sobota, 31 października 2009

Stosikowe losowanie runda 1 - pary i wybór książki!

Rozlosowałam pary:

Sara wybiera numer książki dla Anny i jest to 1 - recenzja
Patrycja Antonina wybiera numer książki dla Sary i jest to 1
A-arachne wybiera numer książki dla Kalio i jest to 32 - recenzja
Kalio wybiera numer książki dla Maniiczytania i jest to 22 - recenzja
Anna wybiera numer książki dla A-arachne i jest to 3
Maniczytania wybiera numer książki dla Patrycji Antoniny i jest to 13 - recenzja.


Proszę o wybranie przez was książek i podanie wybranej cyfry w komentarzach. Patrycję proszę o podanie liczby książek w stosie, żeby Maniaczytania mogła dokonać losowania.
Miłego czytania i recenzowania! Proszę o podlinkowanie tutaj recenzji po przeczytaniu książki:)

"Mord in Thingvellir" Stella Blómkvist


Jednak zdecydowałam się na przeczytanie kolejnego kryminału pani Blómkvist. Znów nie była to rewelacja ale jednak autorka wprowadziła kilka zmian. Przede wszystkim wreszcie widać jakieś zmiany w postaci prawniczki. Poznajemy jej przeszłość, głównie ojca, który umiera. Stella zaczyna odczuwać zmęczenie swoim, jakkolwiek by nie oceniać, pustym życiem i zaczyna odczuwać instynkt macierzyński. Nie są to wyrafinowane rozwiązania psychologiczne ale choć trochę ubarwiają powieść.
A jaką intrygę tym razem wymyśliła Blómkvist? Znów obracamy się w kręgach islandzkich prominentów, zaplątanych w ciemne interesy. A wszystko rozpoczyna się od znalezienia ciała kurdyjskiej dziewczyny w dolinie Thingvellir - kolebce islandzkiej demokarcji i miejscu, gdzie wcześniej dokonywano mordów na osądzonych kobietach. Podejrzenie od razu pada na ojca dziewczyny, któremu zarzucone zostaje morderstwo w obronie własnego honoru. Dziewczyna zbyt bardzo upodobniła się do islandzkich rówieśniczek. Stella jest jednak innego zdania i jej śledztwo zaprowadzi ją do tak wysokich rangą osób jak minister sprawiedliwości, a także pomoże odkryć przeszłość własnego ojca.
Czytało się lekko i przyjemnie. Nużyły mnie znów opisy wybryków seksulanych prawniczki oraz jej zamiłowania do whiskey.
Teraz rzucam się na kolejnego Fitzka, na pewno będzie ciekawiej!

Stella Blómkvist, Mord in Thingvellir, tł. Elena Teuffer, 346 str., btb.

czwartek, 29 października 2009

Stosikowe losowanie runda 1

Do 1 rundy stosikowego losowania zgłosiły się:

Sara - 5 książek
Patrycja Antonina - 24 książki
A-arachne - 10 książek
Kalio - 78 książek
Anna - 30 książek
Maniaczytania - 60 książek

Do niedzieli, 1.11., czekam na dalsze zgłoszenia oraz na podanie liczby książek w aktualnym stosie.
W niedzielę wieczorem rozlosuję pary (chyba, że urodzę, wtedy losowanie przesunę na po), a wy wybierzecie numer książki do przeczytania dla partnerki. Proszę o podanie go w komentarzach. Można również pochwalić się jaki tytuł został dla nas wybrany.

Książkę należy przeczytać w ciągu 1 miesiąca.
Mile widziana recenzja.
Jeśli wylosowana książka jest jedną z cyklu, można (a nawet pewnie należy) zacząć czytać od pierwszego tomu.
Uczestnicy automatycznie przechodzą do drugiej rundy, którą za około miesiąc zaanonsuję na blogu.

Miłej zabawy i czekam na odzew!

"Der falsche Mörder" Stella Blómkvist


Pierwszą książkę ze Stellą w roli głównej przeczytałam w styczniu, o czym pisałam tu. W wyniku stosikowego losowania przypadł mi kolejny jej kryminał. Po przeczytanych ostatnio książkach Fitzka, ten kryminał wypadł blado. Trochę nudziła mnie tym razem postać Stelli, która poza pracą myśli tylko o imprezach, seksie (z obojętnie jaką płcią) i whiskey. Powieść znów rozpoczyna się od sceny masturbacji - czyli powtórka z rozrywki. Tym razem Stella zostaje zatrudniona przez sędzię sądu najwyższego, który podejrzany jest o zamordowanie kochanki w swoim biurze. Nietypowa sprawa - sędzia naturalnie wypiera się jakiejkolwiek winy, a Stella ma wszelkie podstawy, by mu wierzyć. Śledztwo prowadzi ją w świat amatorskiego teatru, w którym grała zamordowana kochanka sędzi. Pikanterii akcji dodaje motyw zaginionego przed wielu laty Islandczyka - uznano go wtedy za zamordowanego, winnych skazano. Tymczasem właśnie ta osoba zgłasza się do Stelli z prośbą o wyrobienie jej paszportu. Okazuje się, że powiązana jest ze aresztowanym.
Nie jest to może najbardziej wciągająca intryga ale czytelnik znów ma szansę dowiedzieć się wiele o współczesnej Islandii i to właściwie jest największą zaletą książki.
Poza tym zachęcać nie będę. Ultrakrótkie zdania nużą na dalszą metę, a akcja zbyt słabo wciąga, by zaliczyć tę książke do kanonu kryminałów. Mam na półce jeszcze jedną powieść Stelli, ale nie jestem przekonana czy powinnam poświęcić jej czas.

Stella Blómkvist, Der falsche Mörder, tł. Elena Teuffer, 315 str., btb.

środa, 28 października 2009

Stosikowe losowanie

Moja aktualna lektura to właśnie wynik takiego stosikowego losowania, organizowanego przez jedną z niemieckich blogerek. Cała zabawa polega na tym, by przyczynić się do likwidacji stosiku i przeczytać książkę, upychaną gdzieś na szarym końcu i odkładaną w nieskończoność:) Bo kto z nas nie ma takich stosikowych stałych mieszkańców, odkładanych na rzecz nowych nabytków?

Procedura przebiega w ten sposób:
1. Zgłaszanie się chętnych z podaniem liczby książek w stosie.
2. Organizator dobiera chętnych w pary i określa kto dla kogo losuje/wybiera numer.
3. W konkretnym dniu wybierana jest przez dobrane osoby liczba, określająca książkę ze stosu, którą partner musi przeczytać. Liczbę tę podajemy w komentarzach do odpowiediego posta. Można też podać tytuł książki, którą dla nas wylosowano.
4. Na przeczytanie dostajemy miesiąc, mile widziana recenzja.
5. Uczestnicy przechodzą do kolejnej rundy, chyba że zgłoszą organizatorowi rezygnację.

No i jak macie ochotę na taką zabawę???? Podejmę się organizacji (no chyba, że w międzyczasie urodzę:).

"Podróż Bena" Doris Lessing


To kontynuacja losów Bena, poznanego w powieści "Piąte dziecko", która jednak może być również czytana zupełnie niezależnie. Na pewno "Piąte dziecko" daje pełniejszy obraz postaci Bena, jednak ta powieść opiera się na zupełnie innej tematyce.
Już nie rodzina jako instytucja jest najważniejsza, a przystosowanie do życia w społeczeństwie. Poznajemy Bena jako osiemnastolatka, który jakoś radzi sobie i żyje w Londynie, ale wciąż zależny jest od innych osób. Ben instynktownie szuka osoby w jego oczach dobrej, która dałaby mu jeść i zaopiekowała się zagubionym chłopcem. Niestety najczęściej trafia na osoby, które bezczelnie go wykorzystują, pozbawiając należnego zarobku. Praktycznie wszystkie osoby, które w jakiś sposób okazują mu ciepło czy współczucie pochodzą z nizin społecznych - jest tu prostytuka i alfons, reżyser marzący o sławie i jego kochanka, a także chora staruszka, która wydaje się pomagać Benowi najbardziej bezinteresownie. Każda z tych osób ma swój bagaż doświadczeń, złych doświadczeń, dlatego też łatwiej jest jej wczuć się w położenie Bena i zaopiekować się nim. Jednak prędzej czy później wygrywa własne dobro. Ben stara się utrzymywać swój temperament w ryzach stale cierpi - czuje się wyobcowany, nieprzystosowany i najbardziej pragnie poznać ludzi takich, jak on.
Lessing znów niemal beznamiętnie zdaje realcję z życia Bena - ukazuje jego tęsknotę za akcpetacją, wewnętrzną walkę i ogromną potrzebę miłości. Autorka zmusza do refleksji nad odmieńcami, nad ich rolą w społeczeństwie - przyznać trzeba, że do refleksji trudnych, bolesnych.
W komentarzach znalazłam sugestie, że "Podróż Bena" jest powieścią gorszą niż "Piąte dziecko". Nie wiem, raczej nie. Jest powieścią zupełnie inną, poruszającą inną problematykę, raczej nie tak kompleksową jak poprzednia powieść. Faktycznie, czytana bezpośrednio po "Piątym dziecku" może wydać się uboższa, ale jestem przekonana, że i tutaj można wyłuskać wiele tematów i wątków pobocznych, jak chociażby rola nauki i skala poświęceń w imię nowych odkryć.
Lessing jest w moim odczuciu pisarką nietuzinkową, swoim językiem nadaje powieściom niemal tragiczny rys, równocześnie zmuszając czytelnika do wielu refleksji. A co najważniejsze nie stwarza w tym celu opasłych tomisk - bardzo cenię taki konkretny styl.

"Podróż Bena" czytałam po polsku. Niestety tłumaczenie wydało mi się być gorsze od niemieckiego "Piątego dziecka". Czasami odbierałam styl wręcz jak rozprawkowy. Zaskoczył mnie fakt, że zostały przetłumaczone imiona rodzeństwa Bena na język polski. Tak więc brat Bena Paul jest Pawłem ale poznany w Rio Paulo pozostaje przy portugalskim imieniu. Wydawało mi się, że nie ma już zwyczaju tłumaczenia imion w powieściach? Czy ktoś może mi wyjaśnić jak się ma ta kwestia?
No i niestety znalazłam byk ortograficzny:(

Doris Lessing, Podróż Bena, tł. Anna Gren, 176 str., PiW.

poniedziałek, 26 października 2009

"Piąte dziecko" Doris Lessing


To niewielka objętościowo książka, która zawiera w sobie mnóstwo treści.
David i Herriet, wbrew radom i opiniom otoczenia, postanawiają założyć tradycyjną rodzinę - z wielkim domem, ogromnym stołem, przy którym wszyscy się gromadzą i gromadką dzieci. Swoje plany realizują na przekór wszystkim. Kupują powiktoriańską willę pod Londynem i tworzą rodzinę. Harriet wprowadza tradycję zapraszania wszystkich krewnych na święta i wakacje, podtrzymując w ten sposób rodzinną atmosferę, którą uwielbia ich czwórka dzieci. Piąta ciąża Harriet zmienia jednak (pozorną) sielankę. Nowe dziecko jest niezwykłe już w brzuchu matki, poród bardzo ciężki a niemowlę nie przypomina dotychczasowych dzieci. Wydaje się pochodzić z innej planety i staje się zagrożeniem dla innych dzieci - nie tylko fizycznym ale i psychicznym, gdyż powoli zaczyna nieszczyć rodzinny spokój.
Lessing zamieszcza w swojej powieści całą paletę problemów. Celowo piszę więc o pozornej sielance - bo ciąże nadchodzą zbyt szybko, są nieplanowane, wykanczają i męczą Harriet, która wydaje się tego nie zauważać. Czas poświęcany kolejnym dzieciom jest coraz którszy, gdy zmęczona matka kolejny raz wymiotuje w ciąży. Harriet zamienia się w męczęnnicę, jeszcze przed urodzeniem ostatniego Bena, nie zauważając tego i nie odpuszczając ani jednej rodzinnej tradycji na rzecz powrotu do sił. Nie przemawiają do niej argumenty matki i otoczenia - plan szczęśliwej rodziny wielodzietnej jest realizowany.
Szczęście rodzinne jest pozorne również dlatego, że możliwe jest tylko i wyłącznie dzięki finansowym dotacjom ojca Davida i pomocy matki Harriet. David nie jest w stanie zarobić na utrzymanie domu oraz piątki dzieci - długie dojazdy do Londynu oraz prace dodatkowe kradną czas, który mógłby poświęcić dzieciom. Tak więc rodzina korzysta z zastrzyków finansowych bogatego dziadka oraz ze wsparcia Dorothy - matki Harriet. Dorothy troszczy się o dzieci i utrzymanie domu, wyręcza Harriet we wszystkich pracach, gdy ta kolejny raz źle znosi ciążę.
I wreszcie kolejny problem - narodziny Bena - odmieńca. Lessing beznamiętnie opisuje jak to dziwne dziecko zmienia rodzinną sielankę w piekło. Niekochany przez nikogo Ben psuje atmosferę, przepędza tak chętnie dotąd przyjeżdżających gości i doprowadza na Harriet i jej matkę na skraj załamania nerwowego. Rodzina zupełnie sobie nie radzi z wychowaniem niespotykanego dziecka i sięga do najprostszych środków, by rozwiązać problem. Co mnie przeraziło to fakt, że problem z Benem ignorują wszystkie instytucje - pediatra, psycholog, nauczyciele w szkole. Każdy stara się owo nietypowe dziecko zignorować, nikt nie słucha zwątpionej matki.
Pod koniec książki Lessing dorzuca jeszcze problem młodzieży wykolejonej - ignorującej wszelkie społeczne zasady i szkołę.
Podejrzewam, że każdy czytelnik odkryje dla siebie inny problem, inny wątek, który najbardziej go dotknie. Dla mnie to powieść o rozterkach matki - o rozdzieleniu miłości do męża i do dzieci. O trudności w podejmowaniu decyzji - o niemożności zdecydowanie dobro, które dziecka jest ważniejsze. To chyba najtrudniejszy problem dla matki - wybór między dziećmi. Rozterki Harriet, podane w surowych, bezuczuciowych zdaniach, poruszają do głębi. Uczucie to potęguje fakt, że nie znajduje ona zrozumienia ani u męża, ani wśród bliskich.

Lessing jest w moim odczuciu najciekawszą z poznanych przeze mnie ostatnio noblistów i spróbuję przeczytać jeszcze więcej jej książek. Na razie rozpoczynam kontynuację losów Bena.

Doris Lessing, Das fünfte Kind, tł. Eva Schönfeld, 212 str. Büchergilde Gutenberg

niedziela, 25 października 2009

"Sercątko" Herta Müller


"Sercątko" to bardzo trudna książka, wymagająca skupienia i rozwagi. Moja znajomość z panią Müller na pewno nie będzie łatwa, nie wiem czy zdecyduję się sięgnąć po jeszcze inną jej książkę.
Znajomość jej biografii pomogła mi choć trochę zrozumieć "Sercątko" ale odkładam je z poczuciem, że zrozumiałam może kilka procent, że odkryłam tylko nieliczne obrazy, że nie potrafiłam poddać się rytmowi autorki. Bardzo trudno było mi podążyć za nią, nie chciałam wręcz zagłębiać się w mroczny świat. Każda kartka książki wzbudzała we mnie większy niepokój i poczucie klęski. Nie rozumiem metafor, nie widzę znaczenia obrazów, potrafię tylko podążać za treścią.
Herta Müller opisuje życie młodej dziewczyny, która wyjeżdża na studia tłumaczeniowe - dziewczyna należy do mniejszości niemieckiej. Na studiach nawiązuje znajomość z trzema chłopakami, z którymi stwarza niewielką grupę oporu. Müller opisuje życie w osaczeniu, przesłuchania, szykany, rozciągające się na całą rodzinę, niepewność, okraszając to dużą dozą ludowości. Autorka nawiązuje do pieśni ludowych, do zwyczajów, opisuje życie na wsi. Bohaterka w końcu wyjeżdża do Niemiec, dokąd również sięgają macki Securitate. Jej wystraszone "sercątko" nie ma odwagi kochać - ludzkie uczucia w opisywanym świecie nie mają racji bytu.

Herta Müller, Herztier, 252 str., Fischer.

czwartek, 22 października 2009

"Makabryczna gra" Sebastian Fitzek


Jako przerywnik łyknęłam kryminał, a właściwie thriller, Fitzka. Przerywnik to był wyśmienity. Nie mogłam się oderwać. Akcja dzieje się w Berlinie - wszystkie opisywane miejsca są mi świetnie znane, co przyczyniło się do pozytywnego odbioru lektury. A o czym pisze Fitzek? Podczas wycieczki-nagrody po najpopularniejszej berlińskiej rozgłośni radiowej, jeden z uczestników, barykaduje studio, pozostałych uczestników i pracowników czyni zakładnikami oraz rozpoczyna szaloną grę. Przekształca popularną w Berlinie grę cash-call, podczas której prowadzący dzwoni do przypadkowych osób. Gdy wybrana osoba po odebraniu telefonu wypowie konkretną formułkę, wygrywa ogromną sumę pieniędzy. Szaleniec prowadzi dalej grę, przypadkowe osoby muszą jednak zgłaszać się z nieco zmienionymi słowami, żądając wypuszczenia jednego z zakładników. Jeśli się to nie uda, jeden z zakładników ma zostać zastrzelony. Do pertraktacji z szaleńcem, sprowadzona zostaje mediatorka Ira, która właśnie zamierzała popełnić samobójstwo. Książka staje się jeszcze bardziej zagadkowa, gdy uprowadziciel wyjawia swoje żądania. Fitzek serwuje czytelnikowi jedną tajemnicę za drugą, każda kolejna strona książki przynosi zwrot akcji, a krótkie rozdziały powodują, że książkę wrecz się połyka. Niemal oczywistym jest, że Fitzek trzyma czytelnika w napięciu do ostatnich stron - mnie wciągnęło totalnie i już na niemieckim podaju zamówiłam kolejne książki tego pana. Polecam na deszczowe wieczory:)

Sebastian Fitzek, Amokspiel, 425 str., Knaur.

piątek, 16 października 2009

"Gösta Berling" Selma Lagerlöf


Nie mogę, no nie mogę. Przebrnęłam przez siedemdziesiąt stron, których nawet nie potrafię streścić. Po jednej stronie regularnie wyłączała mi się uwaga. Lagerlöf oderbała mi chęć do czytania, męczyłam się z jej wydumaną książką, łakomie spoglądając na stos. Dziś, tuż przed podjęciem decyzji o przerwaniu książki, zajrzałam na wikipedię. Doczytałam, że autorka w swych późniejszych utworach rezygnuje z apostrof i patetycznego stylu, więc spróbuję podejść ją od innej strony. Tej książce mówię zdecydowanie nie! Czy jest ktoś kto czytał i komu się podobało???????? A teraz łaknę czegoś lekkiego!

Selma Lagerlöf, Gösta Berling, tł. Mathilde Mann, 411 str., Reclam.

poniedziałek, 12 października 2009

Deutscher Buchpreis 2009


Najbardziej prestiżową nagrodę niemiecką otrzymała dziś Kathrin Schmidt za swoją powieść "Du stirbst nicht". Schmidt opisuje w niej stopniowe wracanie do świata kobiety po wylewie krwi do mózgu i śpiączce - jej pierwsze słowa oraz stopniowe odszukiwanie wspomnień.
Muszę przyznać, że treść brzmi interesująco i chętnie sięgnę po tę książkę. W finałowej piątce znajdowała się również najnowsza książka Herty Müller.

Recenzji dziś nie będzie

Czytam "Göstę Berlinga" i coś czuję, że potrwa to bardzo długo, bo ledwo zmęczyłam (w dosłownym tego słowa znaczeniu) 50 stron. Mam jeszcze tylko 350:) Skutecznie odrywa mnie od czytania nowiutka dostawa czasopism czyli DF i WO prosto z Polski.
Zamawiając na amazonie książki na prezenty, chciałam kupić "Sercątko" najnowszej noblistki - każda z jej książek ma termin dostawy 4-6 tygodni!! Poszaleli wszyscy, będę musiała poczekać na dodruki. "Gösta Berling" mi czekania nie umili....

czwartek, 8 października 2009

"Gdy zabili naszego ojca" Loung Ung


Poruszająca, dogłębna, ciekawa książka. Loung Ung wspomina swoje dzieciństwo w Kambodży. Spotykamy rezolutną, ruchliwą pięcioloetnią dziewczynkę, mieszkającą wraz z rodzicami i sześciorgiem rodzeństwa w Phnom Penh. Loung kocha swoją rodzinę, cieszy się dostatkiem i stosunkowo dobrym poziomem życia. Szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo kończy się w kwietniu 1975 roku, gdy rodzina nagle musi opuścić mieszkanie. Po powstaniu władzę w Kambodży przejeli Czerwoni Kmerowie, którzy rozpoczynają wielkie akcje prześedleńcze ludzkości. Rodzina Ung wiele dni jedzie na wieś do rodziny matki. Niestety to nie jest koniec tułaczki, Ungowie muszą zmieniać co rusz miejsce zamieszkania - boją się rozpoznania (ojciec Loung pracował dla poprzedniego rządu) oraz jako osoby z miasta należą do gorszej kategorii. Loung opisuje koleje ich losów z perspektywy pięciolatki, która dopiero zaczyna rozumieć świat i która w ciągu kilku miesięcy musi dojrzeć i nauczyć szkoły życia, pracy ponad siły, przyzwyczaić do nieustannego głodu i lęku o rodzinę. Loung Ung opisuje motywy i postępowanie Czerwonych Kmerów, ich propagandę i tworzenie z małych dzieci żołnierzy. Ukazuje przeraźliwe szykany, przejmujący głód i lęk.
To również bardzo pouczająca książka - ukazuje historię Kambodży z perspektywy obywatelki tego kraju, subiektywnie, dotkliwie. Równocześnie autorka opisuje wiele kambodżańskich zwyczajów oraz nakreśla różnice między Kambodżą a Tajlandią czy Wietnamem - dla Europejczyka z pewnością zupełnie niewidoczne.
Podobał mi się styl książki - proste, ale przejmujące zdania, bez zbytecznych ozdobników, poruszające serce czytelnika. Książkę czyta się jednym tchem. Dla mnie pouczająca i ciekawa lektura - obowiązkowa dla osób, chcących poznać bliżej Kambodżę.

Loung Ung, Der weite Weg der Hoffnung, tł. Astrid Becker, 340 str., Fischer.

Już jest literacki Nobel!

Tym razem znów kobieta - Herta Müller. Mieszkająca w Berlinie ale pochodząca z Rumunii. Świeżo w pamięci mam niedawno czytany w Dużym Formacie artykuł o niej. To było moje pierwsze spotkanie w ogóle z tą autorką. Postanowiłam zapoznać się z jej twórczością i nawet na jakiejś wyprzedaży widziałam jej książkę za dosłownie kilka euro. Sama nie wiem czemu wtedy nie kupiłam? Czyli wszystko przede mną.
Zastanawiam się jednak do jakiego kraju kwalifikowana jest Herta Müller - Niemcy, Rumunia?? Chyba jednak Niemcy.

niedziela, 4 października 2009

Podsumowanie wyzwania kolorowego.

Plany miałam takie:

CZERWONY

"Nazywam się czerwień"

BIAŁY

"Sto odcieni bieli"

FIOLETOWY

"Fioletowy hibiskus"

Przeczytałam wszystkie powyższe książki, plus dodatkowo "Eve Green".

Okazało się więc być czerwono-biało-zielono-fioletowo.

Cieszę się, że wzięłam udział w wyzwaniu. Zmobilizowało mnie ono do sięgnięcia wreszcie po Pamuka! Dzięki niemu poznałam również prozę nigeryjskiej autorki, po której kolejne książki na pewno sięgnę.

Padmo, dziękuję!

Wróciłam

Wróciłam z urlopu - wrcam do blogosfery. Nie zaglądałam na żadne blogi, więc czeka mnie sporo ciekawej lektury - już się bardzo na nią cieszę!
W czasie tych 24 dni udało mi się przeczytać niemal dziesięć książek - ostatnią dokończyłam już w domu - z czego jestem bardzo zadowolona. Szkoda tylko, że nie widać tego, gdy patrzę na stos - nadal jest niebotyczny;) Dziękuję za wszystkie komentarze do ostatnich moich lektur, miło było mi je odczytywać na urlopie.

"Zagubieni w Tokio" Marcin Bruczkowski


To moja pierwsza książka tego autora i drugie spotkanie z Japonią. Tym razem widzianą oczami cudzoziemca, więc tym bardziej ciekawą. W tej kwestii książka jest szalenie ciekawa - ukazuje Japonię, z jaką konrontowani są obcokrajowcy. Bruczkowski pokazuje zalety, jak i wady życia w tym kraju, opisuje Japończyków, ich kulturę, zachowania. Bardzo lubię takie spojrzenie - laika właśnie, osoby, która po prostu wpada w inną kulturę.
To zdecydowanie największe zalety tej powieści. Sama treść bowiem nie zachwyciła mnie. Owszem pomysł na książkę jest ciekawy. Bruczkowski pokazuje Polaka, pracującego w Tokio, który próbuje rozwikłać zagadkę zaginięcia swojego japońskiego przyjaciela, borykając się właśnie ze sztywnymi japońskimi konwencjami. Co mi się jednak nie podobało - język, styl a zwłaszcza postać, która chyba ma być alter ego autora, jako że nosi to samo nazwisko. Sposób jego mówienia, luzackie frazy, potoczność, odbierałam jako silenie się na bycie "cool" (celowo użyłam tego słowa). Drażnił mnie bardzo język tej postaci, wybijał z rytmu powieści i wprowadzał niepotrzebny, moim zdaniem, niepokój. W całej powieści dominuje język prosty, Bruczkowski unika ozdobników, przekazuje jedynie treść. I w świetle poznawania japońskiej kultury i sporych walorów poznawczych tej książki, jestem w stanie mu ową prostotę języka wybaczyć, gdyby właśnie nie wyżej opisana postać.
Niemniej chętnie sięgnę po inne książki tego autora. Na razie niestety nie mam żadnej w moim stosie.

Marcin Bruczkowski, Zagubieni w Tokio, 398 str., Rosner i Wspólnicy.

"Radubis" Nadżib Mahfuz


Mahfuz przenosi czytelnika do starożytnego Egiptu. Młody faraon właśnie celebruje święto Nilu, gdy na jego kolanach ląduje złoty sandał. Przelatujący orzeł upuścił kosztowny but. Okazuje się, że but należy do jednej z najsłynniejszych kurtyzan, Radubis. Dziewczyna mieszka w pięknym pałacu na wyspie, oczarowała swoją urodą cały męski świat i codziennie wieczorem gości pod swoim dachem wielu mężczyzn. Jej uroda słynna jest na całe państwo. Piękna kurtyzana ma jednak zimne serce i nie kocha żadnego z mężczyzn. Do czasu gdy odwiedza ją młody faraon. Faraon zakochuje się w Radubis i zapomina o świecie. Przestają go interesować problemy polityczne państwa, podejmuje pochopne decyzje i godzi się na wymyślony przez Radubis podstęp, mający uratować jego pozycję. Miłość dwojga kochanków okazuje się być zgubna.
Książka jest niezbyt długa, a rodziały krótkie, pisane z perpsektywy różnych osób. Z tego względu czyta się szybciutko ale mnie nie zachwyciła. Rozumiem, że Mahfuz odnosi się do świata współczesnego (powieść pisał w latach czterdziestych) i wytrawny znawca historii Egiptu na pewno znalazłby wiele paraleli do zamieszek ówczesnych. Koncentrując się jednak tylko na płaszczyźnie historii Radubis i faraona, odczuwałam niedosyt - historia wydawała mi się być przewidywalna i dość trywialna.

Nadżib Mahfuz, Radubis, tł. Doris Kilias, 245 str., Unionsverlag.