sobota, 31 grudnia 2022

"Śmierć jeździ audi" Kristian Bang Foss

 


Powieść Śmierć jeździ audi jest jak duńskie kino (przynajmniej to, które znam i lubię) - nieprzewidywalna, groteskowa, pełna komizmu sytuacyjnego, ale i nostalgii i zadumy.

Asger prowadzi życie niby udane, ale jednak nie całkiem. Że nie całkiem okazuje się, gdy traci pracę. Nagle to życie nie jest już takie fajne i lukę trzeba zalać piwem albo czymś mocniejszym. To znowuż nie ma najlepszego wpływu na związek Asgera. Gdy przewraca się na rowerze, na którym w foteliku wiózł pasierbicę, porzuca go żona. Teraz pozostaje mu już tylko alkohol i telewizor. I czarne albo żadne myśli. Gdy kończy się kasa, Asger zaczyna rozglądać się za pracą. W branży reklamowej nie ma już szans, więc chwyta się czegokolwiek, a tym czymkolwiek jest opieka nad Waldemarem.

Waldemar ma wszystkie choroby świata, wegetuje w małym mieszkaniu na przedmieściach, w dzielnicy o najgorszej z możliwych renom. Nie jest na tyle chory, by potrzebował opieki non-stop, ale potrzebuje kogoś do towarzystwa i do tzw. pilnowania. Bo może zasłabnąć, stracić oddech, nie dać rady dojść gdzieś lub wrócić. Asger początkowo nie odnajduje się w okolicy, wszystko jest dla niego nowe i nieznane, ale stopniowo między mężczyznami nawiązuje się nić porozumienia. I życie toczyłoby się pewnie swoim spokojnym torem, gdyby nie pomysł Waldemara. Postanowił wyjechać do Maroka, gdzie podobno żyje cudotwórca i uzdrowiciel. Asger początkowo sądzi, że Waldemar widzi w tej wyprawie ostatnią deskę ratunku dla swojego zdrowia, ale stopniowo okazuje się, że w wyjeździe będzie chodzić o coś zupełnie innego. 

Bang Foss stworzył powieść niekonwencjonalną, nie uniknął dłużyzn i słabszych fragmentów, ale to na pewno rzecz, która zapada w pamięć. To opowieść o przyjaźni, ale też o rozwoju, jaki przechodzą obaj mężczyźni. To droga fizyczna, ale i mentalna. Mnie urzekły komizm i groteska - nie przesadzone, ale na tyle obecne, że tworzą z tej powieści coś specyficznego.

Moja ocena: 4/6

Kristian Bang Foss, Śmierć jeździ audi, tł. Agata Lubowicka, czyt. Mikołaj Krawczyk, 236 str., Marpress 2022.

piątek, 30 grudnia 2022

"Poniemieckie" Karolina Kuszyk

 


Poniemieckie mnie interesuje, choć jako Górnoślązaczka nie miałam z nim do czynienia w taki sposób, jak mieszkańcy Dolnego Śląska. Nawet moje studia we Wrocławiu niespecjalnie przybliżyły mnie do tej tematyki, zresztą wtedy to nie był czas na takie rozmowy. Odkąd jednak zajęłam się pojęciem poczucia hajmatu i tożsamości w orbitę moich zainteresowań wsunęło się także poniemieckie. Zapewne także ze względu na historię mojej teściowej, która poniemieckie zostawić musiała. 

Mam wrażenie, że mam wiele wspólnego z Karoliną Kuszyk - formalnie (Wrocław, Berlin, niemiecki mąż) i w sferze zainteresowań, intuicji (patrz wyżej). Tę książkę zresztą kupiłam już dość dawno i nie wiedzieć czemu, tak długo czekała na lekturę. Przyznam od razu, że nie była to lektura szybka - spędziłam z tą książką kilka tygodni, nawet przerwałam ją na rzecz innych lektur, czego w zasadzie nigdy nie robię. Nie jestem przekonana, co spowodowało taki sposób czytania. Być może nierówność reportażu, być może nie każdy temat zainteresował mnie na tym samym poziomie, być może układ historii był dla mnie nie do końca zrozumiały i chaotyczny. Bo poza tym podobało mi się w tej książce wiele. Przede wszystkim nawiązania do wielu innych powieści, pamiętników, wypowiedzi - bardzo lubię takie osadzenie w kontekście, a nawet przypomniałam sobie, że moje pierwsze mentalne zajęcie się tematem poniemieckiego nastąpiło po lekturze "Dom dzienny, dom nocny" - jeszcze na studiach. Podobała mi się perspektywa - ludności napływowej, tych, którzy wychowali się wśród poniemieckiego i tych, którzy poniemieckie zostawili. Podobała mi się historia o porcelanie ze swastyką, o historii ucieczki Barbary, o rodzinie autorki, podobały rozmowy. Bolało serce i dusza, gdy czytałam o dewastacji, o bezmyślnym niszczeniu - uwielbiam artefakty przeszłości i pieczołowicie zbieram wszelakie rodzinne dokumenty, których jest zawsze za mało. Bolała brutalność historii, bezmyślność, powtarzalność. Całkiem nowy był dla mnie rozdział o malarstwie - nie miałam pojęcia o historii obrazów, które zdobiły niemieckie domy i cieszę się, że dowiedziałam się tyle nowego. Nie przeszkadzał mi wcale osobisty wymiar książki, co więcej był dla mnie wartością dodaną. 

Nie wiem więc wciąż, dlaczego zwlekałam w trakcie lektury. Być może nie był to najlepszy czas w moim życiu. Fajnie byłoby mieć tę książkę w papierze - zajrzeć do bibliografii, wrócić do któregoś z rozdziałów, czytać na wyrywki. Mimo wszystko, polecam, warto wiedzieć, warto poznawać.

Moja ocena: 4/6

Karolina Kuszyk, Poniemieckie, 464 str., Wydawnictwo Czarne 2019.

środa, 28 grudnia 2022

"Gdy gaśnie światło, przychodzą łzy" Fabiane Guimarães


 

Dwutorowa opowieść, której akcja rozgrywa się w sercu Brazylii. Cecilia jedzie do wioski, w której mieszkali jej rodzice, po tym jak otrzymała wiadomość o ich śmierci. Kobieta była ukochaną jedynaczką i równoczesna śmierć obojga rodziców ją zaskakuje, ale i powoduje u niej całą kaskadę mieszanych uczuć. Cecilia długo mieszkała w pobliżu rodziców, pracując jako weterynarka. Rzuciwszy jednak tę pracę, postanowiła przenieść się do Rio de Janeiro, by zacząć od nowa. Mimo że ojciec był poważnie chory, śmierć ją bardzo zaskakuje, zwłaszcza śmierć matki. Lekarz stwierdził zgon z przyczyn naturalnych, ale Cecilia mu nie dowierza, zwłaszcza że sąsiadka twierdzi, że w okolicach domu kręcił się kuzyn. Kuzyn, którego Cecilia nigdy nie miała. Kobieta jest bliska popadnięcia w paranoję i wtedy w domu zjawia się jeszcze ktoś - a jej dotychczasowe życie okazuje się być inne, niż sobie wyobrażała.

Równocześnie w stolicy Brazylii mieszka João, który jest weterynarzem. Jego praca polega głównie na usypianiu niechcianych zwierzaków i z pewnością nie przynosi mu satysfakcji. João jednak rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy, ponieważ samotnie wychowuje niepełnosprawnego syna i robi sobie nadzieje, że eksperymentalna terapia w Chinach pomoże uleczyć dziecko. Weterynarz wpada na coraz bardziej karkołomne, a przede wszystkim wątpliwe pomysły, jak zgromadzić pieniądze.

Ze zdumieniem zauważyłam na Lubimy czytać, że ta książka została zaklasyfikowana jako kryminał. Obawiam się, że to błąd, bo z tym gatunkiem ta powieść nic wspólnego nie ma. To nastrojowa opowieść o samotności, utracie, uwikłaniu. Guimarães porusza tu także ważne społecznie tematy - praca misjonarska, różnice klasowe, biedę wśród rdzennych mieszkańców, eutanazję zwierząt i ludzi. Brazylijka na niewielu stronach potrafi stworzyć atmosferę smutku, zagubienia, nostalgii, równocześnie poruszając tak szeroką paletę tematów. Dodatkowego smaku powieści dodaje brazylijski anturaż, ale nie ten stereotypowy, a właśnie ten nam mniej znany - małomiasteczkowy, z interioru i okolic Amazonki. 

Zaskoczyło mnie przygotowanie audiobooka - chyba pierwszy raz spotkałam się z tym, że lektor i lektorka autentycznie starali się poprawnie wymawiać imiona i nazwy własne i całkiem nieźle im to wyszło, a należy wziąć pod uwagę, że chodzi tu o brazylijską wersję portugalskiego. 

Moja ocena: 4,5/6

Fabiane Guimarães, Gdy gaśnie światło, przychodzą łzy, tł. Barbara Bardadyn, czyt. Magdalena Schejbal, Bartosz Głogowski, 162 str., Wydawnictwo Labreto 2022.

poniedziałek, 26 grudnia 2022

"W butach Valerii" Elísabet Benavent




Cztery przyjaciółki w hiszpańskim wielkim mieście - każda dobrze sytuowana, z interesującą pracą (menedżerki, tłumaczka, pisarka), można by powiedzieć ustawione w życiu, ale nie do końca. Carmen podkochuje się w koledze z pracy, ale nie bardzo wierzy w jego wzajemność, do tego ma ogromne problemy z szefem. Lola zalicza facetów po kolei, stawiając na szybki seks, Nerea natomiast jest dość konserwatywna, ułożona i właśnie wchodzi w nowy związek. Prowadząca narrację Valeria natomiast jest od sześciu lat mężatką i właśnie rzuciła pracę po tym, jak jej pierwsza powieść odniosła spektakularny sukces. Teraz pisze kolejną książkę, co zupełnie jej nie wychodzi, a do tego w jej małżeństwie nie dzieje się zbyt dobrze. Jej mąż Adrián jest fotografem jest wiecznie zmęczony, największym problemem jest dla Valerii jednak brak seksu. Kobieta nie potrafi rozwiązać tej kwestii, bo nie wpadła na taki pomysł, że można by z mężem pogadać, poznaje za to seksownego Víctora, który od razu przypadł jej do gustu.

Te niespełna czterysta stron poświęcone jest perypetiom tych przyjaciółek, które spędzają cały wolny czas na plotkowaniu, piciu, paleniu, jedzeniu i seksie. Wszystkie rozmowy kobiet (w wieku ok 28-30 lat) kręcą się wokół facetów i seksu. Nie ma ani jednej, dosłownie ani jednej rozmowy, w której chodziłoby o cokolwiek innego. Wszystkie piją na umór i dyskutują o wyglądzie facetów (płaskie brzuchy, twarde uda, wielkie wiadomo-co) lub o ubraniach (podkreślających figurę, uwypuklających krągłości, unoszących biust, do tego koniecznie niebotyczne szpilki). Jedynym innym zajęciem poza wyżej wymienionym, jakim oddają się bohaterki, są zakupy. 

Ta książka jest tak zła, tak głupia, że jako uwłaczające odczuwam opisywanie dlaczego. Obraz kobiet, jaki pokazuje tu Benavent jest tak stereotypowo słaby, że aż żenujący. Zresztą powyższy opis mówi chyba wszystko. Faceci oceniani są tylko po wyglądzie (nawet nieco odstający od standardu Borja), po długości penisa i możliwościach seksualnych. Pół książki zapełnione jest scenami seksu - a ten może mieć miejsce wszędzie (brama, sofa, prysznic, kuchnia, biurko), w każdej pozycji i może trwać randomowo długo i zawsze dostarcza co najmniej kilku orgazmów. Serdecznie współczuję tłumaczce tego wiekopomnego dzieła, bo wyobrażam sobie, że się potwornie namęczyła przy tłumaczeniu tej akrobatyki. 

Denerwujący był tez zabieg autorki, która wprawdzie uczyniła Valerię główną bohaterką i narratorką, ale co jakiś czas przeskakuje w perspektywę innych bohaterów - było to tak przypadkowe i mylące, że naprawdę nie wiem, czemu miała służyć ta maniera.

Pewnie zastanawiacie się, czemu w ogóle doczytałam tę książkę do końca. Klub książkowy ją wybrał, trzeba więc było się poświęcić. Odbieram ją jako eksperyment, wyjście poza moją strefę komfortu, który pokazał mi, jak durna może być tzw. literatura kobieca. Jako że już się poświęciłam i zmogłam to dzieło, radzę wam, żebyście sobie odpuścili/-ły.


Moja ocena: 1/6

Elísabet Benavent, W butach Valerii, tł. Barbara Bardadyn, 432 str., Wydawnictwo Kobiece 2020.

piątek, 23 grudnia 2022

"Polski SOR. Uwaga, będzie bolało" Yanek Świtała

 


Z wielką ostrożnością podchodzę do książek influencerów i blogerów,  a z jeszcze większą do tych, które, sądząc po tytule, mają pretensje do bazującego na własnych doświadczeniach reportażu. Książka Yanka Świtały, którego od dawna śledzę na Istagramie, ale nie na tyle intensywnie, by wiedzieć o tej publikacji, była jednak dla mnie świeża i bardzo konkretna.

Polski SOR to nie pitolenie o sobie i o tym, jak beznadziejna jest polska ochrona zdrowia, ale konkretny opis, przykłady, diagnoza i propozycje. Yanek opisuje swoją drogę do zawodu ratownika medycznego, ale bez nadmiernej prezentacji ego i koncentracji na własnych przeżyciach. Ta relacja służy pokazaniu, jak działa edukacja w tym sektorze, a kolejne rozdziały, jak działa lub nie działa cały system. Świtała opisuje, jak wygląda praca na SOR-ze i w pogotowiu, jak jest to zorganizowane ustawowo, jakie kompetencje i obowiązki ma ratownik/-czka, ale też pokazuje, jak to wygląda w praktyce, zawsze mając na uwadze perspektywę pacjenta/-ki. Wiele razy podkreśla, że poprzez działania w Internecie zrozumiał, że konflikty są prawie zawsze wynikiem niezrozumienia z obu stron - perspektywy ratowniczej i osoby chorej. Zresztą jego największą misją jest edukacja - nie tylko na temat działa systemu, ale samoświadomości, podstawowych zasad pomocy, rozsądnego podejścia do korzystania z pogotowia. Yanek czyni to w sposób bezpretensjonalny, dosadny, ale na luzie, bez spiny i mogę sobie wyobrazić, że to u wielu osób działa. Tak jak pewnie będzie jakaś grupa, której ten sposób bycia nie podejdzie. 

Ciekawym dodatkiem są opisy doświadczeń autora z działań na granicy polsko-białoruskiej i polsko-ukraińskiej. To książka bardzo aktualna, której autor nie boi się wypowiadać swoich opinii, stawia na szczerość, ale także przyznaje sobie samemu prawo do pomyłki. Bardzo pasuje mi takie podejście, tak jak i styl autora (na luzie, ale nie przesadnie dowcipny, osobisty, ale nie egocentryczny), więc nie mogę tej książce nic zarzucić. Co więcej, uważam, że powinna trafić w ręce jak największej liczby czytelniczek i czytelników.

Moja ocena: 5/6

Jan Świtała, Polski SOR. Uwaga, będzie bolało, czyt. Bartosz Głogowski, 288 str., Wydawnictwo Mando 2022.


czwartek, 22 grudnia 2022

"Wizyta" Katharina Volckmer


Książka jako monolog pacjentki, a może pacjenta? To może być dobre, a jeśli jeszcze ten monolog podszyty jest skandalem z Niemcami w tle, to musi być super. Cóż, czytałam te niespełna sto trzydzieści stron dobrych kilka dni, choć mogłam w dwie godziny. Pomijając warunki zewnętrzne, to proza Volckmer była wprawdzie magnesem, ale odwróconym tą stroną, która odpycha. I nie, nie zniesmaczyły mnie wynurzenia bohaterki, ani nawet mnie nie zszokowały, głównie raczej przytłoczyły. 

A o czym osoba opowiada doktorowi Seligmanowi? O wszystkim, o każdej myśli, która jej wpadnie do głowy. Zaczyna od swoich fantazji seksualnych z Hitlerem w roli głównej, leci przez niemieckie poczucie winy, swój związek z malarzem, który pokrywa jej ciało fioletową farbą, swoją płeć i niebinarność, zahacza o historię rodzinną i robi mnóstwo zakrętów do tematów mniej lub bardziej istotnych i ciekawych. Można pomyśleć, że problemem jest forma tej mini-powieści, ale mnie ona nie przeszkadzała. Raczej ta dość monotonna treść, która mnie nie zaciekawiła na tyle, by nie pozwolić mi odkładać lektury, choć akurat temat niemieckiej winy od dawna przewija się w moim otoczeniu. Obserwuję, jak trudno się z nim Niemcom uporać i na jak różne sposoby sobie z nim radzą. Volckmer pokazuje tu jeszcze inny chwyt - prześmiewczość, ironię, seksualizację, które mają ten problem oswoić. Znalazłam tu zresztą sporo ciekawych stwierdzeń na temat języka niemieckiego i Niemców, które na pewno na dłużej pozostaną w pamięci. 

Sporo zaletą tej narracji jest wyżej wspomniana ironia, a nawet autoironia, sarkazm - wiele razy podczas lektury się uśmiechnęłam i pewnie dlatego też tę książkę doczytałam. Żałuję, że wątek niebinarności jest zaledwie zarysowany, bo ten niemiecki go całkowicie przytłacza, a ja mam wrażenie, że nie powinien. Ta książka jest dla mnie klasycznym to much of everything - przecież to tylko nieco ponad sto stron, a roi się na nich od postaci, myśli, nawiązań, ale żadne z nich nie jest do końca pociągnięte. Myślę, że dobrze by tu zrobiło wspólne czytanie i dyskutowanie na bieżąco - zresztą do tego ta książka skłania, do rozmawiania o niej, ale nie po, lecz właśnie podczas lektury. 

Moja ocena: 3/6

Katharina Volckmer, Wizyta, tł. Agnieszka Walulik, 128 str., Wydawnictwo Pauza 2022. 

wtorek, 20 grudnia 2022

"Halny" Igor Jarek


Moje pierwsze spotkanie z Igorem Jarkiem to spore zaskoczenie. Przede wszystkim sądziłam, że sięgam po debiut, nie znałam wcześniej tego nazwiska, a tymczasem Jarek to już wyjadacz w świecie literatury, tyle że dotąd nie chwytał się prozy. Jego orbita zainteresowań krąży wokół nizin społecznych, a akcja wszystkich opowiadań ulokowana jest w Nowej Hucie.

Pierwsze trzy teksty to minipowieść - każdy rozdział ma innego narratora, ale najpóźniej przy drugim czytelniczka się orientuje, że chodzi o osoby ze sobą powiązane. Jest dziewczyna, córka dzielnicowego gangstera, która zachodzi w ciążę z muzykiem, którego jej ojciec podnajmuje na gangsterskie popijawy. Gdy traci ciążę, ucieka do Anglii. Teraz wraca do Polski autobusem, w którym poznaje nie grzeszącą urodą dziewczynę. Drugi rozdział to opowieść wychodzącego z więzienia faceta, który zrobił karierę na muzyce i alkoholu. Tyle że ten drugi zaprowadził go do upadku i więzienia. Trzeci tekst to historia młodego chłopaka, który dorabia sobie śpiewaniem. Te trzy rozdziały dały mi pierwsze spojrzenie na prozę Jarka - to pióro dosadne, soczyste, dobitne. Widać, że autor wie, co chce przekazać i bacznie obserwuje język, jakim posługują się ludzie z pół-światka czy tzw. nizin społecznych. Ta językowa kreacja wyszła mu świetnie. Niektóre zdania czytałam autentycznie z zachwytem. 

Co ciekawe, losy opisanych bohaterów naznaczone są pechem. Oni nigdy nie mają sprawczości, to okoliczności, miejsce, urodzenie, nieszczęśliwe wypadki decydują o ich życiu. Tak też jest w kolejnych opowiadaniach - w pierwszym Jarek opowiada historię chłopca, który po opuszczeniu bidula pracuje jako ochroniarz, tam poznaje królową, która rozkochuje w sobie naiwnego młodzieńca. Ten nawet nie podejrzewa, że służy innym celom niż miłość. W ostatnim tekście była nadzieja polskiego sportu, a aktualnie diler narkotykowy postanawia skończyć z tym biznesem i pomóc startującemu w życie bratu. Podczas przeprowadzania ostatniej akcji jednak wszystko idzie źle, a do tego wieje halny i robi z ludzi szaleńców.

Spotkałam się z wzmiankami, że język Jarka jest powtarzalny, że bohaterzy wtórni, że brak tu rozróżnienia na obu płaszczyznach. Przyznam, że ja tego nie dostrzegłam, za to bardzo podobał mi się ten styl, słownictwo, opis nizin społecznych i naturalizm. Dla mnie bardzo ciekawe teksty.

Moja ocena: 5/6

Igor Jarek, Halny, czyt. Marta Dylewska, Michał Podsiadło, Fabian Kocięcki, 256 str., Wydawnictwo Nisza 2020.

niedziela, 18 grudnia 2022

"Powieść lekarska" Riku Korhonen

 


Niklas i Ina, trzydziestolatkowie, którzy od wielu lat tworzą szczęśliwy (?) związek i spokojnie sobie żyją w Turku. On pracuje na uczelni, ona jest nauczycielką. A właściwie była, bo przechodzi żałobę po śmierci ojca i na nowo definiuje swoje życie. Niklas natomiast doświadcza kryzysu w pracy, próbuje pisać powieść, miota się między wyjazdami służbowymi i rekreacyjnymi, na których dominuje przygodny seks i hektolitry alkoholu. To życie dobrze usytuowanej fińskiej klasy średniej płynie sobie właściwie bez celu i bezrefleksyjnie, a nawet nużąco, bo ile można czytać o piciu, pieprzeniu się, rzyganiu, spaniu i tego typu ekscesach. Ciekawsze kwestie dzieją się w tej powieści w tle. To świat po ataku 9/11, w którym, gdzieś w tle, toczy się kolejna wojna, giną ludzie i pozostają okaleczone dzieci. To też świat, w którym małomiasteczkowi nacjonaliści głoszą swoje prawdy. I wreszcie świat, w którym wojna wcale jednak nie jest tak odległa, bo obecna w postaci okaleczonego dziadka, który przeżył ją na własnej skórze.

Ina i Niklas krążą w tym świecie, obijając się od spotkań, rozmów i doświadczeń. Zbliżają się do siebie i oddalają, prowadzą rozmowy mniej lub bardziej sensowne, na szczęście przetykane retrospekcjami, dzięki którym czytelniczka w jakiś sposób może umieścić ich działania w kontekście społecznym. Mimo to, czytając tę książkę, ciągle zadawałam sobie pytanie, do czego ta narracja zmierza. Co gorsza, zadawałam sobie to pytanie do ostatniej strony. To nie jest zła proza, ale jest to proza, która do niczego nie prowadzi. Owszem bawi się słowem, sytuacjami, nawiązaniami, kuriozami (gąsienica z gwoździem!), porusza nawet ważne tematy (samotność, komunikacja, miałkość życia, wojny), ale czyni to w sposób tak przypadkowy, że nie poruszyła we mnie żadnej struny. Owszem, to się dobrze czyta, ale nic poza tym. Abstrahując od treści, znalazłam tu wiele ciekawostek - choćby zaskakującą ilość słów na określenie penisa i czynności wykonywanych przez niego i z nim (chapeau bas dla tłumacza!), ale jednak w ostatecznym rozrachunku nie po to czytam książki.

Zarówno Ina jak i Niklas nie wzbudzili we mnie krzty sympatii, podobnie zresztą jak cała paleta innych mniej lub bardziej istotnych dla historii postaci, które pojawiają się znikąd i równie nagle znikają. Ha, nawet tytuł jest dziwny i w jakiś sposób może oddaje przesłanie tej książki, ale muszę się bardzo wysilić, żeby znaleźć dla niego gruntowne wytłumaczenie. Życie bohaterów toczy się bowiem wokół dolegliwości, głównie psychosomatycznych, ojciec Niklasa jest lekarzem, a jego hipotetyczna powieść także umieszczona jest w środowisku medycznym, ale co z tego? Przymiotnik "lekarska" jest dziwny, kanciasty (pewnie jak cała ta proza), owszem intrygujący, ale jednak to nie jest to.

To kolejna książka z serii Bałtyk, na której określenie nie przychodzi mi lepsze słowo niż dziwna.

Moja ocena: 2/6

Riku Korhonen, Powieść lekarska, tł. Sebastian Musielak, 532 str., Marpress 2022.

sobota, 17 grudnia 2022

"Przemieszczenie" Margaryta Jakowenko


 

To opowieść bardzo mi bliska, bo o emigracji, tożsamości, poczuciu obcości. Blisko trzydziestoletnia Daria właśnie otrzymała hiszpańskie obywatelstwo i ten fakt skłania ją do rozważań na temat własnego jestestwa. Do Hiszpanii przyjechała jako kilkulatka z Ukrainy, nie była to jej decyzja ani nie odczuwała chęci zmienienia swojego życia. To rodzice, a właściwie ojciec, wybrali tę drogę ze względów ekonomicznych. Dziewczynka szybko zaaklimatyzowała się w nowych warunkach. Jak to zazwyczaj bywa, dużo szybciej niż rodzice poznała język, styl życia, zasady panujące w nowym kraju. Idealnej integracji pozornie nic nie stało na przeszkodzie.

A jednak, napisałam świadomie, pozornej, bo Daria żyje na krawędzi między dwoma kulturami. Niezintegrowani rodzice duchem wciąż tkwią w Ukrainie, a ich córka wciąż zadaje sobie pytanie: kim jestem, skąd jestem, gdzie jest moja ojczyzna? Rozstanie z hiszpańskim partnerem, który zupełnie nie był zainteresowany pochodzeniem dziewczyny, pogłębia ten wewnętrzny konflikt. To są zresztą pytania, na które nie ma jednej odpowiedzi. Każda emigrantka i każdy emigrant musi odnaleźć swoją własną ścieżkę i samodzielnie zdefiniować, kim jest, kim się czuję i dokąd przynależy. 
Jakowenko fantastycznie opisuje i ujmuje te te wątpliwości i rozterki. W wielu zdaniach się odnalazłam, w wielu odszukałam moje własne doświadczenia, choć moja emigracja przebiegała inaczej niż książkowej Darii. Spotkałam jednak sporo takich dzieci, wywiezionych do Niemiec w latach 80., które dwadzieścia lat później już nie wiedziały, kim tak naprawdę są i często wbrew rodzicom, którzy w Niemczech nigdy się nie zadomowili i spędzali całe życie na dorabianiu się, przynależeli bardziej do Niemiec niż do Polski. 

Jakowenko pisze zwięźle, w krótkich rozdziałach, ale dobitnie, jej spostrzeżenia są celne i bardzo osobiste. Oczywistym jest, że kreacja Darii oparta jest na jej własnych doświadczeniach, które jednak będą uniwersalne dla wielu osób.

Dobra rzecz, warto!

Moja ocena: 5/6

Margaryta Jakowenko, Przemieszczenie, tł. Agata Ostrowska, 150 str., ArtRage 2022.

piątek, 16 grudnia 2022

"Coś nie tak. Kobiecość i wstręt" Eimear McBride



Esejów i rozważań feministycznych przeczytałam już sporo. Tutaj skusiło mnie nazwisko autorki, której Pomniejsi wędrowcy bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli. Coś nie tak to krótka książka, która bazuje na przemyśleniach autorki związanych z feminizmem i mizoginią. Jej punktem wyjściowym jest wstręt, z jakim często traktowane, opisywane, obrażane są kobiety i zjawiska ich dotyczące. Ten wstręt objawiać się może wobec ich ciał (szczególnie tych spoza wyśrubowanego kanonu), ich fizjologii (miesiączka, poród), zachowań (zbyt pewnych siebie, przebojowych). Wychodząc z tej obserwacji, autorka stawia ciało w opozycji do mięsa, dostrzegając że z takim traktowaniem kobiety są konfrontowane nadzwyczaj często. 

McBride w swoich przemyśleniach nie jest odkrywcza, to raczej książka dla osób, które dopiero wchodzą na ścieżkę dyskursu feministycznego lub chcą poznać inne spojrzenie. Przyznam, że nie trafiłam tu na nic, co byłoby dla mnie odkrywcze czy nowatorskie. Z ciekawością i dość szybko przeczytałam tę książkę, ale obawiam się, że niewiele z niej zapamiętam. Bardzo podobało mi się natomiast tłumaczenie Agi Zano, które na pewno nie było łatwe, zwłaszcza, że autorka korzysta z wielu cytatów, innych pozycji i nie unika w tym (artystycznego) chaosu.

Podsumowując, to książka na jeden wieczór i pewnie tylko ten jeden wieczór pozostanie w głowie.

Moja ocena: 3/6

Eimear McBride, Coś nie tak. Kobiecoś i wstręt, tł. Aga Zano, 144 str., Wydawnictwo Pauza 2022.

sobota, 10 grudnia 2022

"Dla Rouenny" Sigrid Nunez

 


Narratorka powieści to pisarka, która po opublikowaniu pierwszej powieści dostaje wiele listów, w tym od osób, które poznała w przeszłości. Jest wśród nich list od byłego chłopaka, który siedzi w więzieniu i od koleżanki z osiedla, o której ledwie pamięta. Rouenna prosi o spotkanie, na które narratorka, kierując się impulsem, się godzi. Z trudem przypomina sobie dziewczynkę z dzieciństwa, która wychowywała się w tej samej okolicy o pośledniej reputacji na Staten Island. Okazuje się, że Rouenna prosi narrtorkę o pomoc w napisaniu książki. Ta od razu odpowiada odmownie, ale nie rezygnuje spotkań z Rouenną. To bardzo nietypowa przyjaźń, narratorka nawet ją ukrywa przed swoimi znajomymi. Z Rouenną nie łączy ją poza pochodzeniem nic, w zasadzie nie mogłyby być bardziej różne. Jednak stopniowo spędzają coraz więcej czasu razem, a Rouenna opowiada swoją historię. Okazuje się, że po ukończeniu szkoły pielęgniarskiej, zdecydowała się na wyjazd do Wietnamu i to doświadczenie zaważyło na jej życiu.

Druga część powieści poświęcona jest relacji Rouenny z Wietnamu. To obraz wojny widziany oczyma kobiety, pielęgniarki. Opisuje ona swoje przeżycia, relacje z innymi pielęgniarkami, z lekarzami, żołnierzami i przede wszystkim rannymi i umierającymi. Bardzo często to właśnie Rouenna była ostatnią osobą, z którą mieli styczność. Rouenna opisuje skutki masowego używania herbicydów oraz ich wypieranie przez lekarzy. Narratorka pogłębia ten wątek, rozważając wojnę w Wietnamie z różnych perspektyw, także w kwestii rozliczenia z nią w USA. 

Podobnie jak w innych powieściach Nunez i tu wiele jest dygresji, nawiązań, cytatów, dygresji. Nunez stwarza idealną iluzję autobiografii, jej pierwszoosobowa narracja i podobieństwa do autorki są bardzo złudne i potrafią zwieść na manowce. O ile na początku, czyli czytając Przyjaciela, miałam z tym sposobem prowadzenia powieści problem (mały, ale miałam), to teraz nauczyłam się go doceniać. Zresztą ta powieść podobała mi się najbardziej, ze względu na temat, ale i ze względu na postać Rouenny i obraz nietypowej więzi, która nie miała szans się rozwinąć, a jednak zaistniała. 

Moja ocena: 5/6

Sigrid Nunez, Dla Rouenny, tł. Dobromiła Jankowska, czyt. Joanna Domańska, 256 str., Wydawnictwo Pauza 2022.

wtorek, 6 grudnia 2022

"Pełnia miłości" Sigrid Nunez

 


Pełnia miłości to opowieść o wielu wątkach i tematach, tym dominującym jest jednak śmiertelna choroba i umieranie. Narratorka towarzyszy przyjaciółce w tym smutnym procesie. Przyjaciółka długo walczy z rakiem, ale w pewnym momencie rezygnuje z tej skazanej na niepowodzenie walki i pragnie umrzeć. Narratorka godzi się wyjechać z nią i spędzić z nią ostatnie chwile. Nunez wokół tego wątku snuje jednak wiele opowieści, które miejscami przypominają nawet eseje.

Ta powieść to swoisty strumień świadomości, w którym autorka porusza wiele tematów. Tak jak jej myśli przeskakują z jednego wątku na drugi, tak dzieje się z jej prozą. Napotkane osoby mogą być przyczynkiem do przemyśleń, które biegną w różne strony i rozwijają się w czasem niespotykanych kierunkach. Nunez wciąż wraca do głównego wątku i on nie ginie w potoku innych myśli, stanowi po prostu osnowę. Będzie tu więc sporo nawiązań do literatury, cytatów, opowieści o pracy na uniwersytecie, o byłych partnerach, o samotności, o zwierzętach i o katastrofie klimatycznej, która nam nieuchronnie grozi. Są nawiązania do aktualnej sytuacji politycznej i społecznej i wreszcie do procesu starzenia się.

Proza Nunez to bardzo intymna rzecz, bez fajerwerków i zwrotów akcji. To proza delikatna, pisana z rozmysłem, która uwalnia myśli i pozwala im swobodnie podążać w różne strony. 

Moja ocena: 4,5/6

Sigrid Nunez, Pełnia miłości, tł. Dobromiła Jankowska, czyt. Joanna Domańska, 208 str., Wydawnictwo Pauza 2020.

niedziela, 4 grudnia 2022

"Piramidy dni" Daina Opolskaitė

 


Ten zbiór opowiadań zrobił na mnie spore wrażenie. Autorka porusza w nim tematy relacji międzyludzkich, najczęściej rodzinnych. Sięga po sytuacje nieoczywiste, trudne, pełne emocji - śmierć partnera, brak instynktu macierzyńskiego, lęk przed tacierzyństwem, spotkanie sióstr przyrodnich po wielu latach, przysposobienie dziecka. Wszyscy bohaterowie są pełni wielkich emocji, które trudno im skanalizować. Te emocje pozostają najczęściej niewypowiedziane, ale objawią się w różnoraki sposób, czasem nieprzewidywalny i gwałtowny. Autorka porównuje je do natury - zjawiska naturalne odgrywają tu ogromną rolę. Bohaterowie potrafią się nagle w nich zatopić, kompletnie oderwać się od rzeczywistości. Najczęściej tę rolę odgrywa woda, która staje się swoistą ostatnią deską ratunku, sposobem na oderwanie się od świata i motywem przewodnim.

Opolskaitė uwodzi w swoich tekstach językiem - spojonym, wyważonym, poetyckim, którym opisuje emocje i wydarzenia ze spokojem nie mające nic wspólnego. Litwinka potrafi jednak drążyć i rozdrapywać trudne tematy bez sensacji i wielkich słów. Jej styl to raczej nostalgia, smutek, wewnętrzne rozedrganie, które korespondują z sytuacją bohaterów i ich stanem emocjonalnym. Wszystkie teksty są bardzo uniwersalne, tylko imiona bohaterów przypominają, że autorka jest Litwinką. 

Bardzo podobało mi się, że Opolskaitė nie mówi niczego wprost, wrzuca czytelniczkę w środek sytuacji, nie wyjaśniając przyczyn danej sytuacji, ukazując tylko stan aktualny, skupiając się na krzywdzie i jej skutkach, nie eksplorując jej przyczyn. Możemy się domyślać, że ktoś kogoś skrzywdził, zranił, ale wiemy tylko, co ten czyn z bohaterem zrobił, nie poznajemy jednak jego dokładnego przebiegu. W ten sposób autorka wyganiała mnie z komfortowego słuchania, zmuszając do myślenia wbrew temu, czego można by się spodziewać.

Niestety, myślę, że nie będą to teksty, które zapadną mi na długo w pamięć. I nie winię tu autorki, a formę, jaką wybrała. Ta krótka forma nie sprzyja temu i wyraźnie to dostrzegłam w przypadku najdłuższego tekstu tego zbioru, który najlepiej zapamiętałam. Warto jednak zwrócić uwagę na to nazwisko, Opolskaitė z pewnością ma wiele do powiedzenia. 

Moja ocena: 4/6

Daina Opolskaitė, Piramidy dni, tł. Kamil Pecela, czyt. Kim Grygierzec, 260 str., Marpess 2021.

czwartek, 1 grudnia 2022

Stosikowe losowanie grudzień 2022



McDulka wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 2
ZwL wybiera numer książki dla Agi (w stosie 2 książki) - 2
Aga wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 8 książek) - 6
Agnes wybiera numer książki dla Anny (w stosie 309 książek) - 153
Anna wybiera numer książki dla Hopeforbooks (w stosie 176 książek) - 97
Hopeforbooks wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 47 książek) - 15
Maniaczytnia wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 56 książek) - 11
Guciamal wybiera numer książki dla Oli (w stosie 115 książek) - 63
Ola wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 250 książek) - 116

"Gogolowe disco" Paavo Matsin

 


To pierwsza książka z tej serii, która zupełnie, ale to zupełnie do mnie nie trafiła. Wysłuchałam jej do końca, ale nie jestem absolutnie w stanie napisać, o czym ta powieść jest. Owszem, wiem, że to dystopia o Estonii, która ponownie znalazła się pod rosyjskim panowaniem. Że w małym miasteczku nagle pojawia się Mikołaj Gogol, który ląduje w antykwariacie, miejscu spotkań bardzo kuriozalnych postaci. Głównymi bohaterami są bowiem złodziej kieszonkowiec, wielbiciel Beatlesów, barmanka i właściciel wcześniej wspomnianego antykwariatu. Ale nie odnalazłam w tej narracji ani sensu, ani konkluzji, ani przyjemności.

Prowadzone rozmowy i przygody bohaterów zupełnie mnie nie zainteresowały, miałam wrażenie, że z każdą stroną pogrążam się w coraz większym chaosie i niezrozumieniu. Książka naszpikowana jest aluzjami, skojarzeniami, słowami rosyjskimi i nawet wstęp tłumaczki nie pomógł mi wejść w tę treść.

Rzadko trafiam na książkę zupełnie nie dla mnie, ale tym razem niestety tak się stało.

Moja ocena: 1/6

Paavo Matsin, Gogolowe disco, tł. Anna Michalczuk-Podlecki, 180 str., Marpress 2022.