niedziela, 28 lutego 2021

"Ta druga" Therese Bohman

 



Główna bohaterka powieści mieszka w niewielkiej suterenie, pracuje, a raczej dorabia w szpitalnej stołówce i marzy o zostaniu pisarką. Jej przyjaciółka prowadzi życie studenckie pełne imprez, beztroski, bez zmartwień finansowych. Bohaterka tymczasem pochodzi z rodziny o niższym statusie społecznym, nie ma żadnego wsparcia finansowego - na dobrą sprawę rodzina w książce zupełnie się nie pojawia. Może więc liczyć tylko na siebie. Pełna rozterek bohaterka zwraca uwagę na przystojnego lekarza, który regularnie jada w stołówce. Delikatnie próbuje zwrócić jego uwagę na siebie, co po pewnym czasie się jej udaje. Nawiązują romans, bez szans na kontynuację. Lekarz, Carl, ma rodzinę, już drugą, ustabilizowane życie, a bohaterka wydaje się być dla niego tylko odskocznią. Ona natomiast widzi w Carlu trampolinę do wyższej strefy, do beztroskiego życia, pięknych mebli i sprzętów. 

Ta powieść to ciekawe i wielowymiarowe studium młodej kobiety, zagubionej w życiu i swoich pragnieniach. Główna bohaterka wydaje się być niedojrzała i niepewna w swoich osądach. Jej miłość do Carla przypomina raczej młodzieńczą fascynację człowiekiem, który ma dobre, ustabilizowane życie, zasoby finansowe, pięknie urządzony dom, czyli to wszystko, czego ona dotąd w życiu nie zaznała. Sposób, w jaki próbuje do tego dojść, jest jednak nieporadny. Romans z lekarzem daje jej jedynie wgląd w takie życie, ale nie realny wzrost statusu. Bohaterka nie podejmuje żadnych konkretnych prób zmiany swojej sytuacji - nie szuka lepszej pracy, nie planuje kontynuacji studiów, jej myśli nie mają pokrycia w czynach.

Powieść Bohman może być odczytywana w wielu wymiarach, jak ukazała nasza dyskusja na Pauzowym Klubie Książkowym. Dla jednych to powieść o zdradzie, dla innych o różnicach społecznych, a jeszcze inni będą tu widzieć portret psychologiczny młodej kobiety. Językowo ta książka nie przekonała mnie do końca, sporo tu dłużyzn, dość infantylnych rozważań głównej bohaterki, co nie oznacza, że sama powieść mi się nie podobała. To zdecydowanie ciekawa pozycja, warto po nią sięgnąć.

Moja ocena: 4,5/6

Therese Bohman, Ta druga, tł. Justyna Czechowska, 192 str., Wydawnictwo Pauza 2020.

środa, 24 lutego 2021

"Zabierz mnie do domu" Marie Aubert


Ten zbiór opowiadań to pierwsza książka Marie Aubert i bardzo widoczne są tu wątki, które autorka głębiej rozpracowała w Dorosłych, tworząc z nich opowiadanie makro. W kilku opowiadaniach te reminiscencje były bardzo silne, powtarzają się sceny, emocje, kulisy.
Aubert wydaje się zajmować człowiekiem na rozdrożu życia. To może być nowy związek, wspomnienie starego, układanie sił w po rozwodzie, wyjście z więzienia. Siłą tej prozy jest jej prostota i szczerość w wyrażaniu uczuć i tego, co niewymawialne. Aubert wali bowiem prosto w oczy. Opisuje to, do czego ledwie się przyznajemy przed samymi sobą. Nawet jeśli nie zawsze odczuwamy wspólnotę doświadczeń z bohaterami opowiadań, to niemal w każdym łatwo znaleźć wspólne punkty, myśli, przeżycia. 

Tuż po lekturze byłam zachwycona, urzeczona tą prozą. Zastanawiam się jednak na ile ten zachwyt we mnie pozostanie, bo kilka dni po lekturze z trudem przypominam sobie fabułę poszczególnych opowiadań. Na pewno pozostaną we mnie te, które głębiej omówiliśmy na klubie książkowym plus jedno, które bardzo mnie uderzyło. Ojciec zajmuje się kilkuletnią córką, po rozwodzie przychodzi mu to z trudem, ponieważ córka go nie akceptuje, wini, krzyczy, jednym słowem zachowuje się strasznie, co wymaga ogromnej dozy cierpliwości. Ojciec nie jest w stanie przełamać jej buntu, przekonać o miłości i dobrych zamiarach. Gdy traci kontrolę nad sobą i uderza dziecko, czuje się potwornie winny. Zaskakująca jest natomiast reakcja córki.
Dyskusje na klubie książkowym pokazały jak różnie można odczytywać niektóre z opowiadań i unaoczniły mi, że warto je rozgrzebać, zdrapać wierzchnią warstwę, bo ukrywają w sobie naprawdę wiele. 

Warto czytać te opowiadania powoli, o ile się wam uda (mnie się nie udało) i do nich wracać, bo przekonana jestem, że każde z nich zawiera w sobie więcej treści niż ta, która rzuca się na pierwszy rzut oka. 
Lakoniczność formy i języka są tu atutem - pozostawiają czytelnika z domysłami, ale i zmuszają do rozmyślań i własnych interpretacji. Aubert potrafi uchwycić w niewielu słowach to, co w ludzkiej egzystencji boli, uwiera, haczy. To, co tak chętnie zamiatamy do ostatnich komórek mózgu. 

Warto, polecam, doceńcie także dobre tłumaczenie Karoliny Drozdowskiej.

Moja ocena: 5/6

Marie Aubert, Zabierz mnie do domu, tł. Karolina Drozdowska, 128 str., Wydawnictwo Pauza 2021.

wtorek, 23 lutego 2021

"Arystokratka na królewskim dworze" Evžen Boček

 


To nie będzie obiektywny tekst, nic a nic. Obawiałam się, że z każdym kolejnym tomem formuła tej serii mi się znudzi, dowcipy staną się oklepane, bo przecież ile można. Poza tym mnie rzadko śmieszą książki, do łez nigdy. Poza Arystokratką. Ta działa na mnie od pierwszych słów i to jedyne książki, które czytam stricte dla rozrywki. Podczas lektury chichram się nieustannie, tak, do łez! To faktycznie jedyne książki, które mnie potrafią rozbawić do tego stopnia. Humor Bočka idealnie współgra z moim poczuciem humoru. Całkowicie i niezaprzeczalnie.

Po próbie kradzieży słynnego obrazu Rembrandta z Kostki, został on zwrócony Niderlandom. Pełna wdzięczności królowa Beatrycze wysyła oficjalne zaproszenie do Kostki na uroczyste odsłonięcie obrazu w Mauritshuis. Ojciec Marii wpada w furię - nigdzie się nie wybiera, szczególnie że spodziewa się, że taka podróż oczywiście zrujnuje zamek. Maria jednak ma inne plany, poza tym sądzi, że wyprawa do Holandii dobrze zrobi załamanej śmiercią Lady Di matce. Problem w tym, że na miejsce ojca można zabrać trzecią osobę - kogo wybrać? Okazuje się, że protokół dyplomatyczny sugeruje zabranie kustosza, który tak wspaniale zajmował się przez lata obrazem. Co tu dużo mówić, obrazem zajmowała się pani Cicha i to ona ma po raz pierwszy od komuny opuścić Kostkę. Ku zadowoleniu ojca, bilety na samolot fundują czeskie linie lotnicze, a nowe stroje mecenas Benda. Nie zdradzę zbyt wiele, jeśli napiszę, że Maria na dworze królewskim zrobi furorę, a pani Cicha będzie hitem książki. Orzechówki będzie mało, ostrzegam!

Jestem pewna, że wierne czytelniczki i czytelnicy serii po tym krótkim opisie potrafią sobie wyobrazić poziom komizmu. Co więcej, jeszcze pewniejsza jestem, że żadnego opisu nie potrzebują, bo książkę na pewno już przeczytali. Ale wiecie, co w tym tomie jest najlepsze? Zakończenie, które wyraźnie wskazuje, że będzie dalszy ciąg. 

Moja ocena: 5/6

Evžen Boček, Arystokratka na królewskim dworze, tł. Mirosław Śmigielski, 200 str., Wydawnictwo Stara Szkoła 2021.

poniedziałek, 22 lutego 2021

"Pożegnanie z Afryką" Karen Blixen

 


Nigdy nie czytałam tej powieści, zapewne widziałam film, choć nic z niego nie pamiętam, więc miałam całkowicie błędne wyobrażenie o książce Karen Blixen. Nie spodziewałam się, że nie jest to ciągła narracja lecz raczej zapiski, wspomnienia, opowieści, nie zawsze chronologiczne.

Blixen opisuje życie na farmie we wszystkich jego aspektach. Wiele miejsca poświęca samej uprawie kawy, troskom, problemom, plagom, zbiorom i zarobkom. Ważniejsi jednak są ludzie. Autorka z równą czułością opisuje przyjaciół, którzy do Afryki przybyli z Europy jak i tubylców, którzy dla niej pracują. Te opowieści są niezwykle piękne, pełne czułości i zrozumienia. Autorka cudownie opisuje zwyczaje Kikujusów i Somalijczyków - czyni to z ogromną pokorą, zrozumieniem i respektem. Zaskoczona jestem tych faktem, bo nie oczekiwałam od autorki książki, która powstała sto lat temu takiej serdeczności wobec, bądź co bądź, jej poddanych. Te dokładnie opisy zwyczajów, koneksji rodzinnych, a przede wszystkim sposobu pojmowania świata, sprawiedliwości, rozsądzania sporów są cudownym świadectwem czasu. 

Wielkim bohaterem tej powieści jest także afrykańska natura, która jest stale obecna w prozie Blixen. Autorka opisuje zwierzęta (także polowania, aczkolwiek nie są one dla niej rozrywką, a raczej koniecznością), zmiany w przyrodzie, noce, gwiazdy, roślinność, ukształtowanie terenu. Czyni to z wielką miłością i zaangażowaniem. Faunę i florę traktuje z taką samą pokorą i respektem jak Afrykańczyków. Zawsze pamięta, że to ona jest przyjezdną i że jej rolą jest służyć ziemi. 

W tych opowieściach przewijają się też tematy osobiste - samotność, zwątpienie, podejmowanie trudnych decyzji, ale i przyjaźń z Denysem Finchem-Hattonem oraz jego tragiczna śmierć. Mimo to Blixen jest tu postacią drugoplanową, wyraźniej pojawia się tylko na końcu książki, gdy pisze o przygotowaniach do opuszczenia Afryki. Nie sposób jednak nie dostrzec, że była to kobieta nietuzinkowa, samodzielna, wyemancypowana, szczególnie pamiętając, że mówimy tu o latach 20. i 30. XX wieku. 

Nie można nie przyznać Blixen talentu literackiego - jej język jest zachwycający, aczkolwiek sama powieść mnie nie porwała. Nastawiona byłam na ciągłą narrację, a nie zaledwie zapiski i pewnie stąd wynika moje rozczarowanie. Obawiam się, że wiele z treści bardzo szybko umknie z mojej pamięci. Pożegnanie z Afryką to raczej książka do podczytywania i powrotów do niektórych fragmentów. Cieszę się jednak, że dzięki pięknej serii skandynawskiej po nią sięgnęłam, przede wszystkim ze względu na postać autorki. Lektura była dla mnie przyczynkiem do zapoznania się z jej biografią i dalszych poszukiwań.

Moja ocena: 4/6

Karen Blixen, Pożegnanie z Afryką, tł. Józef Giebułtowicz, Jadwiga Piątkowska, 458 str., Wydawnictwo Poznańskie 2019.

niedziela, 21 lutego 2021

"Die Herrenausstatterin" Mariana Leky

 


To było moje pierwsze spotkanie z prozą Mariany Leky i chyba powinnam jednak sięgnąć najpierw po jej najpopularniejszą książkę Sen o okapi, bo ta powieść bardziej mnie do Niemki zniechęciła niż zachęciła.

Początek był całkiem niezły. Katja pracuje w biurze tłumaczeń i prowadzi dość spokojne życie. Podczas wizyty u dentysty okazuje się że jej stomatolog wyjechał i zastępuje go Jakob. Katja jest zafascynowana nowym lekarzem, który wszystko tłumaczy, uspokaja i jest niezwykle delikatny. Także Jakob zakochuje się w pacjentce. Para prowadzi dość szczęśliwy związek, bierze ślub, a krótko po nim Katja traci wzrok. Po operacji, dowiaduje się, że Jakob ma romans i odchodzi. To streszczenie brzmi banalnie, jak treść podłego romansu, tymczasem powieść Leky nie ma nic wspólnego z tym gatunkiem literackim. 

Ta treść wydaje się mieć znaczenie drugorzędne, bo cała powieść zasadza się na języku. Język autorki jest niezwykle wyrafinowany, poetycki, delikatny, zachwycający. Leky powtarza całe frazy, tworzy metafory, szkicuje obrazy, posługuje się symbolami, korzysta garściami z filozofii. 
Pierwszoosobowa narracja pozwala czytelnikowi sięgnąć wgłąb Katji, co nie oznacza, że można ją zrozumieć. Ta powieść zmusza do domysłów. Czy Katja oszalała po odejściu i śmierci Jakoba? Czy postaci, z którymi się spotyka są prawdziwe? Czy dialogi to jej monologi wewnętrzne? Dlaczego jest taka samotna, dlaczego jej rodzina i przyjaciółka pozostawiają ją samej sobie. A może to wszystko to jedna wielka metafora? Wyraz żałoby i reakcja na stratę? Trudno zrozumieć, który wycinek życia Katji poznajemy, wiemy bowiem tyle, ile ona sama opisuje. 

Jestem przekonana, że to książka, która zachwyci lub pozostanie zupełnie niezrozumiała. Dla mnie jest przede wszystkim dziwaczna, zbyt, hmmm, odjechana. Pierwsza część bardzo mi się podobała, ale wraz z wprowadzeniem profesora Blanka i strażaka Armina straciłam do niej serce. Wykreowany przez Leky świat stał się dla mnie zbyt fantastyczny i odrealniony. Doceniam jednak język i na pewno sięgnę po wszędzie chwalony Sen o okapi, który zresztą czeka już na czytniku.

Moja ocena: 3/6

Mariana Leky, Die Herrenausstatterin, 206 str., czyt. Annette Frier, Random House Audio 2011.

sobota, 20 lutego 2021

"Abgefackelt" Michael Tsokos



Ostatnio zupełnie zapomniałam, że czytam dwa cykle Michaela Tsokosa. Tymczasem w obu ukazały się kolejne tomy. Ten niemiecki lekarz sądowy jest niezwykle płodnym pisarzem! Cykl o Paulu Herzfeldzie należy do kategorii true crime, co implikuje, że autor czerpał ze swojego doświadczenia zawodowego. Trudno zresztą uniknąć takich myśli, skoro główny bohater jest zdolnym medykiem sądowym, który pracuje w instytucie w Kilonii. Wydarzenia z poprzedniego tomu tak bardzo dotknęły jego rodzinę, że teraz, trzy tygodnie później, trudno wrócić mu do normalnej rutyny w pracy, co więcej partnerka Paula zupełnie nie radzi sobie z traumatycznymi przeżyciami. 

Szef Herzfelda wpada na pomysł wysłania go do Itzehoe, gdzie w klinice właśnie zwolnił się wakat patologa. Paul ma tam zostać kilka tygodni, wykorzystać ten czas na odpoczynek i powrót do sił. Na miejscu okazuje się jednak, że w Itzehoe rządzą małomiasteczkowe koneksje, a śmierć jego poprzednika wcale nie była naturalna. Doktor Pettersen zginął podczas pożaru archiwum kliniki, co odhaczono jako samobójstwo. Co dziwne, na komputerze nie ma żadnej dokumentacji ani akt pacjentów, papierowe archiwum lekarza także zniknęło. Taki stan rzeczy nie wpływa dobrze na rekonwalescencję Herzfelda. Wprawdzie jego praca jest łatwa i niezbyt skomplikowana - jako lekarz medycyny sądowej nie ma zazwyczaj wiele wspólnego z pracą patologa, a klinika w małym mieście też nie jest miejscem, gdzie czekają niezliczone próbki do badań. Tak więc, chcąc nie chcąc, Paul zaczyna drożyć sprawę poprzednika, zwłaszcza, że zwraca się do niego rodzina zmarłego, którego akt nie sposób znaleźć w Itzehoe. Ową rodzinę wezwał listownie przed śmiercią doktor Pettersen. Herzfeld nie może jednak dociec, jaki problem chciał on omówić.

Abgefackelt to bardzo zręcznie napisany kryminał, akcja jest wartka, choć dość wcześnie domyśliłam się tła przestępstwa. Tsokos świetnie wplata w akcję informacje o pracy medyka sądowego, o procedurach medycznych, ale i umiejętnie opisuje małomiasteczkowy świat. Dla mnie największym atutem książek Tsokosa jest jego wiedza medyczna i doświadczenie zawodowe, które tak świetnie wykorzystuje w narracji. Liczne informacje i ciekawostki stricte medyczne są dla mnie największym atutem, choć pewnie znajdą się czytelnicy, którzy woleliby więcej kryminału, a mniej medycyny.

Moja ocena: 5/6

Michael Tsokos, Abgefackelt, 352 str., czyt. Wolfgang Wagner, Audible Studios 2020.

piątek, 19 lutego 2021

"Córka" Anne B. Ragde

 


Bardzo czekałam na kolejny tom sagi rodziny Neshov, bo bardzo polubiłam styl Anne B. Ragde, i co tu ukrywać, byłam szalenie ciekawa, jak potoczą się losy Torunn po śmierci Margida. Ten tom faktycznie zdominowany jest właśnie przez gospodarstwo Neshov - do Danii nie przenosimy się ani razu, za to Erlend z całą rodziną przyjeżdża na ferie do bratanicy. 

Ta część jest spokojna, bez wielkich zwrotów akcji, skoncentrowana na psychice Torunn, która nadal nie doszła do siebie po utracie Margida. Teraz jest czas na ostateczne decyzje, na zadomowienie się w Neshov, na uznanie dziedzictwa. To długotrwały proces, który odbywa się wewnątrz kobiety, ale także wymaga pewnych kroków. Torunn stopniowo remontuje dom - urządza sypialnie dla gości, luksusową łazienkę, wyrzuca stare meble, zaprowadza własne porządki. Wreszcie stawia nowy maszt, na którym tak zależało Tormondowi. Powoli aklimatyzuje się w roli szefowej biura pogrzebowego, stale wspominając rady Margida. Naturalną konsekwencją tej aklimatyzacji jest dla Torunn dodanie do nazwiska członu Neshov, co wprowadza jej matkę w stan furii i śmiertelnej obrazy.

Tormond natomiast świetnie odnalazł się w domu starców i ciągle uczy się wyrażać swoje potrzeby i myśli. 

Zresztą co tu dużo pisać o treści, kto zna cykl i tak sięgnie po ten tom i przeczyta jednym tchem. Mnie po raz kolejny zachwyca sposób pisania autorki - pozbawiony przesady i ozdobników, czasem dosadny, czasem skupiony na szczególe, ale zawsze podkreślający surowość życia na północy. Wiele dzieje się tu między wierszami, w podtekstach, napomknieniach. Ragde udało się stworzyć opowieść o rodzinie, która może istnieć wszędzie, która ma swoje tajemnice, której członkowie popełniają błędy i ponoszą ich konsekwencje przez całe życie. To zwykli ludzie - niezdecydowani, smutni, źli, cieszący się drobnostkami, zmagający z życiem. Myślę, że właśnie dlatego ta saga tak przyciąga czytelnika. Zresztą słowo saga kojarzy się z wielotomowymi cyklami o ogromnym rozmachu, z mnogością postaci i opisów, tymczasem powieści Norweżki wydają się być tego przeciwieństwem, to po prostu zwykłe opowieści o zwykłym życiu. 

Ciekawa jestem, czy ten tom faktycznie kończy ten cykl. Nie obrażę się, jeśli powstanie kolejny, ale z drugiej strony mam poczucie, że już wystarczy. Życie się ułożyło, już nie trzeba niczego dodawać.

Moja ocena: 5/6

Anne B. Ragde, Córka, tł. Ewa M. Bilińska, Karolina Drozdowska, 324 str., Wydawnictwo Smak Słowa 2020.

czwartek, 18 lutego 2021

"Stúlkan hjá brúnni" Arnaldur Indriðason

 


Nie pytajcie, dlaczego sięgnęłam po kolejny tom cyklu o Konráðzie, skoro poprzedni mi się nie podobał. Tego się po prostu lekko słucha, a ja mam teraz wielką fazę na audiobooki. Pytacie często, kiedy słucham. No więc ciągle - w samochodzie, przy prasowaniu, gotowaniu, rozwieszaniu prania, pracach w ogrodzie, na spacerach z psem. Audiobooki czynią wiele znienawidzonych prac domowych znośnymi. Czasami nawet wymyślam sobie nowe, żeby móc posłuchać. Ale do rzeczy. 

Ten tom bardzo ściśle powiązany jest z przeszłością Konráða, który wychował się w dzielnicy cieni - jednej z najbiedniejszych okolic Reyjkavíku. Konráð mieszkał z ojcem, jego matka wyprowadziła się wraz z siostrą Betą po tym, gdy ojciec dopuścił się wobec dziewczyny molestowania. Konráð nie do końca zdawał sobie z tego sprawę jako dziecko, ale na pewno nie był z ojcem szczęśliwy. Chłopiec wychowywał się niemal sam, podczas gdy ojciec oddawał się podejrzanym interesom, między innymi organizowaniu seansów spirytystycznych, które w owych czasach cieszyły się sporą popularnością. Teraz Konráð chce wreszcie dociec, jak doszło do śmierci ojca i kto go zamrodował. W tym samym czasie kontaktuje się z nim Eygló - znajoma z młodości, której ojciec przyjaźnił się z ojcem Konráða i był medium podczas seansów. Eygló także posiada zdolności medialne i opowiada Konráðowi o dziewczynce z lalką, która się pojawia w jej wizjach. I faktycznie wiele lat temu odnaleziono ciało dwunastolatki oraz jej lalkę w jeziorze Tjörnin. Konráð chce zagłębić tę sprawę, ale okazuje się, że akta są bardzo szczupłe a sekcja zwłok nie była kompletna. Śledztwo prowadzi emerytowanego policjanta w środowisko pedofilskie, które ówcześnie dość bezkarnie działało w Reykjaviku. Równocześnie z Konráðem kontaktuje się starsze małżeństwo, które przyjaźniło się z jego żoną. Ich wnuczka, którą wychowują, zniknęła. Dziewczyna jest już dorosła, ale nadal mieszkała u dziadków. Teraz nie ma z nią kontaktu, ale istnieje podejrzenie, że jest zamieszana w handel narkotykami i właśnie na tym tle zaginęła. 

Ten tom także nie przekonał mnie do tego cyklu. Śledztwo jest ślamazarne i chaotyczne, działania Konráða nie przekonują, a opieranie się na wizjach znajomej-medium zupełnie nie pasuje do powieści kryminalnej. Za dużo tu przypadków, zbiegów okoliczności, spraw, które nagle po latach wypływają. Narracja jest bardzo powolna, brak tu napięcia, ciekawią, jak zwykle u Indriðasona, jedynie realia islandzkie. 

Moja ocena: 2/6

Arnaldur Indriðason, Das Mädchen auf der Brücke, tł. Anika Wolff, czyt. Walter Kreye, 380 str., Lübbe Audio 2020.

środa, 17 lutego 2021

"Anna In w grobowcach świata" Olga Tokarczuk

 


Sumeryjski mit o Isztar/Inannie - bogini wojny i miłości nie był mi znany. Pewnie dlatego, że w mitach zaczytywałam się w wielu nastoletnim i nie miałam wtedy dostępu do mitologii mezopotamskiej. Uzupełniłam więc moje informacje, by móc w pełni skorzystać z lektury tej książki. Tokarczuk interpretuje w niej historię Inanny, która zdecydowała się zejść do królestwa podziemi Kur, by objąć nad nim władanie. Zostaje jednak uwięziona przez Ereszkigal, władczynię tego świata, a jej sługa Ninszumbur stara się o ratunek swojej pani u jej ojców i matki, który nadchodzi pod jednym warunkiem - wyznaczenia zamiennika Inanny. Zostaje nim jej kochanek - Dumuzi.

W powieści sługa staje się kobietą Niną Szumbar, a mężem Inanny jest Ogrodnik, ojcowie bogini natomiast nie są zainteresowani ratunkiem niesfornej córki. Dopiero jej matka skłania ich do pomocy. Mimo tych zmian, sama idea mitu pozostaje - a Tokarczuk przedstawia kobietę silną, odważną, zadziorną. Co jednak najbardziej zaskakuje w tej powieści, to jej forma przypominająca science-fiction. Świat wykreowany przez autorkę jest zupełnie osobnym bytem, w którym zakotwiczona jest narracja. Przyznam jednak, że doczytałam tę powieść tylko ze względu na piękny język. Treść do mnie zupełnie, ale to zupełnie nie trafiła. To pierwsza powieść Tokarczuk, która przeszła zupełnie obok mnie. Nie znalazłam żadnych punktów zahaczenia, żadnego zdania, które by mnie ujęło, żadnej interpretacji, która by do mnie trafiła. Nie wykluczam, że moje pojmowanie świata jest zbyt proste, by ogarnąć umysłem zamysł tej powieści. Przyznaję jednak szczerze, że ta lektura była dla mnie męczarnią i nie jestem w stanie w niej czegokolwiek docenić. 

Czuję się w pewien sposób zażenowana, że nie potrafiłam docenić tej powieści, ponieważ Tokarczuk czytam od wielu, wielu lat i jestem od dawna jej fanką. Z drugiej strony może i dobrze, że dopiero teraz trafiłam na tę książkę, bo mam już ugruntowaną opinię o prozie noblistki.

Moja ocena: 2/6

Olga Tokarczuk, Anna In w grobowcach świata, 196 str., Wydawnictwo Literackie 2015.

wtorek, 16 lutego 2021

"Myrkrið veit" Arnaldur Indriðason

 


Konráð jest emerytowanym policjantem. Jego żona, lekarka, zmarła na raka, syn, także lekarz, mieszka wraz z żoną i synami bliźniakami osobno, więc Konráð ma dużo za dużo wolnego czasu i czuje się samotny. Jego główne zajęcie to rozmyślanie o przeszłości, o życiu z Erną, o swoim pochodzeniu, o sprawach, którymi zajmował się zawodowo. Jedną z nich jest śmierć pewnego biznesmena, która nigdy nie została rozwiązana. Poważne podejrzenie padło na jego partnera - Hjaltalína, z którym na krótko przed śmiercią się pokłócił. Ciała Sigurvina nigdy nie znaleziono, mimo szeroko zakrojonych poszukiwań. Gdy z Konráðem kontaktuje się Marta - policjantka kryminalna - jest bardzo ożywiony. Odnaleziono bowiem ciało! Kurczący się z powodu globalnego ocieplenia lodowiec ukazał świetnie zakonserwowanego trupa. Konráð angażuje się w śledztwo, po części na prośbę Marty, a po części kierowany ciekawością i nudą. Konráð nigdy nie był w stanie udowodnić winy Hjatlatína, biznesmena, który szedł do celu po trupach, i potrafił manipulować ludźmi. Te cechy nie ułatwiały śledztwa, mimo to nie można było mu udowodnić zbrodni, choć jego alibi było bardzo podejrzane. Teraz Hjaltalín leży w szpitalu i chce rozmawiać tylko z Konráðem. Marta ma nadzieję, że to jest moment na wyznanie prawdy, niestety Hjaltalín nadal twierdzi, że jest niewinny. Konráð bierze sobie swoją rolę doradcy do serca i rozpoczyna śledztwo na własną rękę. Pomaga mu w tym jego pochodzenie - wychował się bowiem w jednej z biednych dzielnic Reykjavíku, gdzie łatwo mu zdobyć zaufanie i wyciągnąć informacje, na przykład o wielkim jeepie, który mógł wywieźć ciało na lodowiec. 

Indriðason wplata w akcję wiele informacji o Islandii - o wyżej wymienionym ociepleniu i jego wpływie na krajobraz, o masowej turystyce, o kryzysie gospodarczym - i to są najciekawsze fragmenty. Samo śledztwo Konrada jest nieudolne, zastanawia, dlaczego pewne fakty wypływają dopiero teraz, mimo że dochodzenie było rzekomo prowadzone bardzo sumiennie i zajmowało policjanta dziesiątki lat. Już podczas lektury poprzedniego cyklu uznałam, że Indriðasonowi brakuje pomysłów. Ta seria mnie w tym utwierdziła. Postać Konrada jest może i dobrze nakreślona, ale przeraźliwie nudna, a jego działania chaotyczne i niekonsekwentne. Fabuła i dialogi ciągną się jak przysłowiowe flaki z olejem, a rozwiązanie zagadki ani nie jest zaskakujące, ani ciekawe.

Moja ocena: 2/6

Arnaldur Indriðason, Verborgen im Gletscher, tł. Anika Wolff, czyt. Walter Kreye, 368 str., Lübbe Audio 2019.

poniedziałek, 15 lutego 2021

"Żałoba przystoi Elektrze" Eugene O'Neill

 


Mit o Elektrze przewija się w literaturze, fascynuje, stanowi inspirację, sama wracałam do niego wiele razy, głównie przy okazji lektur i odkryć literackich. Amerykański noblista Eugene O'Neill przenosi mityczną konwencję w czasy końcówki wojny secesyjnej. Lavinia to dumna córka generała Ezry Mannona. Wraz z matką Christiną czekają na powrót ojca i brata z wojny. Lavinia z utęsknieniem, matka z odrazą. Między kobietami panuje atmosfera pełna napięcia. Lavinia nie czuła się nigdy kochana przez matkę, a teraz zarzuca jej zdradę ojca z kapitanem Adamem Brantem. 
Gdy Lavinia odkrywa, że Adam jest spokrewniony z rodziną, sytuacja się zaognia. Marynarz jest bowiem dzieckiem brata Ezry i pokojówki. Uderzające podobieństwo do Orina - brata Lavinii, ma z pewnością wpływ na uczucie Christiny, która od zawsze preferowała syna.
Takie rodzinne zawirowania nie mogą skończyć się dobrze. Christina przyczynia się do śmierci męża, który umiera w pierwszą noc po powrocie z wojny. Teraz obie kobiety czekają niecierpliwie na Orina, każda gotowa przekonać go do swojej wersji wydarzeń. Christina zarzuca bowiem Lavinii zauroczenie kapitanem i uknucie intrygi.
Sprawa nie jest jednak taka prosta - Orin został poważnie ranny na wojnie, wraca straumatyzowany i ma początkowo problemy z rozsądnym i spokojnym ocenieniem obu relacji. Lavinia jednak przekonuje brata o winie matki.

Bardzo dawno nie sięgałam po dramat, bo i niestety nie chadzam już do teatru. Muszę jednak przyznać, że lektura tego utworu była bardzo satysfakcjonująca. O'Neill niezwykle sugestywnie przedstawia swoje postaci - didaskalia są bardzo wyczerpujące, drobiazgowe, zwracające uwagę na ciekawe szczegóły jak wyraz twarzy, podobieństwo strojów, przemiany w postaciach. Podobnie ma się sprawa z postaciami pobocznymi, które często stanowią ekwiwalent starogreckiego chóru, komentującego wydarzenia. Prym wiedzie tu Seth Beckwith - ogrodnik Manonnów. 
Utwór noblisty, mimo swojej formy, przypomina świetną powieść psychologiczną, która przedstawia dysfunkcyjną rodzinę W rodzinie Mannonów istnieją dwa obozy: ojciec i zauroczona nim córka oraz matka i przesadnie rozpieszczany przez nią syn. Źródło tragedii leży jednak już u początków małżeństwa Christiny i Ezry, a nawet wcześniej - w skandalu, którego dopuścił się brat Ezry. 

Cieszę się, że poznałam tego noblistę - jego twórczość wciąż jest aktualna i świetnie się czyta. Bardzo chciałabym zobaczyć ten dramat w teatrze.

Moja ocena: 5/6

Eugene O'Neill, Trauer muss Elektra tragen, tł. Michael Walter, 208 str., Fischer Taschenbuch Verlag 2007.

sobota, 13 lutego 2021

"Idioten. Fünf Märchen" Jakob Arjouni


Prozę Jakoba Arjouniego odkryłam dzięki mojej kochanej przyjaciółce z Belgii i jestem jej za to niezmiernie wdzięczna, bo to wspaniały pisarz, a jego opowieści są niezwykle zaskakujące. Ten zbiór zawiera pięć krótkich opowiadań - każde z nich jest studium innego charakteru. 

Arjouni dopuszcza czyni narratorami swoich bohaterów, którzy są bardzo skoncentrowani na sobie. Jest współwłaściciel firmy, który w przeciwieństwie do swojego partnera pełni rolę dobrego policjanta, zawsze wyrozumiałego dla pracowników. Jest młody, aspirujący reżyser, który bryluje na studiach i zawsze ma najlepsze pomysły. Gdy jednak ma stworzyć film dyplomowy, wpada w całkowitą niemoc twórczą i traci wiarę w siebie. Poznajemy też matkę młodego muzyka, który odniósł spore sukcesy. Jego matka miała rewolucyjne zacięcie, założyła w latach 60. sklep z płytami i odgrywała sporą rolę w scenie muzycznej, do dzisiaj zresztą najlepiej wie, co się sprzedaje, co jest dobre i jak powinien żyć jej syn. Jest i pisarz, który zrobił ogromną karierę, pisząc powieści drukowane w tanich czasopismach i na stare lata chce stworzyć prawdziwą powieść, którą wydałoby prawdziwe wydawnictwo. Niestety ciągle potyka się na jednej scenie. I wreszcie dziennikarz, który żyje w cieniu żony, słynnej pianistki i spędza całe dnie na przesiadywaniu w restauracji i piciu wina. Każdą z tych postaci odwiedza wróżka, która może spełnić jedno życzenie. Wykluczone są jednak nieśmiertelność, bogactwo, zdrowie i miłość. Wbrew pozorom wcale nie jest łatwo sformułować życzenie, a jego spełnienie wcale nie musi być takie, jaki był zamiar osoby, która je wyraziła.

Te przewrotne opowiadania zaskakują, uwodzą i zachwycają wspaniałym językiem. Przeczytałam je jednym tchem, lecz często zadumałam się nad pointą. Arjouni pozostaje w gronie pisarzy, po których będę sięgać. 

Moja ocena: 5/6

Jakob Arjouni, Idioten. Fünf Märchen, 153 str., Diogenes 2003.

środa, 10 lutego 2021

"Mgła" Ragnar Jónasson

 


Mgła to ostatni i najtrudniejszy tom cyklu o Huldzie. Autor przedstawia bardzo bolesną i niepotrzebną zbrodnię, wspominając najstraszniejsze momenty z życia Huldy. Trudno tutaj nie napisać za dużo dla osób, które nie czytały poprzednich tomów. Te jednak, które je znają, od razu domyślą się o jakie wydarzenie z życia policjantki chodzi. 

Hulda wraca do pracy w lutym, dwa miesiące po tragicznych wydarzeniach i od razu na jej biurku ląduje sprawa zagadkowej śmierci na wschodzie Islandii. W położonym na odludziu gospodarstwie znaleziono dwa ciała starszego małżeństwa. Hulda wyjeżdża na wschód - podróż na miejsce jest bardzo uciążliwa, drogi nadal są zasypane, nieprzejezdne. Na miejscu okazuje się, że ciała musiały leżeć w domu już od Bożego Narodzenia i obie osoby zostały zamordowane. To bardzo zagadkowa śmierć, starsze małżeństwo przeważnie przez długi okres w zimie nie miało kontaktu z nikim z najbliższej wsi, przede wszystkim bardzo trudno było się do nich dostać, ponieważ przez większość czasu świątecznego szalał blizzard. 
Zanim Hulda przeszła na przedłużony urlop zajmowała się zaginięciem młodej dziewczyny, która wybrała się w podróż po bezdrożach Islandii. Okazuje się, że te dwie sprawy w zadziwiający sposób się łączą.

Ragnar bardzo sugestywnie opisuje życie na odludziu - samotność, izolację, ale i piękno natury. Atmosfera, którą odmalowuje jest bardzo duszna, mroczna, niepewna. Erla i Einar są nietypowym małżeństwem. Erla pochodzi z miasta i choć pokochała naturę dookoła ojcowizny Einara, nigdy się tam do końca nie zadomowiła. Wolne chwile spędza na czytaniu książek i to one są dla niej odskocznią od samotności. Gdy w Wigilię do drzwi puka samotny wędrowiec, Erla staje się bardzo podejrzliwa. Nikt nie chodzi po bezdrożach w trakcie wichury i śnieżycy. Stopniowo zaraża swoim niepokojem męża, a gdy niespodziewany gość zaczyna węszyć w domu, niemal wpada w panikę. Autor nakreśla narastającą grozę, lęk, niepewność, zwodząc czytelnika. To po raz kolejny świetny portret psychologiczny, zwłaszcza Erli, Jónasson nie stroni od opisu wielu trudnych momentów w życiu swoich bohaterów, jednocześnie robiąc to sugestywnie, a zarazem delikatnie.

Mgła to świetne podsumowanie tego cyklu, który składa się, niestety!, tylko z trzech tomów.

Moja ocena: 5/6

Ragnar Jónasson, Nebel, tł. Andreas Jäger, czyt. Katja Bürkle, 352 str., der Hörverlag 2020.

wtorek, 9 lutego 2021

"Doktor Dolittle i jego zwierzęta" Hugh Lofting

 


Gdy byłam mała, nie byłam wielbicielką doktora Dolittle, ale przeczytałam kilka tomów tej serii, bo wybór nie był zbyt wielki, więc czytało się wszystko po kolei z biblioteki. Teraz przeczytałam tę książkę z moim jedenastoletnim synem i choć jest on na tę książkę zdecydowanie za duży, z chęcią wysłuchał całości. 

Doktor Dolittle to nieszkodliwy dziwak, który nic sobie nie robi z pieniędzy, zarabiania, porządku i opinii w mieście. Interesują go jedynie zwierzęta i bezinteresowne pomaganie chorym, najpierw ludziom, a potem zwierzakom właśnie. Gdy doktor poznaje mowę zwierząt, jest w stanie wyleczyć każdą chorobę. Pewnego dnia do doktora dociera wiadomość o pomorze wśród afrykańskich małp, więc rusza im na pomoc. Po drodze czeka go mnóstwo perypetii - spotkania z piratami, trudności z Afrykańczykami, którzy zrażeni kontaktami z białym człowiekiem, nie chcą przepuścić lekarza i jego kompanii wgłąb lądu. John Dolittle wraz z kaczką Dab-Dab, świnką Geb-Geb, sową Tu-Tu, papugą Polinezją, psem Jipem, krokodylem i małpką tworzy zgraną kompanię - każde ze zwierząt ma okazję użyć swoich talentów, by pomóc w wyprawie. 

Nie można odmówić tej książce pewnego staroświeckiego uroku, ale, jak pisałam wyżej, to opowieść dla młodszych dzieci, bo brak tu jakiegokolwiek realizmu. Cała podróż utrzymana jest w bardzo bajkowej konwencji, bez zważania na położenie geograficzne czy realne niebezpieczeństwa. Nie sposób także nie zauważyć, że książka się zestarzała. Grupa Afrykańczyków, którą spotyka wyprawa jest przedstawiona bardzo stereotypowo. Jest oczywiście niezbyt rozgarnięty król, którego łatwo przechytrzyć i równie głupiutki książę, który prosi o wybielenie, by spodobać się księżniczce. Mój syn od razu zwrócił uwagę na ten stereotyp i był oburzony, aczkolwiek zrozumiał, że książka powstała sto lat temu, gdy świat był inaczej rozumiany. 

Cieszę się, że poznaliśmy tę klasykę literatury dziecięcej, ale myślę, że to jedna z książek, która niestety niezbyt ładnie się zestarzała. Nasze wydanie ma przypisek "lektura" - nie wiem, czy to faktycznie lektura szkolna, ale jeśli tak, jestem tym faktem bardzo zaskoczona. 

Hugh Lofting, Doktor Dolittle i jego zwierzęta, tł. Patrycja Zarawska, 127 str., Wydawnictwo Wilga.

poniedziałek, 8 lutego 2021

"Wyspa" Ragnar Jónasson


Drugi tom cyklu o Huldzie cofa czytelnika w przeszłość. Mimo że Ragnar dobrze przedstawił swoją bohaterkę w pierwszej części cyklu i opisał jej historię, nie będzie tu więc zaskakujących informacji, ten tom jest równie wciągający. Hulda ma pięćdziesiąt lat i praktycznie zerowe szanse na karierę. Koledzy przeciwnej płci ją wyprzedzili, mimo braku doświadczenia i sukcesów. Hulda jest samotna, ma więc czas i spędza długie godziny w biurze w weekend. Tym sposobem to na jej biurku ląduje sprawa śmierci na odległej wyspie archipelagu Vestmannaeyar. Okazuje się, że czwórka przyjaciół spędzała tam weekend i jedna z osób spadła ze stromego klifu. Hulda wybiera się na wyspę, by przeprowadzić pierwsze rozmowy i zapoznać się ze sprawą. Stopniowo okazuje się, że czwórka przyjaciół już raz straciła koleżankę, dziesięć lat wcześniej. Katla zginęła tragicznie w letnim domu rodziny w odległych fiordach na zachodzie wyspy. Pozostała czwórka spotyka się dziesięć lat później, by wspomnieć dawne czasy i przyjaciółkę. 
Dagur jest bratem Katli, Benedikt jej byłym chłopakiem, Klara i Alexandra przyjaciółkami. W grupie panuje napięcie - Klara ciągle ma wizje Katli, Alexandra, która straciła kontakt z grupą już dawno, czuje się nieswojo, Dagur obarczony jest mnóstwem problemów (jego ojciec został oskarżony o morderstwo córki, a matka nie poradziła sobie z podwójną stratą i wegetuje w domu opieki), tylko Benni próbuje zadbać o dobrą atmosferę. Ten weekend kończy się jednak tragicznie - śmiercią Klary.

Hulda zajmuje się tą sprawą z typową dla niej pedanterią i bardzo szybko wpada na trop, śmierci Katli sprzed dziesięciu lat - uczestniczy wyprawy na wyspę nie kwapią się bowiem, by przypomnieć tę tragedię. Te dwie sprawy nie dają jej spokoju i zaczyna drążyć, co jest nie w smak jej szefowi, który wcześniejsze morderstwo bardzo szybko przypisał ojcu dziewczyny. Ragnar wspaniale buduje napięcie, duszną atmosferę, pełną niedopowiedzeń i domysłów.

To świetny psychologiczny kryminał, w którym autor nie tylko opisuje rozterki Huldy, ale i czwórki pozostałych bohaterów. Świetnie przedstawione są rozterki Dagura, ale i Benedikta, do tego stopnia, że niemal do końca nie byłam pewna rozwiązania. Co tu ukrywać, zostałam fanką Huldy i kolejny tom na pewno tego nie zmieni.

Moja ocena: 5/6

Ragnar Jónasson, Die Insel, tł. Kristian Lutze, 384 str., czyt. Katja Bürkle, Der Hörverlag 2020.

niedziela, 7 lutego 2021

"Wyspa łza" Joanna Bator


 

Podchodziłam do tej książki z pewną rezerwą, bo przemknęły mi kiedyś gdzieś niepochlebne recenzje. Niepotrzebnie, bo po sporej przerwie Bator ponownie zachwyciła mnie swoim językiem. Dodać jednak należy, że Wsypa łza nie jest powieścią, to rodzaj pamiętnika z podróży na Sri Lankę. Podróży wielowymiarowej - miała ona być momentem pisania kolejnej powieści, ale też podążaniem śladem zaginionej Sandry Valentine i poszukiwaniem mroczej bliźniaczki. Tej postaci, która tkwi w najgłębszym zakamarku duszy. 

To nie jest typowa powieść, Bator, tworząc ten poniekąd eksperyment literacki, zapewne zdawała sobie sprawy, że utwór tak odmienny od dotychczasowych niekoniecznie spotka się z entuzjazmem. To nie jest beletrystyka pełna akcji i ciekawych postaci, lecz pamiętnik z podróży, która nie jest konwencjonalnym wyjazdem, a raczej poszukiwaniem. Pełne melancholii spotkania, rozmowy i milczenie wypełniają strony, z pewnością nie mają one szans na porwanie czytelnika, na słynne "wciągnięcie" w akcję. Tu trzeba czasu i gotowości, by dać się autorce zabrać w swój świat. 

Mimo że jest to książka o autorce i jej poszukiwaniach, to sporo tu Sri Lanki. Wierzeń, spotkań, opisów, wrażeń, harmidru, zgiełku, biedy, niepokoju i cudownych fotografii. Swoisty reportaż z podróży, który wyłamuje się z wszelakich ram, a zarazem powrót do wcześniejszych utworów - wspomina się tu Piaskową Górę i Japonię, przewijają się motywy z poprzednich powieści. 

Przyznam, że nie jest to książka łatwa, wciągająca fabułą czy uwodząca postaciami, ale warto dać sobie i autorce czas, by poznać ją bliżej.

Moja ocena: 4/6

Joanna Bator, Wyspa łza, 304 str., Wydawnictwo Znak 2015.

sobota, 6 lutego 2021

"Gatið" Yrsa Sigurðardóttir

 


Czwarty tom z komisarzem Huldarem i psycholożką Freyą w rolach głównych jest o wiele bardziej udany od poprzedniego. Wprawdzie i tutaj nie udało się Yrsie uniknąć powtórzeń (niczym na początku każdego serialowego odcinka), ale interakcje między policjantami i psycholożką nie były aż tak dziecinne, co nie oznacza, że całkowicie inne. Huldar nadal zachowuje się jak w przedszkolu jeśli chodzi o znienawidzonego kolegę Joela, a jego rozmowy z szefową Erlą wciąż nie osiągnęły poziomu poważnej konwersacji. Te mankamenty blakną jednak wobec ciekawej intrygi.

Podczas oficjalnej wizyty chińskiego ministra spraw zagranicznych i tuż przed eleganckim przyjęciem w rezydencji prezydenckiej na skale wisielców pojawia się, nomen omen, wisielec. Ciało trzeba jak najszybciej usunąć, by żaden z gości, nie daj boże, nie dojrzał nieszczęśnika. Nie jest to łatwa sprawa - bo do ciała trudno się dostać, a jeszcze trudniej je usunąć, nie zrzucając go po prostu ze skały. Grozy całej sytuacji dodaje fakt, że skała ta już kiedyś służyła egzekucjom, gdy jeszcze duński namiestnik decydował o Islandii. 
Ofiara ma na imię Helgi i okazuje się być bogatym mężczyzną, który nie ma powiązań z żadnym środowiskiem przestępczym. Policjanci są w kropce, gdy w mieszkaniu Helgiego odkrywają czteroletnie dziecko. Chłopczyk wie jedynie, że ma na imię Siggi, imiona rodziców podaje tylko w postaci zdrobnień, które pasują do całego szeregu imion, nie zna swojego adresu i nie potrafi wyjaśnić, jak się znalazł w takiej sytuacji. Podczas gdy dziecko umieszczone zostaje w opiece zastępczej, policjanci gorączkowo poszukują jego rodziców. Gdy podczas rozmów z chłopcem okazuje się, że jego mama jest w bardzo zaawansowanej ciąży i kilka tygodni wcześniej odwiedziła szpital, poszukiwania nabierają rozpędu. 

By nie zdradzić zbyt wiele, napiszę tylko, że śledztwo dotrze do grupy mężczyzn, przyjaciół od czasów szkolnych, których rozrywką jest seks z przygodnymi kobietami i nagrywanie własnych wyczynów. Konsekwencje tej dla nich pozornie niewinnej rozrywki są zaskakujące.

To kryminał o dobrze skonstruowanej intrydze, w której na końcu nic nie jest takie, jakie wydawało się być. Szkoda, że wątki prywatne nie są tak dobre, to zdecydowanie nie jest mocna strona autorki. Po czterech tomach nie jestem nawet w stanie powiedzieć, czy darzę sympatią któregokolwiek z bohaterów. 

Moja ocena: 4/6

Yrsa Sigurðardóttir, Abgrund, tł. Tina Flecken, 400 str., czyt. Dietmar Wunder, der Hörbuchverlag 2020.

piątek, 5 lutego 2021

"Dorośli" Marie Aubert

Ta przypominająca nieco Współczesną rodzinę Helgi Flatland powieść jest fragmentem z życia normalnych, niczym nie wyróżniających się ludzi. Ida i Marthe spotykają się w rodzinnym domku weekendowym, by uczcić sześćdziesiąte urodziny matki. Narracja poprowadzona jest z perspektywy starszej Idy. To bezdzietna architektka, która nigdy nie była w poważnym wątku. Właśnie skończyła czterdzieści lat i czuje, że to najwyższy czas, by zmienić coś w życiu, a przynajmniej by zostać matką. W tym celu odwiedziła klinikę leczenia niepłodności w Szwecji, by rozważyć opcję zamrożenia swoich komórek jajowych na wypadek, gdyby znalazła partnera i zapragnęła mieć dziecko. Tymczasem Marthe po wielu poronieniach wreszcie jest w ciąży. Ponadto ma fajnego partnera, który to związku wszedł z kilkuletnią córką. Nowego partnera ma także matka, która dzień później dołącza do reszty rodziny.

Ida boryka się ze swoimi myślami, mając nadzieję na obgadanie problemów z siostrą. Tymczasem, gdy dowiaduje się o jej ciąży, plan na wspólny wieczór przy winie i plotkach zarzuca. Wspólne przebywanie z rodziną na małej i ograniczonej przestrzeni wywołuje szereg napięć, przede wszystkim na linii Ida i Marthe. Ida niespecjalnie potrafi się odnaleźć w nowej sytuacji - zresztą jej stosunek do Marthe zawsze był napięty. Po tym jak jej ojciec opuścił rodzinę weszła w rolę rodzica, wspierając matkę i opiekując się młodszą siostrą. Ida do dziś ma żal i przykre wspomnienia z sytuacji, gdy Marthe zepsuła jej ważne momenty. Teraz próbuje w jakiś sposób zatryumfować nad siostrą, na przykład wzorowo zajmując się córką jej partnera. Marthe wydaje się nie radzić sobie z Oleą, natomiast Ida od razu nawiązuje z nią kontakt, podobnie jak z Kristofferem, którego mniej lub bardziej podświadomie uwodzi. 

Ta niewielka powieść to ciekawa rzecz o rolach, jakie przypisane nam są przez społeczeństwo. Ida w zasadzie dobrze się czuje w roli singielki, ale ma poczucie, że w tym wieku powinna mieć męża i dzieci, stąd jej pomysł na zamrożenie komórek. Ze zdumieniem dowiedziałam się, że wiele czytelniczek i czytelników tej powieści nie lubi Idy. Ja miałam zupełnie przeciwne odczucia, rozumiem ją, czasem jej nawet współczułam, dużo bardziej denerwowała mnie Marthe. Podobnie zaskakujące są dla mnie opinie, że Marie Aubert sportretowała rodzinę dysfunkcyjną. Ja odbieram tę rodzinę jak każdą inną, bo przekonana jestem, że niemal każda ma swoje problemy. Gdy pomyślę, ile z moich bliższych i dalszych znajomych ma krew w oczach przed rodzinnymi nasiadówkami w czasie świąt, spotkanie urodzinowe tej rodziny wcale nie wydaje mi się być wyjątkowo toksyczne. Siłą tej książki jest właśnie to, że Aubert pokazuje rodzinę jakich wiele, szczerze, bez ozdobników, pokazuje ją jednak tylko z perspektywy Idy. 

To bardzo ciekawy portret psychologiczny, ale i studium rodziny. Pewna jestem, że tę przecież dość szczupłą powieść można odczytywać na różne sposoby, co było szczególnie widoczne podczas książkowego klubu Wydawnictwa Pauza. To była bardzo inspirująca dyskusja! Polecam wam tę, dodam świetnie przełożoną, powieść.

Moja ocena: 6/6

Marie Aubert, Dorośli, tł. Karolina Drozdowska, 144 str., Wydawnictwo Pauza 2020.

czwartek, 4 lutego 2021

"Mock" Marek Krajewski

 


Przyznam, że sięgałam po ten tom z pewnym sceptycyzmem. Miałam wrażenie, że zmęczył mnie już Krajewski powtarzaniem tej samej konwencji i piramidalnymi komplikacjami stojącymi za śledztwem. Co raz trudniej było mi podążać za zamysłami morderców, którzy zawsze korzystali z wyjątkowo zagmatwanych wyliczeń matematycznych. Tymczasem Mock był bardzo przyjemną lekturą. Może niekoniecznie kryminalną, lecz ze względu na realia właśnie. Prawdopodobnie to właśnie one najbardziej mnie pociągają w cyklu o Mocku.

Akcja tego tomu rozgrywa się podczas budowy Hali Ludowej, zwanej wówczas Halą Stulecia. Ten imponujący gmach został wzniesiony w latach 1911-1913 według najnowocześniejszej i niezwykle przemyślanej architektoniczej sztuki. Otwarcie hali łączyło się z wystawą, która miała ukazać świetność Śląska. Szeroko zakrojone przygotowania do uroczystego otwarcia, które miał zaszczycić sam cesarz wprowadzają w stan alarmowy cały Wrocław. Niestety całą operację komplikuje pięć ciał znalezionych w hali - na posadzce odnaleziono ułożone w różę wiatrów trupy czterech nastolatków, którzy zginęli na skutek upadku z położonej u szczytu hali galerii. Natomiast piąte ciało należy do Ikara, jak ochrzciła go opinia publiczna, czyli człowieka przystrojonego w skrzydła, który zawisł na sznurze uczepionym na tej samej galerii.

Sprawa jest skomplikowana, bo nie tylko musi zostać rozwiązana jak najszybciej, ale poszlaki prowadzą do dwóch środowisk - masonów oraz nacjonalistów, którym sprzyja syn cesarza. Eberhard Mock natomiast nie pracuje jeszcze w policji kryminalnej, ale ma ogromne aspiracje. Na razie jednak jest tylko wachmistrzem i w policji musi utrzymać się w ogóle, bo grozi mu powrót do Wałbrzycha i praca u ojca. Nie jest to jednak takie proste, bo jego szef asesor Vyhladil to wyjątkowa kanalia.
Mock jest pełen werwy, energii, ambicji, życie go jeszcze nie sterało. Mimo że żyje biednie, posiada bardzo ograniczone rezerwy finansowe, jest wielbicielem dobrego jadła i napitku oraz oczywiście kobiet. W tym tomie ma okazję popisać się swoją inteligencją, wiedzą uzyskaną na nieukończonych studiach filologicznych oraz zdolnościami do dedukcji. 
Krajewski bardzo sugestywnie szkicuje atmosferę Wrocławia z początku XX wieku - podejrzane zaułki, knajpy, restauracje, burdele, sklepy i oczywiście cały kompleks w Parku Szczytnickim. Już wiem, że właśnie za to polubiłam kryminały o Mocku - Wrocław jest mi miastem bliskim i każdy powrót ma dla mnie wymiar sentymentalny. 

O ile sama zagadka mnie nie porwała, to przyznać trzeba, że Krajewski przemyślał dogłębnie wszystkie wątki (ale nie spodziewałam się niczego innego) i każdy element pasuje do siebie jak fragment puzzli. Dodać należy, że autor zadbał również o kreację postaci, pomijając już samego Mocka - dobrze wyszedł i Vyhladil, i dyrektor szkoły, a zwłaszcza piekielnie inteligentna wdowa Charlotta.

Dzięki "Mockowi" wróciła mi ochota na powrót do kryminałów Krajewskiego. Mam na czytniku jeszcze dwa - jeden z nich ma niezbyt pochlebne opinie, ale postaram się sięgnąć po nie jak najszybciej i sprawdzić, co nowego wymyślił autor.

Moja ocena: 4/6

Marek Krajewski, Mock, 400 str., Wydawnictwo Znak 2016.

wtorek, 2 lutego 2021

"Meistererzählungen" Luigi Pirandello

 


Po noblistów dawniejszych, zwłaszcza tych płci męskiej, sięgam z pewną obawą. Zbyt wiele razy zupełnie do mnie ich proza nie trafiła lub odbierałam ją jako całkowicie przestarzałą. W przypadku Luigiego Pirandella zdecydowałam się na opowiadania, oczekując, że ta forma literacka będzie najbezpieczniejsza. I faktycznie, przeczytałam wszystkie z ciekawością, nie odczuwając zupełnie, że powstały na początku XX wieku. Pirandello zmarł w 1936 roku, a nagrodą Nobla został uhonorowany dwa lata wcześniej za swoją sztukę sceniczną. Pirandello urodził i wychował się na Sycylii, co jest bardzo widoczne w jego twórczości. Akcja wielu z opowiadań została umieszczona na wyspie, a sporą rolę odgrywają zwyczaje i tradycje tego regionu. 

Bohaterami niemal wszystkich opowiadań są mężczyźni, zaledwie w dwóch tekstach kobiety odgrywają rolę. W jednym z nich główną bohaterką jest dziewczyna chora, o zniekształconym ciele, która zadurza się w mężczyźnie z okna na przeciwko. W innym natomiast kobieta, która spędziła całe życie w zamknięciu jako żona i matka. Jak tradycja sycylijska nakazuje nigdy nie opuszczała domu, zajmując się pracami właściwymi dla kobiety. Nawet po śmierci męża nie zmieniła tego zwyczaju. Dopiero gdy zapada na ciężką chorobę od zawsze zakochany w niej brat męża zabiera ją w ostatnią podróż. W pamięć zapadło mi jeszcze kilka nowel. Przede wszystkim ostatnia o człowieku, który na stare lata zrzeka się swojego gospodarstwa, o które zawsze bardzo pilnie dbał na rzecz niewielkiej renty. Człowiek, który przejął dorobek jego życia liczy na rychłą śmierć starca, która jednak nie następuje. Co więcej przeżywa on nowego właściciela. Ta nowela ukazuje w całej okazałości komizm prozy Pirandella, który chętnie opisuje, jak los potrafi wystrychnąć ludzi na dudka. Równie dowcipna jest nowela o Żydzie, który porzucił swoje wyznanie i wżenił się w tradycyjną rodzinę. Szwagier jednak go nie akceptuje i podkreśla to na każdym kroku. Ów wpada więc na pomysł, jak wreszcie pokazać szwagrowi, gdzie jego miejsce. Świetne jest również opowiadanie o człowieku, który przygotowuje się do egzaminu. Dzięki pomocy finansowej narzeczonej wyjeżdża do położonego na odludziu hotelu, by w spokoju rozpocząć naukę. Na miejscu jednak co krok coś mu przeszkadza. 

Nie wszystkie opowiadania przypadły mi tak samo do gustu. Niektóre były zbyt zagmatwane, tematyka dla mnie nieciekawa, ale wszystkie napisane są pięknym, plastycznym językiem i osadzone są w szerokim tle kulturowym. 

Moja ocena: 4/6

Luigi Pirandello, Meistererzählungen, tł. Percy Eckstein, Hans Hinterhäuser, Lisa Rüdiger, 395 str., Diogenes 1964.

poniedziałek, 1 lutego 2021

Stosikowe losowanie luty 2021

 ZwL wybiera numer książki dla Anny (w stosie 244 książki) - 186
Anna wybiera numer książki dla Gucimal (w stosie 60 książek) - 41
Guciamal wybiera numer książki dla Maniiczytania (w stosie 10 książek) - 5
Maniaczytania wybiera numer książki dla ZwL (w stosie 1200 książek) - 456
Anna wybiera numer książki dla Agnes (w stosie 15 książek) - 15