doborze słów, wyrafinowanych, poetyckich porównaniach i szkicu islandzkiej natury.
Co tak mnie wciągnęło? Historia pastora Baldura, który zatraca się w szaleńczej pogonii za lisicą przez pustkowia i góry, gdzie walczy o przeżycie zaskoczony przez groźną islandzką naturę. Zaciekawiła mnie historia Abby - dziewczyny odnalezionej na statku, który uległ katastrofie u wybrzeży Islandii. Abba jest upośledzona i okrutnie traktowana. Przypadkiem zostaje odnaleziona przez Friðrika Friðjónssona, który właśnie wrócił do Islandii po ukończonych w Danii studiach przyrodniczych. Co łączy Abbę i Baldura? Jaką rolę odgrywa tu natura i lisica? Odpowiedzi, a także szerokie pole do rozmyślań daje czytelnikowi autor. Mnie interesowały również opisy dziwiętnastowiecznej Islandii oraz warunków życia ówczesnych mieszkańców. Fascynująca lektura!!
P.S. Mam pytanie, do osób, które czytały powieść w polskim tłumaczeniu. Jakiego koloru jest lisica, którą próbuje ustrzelić Baldur? Jak przyjeśliście tytuł powieści? Czy tłumacz wyjaśnia znaczenie tego tytułu? I wreszcie kto przetłumaczył tę powieść na polski? Dziękuję z góry!

Sjón, Schattenfuchs, tł. Betty Wahl, 126 str., Fischer.

sobota, 23 maja 2009

Północ w ogrodzie dobra i zła" John Berendt


Od czasu do czasu należy poczytać w innych językach niż zazwyczaj - trafiło więc na Johna Berendta i jego bestseller. Rzecz dzieje się w Georgii w mieście Savannah. Nowojorski dziennikarz zafascynowany tym miastem, przeprowadza się tam i opisuje najprzeróżniejszych mieszkańców - poczynając od nieprzyzwoicie bogatego Jima Williamsa, poprzez czarnoskórą drug queen na właścicielu klubu muzycznego kończąc. Berendt opisuje błyskotliwie, przytaczając wiele anekdot i dykteryjek, przy okazji opisując szczegółowo miasto i życie w nim. Praktycznie cała pierwsza część powieści to zbiór charakterów z Savannah w roli głównej. Akcja przyspiesza gdy Williams zabija swojego współpracownika - niedojrzałego, uzależnionego od alkoholu furiata - Dannyego. Druga część książki to opisy procesów sądowych i działań Williamsa. Berendt nie porzuca jednak mieszkańców Savannah i stale informuje czytelnika o ich rozmowach, poczynaniach i ich stosunku do morderstwa. Z pewnością jest to błyskotliwa książka ale na pewno o wiele ciekawsza do osób, mających emcjonalny stosunek do Savannah - a przynajmniej do tych, którzy odwiedzili to miasto i znają słynny Mercer House (rezydencję Williamsa). Wprawdzei byłam w Georgii ale niestety nie w Savannah i niezliczone opisy po jakimś czasie mnie nużyły. Podejrzewam również, że gdybym czytała tę książkę w bliższym mi języku , bardziej bym ją doceniła. Niestety mimo że nie miałam problemów ze zrozumieniem, nie jestem w stanie ocenić stylu i narracji autora. Dla mnie to było li tylko ćwiczenie. Przerzucam się na razie na niemiecki;)

John Berendt, Midnight in the garden of good and evil, 386 str., Random House.

piątek, 22 maja 2009

"Filary ziemi" Ken Follet


Dałam sobie kilka dni oddechu ale nie ciągnie mnie zupełnie do powrotu do Folleta. Mnóstwo ciekawych lektur uśmiecha się do mnie s niebotycznego stosu, a Follet leży porzucony na podłodze obok biurka i nawet nie poszeptuje. Czas więc na parę słów i próbę podsumowania dlaczego właściwie nie? Bo zaczyna się nieźle - mamy kamieniarza, który wędruje przez średniowieczną Anglię w poszukiwaniu pracy. Prowadzi ze sobą rodzinę: dwoje dzieci i żonę w ciąży. Zbliża się zima, rodzina nie ma środków do życia i niestety marne widoki na pracę. Mamy klasztor i mnicha, który wychował się wśród murów klasztornych po tym jak zamordowano jego rodziców, mamy rozgrywki o władzę po śmierci króla. I co jeszcze? Mamy drobniutki druk, blisko 1200 stron i kilometrowe opisy. Opisy szczegółów, które ani nic nie wnoszą do akcji, ani nie dodają kolorytu powieści. Mamy długaśne retrospekcje, które równie rozwlekle wspominają losy nowo poznanych postaci. I nawet mimo tych tasiemców doczytałabym książkę, gdybym miała w perspektywie 300 może 400 stron, ale ten dalszy tysiąc mnie dosłownie przytłaczał. Ciągle zastanawiałam się czy redaktor w ogóle coś przyciął z oryginały, a jeśli tak to ile tysięcy stron opisów wyprodukował Follet i właściwie po co? Rozumiem, źe "Filary ziemi" to z załoźenia czytadło - ale jednak mam inne pojęcie o lekkich powieściach. Nie sądzę, źe mam ochotę poświęcać więcej czasu Folletowi, to juź wolę przeczytać dobry kryminał.


Ken Follet, Filary ziemi, tł. Gabriele Conrad, Till Lohmeyer, Christel Rost, 1165 str., Bastei Lübbe

poniedziałek, 18 maja 2009

Ratunku!

Czytam, a właściwie męczę "Filary ziemi" - przeczytałam 250 str. z blisko 1200. I nie wiem co zrobić - czarno widzę perspektywę czytania kolejnego niemal tysiąc stron tych nud. Zastanawiam się, co ludzie w tej książce widzą, że taka słynna i obdarzona ochami i achami? Czytaliście? Warto się dalej męczyć? Gdy czytam to jeszcze jakoś leci, mimo rozwlekłych opisów i retrospekcji, ale jak odłożę książkę, to leży i czeka na zlitowanie. W międzyczasie rozpoczęłam "Midnight in the garden od good and evil" Johna Berendta, choć nigdy nie czytam dwóch książek na raz. Co robić, co robić????

poniedziałek, 11 maja 2009

Podsumowanie wyzwania historycznego

Miałam ambitne plany, naprawdę chciałam przeczytać kilka książek historycznych, a niestety nie przeczytałam nic - ani jednej książki. Straciłam serce do wyzwania, mimo że trzy z zaplanowanych lektur mam w domu. Będą musiały, biedaczki, poczekać na lepsze czasy. Być może niebawem, bo będę miała duuuuużo więcej czasu na czytanie. Za to znacznie zredukowałam stosik najbliższy memu łóżku, co mnie bardzo cieszy:)

"Candy" Kevin Brooks

Nigdy nic nie słyszałam o Kevinie Brooksie, nie miałam pojęcia, że produkowane są zajawki nowych książek podobne do filmowych. Uświadomiło mnie wydawnictwo Media Rodzina, które właśnie wydaje podobno kultową książkę tegoż autora pt. "Candy". Zajawka wzbudziłą moją ciekawość, więc wrzucam link do filmiku i mam nadzieję niebawem zapoznać się z prozą Brooksa. A wy już Brooksa czytaliście?

niedziela, 10 maja 2009

"Lala" Jacek Dehnel


Przeczytałam, a właściwie niespiesznie wysmakowałam wspomnieniową książkę Jacka Dehnela. Nie jestem w stanie powiedzieć czy mi się podobała - są elementy, które mnie zachwyciły, ale brakuje mi czego ś, co uczyniło by tę książkę genialną. Sama tematyka jest bardzo bliska memu sercu - genealogią mojej rodziny zajmowałam się intensywnie i przez rozmowy z babcią próbowałam nadać życia suchym faktom.
Jacek Dehnel nie prowadzi wprawdzie badań genealogicznych ale notuje wspomnienia, przypowiastki i anegdoty babci. Babcia jego to kobieta zdumiewająca - energiczna, wyedukowana, zaskakująca. Babcia snuje swoje opowiadanai stale, rozpoczyna przy śniadaniu, przerywa, by skomentować rzeczywistość i kontynuuje w zupełnie innym miejscu. Chronologia dla nie jest - wraca, wspomina, odbiega, operuje mnóstwem nazwisk. Jacek stara się kontrolować ten potok wspomnień, nawraca babcię na "poprawną" drogę, notuje, uśmiecha się i cierpliwie wysłuchuje tej samej historii po raz enty. Właśnie te babcine wspominki czytałam wolno, odkładając raz po raz lekturę, wracając, ale też odczuwająć znużenie.
Za dużo ciekawszą część odbieram rozdziały, w których wnuk opisuje starzenie się babci - jej stopniową zapominalskość, plątanie faktów, złośliwe zachowania, aż wreszcie fizyczno ść, która zaczyna dominować czas spędzany z babcią. Babcia dziecinnieje, utrudnia opiekę nad sobą czyniąc z niej próbę nerwów dla córki czy wnuka. Ujął mnie sposób w jaki Dehnel to opisuje, zachowując takt ale nie upiększając niczego, ujęła mnie jego szczerość i odwaga w ukazaniu odchodzenia osoby kochanej. Mam wrażenie, że to temat poniekąd tabu, nieczęsto brany na warsztat pisarski, a już na pewno nie przez tak młodego pisarza.
Podoba mi się polszczyzna Dehnela ale trochę denerwowały mnie poetyckie dygresje, które niekoniecznie muszą być złe. Ja akurat takich poetyckich wtrętów nie lubię.
Mimo że nie stałam się fanką Dehnela po tej książce, ciekawa jestem jego "Balzakiany".

Jacek Dehnel, Lala, 403 str., W.A.B.