poniedziałek, 31 października 2022

"Śmierć pięknych saren" Ota Pavel

 


Bardzo długo chciałam przeczytać tę książkę, ale nie sposób było ją wtedy kupić. Niedawno ukazało się wreszcie wznowienie, które od razu nabyłam i, jak to często bywa, nie przeczytałam. Książka czekała i czekała i doczekała się audiobooka, po którego sięgnęłam od razu. To pięknie przeczytana, nostalgiczna opowieść, której wysłuchałam z wielką przyjemnością.

Ota Pavel napisał te teksty, gdy zmagał się z chorobą psychiczną. Wspominanie najpiękniejszych chwil z dzieciństwa było dla niego zapewne terapeutyczne i oczywiście nostalgiczne. Czech opisuje w krótkich impresjach najbardziej znamienne momenty jego życia, które składają się stopniowo na pełniejszy obraz jego młodości. Nie odebrałam tej książki jako zbioru opowiadań, dla mnie to powieść, choć nie posiada ona ciągłej narracji. 
Ota jest najmłodszym synem, ma dwóch braci, ojca komiwojażera i mamę. Swojego tatę opisuję z ogromną czułością - szczególnie jego szalone pomysły na dorobienie się, sukcesy i porażki. W domu zawsze wiernie czeka na niego żona, która ojcu wybaczała i zawsze pomagała wykaraskać się z kłopotów. Ojciec był zapalonym wędkarzem i swoją miłością do ryb zaraził synów, którzy od małego towarzyszyli mu w jego wyprawach. Dzięki tym wycieczkom pokochał czeski krajobraz i nic nie roztaczało dla niego takiego czaru jak czeska prowincja, a na niej niewielkie jeziorko lub rzeczka, wodne rośliny, śpiew ptaków, cisza, spokój i wędka. Nie było też większego przysmaku od karpia, węgorza czy suma. 

Te pozornie banalne opowieści kryją jednak drugie dno - dzieciństwo Pavla przypadało na okres drugiej wojny światowej, a jego rodzina była żydowska. Oznacza to, że ojciec i starsi bracia znaleźli się w obozach koncentracyjnych. Autor tych informacji nie ukrywa, ale wspomina o nich tak samo, jak pisze o wyprawie na ryby czy innych banalnych wydarzeniach. Ta prostota i szczerość są bardzo ujmujące i poruszające. 

Pavel niewątpliwie jest mistrzem w kreowaniu nostalgicznego nastroju, jego teksty zarażają miłością do natury, napawają spokojem, ale i skłaniają do uśmiechu. 

Druga część książki pod tytułem Jak spotkałem się z rybami opowiada już o dorosłym życiu autora, jego wyprawach na ryby oczywiście, ale także o małżeństwie (z rybami w tle) i chorobie psychicznej. Tutaj ilość ryb jest bardzo duża, trzeba umieć strawić te wszystkie spławiki, wędki i sposoby na łowienie. Mi one nie przeszkadzały, ale jednak teksty dotyczące dzieciństwa wydały mi się być ciekawsze.

Przyznam, że oczekiwanego zachwytu jednak nie mam. Myślę, że za bardzo nastawiłam się na coś wyjątkowego. To faktycznie piękne teksty, zachwycające językiem i delikatnym humorem, bardzo czeskie, ale nie zaliczę ich do moich ulubionych książek.

Moja ocena: 4,5/6

Ota Pavel, Śmierć pięknych saren, tł. Mirosław Śmigielski, czyt. Jacek Dragun, 256 str., Wydwnictwo Stara Szkoła 2021.

niedziela, 30 października 2022

"Blutbuch" Kim de L'Horizon

 


Blutbuch to książka jedyna w swoim rodzaju, proza, z jaką jeszcze nigdy się nie spotkałam i majstersztyk językowy. Osoba autorska stworzyła dla mnie literackie novum, o którym długo nie zapomnę. Ta powieść sprytnie nazywana jest autofikcją, główny bohater to niezaprzeczalnie alter ego osoby autorskiej. Pisze ono powieść, składającą się między innymi z listów do babci, która zapada na demencję. Zanim jednak kontakt z nią stanie się niemożliwy, chce zrozumieć, dowiedzieć się, ale i wypowiedzieć. Kim to dziecko wychowane przez matkę i babcię, rola ojca była marginalna. To dziecko zdominowane przez te kobiety, przez babcię, która ciągle mówi, rusza się, coś robi, przekłada, zagarnia, dotyka, przestawia. To dziecko, zaszufladkowane jako chłopiec, które ciągle czeka, aż się dowie, która płeć jest dla niego właściwa. To także dziecko, które niesie ciężar - mama decydując się na donoszenie ciąży, musiała porzucić szkołę i możliwość wieczorowego nadrobienia matury. 

To dziecko jest teraz dorosłe i zupełnie inne niż przeciętny Szwajcar czy Szwajcarka. Kim się wyróżnia, musi się liczyć z przemocą i niezrozumieniem. Kim jest uzależnione od seksu, spotyka się z przypadkowymi mężczyznami i ryzykuje seks bez zabezpieczeń. Podczas rozmów z mamą i babcią próbuje zrozumieć, dlaczego jest, jakie jest. Te rozmowy służą jednak także odkryciu rodzinnej historii, która zasadzona jest tylko na kolejnych przodkach płci męskiej. Rodzinny sztambuch sięga XIV wieku i opisuje tylko kolejnych mężczyzn. Matka Kim spisuje więc historię kobiet, by dojść do życiorysu swojej matki i do tego, o czym się nie mówi. Babka miała bowiem starszą siostrę, która przedwcześnie zmarła. Babka nosi to samo imię i urodziła się w dzień jej urodzin. Babka miała też młodszą siostrę, która została oddana do więzienia dla kobiet, gdy w wieku piętnastu lat zaszła w ciążę. W ogrodzie rodziny stały drzewa - jedno dla każdego dziecka, wśród nich ozdobny buk, którego listowie przybiera kolor krwi. Kim docieka, skąd pomysł pradziadka na zasadzenie drzewa popularnego wśród elit. Szuka, przerzuca setki akt, przegląda książki i próbuje zrozumieć.

Blutbuch to powieść, która zasadza się na językach. Jest szwajcarski dialekt, jest niemiecki, jest angielski. Są dziesiątki neologizmów, jest slang, są rozważania językowe. Osoba autorska wychodzi od jednego słowa, podąża za skojarzeniami i dochodzi do słowa zupełnie innego - fascynujące i nieprzetłumaczalne! Jest wreszcie język inkluzywny, podkreślający niebinarność. Osoba autorska korzysta z wielu form narracyjnych - są rozważania z niebotycznie długimi zdaniami, są dialogi, są listy, są dokumenty, spisy. Są całe pasaże w języku angielskim. To jest niesamowity kobierzec możliwości i fantastyczna podróż przez język. Ten język jest też czynnikiem identyfikacji, pozwala się zdystansować od rodziny (obie kobiety mówią głównie dialektem z okolicy Berna), ale i od swoich uczuć.

Ta książka pozostanie ze mną na długo. Nie zniesmaczyły mnie sceny seksu, które tak często są wytykane osobie autorskiej, nie zniechęciły długie wywody ani niełatwy język. Byłam i jestem zachwycona. Naprawdę warto.

Moja ocena: 6/6

Kim de L'Horizon, Blutbuch, 336 str., DuMont Buchverlag 2022.

sobota, 29 października 2022

"Poufne" Mikołaj Grynberg

 


Czasem tak bywa, że sięgam po książkę, bo wiem, że będzie mi się podobać bardzo, że mnie zachwyci i oczaruje. Najczęściej jednak zbyt wiele o mojej przyszłej lekturze nie wiem - nie lubię czytać blurbów i recenzji przed moją własną lekturą. Mam wrażenie, że coś mi zabierają, że wyprzedzają i uprzedzają. W przypadku powieści Grynberga nie wiedziałam więc, na co się piszę, ale czułam, że to będzie bomba, cacko, cudo.

Językowo faktycznie mogę tych słów użyć - misterne zdania, celne spostrzeżenia, delikatny humor. Każdy rozdział to impresja, wspaniale dopracowana językowo, ale i narracyjnie. Grynberg szkicuje sceny zwykłego życia - obiad, spotkanie, wyjazd, śmierć. Zwykłe obrazy, a między wierszami ukryta jest przeszłość, doświadczenie zagłady, życiowa trauma. Autor niczego tu jednak nie podaje na talerzu, lecz utyka w niewypowiedzianym, w niedopowiedzianym, przemilczanym. Nie ma tu miejscowości, nazw, imion, nazwisk - są babcie, dziadkowie, ojcowie, synowie. Kolejne rozdziały nie wynikają z siebie, to raczej oddzielne opowiadania. I to sprawiło mi największą trudność w odbiorze. 
Najpewniej złym wyborem był audiobook - nie potrafiłam zorientować się kto, co, kiedy. Gdy wreszcie dostrzegłam, że nie o to w tej powieści chodzi, przesłuchałam już pół książki i straciłam do niej serce. Tym sposobem to, co tu piszę jest krótkie i być może niesłuszne, bo nie wykluczam, że gdybym tę książkę czytała, mój odbiór byłby zupełnie inny. Szkoda.

Moja ocena: 3/6

Mikołaj Grynberg, Poufne, czyt. Andrzej Hausner, 160 str., Wydawnictwo Czarne 2020.


piątek, 28 października 2022

"Czepiec" Katarína Kucbelová


Uszyć czepiec mężatki nie jest łatwo - to skomplikowana procedura. Należy wybrać odpowiednie materiały i koronki, usztywnienie, kolory, a potem wyszywać, haftować, łączyć, zszywać. Przy tym zajęciu upłyną długie godziny, podczas których można rozmawiać, opowiadać, gawędzić i milczeć. Gdy czepiec jest gotowy, a kobieta wyszła za mąż, zakłada go i na jej głowie pozostaje na całe życie. Potem kobieta będzie szyć dla siebie kolejne czepce, będzie pomagać sąsiadkom i znajomym, wyszywać i haftować. Wyszywanie stanie się terapią i sposobem na przetrwanie i zrozumienie.

Katarína mieszka w Bratysławie, ale pochodzi z okolic Niżnych Tatr, gdzie mieszka Ilka - prawie osiemdziesięcioletnia kobieta, która stanie się przewodniczką Kataríny. Kata regularnie przyjeżdża do Šumiaca, by szyć, poznawać, obserwować, rozmawiać. W Ilce znajduje matkę, babkę, przewodniczkę. Te wyprawy staną się dla Katariny terapią, sposobem na zrozumienie własnych przodkiń, siebie, ale i życia w regionie Niżnych Tatr. To zamknięta przestrzeń odhaczona przez Bratysławę jako folklor i problem ze społecznością romską. Cała Słowacja profiluje się folklorem - chatami z bali, strojami ludowymi, tradycyjnym jedzeniem. Folklor jako zawłaszczenie kulturowe, etykietka, która nie daje już miejsca dla ludzi, którzy w nim faktycznie żyją. I druga sprawa, o wiele delikatniejsza - której Katka nigdy nie zrozumie, bo przecież tam nie mieszka. Jak to jest żyć z Romami wiedzą tylko ci, którzy z nimi żyją. Jasne przecież. Co tam wie ktoś z Bratysławy albo jakiś polityk. 

Tak jak czepiec składa się z wielu części i warstw, tak ta książka zawiera wiele płaszczyzn. Bo przecież chodzi tu też o kobiety. Kobiety, którym nie dane było chodzić do szkoły, wyjść za mężczyznę, którego wybrały, samostanowić. Kucbelová pisząc reportaż wyszła poza jego ramy, tworząc rzecz bardzo osobistą, kobiecą, pełną emocji i bliskości. Czepiec - ta najbardziej kobieca część garderoby ukrywa wszystko, czego nie można wypowiedzieć, co trudno powiedzieć, o czym wstyd mówić. Ukrywa troski, zmartwienia, bolączki. I chroni, daje ukojenie, zakrywa. 

Ta publikacja to wyjątkowa hybryda reportażu i powieści, zaskakująca językiem. Kucbelová stawia na krótkie zdania, krótkie rozdziały, powtórzenia, niektóre ze zdań wytłuszcza - ten styl do mnie trafił, zachwycił. Ciekawa rzecz, polecam.

Moja ocena: 5/6

Katarína Kucbelová, Czepiec, tł. Katarzyna Dudzic-Grabińska, 280 str., Wydawnictwo ha art! 2022.

środa, 26 października 2022

"Wdzięczność" Delphine de Vigan

 


Michka się starzeje i stopniowo traci wszystko. Tym wszystkim jest dla niej mowa. Zawodowo zajmowała się dziennikarstwem i korektą, więc słowa były podstawą jej egzystencji, a teraz uciekają, zmieniają się miejscami, przeskakują. Gdy przestaje sobie radzić z samodzielnym życiem, przeprowadza się do domu seniora. Pomaga jej w tym młoda sąsiadka - Marie. Gdy była dziewczynką, to właśnie Michka się nią zajmowała i dawała oparcie. 

Michka niezbyt dobrze adaptuje się w domu seniora, męczą ją koszmary z groźną dyrektorką w roli głównej, która ją beszta za źle spełniane obowiązki, jednak nawiązuje więź z Jérômem, logopedą, który odwiedza ją dwa razy w tygodniu, by pomóc jej walczyć z afazją. Michka woli jednak z nim rozmawiać, niż wykonywać ćwiczenia. Stopniowo dowiadujemy się, że niesie ze sobą ciężar, który rozpoczął się w czasie II wojny światowej, gdy została oddana pod opiekę przypadkowej parze.

To krótka książka, więc nie chcę zdradzać nic więcej z treści, by nie zepsuć przyjemności czytania. W tak niewielkiej formie autorka ujęła jednak sporo tematów. Oczywiście jest to tytułowa wdzięczność - Michki wobec jej przybranych rodziców, ale i Marie wobec Michki. To wdzięczność niewypowiedziana, która pragnie się uwolnić. To jednak także powieść o samotności - dziecka przede wszystkim. Zarówno Marie i Michka, z różnych przyczyn, jej doświadczyły. I wreszcie to powieść o starości - o powolnym traceniu siebie i odchodzeniu. Ten obraz de Vigan nakreśliła bardzo sugestywnie. Sama afazja na pewno była sporym wyzwaniem dla tłumaczki, z którego świetnie się wywiązała.

Ciekawa powieść, która daje do myślenia.

Moja ocena: 5/6

Delphine de Vigan, Wdzięczność, tł. Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak, 176 str., Wydawnictwo Sonia Draga 2020.

wtorek, 25 października 2022

"Operator 112" Roman Klasa

 


Sięgając po tę książkę, miałam nadzieję na reportaż o pracy osoby, która odbiera telefony alarmowe, opis ciekawych przypadków i działania służb. Owszem można to w tej publikacji znaleźć, ale nie jest to jej temat główny.

Operator 112, jak zresztą sama nazwa wskazuje, to powieść o operatorze jako człowieku, czyli Romanie Klasie. Autor opisuje swoją ścieżkę edukacji, może nie od przedszkola, ale jednak od dość wczesnych etapów, z których dowiadujemy się, jakie niesprawiedliwości mu się przytrafiły w gimnazjum czy technikum. Zanim jednak to zrobi, w przydługim wstępie, w trakcie którego poczułam pierwszy impuls do wyłączenia audiobooka, opowiada o sobie. Dowiedziałam się więc, jakim człowiekiem z punktu widzenia samego autora jest Roman Klasa - inteligentnym introwertykiem, który nie wierzy w swoje siły i nie lubi ludzi, mówiąc w wielkim skrócie. Sam autor potrzebował bowiem trochę więcej miejsca, by opisać swój charakter. Następnie, chcąc nie chcąc, poznałam ścieżkę studiów Klasy i jak podjął decyzję o aplikacji na stanowisko operatora, jak wyglądała rekrutacja, a następnie szkolenie. Dużo tu odniesień do innych ludzi, nudnawych opisów siebie i własnego życia oraz miejsca pracy. W kolejnym rozdziale autor przechodzi wreszcie do meritum, czyli historii powstania tego numeru alarmowego, opisu jego technicznego działania w rejonie Trójmiasta oraz problemów związanych z funkcjonowaniem i przełączeniem na 112 dotychczasowych numerów alarmowych. Dopiero teraz poznamy sposób pracy, przypadki oraz trudności z jakimi autor się spotkał, tworzenie zgranego zespołu - nie będzie jednak tych informacji bardzo dużo, bo jak się okazuje, praca operatora polega tylko na przełączaniu kolejnych rozmów do odpowiednich służb. Siłą rzeczy autor nie zna więc dalszych losów poszkodowanych, których, czasem bardzo dramatyczne, telefony odebrał.

Ciekawe są także informacje o wpływie tej pracy na funkcjonowanie i życie autora. Klasa opisuje niskie zarobki, długie godziny zmian, zmęczenie, lęk, świadomość nieszczęść, jakie mogą się nam przytrafić.

Mimo wyżej wymienionych ciekawostek odebrałam tę książkę jako zupełnie zbędną. Nie odczuwałam potrzeby poznania życia Romana Klasy i wcale nie chciałam aż tak głęboko w nie wejść. 

Moja ocena: 2/6

Roman Klasa, Operator 112, 264 str., Wydawnictwo MOVA 2020.

poniedziałek, 24 października 2022

"Od jednego Lucypera" Anna Dziewit-Meller

 


Tematyka śląska zawsze jest dla mnie magnesem i książkę Anny Dziewit-Meller od dawna planowałam przeczytać. Nie po raz pierwszy niepotrzebnie z lekturą zwlekałam, bo opowieść o rodzinie Solików wciągnęła mnie bez reszty, mimo że spodziewałam się bardziej reportażu fabularnego niż sagi rodzinnej.

Od jednego Lucypera to przede wszystkim powieść o kobietach, śląskich babach, które nie mają czasu na sentymenty, głupią godkę o uczuciach, bo je przeca tyle roboty, i trza łobiod narychotwać i pranie zrobić i chopu szłapy umyć i chałpa wypucować. Kaj by tam był czas na głupoty. W takiej właśnie zdominowanej przez kobiety rodzinie dorastała Kasia. Dodać należy, że to rodzina pełna tajemnic, bo niby czemu wszyscy mężczyźni z niej tak szybko znikają, czemu mama Kasi tak młodo umarła i kim jest tajemnicza postać na zdjęciu babci z komunii? 

Dziewit-Meller prowadzi swoją narrację dwutorowo. Jest więc Katarzyna, naukowczyni, która mieszka w Niderlandach, pracuje na uniwersytecie, pisze doktorat i próbuje zapomnieć o swojej rodzinie, z której ostała się już tylko babcia. Kasia odniosła sukces, zarabia przecież w euro, ma nawet panią do sprzątania. Nie ma jednak w sobie spokoju. Mimo że próbuje odciąć się od rodzinnych tajemnic i powiązań, to ta więź wciąż w niej tkwi i nie pozwala jeść. Nie pomoże na to żaden holenderski psycholog ani psychiatra. 

W latach 40. XX wieku tuż po wojnie cała Polska ruszyła do roboty, by odbudować nową ojczyznę. Kraj, w którym nie było miejsca na śląskość i obcość, za to wreszcie znalazło się w hutach i kopalniach miejsce dla kobiet. Do chorzowskiej huty ruszyła więc Maryjka Solik, starsza siostra Kasinej babci, która obiecywała sobie po tej pracy wyrwanie się z biedy i samodzielność. Dziewit-Meller opiera się tu na licznych tekstach archiwalnych, cytując ich fragmenty. Pozorne równouprawnienie kobiet oczywiście nie dawało im żadnej wolności, a jedynie dokładało pracy i zmartwień. Tak też było w przypadku Maryjki, która na własnej skórze doświadczyła niesprawiedliwości i chichotu historii. 

Od jednego Lucypera to powieść częściowo o śląskiej historii, o istocie śląskości kobiet i o rodzinnej toksyczności. To powieść z zacięciem feministycznym, ale głęboko osadzona w hajmacie, którego nie sposób się wyzbyć nawet na obczyźnie. To wreszcie powieść, która uwodzi językiem - opisywanym jako kwiecisty, ja go jednak odebrałam jako dosadny, nadający rzeczy słowo, różnorodny i cudownie śląski.

Dobra rzecz, ciekawa historia i świetnie opisany anturaż.

Moja ocena: 5/6

Anna Dziewit-Meller, Od jednego Lucypera, 304 str., Wydawnictwo Literackie 2020.

niedziela, 23 października 2022

"Dziewczyna, która wiosłowała w stronę tęczy" Rakel Helmsdal

 


Argantael ma szesnaście lat i całe życie jej się zawaliło. Nastolatka postanawia podrzeć swój pamiętnik, rzucając jego karty w wody fiordu. Nic nie ma już sensu, dziewczyna rozczarowała się miłością, przyjaciółmi, rodziną. Przejmująca samotność i brak możliwości rozmowy popychają ją do ostateczności. Wypłynąć daleko we fiord, porzucić wszystko, skończyć z życiem, które nie ma perspektywy. To nie są myśli obce nastolatkom, ale w przypadku osób samotnych stają się niebezpieczne.

Rozdziały opisujące sytuację aktualną przeplatają się ze wspomnieniami - Argantael to dziewczyna z dobrego, bogatego domu, w którym nikt nie poradził sobie z chorobą psychiczną matki. Rozpaczliwie szuka oparcia w dużo starszym chłopaku, traci przyjaźnie i szuka struktury, ram w tym, co dzieje się z jej ciałem i umysłem. Gdy odkrywa nową prawdę o sobie i swojej seksualności, nie ma obok nikogo, kto wsparłby zagubioną dziewczynę. 

Nie ona jedna boryka się z problemami - okazuje się, że i jej przyjaciele przeżyli swoje tragedie, a nawet je chłopak i jego przyrodnia siostra nie mieli prostolinijnego życia. Helmsdal szkicuje tę mozaikę postaci ze sporym zrozumieniem dla sposobu pojmowania świata przez nastolatków. Rozterki Argantael są autentyczne i bardzo dla tego wieku typowe. Emocje, które nią targają są uniwersalne, tak zresztą jak naszkicowany przez autorkę świat. Sięgając po tę powieść, nastawiałam się bowiem na hermetyczną społeczność Wysp Owczych. Helmsdal tworzy jednak swój własny mikrokosmos, inspirowany wprawdzie jej rodzimym krajobrazem, ale umieszczony w bliżej nieokreślonym miejscu. Autorka miesza farerskie i obce nazwiska, imiona, wprowadza aspekty dla wysp obce jak pociąg, pozbawia tę społeczność jej zamkniętości (Argantael nie słyszała wcześniej o tragedii, jakiej doświadczył jej przyjaciel). Ten zabieg czyni z tej książki powieść jak najbardziej uniwersalną, pozwalającą na identyfikację z bohaterami każdej nastolatce czy nastolatkowi. Mnie wydała się ona miejscami naiwna i przewidywalna, ale zdaję sobie sprawę, że to nie ja jestem jej grupą docelową.

Moja ocena: 4/6

Rakel Helmsdal, Dziewczyna, która wiosłowała w stronę tęczy, tł. Kinga Eysturland, 144 str., Wydawnictwo dziwny pomysł 2022.

piątek, 21 października 2022

"Pierwszy bandzior" Miranda July

 


Cheryl ma czterdzieści trzy lata, mieszka sama, ma starannie wypracowany system funkcjonowania, stabilną pracę, życie pod kontrolą i całą gamę neurotycznych zachowań. Gdy szefostwo prosi ją, żeby przyjęła na pewien okres ich córkę, nie potrafi odmówić. Okazuje się, że Clee to dość kłopotliwa lokatorka. Młoda, atrakcyjna dziewczyna zalega w brudnym śpiworze na sofie Cheryl i nie zamierza się z niej ruszać. Nie myje się, ciągle gapi w telewizor, je byle co, a Cheryl nagle musi zmienić całe swoje życie. Co więcej pozwala na to, by Clee robiła to, co chce i nie potrafi się z nią uporać. 

Wraz z wtargnięciem sublokatorki do życia Cheryl zmienia się wszystko - a przede wszystkim jej samopoczucie. Ciągle męczący ją ucisk w gardle nagle znika, ale nie pod wpływem równie kosztownej co bezsensownej terapii, ale czegoś zgoła innego. Clee zaczyna bowiem Cheryl bić, co wydaje się być kuriozalnym w obliczu tego, że firma, w której pracuje Cheryl zajmuje się produkcją filmów o samoobronie. To jednak nie jest jedyne kuriozum Pierwszego bandziora. Ta książka to kolekcja absurdów, groteski i nieprawdopodobnych, acz możliwych konstelacji.

Sytuacja jednak diametralnie się zmieni, gdy Clee.... no właśnie, tego nie napiszę, bo jeśli dobrnięcie do tego momentu, lektura nagle stanie się zupełnie inna. Jeśli pierwsza część książki wydała się wam kuriozalna, męcząca, dziwna, ekscentryczna, to zaręczam, że warto przez nią przejść. 

July pod płaszczykiem absurdalnych scen, zadziwiających opisów, komicznych spostrzeżeń ukryła opowieść o samotności i poczuciu bycia potrzebną. Cheryl dryfuje przez życie, nie znając jego głębszego celu i ukrywając głęboko marzenia. Nieustanny ucisk w gardle nie pozwala jej jednak zapomnieć, że coś w nim jest nie tak. Paradoksalnie, Clee, która w przeciwieństwie do Cheryl z życiem zupełnie wydaje sobie nie radzić, pomaga jej w odnalezieniu tego celu. 

Pierwszy bandzior to jedna z najbardziej zaskakujących lektur tego roku - nie tylko na poziomie narracyjnym, także językowo autorka schowała w niej wiele perełek. Brnąc przez początek, wiele z nich utraciłam, zbyt bardzo skoncentrowana byłam na szukaniu sensu w tej powieści, zamiast po prostu cieszyć się lekturą.

Trudno mi tę książkę jednoznacznie zaklasyfikować, ale lektury zdecydowanie nie żałuję.

Moja ocena: 4/6

Miranda July, Pierwszy bandzior, tł. Łukasz Buchalski, 336 str., Wydawnictwo Pauza 2018.

wtorek, 18 października 2022

"Jak wymówić knife" Souvankham Thammavongsa

 


Autorka zbioru Jak wymówić knife jest córką emigrantów z Laosu i o życiu emigrantów traktują jej opowiadania. To teksty krótkie, acz dobitne w swojej wymowie, ale i nie pozbawione emocji. Co ciekawe, nie zawsze będą to emocje negatywne, sporo tu humoru, ironii, dystansu.
Jak to ze zbiorami opowiadań bywa, nie każde zachwyci w tej samej wierze, ale nie znalazłam tu tekstu, który odstawałby od innych, był wyraźnie słabszy. 

Thammavongsa bierze na tapet całą gamę tematów, z jakimi borykają się uchodźcy czy emigranci. Pierwszym z nich będzie oczywiście język - podstawowa bariera, na jaką natykają się świeżo upieczeni emigranci. Inne tematy to samotność i osamotnienie, tęsknota, poczucie niższości, praca poniżej swoich umiejętności i wreszcie problemy rodzinne. Tu przede wszystkim chodzi o niezrozumienie między rodzicami i dziećmi, które szybciej i łatwiej integrują się w nowych warunkach. Autorka świetnie przedstawia ten konflikt pokoleniowy, który staje się konfliktem emigracyjno-integracyjnym.

Dla mnie ten zbiór jest szczególnie ciekawy, bo emigrację obserwuję od wielu lat - widzę różne jej oblicza, działania, taktyki i sposoby na integrację. Perspektywa laotańska wcale nie jest odmienna od polskiej - może anturaż jest inny, ale problemy dokładnie takie same. Thammavongsa świetnie ujmuje najistotniejsze problemy i prezentuje je bez zbędnych ozdobników. Dobra rzecz, ale ze względu na krótkość poszczególnych tekstów zapewne szybko uleci z mojej pamięci. Chętnie przeczytałabym dłuższą formę tej autorki, potrafię sobie zresztą wyobrazić przynajmniej kilka opowiadań jako zalążki powieści.

Moja ocena: 4/6

Souvankham Thammavongsa, Jak wymówić knife, tł. Emilia Skowrońska, 144 str., Wydawnictwo Labreto 2022.

poniedziałek, 17 października 2022

"Sendlerowa. W ukryciu" Anna Bikont

 


Anna Bikont to reportażystka doskonała. Drobiazgowa, dociekliwa, szczera, bezkompromisowa, ale i czuła, starająca się zachować neutralność i obiektywizm. Sięgając po temat życia Ireny Sendlerowej, porwała się na świętość, postać znaną w Polsce i zagranicą, gloryfikowaną i wykorzystywaną do promocji Polski. O Sendlerowej mówi się tylko z estymą i podziwiem, nie sprawdza się prawdziwości podawanych faktów, bo jak podważać taką personę. 

Bikont odważyła się i próbowała dotrzeć do prawdy. Jej celem nie było obalenie mitu czy ujęcie zasług Sendlerowej, a raczej próba poznania jak najwięcej szczegółów z życia tej kobiety. Okazuje się bowiem, że Sendlerowa miała skłonności od opowiadania różnych historii, mieszania faktów, powtarzania historii zasłyszanych i po odkryciu jej zasług współkreowała dość mityczny obraz swojej osoby. Bikont podjęła się pracy mozolnej, bo dokumentów nie dość, że jest mało, to wiele podaje wiadomości sprzeczne lub niepełne, a sama bohaterka niezbyt chętnie te wątpliwości podczas rozmów rozwiewała. Raczej powtarzała tę samą historię, zaskakująco mało mówiąc o swoich uczuciach, upodobaniach czy przemyśleniach osobistych. Uciekała się do sądów ogólnych, stwierdzeń politycznych, pomijając siebie samą. Równocześnie chętnie pracowała na swój obraz, jaki wykształciły media. 

Ten reportaż jednak to nie tylko postać Sendlerowej a raczej obraz całej grupy osób, które angażowały się w pomoc Żydom, a przede wszystkim w ratowanie dzieci żydowskich. Tych postaci było wiele, a ich losy splatały się z życiem Ireny. Bikont rekonstruuje działanie całego skomplikowanego i niezwykle delikatnego systemu wywożenia dzieci z getta. Ponadto skupia się na losach tych dzieci, ukazując, że były to najczęściej synowie i córki z zamożnych rodzin, które były w stanie sfinansować lata utrzymania pociech. Autorka przytacza tu statystyki, próbuje się doszukać listy uratowanych dzieci, doliczyć się, oszacować ich liczbę. Opisuje także problemy, z jakimi zetknęły się dzieci, które wojnę przeżyły - zmiana tożsamości, wyparcie języka i wiary, rozterka między tym, co prawdziwe, a tym co zmyślone.

Wracając jednak do Sendlerowej, autorka ukazuje enigmatyczność tę postaci, jej nieoczywistość, wskazuje na skrajności: na współpracę z PZPR, na surowe osądy, na niesamowite poświęcenie w czasie wojny, na nieudane życie osobiste (dwa rozwody, śmierć dwójki dzieci). Bikont osadza także działania Sendlerowej w kontekście - wojny, PRL, rodzinnym, osobistym. Świetnie udało jej się uchwycić tę niejednoznaczność, lawirowanie, szukanie najlepszej postawy. Równocześnie pokazuje postawy przeróżne - oportunistyczne (Dobraczyński), skrajnie wrogie, antysemickie. Opisy zachowań tych ostatnich to bardzo ciężka lektura. To nie tylko ludzie, którzy nie pomagali ze strachu, ale ludzie, którzy jawnie szkodzili, wydawali, wyśmiewali, okazywali wrogość. To jest tak straszne, że trudno to pojąć, zwłaszcza, że w większości przypadków chodzi o małe dzieci. 

Bikont po raz kolejny stworzyła reportaż niemal doskonały, drobiazgowy, rzetelny, obiektywny. Warto sięgnąć.

Moja ocena: 5/6

Anna Bikont, Sendlerowa, 480 str., Wydawnictwo Czarne 2017.

niedziela, 16 października 2022

"Dziewczyna" Angelika Klüssendorf

 


Dziewczyna nie ma imienia, ma za to młodszego brata, a potem jeszcze jednego i matkę, i ojca. Poza imieniem nie ma jeszcze wielu rzeczy. Na przykład miłości, czułości, zrozumienia, opieki, oparcia. To, co ma nie zrównoważy tego, czego nie ma. No bo jak przemoc, alkohol, obowiązki i bieda mają stanąć w szranki z miłością i spokojem? Nie ma też co wierzyć w to, że coś się zmieni. Matka zawsze będzie matką. Tą matką, którą nigdy nią nie chciała być. Matką, która stawia na piwo i kolejnych facetów, na ulotne chwile szczęścia. Ta matka widzi w dzieciach problem, zawalidrogi i obiekty do wyśmiewania. Tak dorasta dziewczyna. Nie zna innego życia, bo przyjaciółek też nie ma. Stara sobie jakoś radzić w życiu, ale wszystkie próby nie mają szans na sukces. Nastolatka nie ma siły i oparcia, by na stałe zmienić cokolwiek we własnym życiu. Zmęczona opieką nad niemowlakiem, noszeniem w nocy piwa, sprzątaniem i ciągłym życiem w strachu przed tym, co wymyśli matka, nie ma sił na zajęcie się sobą. 

Oparcia nie znajdzie też w szkole, ani na policji, ani w domu dziecka. Będzie go więc szukać w książkach i marzeniach, bo to jedyne, co jej zostaje. Nawet jeśli wie, że jej marzenia nigdy się nie spełnią, dzięki nim jeszcze żyje. 

Ta powieść fizycznie boli. Boli potwornie świadomość, że wiele dzieci ma taką codzienność. Klüssendorf bardzo sugestywnie i autentycznie pokazuje codzienność dziewczyny, jej myśli, wewnętrzną walkę, zależność, upadki i próby zmian swojego życia. Dodatkowego wymiaru nadaje książce kontekst NRD - to właśnie tam dorasta dziewczyna i w tym systemie próbuje znaleźć dla siebie miejsce.

Proza Klüssendorf jest bardzo sugestywna, język potoczysty, autentyczny. Nie ma tu żadnych fałszywych nut, od pierwszej strony uwierzyłam, że przemawia do mnie dwunastolatka. Świetna rzecz, bolesna, ale warto przeczytać.

Moja ocena: 6/6

Angelika Klüssendorf, Das Mädchen, 182 str., Kiepenheuer & Witsch 2011.

piątek, 14 października 2022

"Zbyt inteligentni, żeby żyć szczęśliwie" Jeanne Siaud-Facchin

 


To nie jest pierwsza książka o osobach wysoko uzdolnionych, którą czytam, ale pierwsza, która operuje pojęciem nadinteligencji, opisując osoby, które oprócz wysokiej inteligencji, są także wysokowrażliwe. Kombinacja tych dwóch cech tworzy osoby, które zazwyczaj z życiem się zmagają, zamiast korzystać ze swoich możliwości.

Poczucie wyobcowania, niezrozumienie, wątpliwości, myśli samobójcze to niektóre z cech, które łączą takie osoby, co szczególnie oczywiście widać u tych, które trafiły na terapię. Francuska psycholożka, Jeanne Siaud-Facchin, pracuje z nadinteligentnymi dziećmi, ale i dorosłymi, a książka ta wyrosła na bazie licznych rozmów, spotkań i relacji. Autorka często cytuje swoich pacjentów i na tej podstawie wysnuwa wnioski. 

Poradnik pogrupowany jest w kilka rozdziałów. Po wprowadzeniu i wyjaśnieniu istoty nadinteligencji, autorka na dłużej zatrzymuje się przy osobach dorosłych. Wśród nich właśnie jest największa grupa osób niezdiagnozowanych, którzy zmagają się z życiem i poczuciem szczęśliwości. Wiele z tych osób dociera do zrozumienia siebie dopiero po diagnozie dziecka, a ich własna diagnoza przynosi im ulgę. Autorka ciekawie opisuje rozwój osoby nadinteligentnej, ale nie przeładowuje tekstu szczegółami, skupia się na najbardziej wyróżniających faktach, świetnie ujmuje sposób myślenia, a przede wszystkim odczuwania tych osób. Te rozdziały są najbardziej udane. Kolejne dotyczące trudności, a przede wszystkim radzenia sobie w życiu można czytać wybiórczo, w zależności od danego problemu, z jakim boryka się konkretna osoba. 

Psycholożka poświęciła osobne rozdziały kwestii nadinteligentnych kobiet oraz partnerstwu - oba tematy mocno związane z emocjami i dobrze przedstawione. Jeden z rodziałów tematyzuje także kwestię ludzi, które faktycznie dobrze sobie w życiu radzą, bo w końcu nie każda osoba nadinteligentna zmaga się ze swoim losem.

Ten poradnik zdecydowanie przyda się czytelniczkom i czytelnikom, którzy sami są nadinteligentni lub mają z takimi osobami styczność. Ktoś, kto z tym fenomenem nie ma nic wspólnego, zapewne tej książki nie doceni. Choć to w sumie frazes, bo tak będzie w przypadku każdego poradnika. Ja czasu poświęconego na lekturę nie żałuję, zaznaczyłam mnóstwo fragmentów i dzięki tej książce lepiej zrozumiałam wiele kwestii.

Moja ocena: 5/6

Jeanne Siaud-Facchin, Zbyt inteligentni, żeby żyć szczęśliwie, tł. Monika Szewc-Osiecka, 336 str., Wydawnictwo Feeria 2020.

czwartek, 13 października 2022

"Kroniki Tom 1" Bob Dylan

 


Po tę książkę sięgnęłam tylko i wyłącznie ze względu na Nobla dla autora. Piszę to na początku, bo niestety Kroniki niemożebnie mnie rozczarowały. Tak, nie jestem fanką Dylana, tak, nie słucham jego muzyki, ale chętnie poznałabym jego przemyślenia i życiorys, staram się nie ograniczać do jednej bańki przecież. Niestety opowieść Dylana jest tak potwornie nudna, że z ulgą ją odłożyłam po skończeniu. 

Dylan wprawdzie opowiada o sobie, pozwala zajrzeć w jego życie prywatne, ale czyni to tak bezpłciowo i monotonnie, że trudno wskrzesić w sobie choć krztę entuzjazmu. Przede wszystkim opowieść nie jest uporządkowana chronologicznie, to raczej zbiór esejów, w których Dylan wraca do tych samych wydarzeń lub powtarza sytuacje. Po drugie autor kreuje siebie na artystę przypadkowego, który wcale nie chciał zrobić kariery, a już na pewno nie kariery barda. Sława mu ciąży, popularność przeszkadza i to widać wyraźnie w jego rozważaniach. Po trzecie książka pełna jest nazwisk, postaci, nazw lokali, ulic, dzielnic - z trudem przedzierałam się przez szczegółowe informacje o osobach, które mnie nie interesują, o których nigdy nie słyszałam i pewnie nigdy tej niewiedzy nie zmienię. Te opisy są przeraźliwie monotonne, a przecież mogłyby stanowić ciekawy kolaż, ilustrację życia w Nowym Jorku w ubiegłym wieku - no właśnie nawet dokładnie nie wiadomo, co kiedy się dzieje, bo Dylan nie dba o swojego czytelnika, a raczej zmusza go do własnych poszukiwań. Dla fanów barda to może łatwizna lub wiedza oczywista, dla mnie kolejne utrudnienie podczas lektury. 

Nie ukrywam, że Nobel dla Dylana był dla mnie dużym zaskoczeniem i do dziś jest decyzją niezrozumiałą. Odbieram muzyka jako postać bardzo głęboko osadzoną w kulturze amerykańskiej, która tematyzuje tamtejsze problemy czy bolączki, a zdecydowanie wolę, gdy honorowane są mniej znane kultury. 

Moja ocena: 2/6

Bob Dylan, Chronicles Volume One, tł. Kathrin Passig, Gerhard Henschel, 304 str., Hoffmann und Campe 2004.

wtorek, 11 października 2022

"Lato utraconych" Anna Kańtoch

 


Po satysfakcjonującej lekturze Wiosny zaginionych postanowiłam poznać całą trylogię z Krystyną Lesińską w roli głównej. Bardzo pasuje mi zwykłość tych kryminałów - osadzenie na Śląsku, zwyczajne życie, polskie realia, postać bohaterki. Kańtoch w tej trylogii cofa się, a Lato utraconych przedstawia Krystynę o dwadzieścia lat młodszą. Właśnie nagle zmarł jej mąż, a kobieta pomaga sobie w przechodzeniu żałoby pracą. Sama zresztą nie jest już najmłodsza i mogłaby zapewne przejść na wcześniejszą emeryturę i pomóc przy wnuczce. Taki scenariusz policjantce jednak zupełne nie pasuje, wszak ma tendencję do pracoholizmu. 

Zadowolona jest więc z faktu, że skierowano ją do najnowszej sprawy. W lasach niedaleko Żywca odnaleziono w leśniczówce rodzinę - cztery osoby nie żyją, a jedna jest poważnie ranna. Ranny chłopiec okazuje się być dzieckiem, które zaginęło ponad dziesięć lat wcześniej w Tatrach. Krystyna wraca więc do dawnej sprawy, która kryje w sobie wiele tajemnic, ale także przypomina jej o zaginięciu brata w Tatrach, z którym (zaginięciem, nie bratem), jak wiemy z poprzedniego tomu, nigdy się nie pogodziła.

I w tym tomie wątek zaginięcia jest tematem przewodnim - okazuje się bowiem, że nie wszystko jest takie, jakim się wydaje być na pierwszy rzut oka. Pozorne porwanie może być ratunkiem, a życie w izolacji zbawieniem. Kańtoch kreśli ciekawe rysy psychologiczne nawet w przypadku postaci zupełnie pobocznych jak przypadkowy kierowca, który podrzucił jedną z bohaterek do miejsca zbrodni. Samo rozwiązanie zagadki śledczej nie jest oczywiste i nawet dość zawikłane, ale przyznam, że bardziej interesowały mnie w tej książce portrety psychologiczne poszczególnych. To w zasadzie wada kryminału, wszak chodzi o zbrodnię, a nie postaci, ale naprawdę z przyjemnością wysłuchałam Lata utraconych i na pewno sięgnę po kolejny tom. 

Moja ocena: 5/6

Anna Kańtoch, Lato utraconych, 400 str., czyt. Aleksandra Justa, Wydawnictwo Marginesy 2021.

piątek, 7 października 2022

"Oprzyj swoją samotność o moją" Klara Hveberg


 

Młoda wybitna studentka matematyki odkrywa pokrewną duszę w swoim profesorze. Łączy ich niebywała wspólnota zainteresowań, sposób myślenia, zdolności, zainteresowania. Ten związek przeradza się w miłość. I w tym momencie można by pomyśleć, że to oklepany wątek, historia stara jak świat, opisana setki razy. To wszystko prawda, Klarze Hveberg udaje się jednak stworzyć coś nowego, świeżego, odkrywczego, bazując z niezwykle spokojnej, niespiesznej narracji. 

Miłość i przywiązanie Rakel do starszego mężczyzny są zrozumiałe, tak samo jak fakt, że kobieta czeka, aż ukochany zdecyduje się zostawić dla niej rodzine. Ta wyjątkowa wspólnota intelektualna jest tego warta. Dla inspirujących rozmów, wspólnych badań, dyskusji, zagadek warto poświęcić wiele, zwłaszcza jeśli się jest samotnym. A Rakel samotna jest bardzo. Jej ojciec od najmłodszych lat stawiał jej intelektualne wyzwania, zapominając o warstwie uczuciowej, a matka - emigrantka, która nigdy nie odnalazła się w Norwegii, potrzebowała córki, by dawała jej poczucie sensu życia. Osierocona emocjonalnie dziewczyna potrzebowała poczucia akceptacji, czułości, zrozumienia i przewodnika. 

Autorka nawiązuje w narracji do zdolności matematycznych i muzycznych Rakel, która odkrywa, że jej historia nie jest jednostkowa. Wraz z kochankiem bada życiorys Sofii Kowalewskiej, odkrywając paralele ze swoim życiem. Takie paralele odkrywa też w innych życiorysach na przykład słynnych kompozytorów. Świat zaczyna przypominać fraktal, powielając ten sam los w różnych miejscach i sytuacjach. 

To powieść pełna nawiązań do literatury (Alice Munro!), do historii, muzyki i matematyki - powieść, która zachęca, zmusza wręcz do dalszych poszukiwań i rozważań i która na pewno była ogromnym wyzwaniem dla tłumaczki. Jej szufladkowa kompozycja jest niezwykle ciekawa i inspirująca. Zachwyciły mnie nawet takie detale jak korelacja między imieniem i nazwiskiem autorki i bohaterki. 

Powieść Norweżki ukazuje samotność osoby wybitnie uzdolnionej, która może zaspokoić poczucie wspólnoty tylko z kimś równym jej intelektualnie. To także opowieść o chorobie, która może zaważyć na całym życiu.

Piękna, wszechstronna proza.

Moja ocena: 5/6

Klara Hveberg, Oprzyj swoją samotność o moją, tł. Karolina Drozdowska, 326 str., Wydawnictwo Marpress 2021.

czwartek, 6 października 2022

"Ostatni wywiad" Eshkol Nevo

 


Pisarz w średnim wieku, któremu rozpada się dotychczasowe życie, nie będzie miał weny i spokoju do pisania. Jego ostatnią powieścią ma być więc wywiad, wszak pytań od czytelników zebrało się dziesiątki. Pisarz decyduje więc, że wreszcie na nie odpowie, jak najbardziej szczerze. I mimo że formalnie książka ma postać wywiadu, to wcale nim nie jest. Pytania są, ale odpowiedzi wykraczają daleko poza tradycyjne ramy rozmowy. Są krótkie i kilkuzdaniowe, ale są też takie, która zajmują wiele stron. Są jednoznaczne, ale i takie, w których trudno doszukać się konkretnego odniesienia do danego pytania. Jedno jest pewne, wszystkie pytania są przyczynkiem do snucia opowieści. Główny bohater opowiada więc o swoim życiu - o rozpadającym się małżeństwie, o utraconej relacji z najstarszą córką, o lęku przed stratą dwojga młodszych dzieci, o umierającym na raka przyjacielu. Opowiada też o swoim życiu jako pisarz - o podróżach, odczytach, spotkaniach, rozmowach, reakcjach, wyjazdach. Sięga do dalekiej przeszłości, wspominając wyprawę z kumplami do Ameryki Południowej. Te wszystkie fakty i wspomnienia przeplatają się ze sobą, wcale nie chronologicznie, dając obraz człowieka będącego świadomym upływu czasu i nieuchronności straty.

Mimo że narrator zapowiada szczerość i prawdę, to czytelniczka czy czytelnik wcale nie mogą być pewni, czy tak faktycznie jest. Pisarz chętnie zwodzi, koloryzuje, podważa własne słowa. Ta pisarska maniera zaważy także na jego relacjach. Żona, która zawsze chciała wyjść za pisarza, po czasie wcale z tego faktu nie jest zadowolona, a córka, która odnalazła samą siebie w powieściach ojca, wręcz się na niego obraża. Nevo w wielu miejscach porusza problem granicy między prawdą a fałszem czy wpływem biografii pisarza na treść jego powieści. 
Tworzenie tej powieści, wywiadu jest rodzajem autoterapii. Narrator, odpowiadając, szuka odpowiedzi na problemy własnego życia, próbuje dotrzeć do ich sedna, ale w rzeczywistości nie jest w stanie zdobyć się na działanie. Przyjmuje więc pozycję obserwatora tego, co się w jego życiu dzieje i co jego rodzina czy przyjaciele z danym faktem zrobią. Ta stagnacja jest wyrazem jego próby pogodzenia się z nieuchronnym, z tym, że wszyscy odchodzą - dzieci, żona i przyjaciel. 

Ostatni wywiad jest powieścią bardzo mocno osadzoną w Izraelu, treść naszpikowana jest odwołaniami do kultury czy polityki tego kraju, a tłumaczka pomaga czytelniczkom i czytelnikom w nawigowaniu w tym mało nam znanym świecie, umieszczając przydatne przypisy. 

Zamysł autora i konstrukcja tej powieści bardzo mi się podobały - odebrałam je jako w pewien sposób nowatorskie, świetnie dobrane do narracji o życiu pisarza. Podobało mi się to, że autor czasem mnie zwodził na manowce, że nigdy nie wiedziałam, czego oczekiwać po kolejnej odpowiedzi. Ciekawa proza, po którą warto sięgnąć.

Moja ocena: 5/6

Eshkol Nevo, Ostatni wywiad, tł. Anna Halbersztat, 432 str., Wydawnictwo Pauza 2022.

środa, 5 października 2022

"Dziewczyna z pociągu" Paula Hawkins

 


Wybrałam tę książkę na dłuższą podróż samochodem - szukałam bowiem lektury łatwej i wciągającej, a swego czasu ta powieść cieszyła się sporą popularnością. 
Opowieść zasadza się na obserwacjach jeżdżącej regularnie pociągiem kobiety, która mieszka w podlondyńskiej miejscowości. Podczas podróży obserwuje te same domy, szczególną uwagę zwracając na ulicę, przy której kiedyś mieszkała. Tam w jednym z domów mieszka pozornie szczęśliwa para. Rachel fantazjuje na jej temat, kompensując sobie swoje nieudane życie. Kobieta mieszka u koleżanki, która użyczyła jej pokoju, do Londynu jeździ, pozorując, że nadal ma pracę, a tę konkretną ulicę obserwuje, bo wciąż kocha byłego męża. Tom rozszedł się z nią, gdy wpadła w alkoholizm po nieudanych próbach zajścia w ciążę. Teraz w ich domu mieszka z nową żoną i małą córką. Rachel wkracza w akcję, gdy ginie mieszkanka domu, który od dawna obserwuje. Nie mieści jej się w głowie, że policja podejrzewa męża, w jej głowie tworzyli przecież idealną parę. Zdając sobie sprawę ze swojego alkoholizmu, który podkopuje jej wiarygodność, często wpada w sieć kłamstw. 

Hawkins stworzyła kryminał psychologiczny, w którym jednak na próżno szukać napięcia. Najciekawsze są postaci kobiet, które naprzemiennie prowadzą narrację, ale nie wychodzą one poza stereotypowe ramy uzależnionych od miłości mało decyzyjnych żon. Autorka wprawdzie ubogaciła ich życiorysy w tragedie, ale wszystkie związane są z macierzyństwem. To typowe podejście do kobiet zupełnie mi nie podeszło, tak samo jak nie przekonał mnie wątek amnezji Rachel. 

Dołączam do grona czytelniczek i czytelników, którzy nie są w stanie odnaleźć ukrytego w tej powieści fenomenu, który stworzył z niej bestseller. Z marszu mogłabym wymienić cały szereg kryminałów o niebo lepszych od tego. 

Owszem na jazdę samochodem jest to może dobra książka, zwłaszcza że nie przyspieszy pulsu słuchaczki czy słuchacza. Niecałe dwa tygodnie po jej wysłuchaniu z trudem przypominam sobie jej treść, nic więcej zresztą nie muszę, bo lekturze nie towarzyszyły żadne emocje.

Moja ocena: 3/6

Paula Hawkins, Dziewczyna z pociągu, tł. Jan Kraśko, czyt. Karolina Gruszka, 328 str., Świat Książki 2015.

wtorek, 4 października 2022

"Internat" Serhij Żadan

 


Pasza to główny bohater Internatu - niezbyt przebojowy trzydziestoparolatek, nauczyciel języka oficjalnego, użytkownik języka lokalnego, wujek, którego siostrzeniec utknął w internacie, a tymczasem na ulicach szaleje wojna. Pasza niespecjalnie jest zaangażowany w konflikt, nie rozważa która strona jest która, o co w tym wszystkim chodzi i kto jest za co odpowiedzialny. Rusza więc do internatu gdzieś w Donbasie i przechodzi szkołę życia i przetrwania. Pasza natyka się na liczne posterunki, żołnierzy, schrony, grupy ludzi, koczuje na dworcach i w przeróżnych przypadkowych miejscach. Podczas tej wędrówki musi zająć stanowisko, stać się częścią konfliktu, nauczyć się z nim żyć, poruszać po niebezpiecznym terenie i zająć się nastolatkiem, którego faktycznie w internacie znajduje.

Narracja Żadana jest gęsta, intensywna, pełna szczegółów, opisów, ale i poezji, metafor i głębi. Pasza jako główny bohater świetnie oddaje postać zwykłego obywatela, który chce spokojnie żyć i zupełnie się nie angażować politycznie. Żadan na jakiego przykładzie ukazuje, jak nie można uciec od wojny, jak nas osacza i zmusza do przyjęcia konkretnej postawy. 

Bardzo chciałam, żeby mi się ta książka podobała. Przyznaję, że sięgnęłam po nią teraz, bo literatura ukraińska zyskała nagle na popularności od początku wybuchu wojny, choć miałam ją na liście od dawna. Poszłam za tłumem, miałam przed oczami fantastyczne oceny na goodreads, ale niestety ja na tej powieści poległam. Nie potrafiłam się zaangażować w narrację, polubić głównego bohatera ani zachwycić językiem. Owszem, wymęczyłam ją do końca, ale niestety bez zupełnie żadnych emocji. 

Moja ocena: 2/6

Serhij Żedan, Internat, tł. Michał Petryk, 288 str., czyt. Sebastian Konrad, Wydawnictwo Czarne 2019.

sobota, 1 października 2022

Stosikowe losowanie październik 2022


McDulka wybiera numer książki dla Anny (w stosie 297 książek) - 111
Anna wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1250 książek) - 865
ZwL wybiera numer książki dla Guci (w stosie 65 książek) - 47
Gucia wybiera numer książki dla Oli (w stosie 113 książek) - 12
Ola wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 5 książek) - 4
Agnes wybiera numer książki dla Hopeforbooks (w stosie 177 książek) - 111
Hopeforbooks wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 21 książek) - 8
Maniaczytania wybiera numer książki dla McDulki (w stosie 250 książek) - 70