Choć z krajów nordyckich znam tylko Islandię, a i tę tylko pośrednio, to chętnie sięgam po książki traktujące o tych krajach, ale także napisane przez autorów z nich pochodzących. Mam wrażenie, że nordycka mentalność, o ile oczywiście można aż tak uogólniać, bardzo współbrzmi z moim podejściem do życia. Innym, ważnym impulsem do sięgnięcia po tę książkę były jej autorki, a zwłaszcza trzy z nich, które cenię i znam z klubu Polek na Obczyźnie. Co ciekawe, książkę sprezentowała mi jedna z klubowiczek, mieszkająca w Danii, w ramach naszej corocznej akcji mikołajkowej. To była cudowna niespodzianka - w przeciwnym razie nie miałabym szans na dostanie wersji papierowej przez wiele miesięcy.
O Skandynawii i krajach nordyckich powstało już mnóstwo publikacji, czy więc ta książka ma szansę na wyróżnienie w tym natłoku? Moim zdaniem tak, a to dlatego, że autorki nie starały się stworzyć obszernego kompendium o tych krajach, lecz wyszły z założenia, że opowiedzą o swoich nowych ojczyznach, wybierając za leitmotiv poczucie szczęścia. Poszukiwanie szczęścia to temat oczywiście medialny, szczególnie w okresie pandemii, która pobrzmiewa także na kartach tych książki, a szczęście nordyckie przewija się przecież od dawna w licznych publikacjach - czy będzie to słynne duńskie hygge, czy mniej znane szwedzkie lagom, fińskie sisu, norweskie kos, farerskie hugni czy tak dobrze mi znane islandzkie þetta reddast.
Począwszy od wstępu Kingi Eysturland, która przybliża mniej zorientowanemu czytelnikowi pojęcia nordyckości i skandynawizmu, poprzez wywiady i teksty o istocie szczęścia, kuchni i dobrobycie, czytelnik stopniowo zagłębia się w tematykę książki. Te wstępne rozdziały mają na celu poszerzenie perspektywy oraz ukazanie pewnych wspólnych punktów łączących w gruncie rzeczy dość różne kraje.
Kolejne rozdziały poświęcone są poszczególnym nacjom - tu widać, że każda z autorek ma swój styl i swoją koncepcję przedstawienia pojmowania poczucia szczęścia w swojej ojczyźnie. I o ile dopiero na podstawie tej lektury widać spore różnice między mieszkańcami europejskiej północy, to warto się skupić na podobieństwach. Wszystkie te kraje łączy minimalizm, który wyraża się nie tylko w wystroju mieszkań, ale i w kuchni i podejściu do życia. To właśnie on jest moim zdaniem kluczem do szczęścia. Unikanie zalewu rzeczy czy informacji poprzez obcowanie z naturą jest tym, co sama odnalazłam dla siebie. Mieszkaniec krajów nordyckich z nabożną czcią traktuje swój dom letniskowy, do którego wyjeżdża na weekend, by celebrować czas wolny, kontemplować naturę i ewentualnie zmęczyć się podczas pracy fizycznej. Niezbyt zachęcająca pogoda przez większą część roku nauczyła Skandynawów do korzystania z każdej pięknej chwili. Od dziecka wyrastają w głębokim poszanowaniu dla natury i respekcie dla innego człowieka, co wydaje się być kluczem do poczucia spełnienia. Tu nie trzeba wodotrysków i wielkich pieniędzy - wystarczy dobre jedzenie (żadne cuda, pizza robi robotę), bycie w gronie bliskich i wspólne spędzanie czasu. Dla Fina kropką nad i będzie sauna, dla Islandczyka gorące źródło, dla Norwega wyprawa na ryby - niczego więcej nie trzeba.
Rozdziały poświęcone poszczególnym krajom są wprawdzie zbudowane według podobnego schematu, ale każda z autorek nadała im indywidualny rys. Najmniej podobał mi się ten o Danii, bo miałam problem ze stylem autorki (co ciekawe ten rozdział ma inną redaktorkę), pozostałe były świetne. To ogromna dawka wiedzą w pigułce, podana z perspektywy każdej z autorek. Świetnym uzupełnieniem są wywiady z obywatelami poszczególnych krajów, a przede wszystkim przepisy z przepięknymi fotografiami. Zdjęcia są zresztą integralną częścią tej pięknie wydanej książki, dlatego tak bardzo cieszę się, że mogłam przeczytać ją w wersji papierowej.
Moja ocena: 5/6
Aldona Hartwińska, Iga Faurholt Jensen, Aleksandra Michta-Juntunen, Magdalena Szczepańska, Kinga Eysturland, Agnieszka Jastrząbek, Codziennie jest piątek. Szczęście po nordycku, 240 str., Wydawnictwo Pascal 2020.
Z jednej strony ciekawa jestem takich książek. Mam nawet na półce jedną o fińskim sisu, ale z drugiej mam wrodzony sceptycyzm do takich pojęć i postaw, więc sama nie wiem. Kusi, a jednak boję się rozczarowania i zmarnowanego czasu.
OdpowiedzUsuńWiesz, tu nie ma co być sceptycznym, bo to jest najnaturalniejsza sprawa na świecie dla tych krajów. Myślę, że nie zmarnujesz czasu, to dość pouczająca książka.
Usuń